Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 96

George próbował pocieszyć brata jeszcze wieczorem, ale na próżno. Fred co prawda dołączył się do testowania z nim kilku produktów na ochotnikach, którzy się zgłosili i śmiał się przy tym, ale młodszy widział, że brat nie wkładał w to swojego serca tak, jak zwykle. George'owi również było przykro, gdy widział smutnego brata, więc podjął ostateczną próbę rozweselenia go tuż przed snem.

- Freddie, nie chodź taki struty, pogodzicie się i będzie dobrze - zapewniał go George, nakrywając się swoją czerwoną kołdrą. Fred siedział na swoim łóżku, zagapiony pusto w ścianę przed sobą.

- Tak, wiem - odparł po chwili i posłał bratu słaby uśmiech, nawet jeśli w głowie myślał o tym, że teraz nie miał kłaść się sam do swojego łóżka...

Następnego ranka, gdy bliźniacy weszli do Wielkiej Sali na śniadanie, głowa Freda automatycznie odwróciła się w stronę stołu Slytherinu. Callie jak zwykle siedziała z drugoklasistami i dłubała w swoim talerzu bez celu. Starała się uśmiechać do tych, z którymi rozmawiała, ale czasem słabo jej to wychodziło. Fred z Georgem udali się do swojego stołu, jednak ten pierwszy prawie nie spuszczał wzroku z tego ślizgońskiego. Gdy zobaczył, że jego dziewczyna wstaje i zmierza do wyjścia, natychmiast ruszył za nią.

Callie tak naprawdę nie wiedziała, gdzie idzie. Zakładała, że po prostu przed siebie: nie miała już żadnej pracy do szkoły, nie miała też do kogo iść w pokoju wspólnym Slytherinu... Miała teraz ten wolny czas, który chciała poświęcić Fredowi, ale nie mogła.

A Fred szedł kilka kroków za nią i zastanawiał się, co powiedzieć. Chciał po prostu mieć już najtrudniejsze za sobą.

- Callie - wydusił wreszcie.

Dziewczyna stanęła jak wryta na swojej drodze donikąd. Oczywiście, że poznała ten głos - tylko sama nie wiedziała, jak powinna zareagować. Odwróciła się prędko, by zobaczyć przed sobą przygnębioną minę Freda, która ukuła ją w serce. Ta twarz tak bardzo nie pasowała do praktycznie zawsze roześmianego chłopaka.

Stali chwilę w zupełnej ciszy i patrzyli na siebie, nie ruszając się. W końcu nie wytrzymali tej niezręcznej sytuacji.

- Przepraszam - wypowiedzieli oboje w tym samym momencie, a zanim którekolwiek z nich zdążyło coś dodać, Fred wykonał zaledwie dwa duże kroki i przytulił dziewczynę do siebie tak, jakby już miał jej nie zobaczyć. Callie od razu to odwzajemniła.

- Przepraszam... - powtórzył się Fred. - Wiesz, że cię kocham? Że nie chcę od ciebie odpoczywać? - dodał, pragnąc jak najszybciej odwołać słowa, których najbardziej żałował.

- Ja też nie - odparła mu Callie, wtulając się w jego ramię. - Nie rozmawiajmy już o tym. Zapom...

- Hem, hem.

Dziewczynie przerwało swego rodzaju dziwne odchrząknięcie, po którym od razu puściła Freda, by zobaczyć, skąd pochodziło. Chłopak również się wycofał i ku zdziwieniu obojga zobaczyli obok siebie swoją nową nauczycielkę w (naturalnie) różowej szacie, patrzącą na nich z przesłodzonym uśmiechem.

- Coś się stało...? - zapytała zdezorientowana Callie, zastanawiając się, o co mogło chodzić wymownie spoglądającej na nich profesor Umbridge.

- To jest szkoła, chciałabym przypomnieć, drogie dzieci - powiedziała przesłodzonym głosem, zaśmiała się krótko (w przeciwieństwie do Callie i Freda, którym w ogóle nie było do śmiechu) i machnęła różdżką, przez co para została nieco od siebie odsunięta. Ona sama odeszła po tym tak, jakby nic się nie stało.

- Co się właśnie...? - zapytała Callie, jakby próbując przetrawić to wszystko.

- Ona jest świrnięta - mruknął Fred, z powrotem do niej podchodząc i kładąc swoje dłonie na jej ramionach. - Nieważne. Jeszcze raz przepraszam, że na ciebie tak wczoraj naskoczyłem, po prostu miałem dla ciebie niespodziankę i...

- Niespodziankę...? - przerwała mu zaskoczona Callie, która nagle poczuła się jeszcze bardziej winna, że odesłała go z kwitkiem. Zaczęła myśleć o tym, jak źle czułaby się na jego miejscu i że jeden wieczór nie zbawiłby jej zadania...

- Jeju... Teraz mi tak głupio... - przyznała, spuszczając głowę. - Ja też przepraszam i...

- Przestań - przerwał jej od razu Fred. - Ta niespodzianka jest nadal aktualna, ale jeśli chcesz się uczyć, to zrozumiem i...

- Nie - tym razem to Callie przeszkodziła jemu. - Już skończyłam ze wszystkim. Chodźmy.

Fred uśmiechnął się i Ślizgonka cieszyła się, że znowu miał ten swój typowy dla siebie wyszczerz, który zdecydowanie wyglądał na nim najlepiej. Chłopak zaprowadził ją do tajnego przejścia, a gdy otworzył je, oczom dziewczyny ukazało się coś w rodzaju poduszkowego raju.

Pomieszczenie do połowy wysokości wypełnione było poduszkami, kocami, kołdrami i różnymi innymi, miękkimi rzeczami. Nic nie spadało ani nie osuwało się, bo trzymane było przez zaklęcia. Na stoliku, na którym niegdyś robiła eliksiry (a który ledwo było widać w całym tym stosie), stało trochę jedzenia (dziewczyna od razu wypatrzyła swoją ukochaną lukrecję). Callie oglądała to wszystko z rodziawionymi ustami.

- Ja nie wierzę - wydusiła po chwili. - Po prostu nie wierzę.

Fred zaśmiał się krótko, prędko zamykając za nimi wejście.

- No wskakuj - zachęcił, wskazując na cały stos. Callie spojrzała na niego z niedowierzaniem, zaśmiała się sama do siebie z radości i rzuciła się na poduszki, na których miękko wylądowała.

- To chyba raj - powiedziała w euforii, wtulając się w liczne, miękkie przedmioty. - To wspaniałe, Fred, ale czemu...

- Chciałem, żebyś wyrwała się na noc od tych idiotów - odparł, zanim w ogóle skończyła i wskoczył na miejsce obok niej, po czym ją przytulił. Callie poczuła to przyjemne ciepło zarówno wewnątrz siebie, jak i na skórze i jej uśmiech się poszerzył.

- Nie no, tak to ja mogę spać już zawsze - mruknęła, przymykając oczy i nie mogąc się zdecydować, w co się lepiej wtulić: Freda, czy poduszki?

- Kiedyś tak będzie... - odparł jej chłopak, po czym szybko się zrehabilitował. - O ile będziesz chciała, rzecz jasna - dodał, jakby bojąc się jej reakcji.

Na te słowa Callie otworzyła nagle oczy. Przypomniał się jej koszmar, który miała w nocy i postanowiła zwierzyć się z niego swojemu chłopakowi.

- Fred... Śniła mi się dzisiaj wojna - powiedziała nagle, odwracając głowę tak, by spojrzeć mu w twarz. - I... Ty tam... Znaczy... Tak pomyślałam, że skoro teraz jest tak niebezpiecznie, nie powinniśmy się kłócić o takie bzdury, bo nie wiadomo, co będzie jutro i...

- Powinno tak być bez względu na to, czy jest wojna, czy nie - przerwał jej Fred, patrząc jej w oczy. Callie jednak nie poczuła się pocieszona przez te słowa: sen uświadomił jej, jak realne było zagrożenie, a kłótnia z Fredem to, jak bardzo by cierpiała, gdyby go straciła.

- No dobrze, ale ja mówię poważnie, Freddie. Co, jeśli któreś z nas...

Chłopak domyślił się, co chciała powiedzieć, dlatego nie pozwolił jej dokończyć. Zakrył jej usta i szepnął tylko:

- Nie myśl o tym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro