Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55

Już następnego dnia Fred, George i Callie spotkali się w tajnym przejściu po raz pierwszy od dłuższego czasu. Cieszyło to obie strony i mieli sobie naprawdę dużo do powiedzenia. Ślizgonka podwijała rękawy swojej szaty i przygotowywała się do przyrządzania eliksiru, gdy nie spuszczający z niej wzroku Fred powiedział:

- Znowu ci włosy przeszkadzają...

Callie uniosła wzrok znad stołu i uśmiechnęła się.

- To co, chcesz czynić honory?

Fred nie potrzebował powtarzania. Podszedł do jednego z pomarańczowych pudełek (których, Callie zauważyła, znacznie przybyło od ostatniego razu) i wyciągnął magiczną gumkę, po czym stanął za dziewczyną i zebrał jej długie włosy. Następnie bezproblemowo związał je w wysokiego kucyka, a dziewczyna uśmiechała się przez cały czas, gdy to robił. Kiedy skończył, ta odwróciła się w jego stronę.

- Naprawdę nieźle ci to wychodzi - zaśmiała się, sprawdzając swoją głowę.

- Ładnie wyglądasz. W sensie, lepiej niż wcześniej. Byłaś taka blada i w ogóle.

George, który szukał czegoś w licznych pudełkach, uderzył się w czoło, czego tamtych dwoje nie zauważyło.

- Tak, bo czuję się teraz o wiele lepiej. To pewnie dlatego, że Adrian w końcu dał mi spokój, a wszystko dzięki "André" - dziewczyna zrobiła cudzysłów z palców, po czym zajęła się przygotowywaniem składników.

- Freddie, gdzie myśmy wsadzili te zapasowe butelki? Nie mogę ich znaleźć - zapytał George, marszcząc czoło.

- A jeszcze nam jakieś w ogóle zostały? - powiedział Fred, podchodząc do brata, by pomóc mu szukać. - Teraz tyle schodzi Eliskiru Miłosnego, że już się boję walentynek. Tyle ludzi będzie latało w amoku...

- Czym się przejmujesz? - wtrąciła się Callie. - To ich problem, że igrają z miłością. Z definicji Amortencji wynika, że nie tworzy ona prawdziwej miłości, jedynie chorą obsesję, i to nietrwałą.

- O, o, a co tworzy prawdziwą miłość, pani Snape? - spytał Fred, tym razem stając naprzeciwko dziewczyny.

- Kiedy wy się oduczycie nazywać mnie pani Snape? - jęknęła Callie, po czym pstryknęła Freda w czoło.

- Ałć, kobieta mnie bije... - powiedział chłopak, na co dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.

- Należało ci się, chodź tu i mi pomóż! - zawołał George.

- A jakbyś wolała być nazywana? - dopytywał Fred, kucając obok bliźniaka.

Oj, nigdy nie przejdzie mi to przy tobie przez gardło, Fred.

- Nie wiem, na imię mam Callie, na nazwisko Irving...Tyle wyboru...Choć niektórzy mówili do mnie Joan, podobno z makijażem jestem mocno podobna do babci.

- Tu są! Eureka! - zawołał George, znalazłszy odpowiednie pudełko, które zaczął rozpakowywać.

- Chyba powinniście tu wszystko posegregować i posprzątać, to nie byłoby takiego problemu - stwierdziła dziewczyna, wlewając coś delikatnie do kotła.

- Jakby Snape nie zawalał nas tyloma zadaniami ostatnio, to byśmy to zrobili - bronił się George.

- Przecież mogę wam pomóc z eliksirami, wiem, że Snape was szczególnie nie lubi... - mówiła Callie, nie spuszczając wzroku z dodawanego składnika.

- Lepiej nie - odparł George.

- Gdyby było za idealnie, zorientowałby się, że to nie nasza robota i byłoby tylko gorzej - dodał Fred.

Callie pokiwała głową, bo mieli rację. Snape rzeczywiście na pewno stwierdziłby, że to nie ich robota i jeszcze ich ukarał, a tego by sobie nie wybaczyła.

- Zresztą, pracujemy teraz nad tyloma nowymi produktami, że eliksiry są nieistotne - stwierdził George.

-  A jak już założymy nasz sklep, to nadal będziesz nam pomagać, prawda? - zapytał Fred z nadzieją w głosie.

Callie, która dotychczas się uśmiechała, nagle posmuntiała. No bo...jak długo mogła jeszcze się z tym wszystkim ukrywać? Do końca szkoły? W sumie zostały niecałe dwa lata, ale...ona przecież chciałaby zobaczyć się z nimi na wakacjach, chciałaby któregoś dnia jakimś cudem normalnie z nimi porozmawiać, posiedzieć...A przecież jej rodzice nagle nie zmienią zdania co do zdrajców krwi, nawet wtedy, gdy skończy szkołę. Co z tego, że będzie dorosła i w sumie nic im do tego - nie chciała się z nimi na dobre pokłócić.

- Chciałabym... - przyznała, patrząc smutno w kocioł, do którego wrzucała kolejne składniki. - Ale nie wiem, jak to będzie...

Fred, widząc, że dziewczyna ma przygnębioną minę, przestał pomagać bratu i wstał, a następnie znowu do niej podszedł.

- To zrobimy wszystko, żeby tak było - zapewnił ją, kładąc obie ręce na jej ramionach.

- Mówisz poważnie? - zapytała z zaskoczeniem, a jej ręce zawisnęły w powietrzu z łyżką i składnikiem w dłoniach.

George spojrzał na nich kątem oka.

Pocałuj ją czy coś, a nie się gapisz jak czubek.

- Zawsze mówię poważnie - odparł z grobową miną.

Na to Callie się roześmiała, wrzuciła trzymany przez nią składnik do kotła i wolną ręką ponownie pstryknęła go w czoło.

- Nieładnie tak kłamać - powiedziała i już w o wiele lepszym humorze wróciła do pracy. Również szczerzący się Fred, wyjątkowo zadowolony z siebie, wrócił pomagać George'owi.

Gdy stwierdziła, że na tamten dzień wystarczy, zdjęła z włosów gumkę, przez co te się w miarę ładnie rozwaliły.

- Uwielbiam twoje włosy - powiedział Fred, na co George się niemal zakrztusił.

- Bracie, nie wiem, czy kojarzysz, ale powiedziałeś to na głos.

- Chciałem powiedzieć to na głos.

Wow, Freddie, progres.

- Też je uwielbiam, nie powiem - powiedziała Callie, by nieco ukryć swoje zawstydzenie, po czym ruszyła do wyjścia.

Ślizgonka i bliźniacy wyszli z przejścia i ledwo co się rozdzielili, gdy szatynka już po raz kolejny po takim spotkaniu wpadła na Ann.

- George, George, zaczekaj - zawołał Fred i zatrzymał swojego brata, wskazując na Callie, po czym obaj schowali się za zakrętem, skąd mogli dobrze obserwować całą sytuację.

- O, Callie, gdzie byłaś? - zapytała okularnica, na co szatynka odparła pewnie:

- Rozmawiałam z Cudką, by przekazała coś moim rodzicom i André.

Ann pokręciła smutno głową.

- Wiem, że nie. Czytałam twój dziennik, Callie, więc nie kłam, proszę.

Szatynka musiała się oprzeć o ścianę, żeby nie zemdleć. Automatycznie pobladła i chciała się rozpłakać.

Jakim cudem?!

- Czytałaś mój dziennik?! Dlaczego?! - krzyknęła w końcu, kompletnie przerażona.

Ann zwiesiła głowę i zaczerwieniła się lekko, a następnie nieświadomie zaczęła się drapać po ręku.

- Chciałam wiedzieć, kto ci się podoba...

- Jakim cudem w ogóle coś przeczytałaś?! - spytała Callie zrozpaczonym tonem.

- Chris mi...Nieważne - urwała Ann. - Czyli kochasz Weasleya, tak? - zapytała z beznadzieją w głosie.

Callie zamarła na moment, a za nią Fred, który z Georgem słyszał każde słowo. Szatynka nie miała zamiaru się przyznać i szukała w głowie słów, którymi mogłaby odwrócić jej uwagę.

Fred natomiast modlił się w duchu, żeby to była prawda. Ale skoro napisała to w tym całym dzienniku...

Czyli ona w sylwestra też mówiła prawdę...

- Dlaczego mi to zrobiłaś, Ann? - zapytała w końcu Callie, nie miejąc zamiaru komentować swoich uczuć.

- A dlaczego nas okłamywałaś? - odparła okularnica pytaniem na pytanie.

Callie pokręciła głową z niedowierzaniem.

- A co, miałam przyjść i powiedzieć Hej, zaprzyjaźniłam się z Weasleyami? Oni zamieniliby moje życie w piekło, a zaraz po nich moi rodzice, doskonale o tym wiesz.

- Ale mnie mogłaś powiedzieć, mnie możesz ufać... - mówiła załamana Ann.

- Mogę ci ufać?! To dlatego przeczytałaś mój dziennik, tak?! - wrzasnęła Callie z pretensją w głosie, a serce ze strachu biło jej jak szalone. Sama nie wiedziała, czy była bardziej wściekła czy przerażona i różdżka dosłownie paliła ją w kieszeni. Zdziwiła się, że jeszcze nie dostała całkowitego szału i nic nie zrobiła Ann.

- Callie, przecież wiesz, co do ciebie czuję... - powiedziała cicho okularnica, ponownie zwieszając głowę.

Szatynka westchnęła głęboko, przejeżdżając ręką przez swoje włosy.

- No wiem, Ann, ale ty też wiesz, co ja czuję do ciebie! Przykro mi, naprawdę, ale...

- Cal, ja nie chciałam dla ciebie źle...

Callie wzięła głęboki wdech i przygryzła wargę, nie mogąc tego dłużej wytrzymać.

- Jeśli nie chcesz dla mnie źle, to zrób mi jedną, jedyną przysługę. Nie mów o tym nikomu - powiedziała szatynka niemal ze łzami w oczach.

- Dobrze... - odparła Ann.

- Wybacz, Ann, ja...muszę chwilę pobyć sama - powiedziała Callie i odbiegła od okularnicy. Ta po chwili sama odeszła z miejsca rozmowy, chcąc o niej jak najszybciej zapomnieć.

- Fred, ja nie wiem, czy ty to skumałeś, ale z tego, co ona powiedziała, to wynika, że Callie cię kocha - powiedział George, gapiąc się wielkimi oczami na brata.

- Słyszałem - potwierdził Fred.

- I jak?

- Jeszcze...to do mnie dociera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro