Rozdział 16: Pokoszmarowa przygoda
Laura przewracała się z boku na bok, jednak nie mogła, po prostu nie mogła, zasnąć. Zdawało jej się nawet, że coś lub ktoś, stara się jej to uniemożliwić. Może zwyczajnie była za bardzo przewrażliwiona po tym, co się dzisiaj stało. Po tym jak rozpłakana Anabelle przyszła do nich z prośbą o przygarnięcie jej, Laura wciąż intensywnie myślała nad tym jaką zemstą obdarzy Krowę Mopskinson i te jej koleżaneczki. Przemyślała już opcję z akromantulą, jednak wpierw uda się do Zakazanego Lasu i porwie jedną. Tylko wciąż jeszcze nie miała pojęcia jak.
Przewróciła się na drugi bok, spoglądając na śpiącą koło niej Anabelle. We śnie wyglądała tak spokojnie i tak uroczo. Zdawała się być krucha i bezbronna. Przesłodka.
Kiedy Anabelle przyszła do nich cała zapłakana i roztrzęsiona, dziewczyny od razu ją przyjęły. Isthel i Isabel zgodziły się od razu. Gwendolyn również, choć przez kilka chwil lekko się wahała. Tak więc postanowiono, że Anabelle zamieszka u nich. Laura, z czystej dobroci, zaoferowała dziewczynie, że może z nią spać i zgarnąć dla siebie pół jej szafy. Anabelle chętnie na to przystała, a jej wdzięczność zdawała się nie mieć końca. Zadymiara nie miała pojęcia co by się stało, gdyby Clarce sama trafiła do Slytherinu. Przecież była mugolaczką... Szlamą... Dla kogoś takiego jak Krowa Mopskinson, Anabelle była przynajmniej śmieciem. Laura po prostu nie mogła zostawić na lodzie takiej osoby. Nie w tej szkole. Nie w tym domu.
W którymś momencie Laura nie wytrzymała, więc się podniosła do siadu. Spojrzała w ciemność, spoglądając na twarze śpiących koleżanek. Wszystkie, jak na ironię, były odwrócone do niej przodem, zatem nie musiała wstawać, aby się przyjrzeć każdej z osobna. Gwendolyn spała w najlepsze, przy czym leżała nieruchomo jak kłoda; widocznie miała twardy sen. Jej czarne włosy były całkowicie zmierzwione, a kilka kosmyków grzywki opadało jej na twarz. Isthel mruczała coś przez sen, ale spała głęboko, więc chyba wszystko dobrze. Możliwe nawet, że śniło jej się coś fajnego, gdyż uśmiechała się. Isabel oczywiście wierciła się u siebie, turlając po pościli z jednego boku na drugi, aż w końcu zawinęła się w kłębek, niczym gąsienica. Dobrze, że nie kazały Anabelle spać z Isie, bo by się nie wyspała.
Laura wstała z łóżka, starannie omijając śpiącą Anabelle, aby jej nie obudzić. Kiedy stanęła na nogach, chłodna podłoga w styku z rozgrzanym ciałem zadymiary, wydawała się być lodowato zimna. Laura zadrżała. Nieśpiesznie zbliżyła się do krzesła przy swoim (i Anabelle) biurku, sięgając po zawieszony na jego oparciu sweter. W mgnieniu oka się nim opatuliła, po czym zaczęła krążyć po pokoju.
Zegar naścienny tykał.
Tik... Tik... Tik...
Laura obejrzała się za siebie, by odczytać godzinę z tablicy zegarowej. Zdziwiła się, że dopiero minęła jedenasta. Zdawało jej się, że jest już pierwsza w nocy. Lub później. A tu proszę. Taka niespodzianka.
Zakręciła się.
Nagle usłyszała ciche szlochanie. Ze strony łóżka Isabel. Przez kilka chwil Laura przypatrywała się śpiącej dziewczynie. Twarz Isie wykrzywiona była w grymasie bólu i przerażenia, którego zadymiara nie spodziewała się ujrzeć. Nie na twarzy Isabel. Nie na twarzy tej wesołej i zawsze roześmianej dziewczyny. Znały się ledwie kilka godzin, jednak do tej pory Laurze przez myśl by nie przeszło, że Isie mogłaby być smutna. Może miała koszmar? Laura zbliżyła się do jej łóżka. Kiedy jednak Isabel nagle poderwała się do siadu, wrzeszcząc przy tym głośne "przestań", sama krzyknęła. Przestraszyła się.
Pośpiesznie potoczyła wzrokiem po pozostałych. Leżąca w łóżku zadymiary Anabelle, nie poruszyła się, ani nawet nie obudziła. Isthel i Gwendolyn, leżące na swoich łóżkach po drugiej stronie pokoju, również nie wydały z siebie najcichszego dźwięku. Wciąż spały. Laura odetchnęła z ulgą.
Spojrzała na Isabel, która trzęsła się teraz jak galareta.
- Laura? - spytała, oddychając ciężko.
- Tak, to ja - odparła, siadając na krawędzi łóżka koleżanki. - Miałaś zły sen?
Isabel przytaknęła, na co Laura zareagowała błyskawicznie. W jednej chwili znalazła się koło koleżanki, obejmując ją jedną ręką i głaszcząc po głowie, drugą ręką. Dziewczynka odwzajemniła uścisk. Wtuliła się w zadymiarę tak mocno, że Laura przez chwilę miała problem z zaczerpnięciem oddechu.
Ciszę, która zapanowała, przerwała po dłuższej chwili.
- Chcesz o tym pogadać? - zaproponowała. - Możesz mi powiedzieć.
Jednak Isabel się nie zgodziła.
- Może kiedyś... - zastanowiła się. - Ale nie dzisiaj. Nie teraz. Nie wiem czy...
- Zatem opowiesz mi o tym wtedy, kiedy będziesz na to gotowa. - Westchnęła, po czym przeczesała sobie ręką włosy. Wstała z miejsca, co widocznie nie spodobało się przestraszonej Isabel. Zabawne. Najpierw Anabelle, teraz Isie.
- Nie zostawiaj mnie! - krzyknęła szeptem.
Laura spojrzała na swoją koleżankę, pełnym niezrozumienia spojrzeniem, ale dopiero po namyśle pojęła, że Isie po prostu boi się zostać sama. Koszmar, który śniła, musiał być bardzo przerażający.
Widocznie nawet ci, którzy posiadają wszystko, miewają koszmary.
Laura zastanowiła się.
Chociaż ufała Isabel, choć może zaufanie to było w tej sytuacji trochę za dużo, nie była pewna, czy dobrym pomysłem było wciągnięcie dziewczyny w to, co Laura właśnie planowała zrobić. Nie była przekonana co do tego, jak Isie zareaguje. Przy czym kompletnie nie potrafiła się na to zdobyć. Prośba, czy może raczej propozycja, którą chciała wypowiedzieć, była nie na miejscu. W końcu Isabel z pewnością nie była skłonna do takich rzeczy. Laura już miała zrezygnować, ale przypomniały jej się wypowiedziane przez Gwendolyn słowa.
"Podobno raz, kiedy miała dziesięć lat, niechcący zatopiła się w ścianie..."
Laura zastanawiała się.
Jeżeli pozwoli Isabel wziąć w tym udział, obie mogą zarobić szlaban, ale z drugiej strony, takie rzeczy zbliżają ludzi do siebie. Westchnęła więc i znów przeczesała włosy ręką. Zwróciła się w kierunku Isie, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie.
- Chodź! - to nie była prośba.
Isabel przez chwilę wpatrywała się w Laurę tak, jakby była duchem.
- Co? - zapytała po chwili milczenia.
Laura westchnęła ciężko. Podeszła do swojej szafy i wyjęła z niej biodrówkę, do której spakowała kilka dowcipów. Uśmiechnęła się chytrze, po czym zwróciła się w stronę Isabel.
- Po prostu ubierz kapcie i sweter, i chodź. Nie mamy całej nocy. To zajmie tylko kilkanaście minut, o ile się sprężysz! - warknęła szeptem Laura.
Isabel w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami, ale wykonała polecenie koleżanki. W końcu i tak nie miała nic lepszego do roboty, a sama zostawać nie chciała. Nie po tym koszmarze.
Zatem obydwie dziewczyny opuściły pokój, kierując się w stronę wyjścia ze skrzydła dziewczyn, kierując się ku pokojom chłopców. Bezproblemowo udało im się przejść koło sypialni starszaków, jednak Isabel co jakiś czas narzekała, że to jest zły pomysł. Laura puściła jej narzekania mimo uszu, udając, że nie słyszy. Przecież po to tu przyszła, aby robić swoje. Isabel wzięła z bardzo prostej przyczyny: aby odwrócić jej uwagę od koszmaru, który ją dręczył.
Jeszcze mi za to podziękuje.
Szły w milczeniu, dopóki ów stan rzeczy nie został przerwany przez Isabel.
- Można wiedzieć dokąd zmierzamy? - spytała cicho, zakładając ręce na piersiach.
Laura uśmiechnęła się.
- Do sypialni Malfoy'a - odparła entuzjastycznie.
Isabel wytrzeszczyła na nią oczy.
- Niby po jakie licho? - krzyknęła szeptem. - Myślałam, że idziemy się przejść. Po co chcesz budzić Malfoy'a? Potrzebny ci on do czegoś? Jeśli tak, to do czego?
Laura westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Zawsze tak dużo gadasz? - spytała na odchodne. - Bo jest to trochę upierdliwe. Żeby nie powiedzieć więcej.
Isabel przez moment wyglądała na urażoną, ale Laura dość szybko przestała zawracać sobie nią głowę. Wolała skoncentrować się za swojej "misji". Zwłaszcza, że pokój Malfoy'a nie był taki łatwy do znalezienia, jak jej się z początku zdawało. Głównie dlatego, że było tu bardzo dużo długich korytarzy. Innymi słowy, kicha.
Sypialnię Malfoy'a odnalazły dopiero po trzydziestu minutach. Jak Laura się tego domyślała, dzielił on pokój z Crabbe'm i Goyle'm. I z Blaise'm Zabinim. Zadymiara zacisnęła pięści i pogardliwie prychnęła. Dobrze wiedziała, kim jest i jaką reputacją cieszy się jego matka. Poza tym, nie znosiła nikogo z ich rodziny. Podobnie jak z rodzin tych dwóch grubasów. Laura, jak nikt inny, miała świadomość, że są to synowie Śmierciożerców.
Obie dziewczyny, upewniwszy się wcześniej iż wszyscy czterej chłopacy śpią, po chwili wahania wkroczyły do środka.
Pokój Malfoy'a, jak zakładała Laura, nie był wiele większy od ich sypialni. W prawdzie miał bardziej chłopięcy wystrój, ale barwami i tym mrocznym stylem, nie różnił się dużo od jej i Isie pokoju. Było tu ciemno, a w nocy jeszcze bardziej niż za dnia. W pomieszczeniu było też dużo wolnej przestrzeni. To nawet lepiej, biorąc pod uwagę rozmiary Crabbe'a i Goyle'a. Laura potoczyła wzrokiem po łóżkach. Wszystkie masywne, szerokie i duże. A przy każdym ustawiona była walizka danego lokatora. Laura uśmiechnęła się złośliwie.
A to lenie! Nie chciało im się nawet rozpakować! Ich błąd!
Podeszła do łóżka, w którym spał Malfoy. Raz jeszcze upewniła się, że śpi. Kiedy sobie uświadomiła, że sen chłopaka jest głębszy niż ten, w który zapada suseł, zaczęła działać. Wyjęła z biodrówki skrzynkę z farbami różnych kolorów. Był on na tyle duży, że trudno by było wcisnąć go do czegoś tak małego jak zwykła biodrówka. No, tylko że to nie była "zwykła biodrówka".
Tak czy owak, zaskoczona Isabel nie omieszkała zapytać:
- Jak to się tam zmieściło? - szepnęła.
Laura westchnęła.
- Ręce opadają, wiesz? - odparła pytaniem na pytanie. - Istnieje coś takiego jak zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. Dzięki niemu mieszczę do kieszeni, torebek i innych tego typu, więcej bibelotów. Na przykład, mam taką torebeczkę, w której trzymam wszystkie dowcipy jakich zamierzam używać w ciągu roku. A fakt, że w ogóle ci o tym mówię, uznaj za drobny gest zaufania z mojej strony.
Isabel wytrzeszczyła na nią oczy, ale nic nie powiedziała. Laura uznała to za znak, że rozumie, po czym zabrała się za przeszukiwanie rzeczy Malfoy'a. Jej celem było odszukanie jego mundurku szkolnego, gdyż zamierzała przefarbować go na... różowo. Tak, różowy był najodpowiedniejszym kolorem. Idealnym! Szatę blondyna znalazła po dziesięciu minutach przeszukiwania kufra. W tym czasie Isie robiła za przyzwoitkę, w razie gdyby któryś z pozostałej trójki się obudził. Na szczęście do niczego podobnego nie doszło, a Laura uwinęła się z robotą w piętnaście minut. Już po chwili cały mundurek Malfoy'a połyskiwał różnymi odcieniami różu. Otarła niewidzialne krople potu z twarzy i westchnęła, podnosząc się przy tym na nogi. Wcześniej oczywiście zatarła ślady.
Isabel nie potrafiła opanować ciekawości.
- Czy jego mundurek nie będzie mokry od farby? - spytała.
Laura machnęła ręką.
- To zaczarowana farba. Cały bajer polega na tym, by po prostu wetrzeć płyn w jakiś materiał, a on już po chwili adaptuje się. Jakby ci to wyjaśnić jaśniej, to działa zupełnie tak, jak zwykłe zaklęcie zmieniające kolor. Wcierasz farbę w materiał, a ona już po kilku sekundach wnika w jego drobinki, tak, jakby po prostu zmienił kolor. To bardzo proste, ale należy uważać.
Isie w zrozumieniu kiwnęła głową. W tym momencie Goyle poruszył się na łóżku, więc obie dziewczyny momentalnie padły na podłogę. Może i nie było to zbyt mądre, bo ich upadkowi towarzyszył donośny jęk Isie, ale żaden z chłopaków się nie obudził. Tyle dobrego dla nich.
Cichaczem wymknęły się z sypialni chłopaków, a kiedy na powrót znalazły się na korytarzu w dormitorium dziewczyn, Isie w końcu odważyła się odezwać:
- No to... wracamy do sypialni? - spytała. Laura już miała coś odpowiedzieć, ale akurat znalazły się koło pokoju Mopskinson i tych dwóch. Na twarzy Laury zagościł szatański uśmiech.
Zwróciła się w stronę Isabel:
- Ty wracaj do spania, Isie. Ja mam coś jeszcze do załatwienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro