Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 95

Kolejny urodzinowy rozdział dla _Lilarose_! 💚🎂🎉

~

Callie nie była już w stanie skupić się na pisaniu wypracowania. Było jej strasznie przykro i bolało ją serce. Zabrała swoje rzeczy z biblioteki i ruszyła po prostu do pokoju wspólnego, z którego tamtego wieczoru już nie miała zamiaru wychodzić.

Gdy tam dotarła, przygryzła wargę. Rozglądając się po ciemnym, wypełnionym wieloma uczniami skąpanymi w zielonej poświacie, zdała sobie sprawę, że była całkiem sama. Wtedy pierwszy raz zrozumiała, że gdyby rozstała się z Fredem, straciłaby praktycznie wszystkich swoich nowych przyjaciół. Mogłaby się z nimi zadawać... Ale byłoby to wyjątkowo niezręczne. Przez to poczuła się jeszcze bardziej przygnębiona. Oczywiście, że nadal go kochała, ale zaczęła się zastanawiać, czy to te stereotypowe różnice pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami nie dawały się we znaki...

W kącie pokoju zobaczyła Ann, najwyraźniej pochyloną nad jakimś zadaniem. Zrozumiała jej samotność chyba lepiej niż kiedykolwiek wcześniej i postanowiła do niej podejść: chciała porozmawiać z kimkolwiek.

- Cześć, Ann - powiedziała, siadając w fotelu naprzeciw niej, przy tym samym stoliku. - Co robisz? - zapytała, zrzucając swoją torbę na podłogę.

Zdumiona Ann podniosła wzrok znad swojego zadania, ale nie pytała Callie, czemu ta się do niej przysiadła. Przełknęła ślinę i odparła:

- Powtarzam zielarstwo... Na tę powtórkę w poniedziałek, w sensie.

- A no tak, jeszcze to... - westchnęła Callie i oparła się na stole, po czym znowu schowała twarz w dłoniach.

- Stało się coś...? - niepewnie zapytała skołowana Ann, nieprzyzwyczajona widzieć szatynkę w takim stanie.

- Tak, ale... Nie gadajmy o tym - odparła prędko Callie, kręcąc głową i nadal próbując zignorować ten ból w swoim sercu. - A jak ci się w ogóle widzi ta cała Umbridge? - dodała szybko, chcąc zmienić temat.

- Cóż, dziwna kobieta... - stwierdziła Ann. - Jak na mój gust... Za dużo różowego? I słodyczy w głosie?

Callie zdziwiła się sama sobie, ale krótko się zaśmiała, trochę żałośnie.

- Za dużo... - powiedziała, uśmiechając się smutno sama do siebie.

Mniej więcej w tym samym czasie Fred dotarł do Wieży Gryfonów, już żałując praktycznie wszystkiego, co powiedział. Nie miał najmniejszego pojęcia, co w niego wtedy wstąpiło. Po prostu poczuł się jakby niedoceniony, bo coś przygotował, a ona go zbyła i emocje dały górę... Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie tamten wieczór, gdy go planował... Callie miała teraz leżeć na jego kolanach, a nie...

- Hej, a ty co tu robisz? - zapytał zdumiony George, który siedział na podłodze naprzeciw Lee i grał z nim w Eksplodującego Durnia. - Nie miałeś być z Callie? Niespodzianka się jej nie spodobała? - dopytywał młodszy bliźniak, trochę nie wierząc w to, że widział swojego brata, który tamtej nocy miał nawet do pokoju wspólnego Gryfonów nie wracać.

- Nie widziała jej - odparł załamany Fred, opadając na miejsce obok brata. - Pokłóciliśmy się - dodał, spuszczając głowę.

- Co? Jak? - zapytał jeszcze bardziej zdziwiony George, odrzucając karty, które trzymał. - Ej, rano mówiliśmy o oświadczynach, a teraz...

- Przestań - przerwał mu Fred.

- I ona jest teraz sama? - dopytywał George, a Fred aż zamarł na moment. Zdał sobie sprawę, że ona nawet nie miała z kim porozmawiać i zalało go jeszcze większe poczucie winy. To wszystko nie tak miało wyglądać... Pokiwał jedynie głową w odpowiedzi i nie odzywał się.

- Idę jej poszukać - powiedział nagle po co najmniej minucie zadumy, po czym wstał i już chciał odejść.

- Hej, hej, zaczekaj! - zawołał George, również zrywając się na równe nogi i zatrzymując swojego brata. - Może ochłoń chwilę, co? O co wam w ogóle poszło?

- No bo ona nie chciała ze mną iść, chciała się uczyć i...

- Co? Zwariowała? - przerwał mu zdziwiony George. - W piątek wolała się uczyć? Tryb Hermiona czy jak?

- Nie, miała rację... - odparł Fred, jeszcze raz wszystko sobie przypominając. - Idę - dodał prędko i odszedł, zanim bliźniak mógłby go powstrzymać.

Fred wrócił do biblioteki, jednak - tak jak się poniekąd spodziewał - nie zastał tam już Callie. Udał się po tym w pierwsze miejsce, jakie przyszło mu do głowy, a było nim tajne przejście, jednak gdy otworzył magiczną ścianę, wszystko zastał w środku tak, jak to zostawił.

- Na co ja liczyłem... - mruknął sam do siebie.

Nie ruszył nic z rzeczy przygotowanych w ramach niespodzianki i zamknął wszystko. Powłóczył się jeszcze chwilę po zamku bez celu, a gdy zrozumiał, że musiała wrócić do siebie, sam udał się z powrotem do Wieży Gryffindoru, powtarzając sobie, że to przecież nie tak miało wyglądać...

Callie natomiast rozmawiała jeszcze chwilę z Ann i skończyła wreszcie swoje wypracowanie, które pisała, by odgonić od siebie smutne myśli. Miała wrażenie, że wyszło trochę koślawo, ale nie miała sił tego poprawiać. Chciała udać się spać do dormitorium o wiele wcześniej niż zwykle, gdy zauważyła Claire ze swoimi przyjaciółmi na jednej z kanap. Dziewczynka od razu się z nią przywitała.

- Cześć, Callie - powiedziała z uśmiechem, widząc przechodzącą obok siedemnastolatkę.

- O, cześć, Claire - odparła jej szatynka, przystając na moment obok niej. - Jak tam eliksiry? Dałaś radę z tym ostatnim zadaniem, które ci tłumaczyłam?

- Z twoją pomocą tak! - odparła entuzjastycznie blondynka, kiwając głową, od czego Callie zrobiło się cieplej na sercu, choć jednocześnie posmutniała.

I taka zła ta moja nauka, Fred?

- To świetnie - przyznała, szczerząc się nieco sztucznie do dwunastolatki. - Jakbyś jeszcze miała jakieś problemy z czymkolwiek, to wiesz, gdzie mnie szukać.

- Właściwie... Możesz nam powiedzieć, jak jest w Hogsmeade? Bo Sebastian - tu spojrzała groźnie na przystojnego, czarnowłosego chłopca, którego Callie widziała już wcześniej - twierdzi, że wie wszystko, a według nas kłamie!

- Ale mój brat tam był! - argumentował brunet

Callie spojrzała na grupę dwunastolatków patrzącą na nią z wyczekiwaniem i bez zawahania usiadła obok nich, stwierdziwszy w myślach, że rozmowa z nimi lepiej jej zrobi.

- Pewnie. Co chcecie wiedzieć?

Choć dwunastolatkowie oczywiście malutkimi dziećmi nie byli, Callie czuła się trochę tak, jakby była matką i rozmawiała z jej własnym potomstwem, które z zaciekawieniem jej słuchało. Z jednej strony się cieszyła... Z drugiej strony znowu robiło się jej przykro, bo przypomniała jej się rozmowa z Fredem na temat dzieci...

Kiedy wróciła wreszcie do dormitorium, zasnęła niespodziewanie szybko, ale jej sen był bardzo niespokojny. Śnił jej się Hogwart praktycznie zrównany z ziemią, jej babcia na chwilę ożyła, ale została zabita przez jakąś kobietę w kapturze, zapewne śmierciożerczynię... Zaraz po tym zginęli jej rodzice... Później widziała ogień, mnóstwo ognia... A później Freda i...

Callie obudziła się w środku nocy zlana potem. Bardziej niż kiedykolwiek uderzyło w nią to, że Voldemort wrócił. Nikt już nie był bezpieczny, każdy dzień mógł być tym ostatnim... A ona kłóciła się o tak błahe rzeczy, jak nauka.

Po tamtym śnie już nie mogła zasnąć i tylko przewracała się z boku na bok w swoim łóżku, zupełnie tak jak Fred wiele pięter wyżej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro