Rozdział 14: Slytherin wita Slytherin
- Laura Slytherin!
Na sali zapanowała cisza.
Laura zaczerpnęła głęboki haust powietrza, podchodząc do stołka. Czuła na sobie wzrok wszystkich par oczu przebywających w Wielkiej Sali, przez co czuła się dość niekomfortowo. Nie to, żeby nie lubiła być w centrum uwagi. Po prostu nie uśmiechał jej się fakt, że teraz już wszyscy znają jej prawdziwe nazwisko.
Usiadła na stołku i czekała. Nim zszokowana McGonagall wsadziła na głowę dziewczynki Tiarę Przydziału, Laura przetoczyła wzrokiem po wszystkich znajomych twarzach.
Jasper z uwagą przyglądał się siostrze, przy czym jego twarz wyrażała wiele emocji związanych z jej przydziałem. Chyba próbował tym dodać Laurze otuchy. Uśmiechnął się do niej, a ona, ledwie zauważalnie, odwzajemniła ten uśmiech. Draco Malfoy, z szeroko otwartą buzią, przyglądał się zadymiarze, a jego twarz wyrażała szok i niedowierzanie. Nawet Krowa Mopskinson wyglądała na zdziwioną. Kiedy wzrok Laury powędrował do stołu Gryfonów, odszukała Clary, która patrzyła na nią z ciepłym uśmiechem, widocznie próbując, podobnie jak Jasper, dodać jej otuchy. Hermiona sprawiała wrażenie tak zdziwionej, jakoby nagle okazało się, że to wszystko jest jednym wielkim żartem. Neville lekko pobladł, jednak uśmiechał się do niej. Fred i George, słysząc jej nazwisko, zakrztusili się piciem. Wyglądali jakby właśnie ujrzeli boga. Potter przyglądał jej się, nieco przerażony.
Pozostali po prostu milczeli.
Laura blado się uśmiechnęła. Niby była przygotowana na podobną reakcję, ale teraz...
Wtedy usłyszała w swojej głowie cichy głos Tiary Przydziału:
- Hmmm... Bardzo ciekawe. Jesteś inna niż większość twojej rodziny. Tolerancyjna... Miła... Wyrozumiała... Sumienna... Niesamowicie inteligenta i utalentowana... Masz dar do pakowania się w kłopoty, przy czym zawsze potrafisz z nich wybrnąć. Są to cechy prawdziwego Krukona, ale twoje nazwisko... Slytherin... Kolejna już. Twój brat i ojciec również są związani z tym domem. I pozostali przodkowie. Przydział wydaje się być taki oczywisty, ale jednak... dostrzegam pewne sprzeczności. Pracowita, ale leniwa. Ambitna, ale pozbawiona inicjatywy do większych celów. Wyluzowana, ale poważna. Pomocna i miła, ale samolubna i zadufana w sobie. Szczera, ale kłamliwa. Dobra, ale mroczna. Mógłbym przydzielić cię gdziekolwiek, biorąc pod uwagę te cechy. Jednak... jesteś bardzo podobna do niej i właśnie dlatego, przydzielę cię tam, gdzie masz rodzinę. - Wystarczyło tylko kilka sekund, aby wykrzyknęła nazwę domu, do którego Laura tak bardzo nie chciała trafić. - SLYTHERIN!
- Wiedziałam - powiedziała Laura, nie wyrażając żadnych pozytywnych uczuć związanych z przydziałem. Poczekała aż McGonagall ściągnie z jej głowy Tiarę Przydziału, wzruszyła ramionami i nieśpiesznym krokiem powędrowała do stołu Ślizgonów. Stołu, z którego rozbrzmiewały najgłośniejsze wiwaty, jakie Laura słyszała w całym swoim życiu.
Po drodze rzuciła krótkie spojrzenie Clary, która uśmiechnęła się do niej smutno.
Usiadła tuż obok Jaspera, który opiekuńczo objął ją ręką i przyciągnął do siebie.
- Nie jesteś zadowolona, co? - spytał opiekuńczo.
Laura wtuliła się w brata.
- To nie tak, że nie jestem zadowolona z samego przydziału. Gdyby tylko nie było tego cholernego sporu... - mówiła.
Jasper pogładził ją po włosach.
- Nie martw się - pocieszał ją. - Wszystko się ułoży. Obiecuję.
- Skąd ta pewność? - spytała niezbyt przekonana Laura.
Chłopak uśmiechnął się i trącił ją łokciem w biodro.
- Bo jesteśmy tu razem. Możesz na mnie liczyć, dobrze wiesz o tym. Jesteś moją młodszą siostrą. Jeżeli coś będzie nie tak, zawsze ci pomogę! - wypowiedział te słowa z taką czułością, że Laurze zrobiło się ciepło na sercu.
Po chwili odzyskała radość.
- Wiesz, że nie będziesz miał ze mną życia w Hogwarcie, prawda? - spytała.
Jasper zaśmiał się i zmierzwił jej włosy.
- Myślę, że to przeżyję.
- Oj, chyba nie! - odpowiedziała, z zawadiackim wyrazem twarzy.
- Teraz przynajmniej Yulia nie będzie się miała do czego przyczepić - zauważyła.
- Też prawda - przyznał Jasper z uśmiechem.
Oboje zaśmiali się, po czym wymienili uśmiechy.
Yulia Burke była ich kuzynką, córką siostry ich taty. Hogwart skończyła trzy lata temu. W prawdzie oboje, i Jasper i Laura, nienawidzili jej całymi swoimi sercami, głównie przez jej krnąbrność, kłamliwość, pychę i dumę, która kazała Yulii nienawidzić wszystkich, którzy nie są ze Slytherinu lub czystej krwi. Momentami, choć zdarzało się to rzadko, Laura żałowała, że Yulia nie umarła razem ze swoją matką tych jedenaście lat temu.
Nagle na stołach pojawiło się całe mnóstwo jedzenia, a Laura od razu zabrała się do jego konsumowania. Nałożyła sobie na talerz kurczaka, ziemniaczki, jakąś sałatkę i pomidory, a na deser już zarezerwowała sobie pudding.
Niestety nie cieszyła się spokojem zbyt długo, gdyż już po chwili dosiadł się do niej Draco Malfoy.
- Witamy w Slytherinie, panienko Slytherin - powiedział, uśmiechając się do niej szarmancko.
Laura mając pełne usta, odpowiedziała:
- Dk..uji.. - Malfoy chyba nie zrozumiał, ponieważ dziwnie się na nią spojrzał.
- Ja szprecham po Laurowemu. Właśnie ci podziękowała - odparł Jasper. - Jestem jej starszym bratem. Nazywam się Jasper Slytherin.
Malfoy wychylił się w stronę Jaspera, tuż przed nosem Laury zajadającej się kurczakiem, aby uścisnąć mu dłoń.
- Draco Malfoy, miło mi - powiedział.
Laura przełknęła jedzenie, wypiła solidny haust wody soku dyniowego, po czym chwyciła kolejny kawałek kurczaka, zapominając o swoich rozmówcach. Po dzisiejszym dniu i wrażeniach z ceremonii, po prostu zrobiła się głodna. Tak głodna, że miała ochotę pożreć całe to pyszne jedzenie. Większość Ślizgonów nakładała sobie duże, a potem i tak niczego nie dokańczała, marnując przy tym te pyszności, natomiast Laura nakładała sobie całe stosy jedzenia, nie zostawiając na talerzu niczego. Prócz kości kurczaka, oczywiście.
Nie zwracała najmniejszej uwagi na nikogo i na nic, dopóki świętego spokoju nie zakłóciła siedząca tuż obok niej dziewczynka.
- Hej, nie pękniesz ty aby? - spytała.
Laura niechętnie oderwała się od talerza, spoglądając na dziewczynę, która zadała pytanie.
Jak mogła się domyślić, należała do Slytherinu, jednak zupełnie nie przypominała żadnej z tych rozchichotanych kumpelek Krowy Mopskinson. Wyglądała na miłą osobę, gdyż na jej twarzy gościł szczery, promienny uśmiech, którym hojnie obdarowała Laurę. Zadymiara, mimo wypchanych jedzeniem ust, odwzajemniła ten uśmiech. Musiała wyglądać przy tym komicznie, no ale cóż... bywa.
Tymczasem tamta znów się odezwała:
- Nazywam się Isthel Black. A ty to pewnie Laura Slytherin, prawda? - spytała, wciąż jeszcze się uśmiechając. Gdy otrzymała odpowiedź, w postaci kiwnięcia głową, kontynuowała: - O ile wiem, nasi rodzice się znali. Nie wiem... może coś wiesz?
Laura przełknęła jedzenie.
- Tak - przyznała. - Słyszałam. Zresztą, twoja matka przyjaźniła się z moim tatą. Co u niej?
- Dobrze - przyznała Isthel. - Jakoś tam sobie radzi.
Laura w zrozumieniu kiwnęła głową, biorąc do buzi ziemniaka. Z wolna stawała się coraz bardziej nasycona, więc w końcu zabrała się za swój ukochany pudding.
- Widzę, że lubisz jeść - zauważyła nieśmiało Isthel.
Laura wzruszyła ramionami.
- To dlatego, że "pracowałam" w barze z kanapkami mojego taty. Patrzenie na dziesiątki klientów, zajadających się twoimi wyrobami, kiedy ty nie możesz tknąć ani jednego, sprawia, że rozwija się u ciebie apetyt. To norma tam skąd pochodzę.
Isthel uśmiechnęła się.
- Będę szczera, Lauro - podjęła. - Przyszłam, ponieważ ja i kilka dziewczyn, z którymi wcześniej siedziałam w pociągu, chcemy abyś się do nas dosiadła. I zjadła z nami kolację. Co ty na to?
- Jak na lato! - odparła uradowana Laura. Obróciła się energicznie w stronę Jaspera, wciąż jeszcze rozmawiającego z Draco. Z całej siły zdzieliła go otwartą dłonią po głowie.
- Ała! - wrzasnął. - Za co?
- Idę do dziewczyn. Nie zamęcz Malfoya, bo inaczej nam wykituje.
Jasper obruszył się na tak, według niego, krzywdzącą uwagę.
- Jeżeli chcesz wiedzieć, Draco jest zupełnie inny od pozostałych chłopaków, jakich do tej pory poznałem, a konwersacje z nim są całkiem niczego sobie.
Laura klasnęła w dłonie.
- Świetnie! - zawołała ironicznie. - W takim razie życzę wam miłego wieczoru, kochasie! - i uciekła za Isthel, zanim do Jaspera doszło co tak właściwie zasugerowała. Ale widok jego miny, nawet z tej odległości, zdawał się być bezcenny.
Zachichotała.
Isthel uśmiechnęła się do niej przez ramię, po czym pociągnęła w stronę grupy trzech zajadających się puddingiem jedenastolatek.
Jedna z nich przerwała jedzenie, machając radośnie do Isthel.
- Przyprowadziłaś ją? - spytała, na co pozostałe dwie dziewczynki zwróciły spojrzenia w stronę Isthel i stojącej obok niej Laury.
Zadymiara przez krótką chwilę stała jak ten słup soli, wodząc wzrokiem od jednej do drugiej.
- Dobra, starczy tego! - odezwała się jedna z nich. Dziewczyna o czarnych, krótko obciętych włosach i tak samo czarnych oczach. - Niech dziewczyna usiądzie. Hej, Lauro, możesz koło mnie.
Laura kiwnęła głową i tak też zrobiła. Isthel dosiadła się do dwóch pozostałych, po drugiej stronie stołu. Przez krótką chwilę panowało niezręczne milczenie, jednak ta sama dziewczynka, która wcześniej pytała Isthel o Laurę, zdecydowała się je przerwać.
- Jestem Isabel! - radośnie się przedstawiła. - Isabel Kornwalia. Ty to pewnie Laura, tak? Miło mi cię poznać. Razem z dziewczynami chciałyśmy abyś się do nas dołączyła, ponieważ uznałyśmy, że nie powinnaś siedzieć sama z chłopakami. Tak, wiem, wiem, pewnie ci to nie przeszkadzało, ale potrzebujesz przyjaciółek w swoim domu. A po tym jak potraktowałaś Parkinson... no bo wiesz, widziałam was wtedy na Pokątnej... no to uważam, że z nimi się już raczej nie dogadasz. Ale nie bój nic! Masz nas! - zawołała radośnie. - Isthel już poznałaś. Mnie również. Ta ponura, obok której siedzisz, to Gwendolyn Acheron. Natomiast pięknisia po mojej prawej to Anabelle Clarce. Pewnie...
- Isabel, bądź tak łaskawa i zamknij się! - warknęła zirytowana Gwendolyn.
Laura zaśmiała się, ale od razu zamilkła, kuląc się w ławce pod naporem śmiercionośnego spojrzenia czarnowłosej. W duchu się trochę zdziwiła, ponieważ dotąd takie rzeczy na nią nie działały. No, ale co mogła poradzić? Zła lub ponura Gwendolyn, po prostu była przerażająca! Wtedy do głosu doszła Anabelle.
- Gwennie, nie bądź niemiła! - skarciła koleżankę.
Laura jeszcze raz omiotła dziewczyny badawczym spojrzeniem. Wszystkim dobrze patrzyło z oczu, w dodatku były miłe. I to bardzo. Z własnej inicjatywy wyciągnęły do niej dłoń. Zaprosiły ją do swojego grona. Uśmiechnęła się.
Wtedy znów odezwała się Isabel.
- Powiedz coś o sobie, Lauro! - poprosiła.
Zadymiara chętnie spełniła prośbę nowej koleżanki.
- No więc... - chwilkę zastanawiała się nad tym, jak właściwie powinna zacząć. - Hejka! Jestem Laura, a dla was Kleopatra, królowa Egiptu, choć gdzieś zapodziałam koronę i do dziś nie mogę jej znaleźć! - przedstawiła się żartobliwie, na co Isabel i Isthel zachichotały. Anabelle również się uśmiechnęła. Nawet kąciki ust Gwendolyn powędrowały ku górze. Laura omiotła je wszystkie przyjaznym spojrzeniem, a kiedy jej wzrok powędrował trochę za daleko, prosto w kierunku stołu nauczycieli, w oko rzucił jej się szczególnie ten jeden. - A kim jest ten śmieszny drakula, o tam?
Odpowiedziała jej Isthel.
- To profesor Snape, opiekun Slytherinu.
- Aaa... Więc to jest Snape! - wykrzyknęła uradowana, po czym klasnęła w dłonie.
Wszystkie dziewczyny jej przytaknęły, po czym wciągnęły Laurę w wir rozmowy, zaś Gwendolyn z naburmuszoną miną wróciła do posiłku. I tak minęła im cała uczta. A kiedy Dumbledore ogłosił jej zakończenie i polecił prefektom zaprowadzić pierwszaków do ich dormitoriów, całą piątką udały się za Jasperem.
Laura uśmiechnęła się do siebie.
Może tych siedem lat nie będzie jednak tak straszne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro