Rozdział 24: Piesio na trzecim piętrze
- To... czemu uciekaliście przed Filchem? - spytała Laura, którą szczerze intrygowało ich zachowanie. W końcu, Gryfoni łamali reguły już pierwszego dnia. Nie to, żeby miała coś przeciw temu, po prostu ją to dziwiło.
Przez dłuższą chwilę się wahali, ale po jakimś czasie zdecydowali się opowiedzieć dziewczynie, jak to Potter zmierzył się z Malfoy'em o Przypominajkę Neville'a, którą ten zgubił podczas wypadku z miotłą, pod nieobecność Hooch. Opowiedzieli jej, jak to McGonagall, zamiast go wywalić, uczyniła go szukającym Gryffindoru. Jak to przy obiedzie (tym samym, przy którym Hermiona dostała ziemniakiem) rozmawiali o włamaniu do Gringotta, po czym Potter otrzymał w podarunku od McGonagall nową miotłę. Nimbus 2001. Dodali, że Malfoy uczepił się podarunku i że chciał donieść na Pottera Fitwickowi, ale tamten nic z tym nie zrobił. Wspomnieli również o fakcie, że Malfoy wyzwał Wybrańca na pojedynek, który obaj mieli stoczyć o północy. Wtedy również Hermiona wtrąciła swoje trzy grosze o tym, że chciała ich powstrzymać, ale się nie udało. Twierdziła, że tylko chciała ich zatrzymać, ale Laura szczerze w to wątpiła. Bo niby po co szłaby z nimi, skoro nie chciała aby oni szli? No i pozostawał szkopuł z Neville'm. On, jak to on, najzwyczajniej w świecie zapomniał hasła, a potem już było za późno i Gruba Dama nie chciała go wpuścić. Więc młody Longbottom poszedł z nimi, bo co innego miał biedak począć?
Laura westchnęła ciężko.
Usłyszała również o tym, jak to Draco bohatersko stchórzył i nawet nie raczył się stawić w Izbie Pamięci o wyznaczonej porze (w ogóle nie przyszedł). Zamiast tego wydał Pottera Filchowi, który miał chłopaka złapać i przyczynić się do jego wywalenia ze szkoły.
A to wstrętny szczur!
Laura zazgrzytała zębami, ale nic nie powiedziała. Znaczy, do czasu, aż Gryfoni skończyli swoją opowieść. Dopiero wtedy przemówiła, tym samym wyluzowanym tonem, co zawsze:
- Spoko! - machnęła ręką. - Dam już ja temu Malfoy'owi nauczkę! Różowy mundurek go nie nauczył, to może Pierdziuszek lub bułeczka z Koniodżemem da radę.
Ron wybałuszył na nią oczy.
- Nie gadaj! - wykrzyknął. - Ten różowy mundurek Malfoy'a to twoje dzieło?! - zapytał rudzielec z niedowierzaniem, ale i podziwem w głosie. - A ta historia z Parkinson, Bulstrode i Greengrass?!
Laura dumnie wypięła pierś.
- Tak i jeszcze raz, tak! - oświadczyła. - To moje dzieło!
Dopiero w tym momencie zadymiara dostrzegła w oczach Ronalda Weasley'a iskierki rozbawienia i podziwu, pokierowane pod jej adresem. Uśmiechnęła się triumfalnie. Wiedziała, że brat Weasley'ów przekona się do niej, prędzej czy później. Kto by się spodziewał, że tak szybko? Cóż, przynajmniej był to jakiś uśmiech losu.
Nagle pałeczkę przejęła Hermiona.
- Lauro, a co ty robisz tu w środku nocy? - spytała podejrzliwie.
- Ach, odrabiałam szlaban u Snape'a. Ten za lekcję - odparła.
Ron zachichotał, a Harry przemówił.
- Dzięki za to, że mnie wtedy obroniłaś. Ryzykowałaś tym. Przeze mnie dostałaś szlaban.
Laura machnęła lekceważąco ręką.
- Nie martw się. Wracając ze szlabanu sturlałam Snape'a ze schodów, rozebrałam go w jego własnym pokoju, po czym wróciłam do jego gabinetu i zrobiłam tam, łagodnie rzecz ujmując, zadymę. - Wypowiedziała te słowa z taką łatwością, jakby demolowanie gabinetów nauczycieli było czymś normalnym i absolutnie nie nielegalnym.
Za to nieźle wytrąciła Hermionę z równowagi.
- Co żeś ty zrobiła? - wykrzyknęła.
- No... zrobiłam w gabinecie Snape'a zadymę, a wcześniej zrzuciłam go ze schodów, bo już mi się nie chciało go nieść. Potem jeszcze go rozebrałam. Wiesz, że profesor ma bardzo ładną klatę? Nie miałam pojęcia, że ten tłustowłosy ksiądz może mieć taki piękny czteropak! W prawdzie nie chciało mi się zdejmować mu butów, spodenek i gaci, więc o męskości nic mi nie wiadomo. Jak chcecie, to kiedyś to jeszcze nadrobię. Mam całą masę ciasteczek i cuksów nafaszerowanych eliksirem słodkiego snu.
Tu trochę przesadziła, bo klata Snape'a wcale nie była aż tak dobrze zbudowana, ale miał ładne ciało. Jeżeli chodzi o opinię jedenastoletniej uczennicy. Jednak to wystarczyło, aby wytrącić Granger z równowagi i wprawić Pottera w atak głupawki. Przy okazji udało jej się wzbudzić jeszcze większy podziw u Weasley'a.
- Nie no, ona jest niemożliwa! - powiedział uradowany lisio.
Laura zachichotała.
- I widzisz, Ron? Wcale nie jestem taka podła, co? - spytała, puszczając do niego oczko.
- No... chyba muszę przyznać ci rację - odparł Ron, drapiąc się za uchem.
Dziewczyna zachichotała z nieukrywaną satysfakcją. Wtedy też odezwała się Hermiona.
- Słuchajcie, nie chcę wam w niczym przeszkadzać, ale czy nie zauważyliście, że znaleźliśmy się na korytarzu trzeciego piętra, które jest zresztą zakazane dla uczniów, a Filch i jego kotka depczą nam po piętach? - spytała poddenerwowana.
Laura wzruszyła ramionami.
- Wiesz, Hermiono, miałam wam powiedzieć gdzie idziemy, ale uznałam, że będzie ciekawiej kiedy sami się o tym dowiecie - rzuciła spokojnie, jakby fakt, że znaleźli się na zakazanym piętrze, nic w ogóle dla niej nie znaczył. Aczkolwiek, tak właśnie było.
Granger i Neville spojrzeli na nią jak na wariatkę, natomiast Harry i Ron, na dobre już rozbawieni jej zachowaniem, po prostu zachichotali. Bo co mieli robić? Oczywiście spotkało się to z widoczną dezaprobatą Uczennicy Trzystu i Jednego Podręcznika, ale zignorowali ją, w pierwszej minucie. Kiedy rozległo się mruczenie kici woźnego i coraz to donośniejsze odgłosy czyiś kroków, nawet dla Laury, nie było już tak kolorowo.
Wszyscy pięcioro, Gryfoni i zadymiara, rzucili się biegiem w głąb korytarza, mając gdzieś, że właśnie się pogrążają. Biegli coraz to dalej, wciąż jeszcze znajdując się na trzecim piętrze, ale lepsze to, niż dać się złapać woźnemu, który bez żadnych skrupułów wyrzuciłby ich z Hogwartu, przynajmniej według Laury.
W pewnym momencie natrafili na dziwne drzwi, które wyglądały dość odpychająco. Jednakowoż, znaleźli się w ślepym zaułku, zatem jedno pozostawało jasne: albo zaczekają aż znajdzie ich Filch - a wtedy dopiero zaczną się kłopoty - lub też przekroczą próg i pognają dalej. Laura była bardziej przekonana do drugiej opcji, i chyba nie tylko ona.
Potter nagle zaczął szarpać za klamkę, ale nic to nie dało.
- Ech, zamknięte! - jęknął.
- Już po nas! - dodał Ron, całkowicie pewny swego.
Laura wyjęła zza pasa swoją różdżkę, szturchając Weasley'a.
- Idioci z was, wiecie? - spytała. - Och, odsuńcie się! Alohomora! - rzucone przez nią zaklęcie, natychmiastowo otworzyło zamek, udostępniając im wejście. Żadne z nich nie czekało na zaproszenie. Od razu wstąpili od środka, zamykając za sobą drzwi, aby Filch nie domyślił się, że weszli do środka.
Przez moment czekali w milczeniu i w napięciu, czekając i nasłuchując kroków, które z każdą kolejną chwilą, stawały się coraz głuchsze. W końcu Filch odszedł. Laura odetchnęła z ulgą, zaś Neville przetarł dłonią czoło.
- Alohomora? - odezwał się w końcu Ron.
- To standardowe zaklęcie otwierające zamek do każdych drzwi, które nie są obłożone zaklęciami ochronnymi, Ronaldzie - rzekła Laura, przyjmując ton Fitwicka.
- Jest z rozdziału drugiego! - wtrąciła Hermiona. Zignorowali ją.
Laura raz jeszcze przyłożyła ucho do drzwi.
- Już sobie poszedł - rzekła. - Nic nam nie grozi.
- Pewnie myślał, że drzwi są zamknięte - rzekł Ron.
- Bo były! - zauważyła Hermiona, troszeczkę ostrzej, niż wypadało. Widocznie ta cała sytuacja zaczynała już ją męczyć. Laura, osobiście, zupełnie nie rozumiała jej motywów, dla których wciąż się nie rozluźniła, ale starała się przynajmniej sprawiać wrażenie, że ją rozumie. W końcu, jeżeli jest się panną perfekcyjną, nie co dzień łamie się szkolne przepisy dla podniety. Zadymiara jednak, miała zupełnie inne zdanie na ten temat.
Z rozmyślań wyrwał ją głos Harry'ego. A co zdziwiło Laurę najbardziej to fakt, że był przerażony.
- Wiem dlaczego - wskazał dłonią w jakiś odległy punkt.
Laura, Ron, Hermiona i Neville podążyli wzrokiem za jego palcem, a ich oczom ukazał się... pies. Ogromny, trójgłowy pies, podobny do cerbera z mitologii Grackiej. Z tą różnicą, że nie był dziki i przerażający, tylko słodki i uczesany jak domowy szczeniaczek. Oczywiście, Gryfoni wręcz zbledli ze strachu i już byli gotowi się drzeć. Laura wywróciła oczami.
Zbliżyła się do psa, wyciągając powoli rękę w jego kierunku. Bez żadnych gwałtownych ruchów.
- Lauro! - pisnął przerażony Neville. - Lauro, nie rób tego!
Oczywiście, zignorowała go. Bo jakże by inaczej.
Pies warczał na nią, jednak momentalnie złagodniał, kiedy go pogłaskała. Z każdą chwilą, stawał się coraz bardziej potulny, w czasie gdy Laura pogłębiała pieszczoty, drapiąc go za uszami, gładząc i całując po nosach, wszystkich trzech.
Ów widok był dla Harry'ego i pozostałych równie niezrozumiały jak fakt, że przed ich spotkaniem wyczyniała różne dziwaczne rzeczy u Snape'a, zupełnie nie obawiając się kary. Widocznie dla Laury łamanie regulaminu i pakowanie się w przeróżne tarapaty, było chlebem powszednim. Istotnie, było.
- Och. no tak. Grzeczny piesio! Grzeczny, grzeczny...
- Lauro, czy możesz już przestać? - zapytała Hermiona, drżącym głosem. - Musimy się zbierać! Już! Szybko, za nim to coś cię ugryzie!
Laura wywróciła oczami.
- Ty nie umiesz się dobrze bawić, co nie, Granger?
W odpowiedzi Hermiona jedynie prychnęła i wydęła usta. Mimo to, Laura ostatecznie zgodziła się na to, by pozostawić pieska samemu sobie. W końcu nie należał do niej i nie wiadomo, kim jest jego właściciel. Poza tym, musieli wracać do dormitoriów.
Laura opuściła więc trzecie piętro, podobnie jak pozostali, jednak w duchu przysięgła sobie, że jeszcze tu kiedyś wróci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro