Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10: Braterskie porady

- To nie moja wina, mamo! - próbowała tłumaczyć się Laura, gdy następnego dnia całą rodziną znajdowali się w samochodzie. - To wszystko przez Luka, który tak długo grzebał się w łóżku! - próbowała się usprawiedliwić, chociaż tym razem było to ewidentnie nieskuteczne. Akurat w takich chwilach jak ta, nie miała z matką najmniejszych szans.

A Jasper wręcz kochał to wykorzystywać. Laura już postanowiła, że pozbawi go życia jak tylko znajdą się w szkole!

- Może po prostu się przyznaj, że zasnęłaś dziś wyjątkowo późno, co? Siostrzyczko? - zapytał teatralnym tonem, przyprawiającym Laurę o mdłości.

- Och, zamknij się! - odpyskowała mu.

Stało się to bowiem rano.

Laura wstała dzisiaj o ósmej rano, czyli o godzinę za późno, i kiedy wszyscy już byli gotowi, ona dopiero się ubierała. Dlatego wyjechali z Cambridge z małym opóźnieniem. Dobrze, że mugole wymyślili coś takiego jak autostrada, bo by chyba nie zdążyli na pociąg. Niby mogli użyć Sieci Fiuu, jednak ich matka nie miała najmniejszego zamiaru tego robić. Dlatego pojechali autem, w bardziej normalny sposób. 

- Tak czy siak - kontynuował rozmowę ich tata - zdążymy na dworzec King's Cross na ostatnią chwilę. Będziemy musieli się śpieszyć, jeśli nie chcemy aby uciekł wam pociąg. 

- Stawiam pięćdziesiąt sykli na to, że się spóźnimy! - oznajmiła donośnie Laura.

Jasper obrzucił ją niedowierzającym spojrzeniem.

- A masz tyle? - zapytał.

- To chyba oczywiste, że nie - odparła. - Na chwilę obecną jestem bez grosza przy duszy.

- To jak chcesz się zakładać, skoro nawet nie masz o co? - dopytywał.

- Normalnie! Przecież na tym polega cały bajer. Zakładam się, ty przegrywasz, a ja zgarniam twoje pięćdziesiąt sykli, bracie. Tak działa uczciwy hazard. 

Brat znów obrzucił ją dziwnym spojrzeniem, a kiedy Laura zrobiła głupią minę, wzdrygnął się, samemu krzywiąc przy tym swoją twarz w wyjątkowo zabawny sposób.

- Skąd ty wiesz jak działa hazard? - zapytał podejrzliwie.

- Lepszym pytaniem by było gdzie wydałam wszystkie oszczędności kiedy byliśmy na rejsie w poprzednie wakacje, nie uważasz? - spytała, odpowiadając od razu, nim Jasper zdążył otworzyć usta: - Tak, dobrze główkujesz, braciszku. Udałam się wtedy do kasyna. 

Reakcja Jaspera na tę wiadomość była bezcenna. Wydał z siebie tak głośny krzyk, że ojciec i matka jednocześnie zbesztali go za to, co doprowadziło Laurę do nagłego ataku kaszlu, chociaż w rzeczywistości, był to tłumiony poprzez kaszel, śmiech. 

Luk zrobił obrażoną minę.

- Agh... To nie fair! - zawołał, krzyżując ręce na piersi, udając obrażonego. - Laura udaje się do kasyna, a mi nie wolno, bo "jestem zbyt młody"! 

Laura zaśmiała się, po czym poklepała pokrzepiająco brata po ramieniu.

- Kiedyś i ty zostaniesz hazardzistą, Luk - zwróciła się do braciszka, mrugając mu. 

~

Dworzec King's Cross, bardzo zamugolowione miejsce, według uznania Laury. Oczywiście nie miała nic przeciwko temu, jednak tylko raz do roku można tu było spotkać jakiegoś czarodzieja, a ten dzień wypadał akurat dziś. Kiedy dziesiątki dzieciaków wybierało się do Hogwartu, by rozpocząć kolejny, bądź - tak jak w przypadku Laury - swój pierwszy, rok nauki w Akademii Magii i Czarodziejstwa. 

Westchnęła.

Przemierzała perony owego londyńskiego dworca już nie jeden raz w swoim życiu, a jednak zawsze miała to samo dziwaczne wrażenie, że coś się tutaj zmieniło. Nigdy jednak nie wiedziała, czym było owe "coś". 

Laura mocniej zacisnęła dłonie na prowadzonym przez siebie wózku. Wiedziała, że jest gotowa na podjęcie wyprawy do Hogwartu i wiedziała, że sobie poradzi. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że będzie genialną uczennicą i jeszcze lepszą zadymiarą. Zatem miała nadzieję, że przejdzie do legendy, nawet jeżeli na tym samym roku co ona jest "niesamowity" Harry Potter. 

Szczerze, Laura nigdy nie rozumiała, co jest w nim takiego niesamowitego. Akurat członkowie jej rodziny, doskonale zdawali sobie sprawę z ciągłego funkcjonowania Magii Pradawnej w życiu czarodziejów. Mało tego! Sami się nią posługiwali. Zatem bariera miłości, która go ochroniła przez klątwą Czarnego Pana, nie była dla nich niczym nadzwyczajnym. Dla Laury zresztą też nie. 

Dziwiło ją jednak, jakim cudem społeczeństwo czarodziejów może być tak tępe, aby nie dostrzec, że cud sprzed dziesięciu lat, nie jest niczym niezwykłym. Może po prostu byli oni zbyt zaślepieni toczeniem sporów wewnętrznych? Nie wiadomo.

Westchnęła ponownie.

Kiedy znaleźli się przy odpowiedniej ścianie, dokładnie pomiędzy dziesiątym a dziewiątym peronem, Laura ze znudzeniem stwierdziła, że nikt jeszcze nie wpadł na genialny pomysł zrobienia na niej kilku rysunków za pomocą niezmywalnych farb. Chyba sama będzie musiała się kiedyś tym zająć. Zmarnuje przy tym mnóstwo farb, a potem wkręci w to byle przybłędę. 

Z zamyślenia wyrwał ją stanowczy głos ojca.

- Dobra, dzieciaki! - klasnął w dłonie. - Zróbmy to! Jasperze, ty pierwszy. Tak jak rok temu.

- Dobrze, tato - odparł Jasper. 

Laura przyglądała się jak jej starszy braciszek nabiera rozbiegu, po czym znika za ścianą, jak gdyby nigdy nic. Nie żeby robiło to na niej jakieś szczególne wrażenie, ale po prostu nigdy nie mogła zrozumieć, jakim cudem we wnętrzu takiej wąskiej ściany zmieszczono ogromny peron. Za pewne za pomocą jakichś niezwykle zmyślnych czarów. Szczerze powiedziawszy, już nawet w to wątpiła. 

Nagle przyszła jej kolej.

Laura zaczerpnęła kilka głębokich wdechów, po czym nabrała rozbiegu. Przez moment towarzyszyło jej to nieprzyjemne uczucie, że zaraz walnie w ścianę lub się rozbije. W prawdzie doskonale wiedziała, że przebiegnie przez ścianę bez szwanku, ale to uczucie było po prostu zbyt silne. Zamknęła więc oczy, czując przez moment jak świat wokół niej wiruje, by już po chwili znaleźć się na Peronie Dziewiątym i 3/4. Otworzyła więc oczy i stanęła koło czekającego na nią Jaspera, w oczekiwaniu na rodziców i Luka, którzy niebawem również mieli się pojawić.

Podjęła rozmowę.

- Hej, Jasper, jak uważasz, czy ludzie w Hogwarcie zaakceptują mnie? - spytała.

Brat spojrzał na nią z ukosa.

- I niby teraz nachodzą cię wątpliwości? - odparł, uśmiechając się przy tym złośliwie.

- Ja mówię poważnie! - obruszyła się Laura. - Po prostu wiem, jakimi cymbałami są czarodzieje. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że jeśli raz się do czegoś przekonają, już nigdy nie zmienią odnośnie tego czegoś swojego zdania. Naszemu... nazwisku... zawsze towarzyszyć będzie zła sława, ale chciałabym, aby lubili mnie wszyscy uczniowie Hogwartu. Nie za to, w jakim domu jestem lub przez wzgląd na krew, tylko za mnie. Za to jaka jestem!

Jasper westchnął.

- Wiesz co, Lauro? - podjął. Dziewczynka zwróciła swój wzrok ku niemu. - Jesteś trochę zbyt pełna życia, potrafisz się śmiać z samej siebie, dostrzegasz w ludziach piękno, bronisz słabszych... To cechy, które czynią cię wyjątkową. A masz ich przecież dużo więcej. Przydziałem do Slytherinu się nie przejmuj. Trafisz tam, gdzie pasujesz najlepiej. Jesteś ambitna, sprytna, podstępna, przebiegła, zaradna... To są też dobre cechy! I ty się nimi odznaczasz! Więc jeśli trafisz tam, gdzie przydzieli cię Tiara, nie przejmuj się słowami czy opinią innych. Bądź tylko i wyłącznie sobą! Dobra? -zapytał, podając jej dłoń, którą Laura od razu uścisnęła.

Uśmiechnęła się do niego.

- Dzięki, braciszku - szepnęła cicho.

- Drobiazg - odparł.  

I wtedy pojawili się rodzice.

Laura i Jasper od razu do nich podeszli, po czym całą rodziną pokierowali się w stronę pociągu. 

Lokomotywa nie zrobiła na Laurze szczególnego wrażenia, zwłaszcza, że przecież widziała ją rok temu i wcześniej, za każdym razem kiedy żegnała Jaspera. Więc teraz, kiedy już tu stała, jakoś nie specjalnie miała ochotę przyglądać się czarnej jak smoła lokomotywie. Po prostu chciała już wsiąść do środka i być w drodze do akademii, gdzie przesiedzi następnych dziesięć miesięcy.

Westchnęła.

Po krótkim czasie, zaczęła rozglądać się za Clary. W tłumie tylu stłoczonych ze sobą czarodziejów nie było łatwo wypatrzyć jednej czarnowłosej dziewczynki, ale mimo wszystko, próbowała. Znalazła kilka rudych czupryn, jakichś blondasów i jeszcze murzyna, kroczącego dumnie u boku matki. Na dodatek ujrzała też Harry'ego Pottera, już wsiadającego do pociągu. Jakieś dwa rude klony pomogły mu wciągnąć do środka jego bagaż. Laura szatańsko uśmiechnęła się do siebie, kiedy pojęła, że są to najprawdopodobniej bliźniacy Weasley'e. 

Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciwszy się, ujrzała uśmiechniętą od ucha do ucha Clary, ubraną już w swój nowy mundurek. Laura znów uśmiechnęła się.

Jej nowy mundurek schowany był teraz we wnętrzu walizki, a ubrać go zmierzała dopiero w pierwszym dniu nauki, czyli jutro rano. Już nie mogła się doczekać reakcji Jaspera, kiedy tylko go ujrzy.

- Cześć, Lauro! - zawołała Clary. - Jak tam przed naszą przygodą?

- A świetnie! - odparła Laura. - Już się nie mogę doczekać. Widzę, że ty również.

Clary zarumieniła się.

- No wiesz, nareszcie zobaczę jak to jest. Być czarodziejką. Zawsze chciałam uprawiać magię, rzucać zaklęcia i walczyć ze złymi mocami...

- To źle trafiłaś! - przerwała jej Laura. - Czarodzieje przestali już korzystać z Magii Pradawnej. Teraz ich moce są niczym więcej jak tylko zwykłymi sztuczkami dla dzieci. Różdżki to zabawki dla dzieci w porównaniu z Mocą Zapomnianą. Czarnej Magii też już nie wolno używać, bo niby parają się nią źli ludzie. Moce, których pamięć powinna przetrwać, z każdym dniem ulegają coraz większemu zatraceniu. Nie wielu czarodziejów pamięta o tym, jak smakuje prawdziwa moc. Na przykład ja... - tutaj przerwała i rozejrzała się, w nadziei, że nikt jej nie słyszy. - Ja na ten przykład nie muszę już jechać do Hogwartu. Większość teorii i zaklęć mam w małym paluszku. Wystarczy tylko, że zdam SUM-y i Owutemy, i będę mogła ubiegać się o pracę.

Clary obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem.

- Skoro upierasz się, że jesteś taka dobra, Lauro, to po jakie licho wybierasz się do Hogwartu?

- Czy to nie oczywiste? - spytała kąśliwie Laura. - To chyba jasne, że chcę zrobić w Hogwarcie największą zadymę, jakiej nie widziała ta szkoła od czasów tych tam... Huncwotów. Zobaczysz, Clary! Ich imiona przestaną istnieć w porównaniu z dowcipami, które zamierzam wyciąć.

Czarnowłosa obdarzyła Laurę zrezygnowanym, acz promiennym, uśmiechem.  

- Tylko nie przesadź, dobra? - poprosiła.

Laura aż się wzdrygnęła.

- A niby po co tam jadę? Muszę przefarbować Snape'owi włosy na różowo w imieniu mojego taty. Poprosił mnie o to! Jakże bym mogła odmówić sobie takiego zaszczytu! Będę pierwszą osobą, która zrobi nauczycielowi tego rodzaju kawał! - wołała Laura, dziwnie gestykulując przy tym rękoma.

Clary wzięła głęboki wdech.

Znów zapomniała, że kto jak kto, ale z tą dziewczyną, czyniącą zadymę gdzie popadnie, nigdy nic nie wiadomo. Nawet nauczycielowi zrobi żart, byleby tylko utrzymać swój status Wężowej Zadymiary.    



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro