Rozdział 2
Wszyscy ledwo się obejrzeli, a już przekraczali bramy Hogwartu. Pogoda zdecydowanie nie była najlepsza i Callie odetchnęła z ulgą, gdy przemoczona przez panującą na dworze burzę weszła do ciepłej i jasnej Wielkiej Sali, w której jak zwykle znajdowały się długie stoły zastawione złotymi naczyniami, a nad nimi lewitowały tysiące świeczek.
- Jestem ślepa, czy nie widzę tego całego Lupina? - spytała Melanie, zasiadając przy stole Slytherinu, otrzepując nieco swoje wilgotne szaty. Jej przyjaciele odwrócili głowy w stronę nauczycieli.
- Ty to dopiero jesteś powolna, Mel - Ella pokręciła głową, siadając obok Callie. - Przecież facet był wilkołakiem, naturalnie, że go tu nie ma. Nie wiem, co sobie myślał, gdy zaczynał tu robotę. Ciekawe, czy znaleźli kogoś nowego, jak myślisz, Cal?
Szatynka nie odpowiedziała; już dawno usiadła i gapiła się tępo w stojący przed nią pusty talerz, pocierając swoje ręce, by nieco się ogrzać. Czuła się przybita od kiedy tylko wysiedli z powozów. Bliźniacy Weasley wysiedli z tego jadącego przed nią i ich widok przypomniał jej o tym, jak bardzo dość miała swojego dotychczasowego życia.
- Ziemia do Callie? - Ella trąciła ją łokciem.
- Zmęczona? - spytał Adrian tuż po tym.
- Tak jakby - odparła cicho, po czym siągnęła do swojej kieszeni, by przypiąć do szaty odznakę prefekta, która przypomniała jej się na widok McGonagall wprowadzającej pierwszaków do sali.
Rozmowy ucichły, a większość oczu zwróciła się w kierunku stołka z czapką, który McGonagall postawiła na środku. Callie wykorzystała ten moment, by spojrzeć na Gryfonów - na szczęście siedząca naprzeciwko Melanie była od niej niższa. Wzrokiem odszukała bliźniaków, którzy, choć zwróceni w stronę Tiary Przydziału i udający stuprocentowe zainteresowanie, już śmiali się w najlepsze razem ze swoim kumplem, Lee Jordanem.
Zaraz po tym rozejrzała się wokół siebie i rozczarowała się tym, co zobaczyła: po jej lewej była Ella z grobową miną, po prawej poirytowany Adrian, a naprzeciw równie naburmuszeni Melanie i Ryan. Tylko Ann nie wyglądała tak, jakby ktoś jej właśnie umarł, ale ona i tak była zajęta swoją książką. Callie zaczęła się zastanawiać, jakim cudem nie nabawiła się depresji od przebywania z nimi przez tyle lat.
Wkrótce rozpoczęła się Ceremonia Przydziału i jedna z pierwszych osób (Baddock, Malcolm!) trafiła do Slytherinu. Ich stół wybuchł oklaskami i wiwatami, ale Callie ledwo pocierała dłonią o dłoń.
- Skąd ten wielki entuzjazm? - spytał ją Adrian, pochyliwszy się w jej stronę.
- Nie mam humoru - odparła, gdy sala wyciszyła się, a kolejna osoba usiadła na stołku, gotowa do przydziału.
- Te dni?
Callie obdarzyła go zirytowanym wzrokiem.
- Adrian, to, że nie mam humoru nie znaczy, że nie mogę ci przywalić.
Chłopak zaśmiał się, co zagłuszyły wiwaty Puchonów.
- No już, wyluzuj, księżniczka - powiedział, obejmując ją, na co ona prychnęła.
- Ta, księżniczka, może słonko od razu - odparła, odsuwając się od niego.
Adrian nie zdawał się być tym specjalnie poruszony.
- Ach, przyjdzie jutro i znowu będziesz sobą. Wersja bardziej żywotna.
Callie nie odpowiedziała i przesiedziała w ciszy resztę przydziału. Po najedzeniu się ucztą (i wielu dyskretnych, pełnych zazdrości spojrzeniach w stronę bliźniaków), dziewczyna nadal nie była zadowolona. Dumbledore zaczął swoje typowe ogłoszenia, gdy nagle przerwało mu wejście przerażającego mężczyzny: miał blizny na całej twarzy i jedno magiczne oko, które latało we wszystkie strony. Dyrektor przedstawił go jako nowego nauczyciela obrony przed czarną magią - Alastora Moody'ego. Nikt jednak, poza Dumbledorem i Hagridem, nie przywitał go oklaskami. Wszyscy byli zbyt przerażeni.
- Ja znam tego gościa - szepnęła Ella. - Był aurorem, moi rodzice mi opowiadali. Ale podobno trochę ześwirował od tej całej czarnej magii - wyjaśniła, na co Callie skinęła głową. Wiedziała, że to raczej prawda, gdyż rodzice Elli pracowali w Ministerstwie.
Dumbledore wkrótce kontynuował swoja przemowę i wszyscy się ożywili, gdyż ogłosił, że w szkole odbędzie się Turniej Trójmagiczny. Cała sala wypełniła się podekscytowanymi szeptami, jednak te szybko zamieniły się w krzyki protestów, gdy ogłoszono, że nikt poniżej siedemnastu lat nie może wziąć udziału.
Nie dało się nie zauważyć, że głosy bliźniaków Weasley były najgłośniejsze ze wszystkich, które Melanie skwitowała krótkim Żałosne pod nosem.
- Ja się zgłoszę! - krzyknął od razu Warrington, siedzący po drugiej stronie Adriana. Jako jedyny ze znajomych Callie zdąży skończyć siedemnaście lat przed Turniejem, więc wcale ich to nie zdziwiło.
- No cóż, biorąc pod uwagę to, ile kasy dostaje zwycięzca, sam bym się zgłosił, co nie, Cal? - powiedział Adrian, kiwając głową z aprobatą.
Dziewczyna kompletnie go nie słuchała. Zapatrzyła się na bliźniaków i już wtedy wiedziała, że coś wykombinują, żeby się dostać do Turnieju. Chciała to zobaczyć, chciała coś o tym wiedzieć, też chciała wymienić uwagi na ten temat...
- Ej! - Ella pstryknęła palcami tuż przed oczami przyjaciółki, na co ta oprzytomniała. - Co się z tobą dzisiaj dzieje?
- Możecie wy mi dać święty spokój? - odburknęła Callie, po czym założyła ręce i zdeterminowana obróciła się w stronę stołu nauczycieli. Pozostała w takiej pozycji aż do wtedy, gdy Dumbledore odesłał wszystkich do dormitoriów. Wtedy zerwała się na równe nogi i zawołała głośno:
- Ślizgoni, za mną!
Liczyła, że zgubi swoich przyjaciół w tłumie pierwszoroczniaków, których prowadziła do lochów (i bardzo poprawił jej się humor na tę myśl), ale Adrian ją dogonił. Przeszli ledwie dziesięć metrów od Wielkiej Sali gdy - o, ironio - wpadli na bliźniaków i Lee Jordana, zacięcie o czymś dyskutujących i kompletnie ignorujących tłumy przechodzących uczniów.
- O proszę, proszę, moi ulubieni przeciwnicy. Jaka szkoda, że w tym roku nie zobaczę waszej porażki - syknął na nich Adrian, zatrzymując się, a za nim Callie, a za nimi wszyscy pierwszoroczni.
Dziewczyna westchnęła. Adrian był ścigającym w drużynie Slytherinu, a Weasleyowie pałkarzami dla Gryffindoru. Jeśli już ktoś miał mieć z nimi potyczki, to na pewno on. Nawiązywał do tego, że z powodu Turnieju mecze Quidditcha zostały w tym roku anulowane. Trójka chłopców spojrzała w jego stronę.
- Słyszałeś coś, George? Jakby jakiś wiatr? Bryza? - powiedział pierwszy z nich.
- Chyba przeciąg po tej burzy, Fred. Aż mi świszczy w uchu.
Callie z trudem stłumiła śmiech, ale opanowała się błyskawicznie, gdy zauważyła, że jeden z nich się jej przygląda. Zauważyła, że Adrian zaczyna się przygotowywać do kolejnego ataku, więc zdecydowała się zapobiec wybuchowi niepotrzebnej kłótni i zawołała:
- Pucey, ja tu prowadzę zgraję pierwszoroczniaków! Nie tamuj mi ruchu, olej ich i suń się! - warknęła, po czym zaczęła iść dalej, a pierwszoroczniacy kolejno wpadali na Adriana.
- Nie wiedziałem, że Ślizgoni są niemili nawet dla siebie nawzajem - mruknął George, przyglądając się Callie z zaskoczeniem.
- Ja też nie - potwierdził Fred.
Adrian obdarzył ich tylko wrednym spojrzeniem, po czym ruszył za Callie.
- Niech wszyscy pierwszoroczni się tu zbiorą! - zawołała, gdy dotarła już do wspólnego pokoju Slytherinu i stanęła przed pięknym marmurowym kominkiem, oświetlona zielonkawym światłem pochodzącym z jeziora.
Jedenastolatkowie byli nadal nieco przerażeni, zwłaszcza dzięki temu, że głos Callie był bardzo donośny, więc posłusznie zebrali się tuż przed nią.
- Okej, wyjaśnijmy sobie coś. Musicie słuchać wszystkiego, co wam powiem, nie tylko dlatego, że to moje zadanie, ale inaczej też długo tu nie pożyjecie.
Nazywam się Callie Irving i jestem prefektem Slytherinu i, chcecie czy nie, musicie się mnie słuchać. Dormitoria dziewczyn są po mojej lewej, chłopców po prawej. Wasze rzeczy już tam są. Dziewczyny mogą wchodzić do męskich, ale chłopcy nie mogą wchodzić do damskich, więc na waszym miejscu nawet bym nie próbowała. Hasło do pokoju często się zmienia i jak go nie znacie, to pytacie mnie. Oczywiście hasła nie może znać nikt poza Ślizgonami. Głową naszego domu jest profesor Snape i to on o nas decyduje, więc jeśli dzieje się coś złego, idziecie prosto do niego, jeśli ja nie mogę wam pomóc. I osobiście wam polecam, żeby z nim nie zadzierać. Jutro dostaniecie od niego swoje plany lekcji, a teraz polecam wszystkim pójść spać. To tyle, do łóżek! - klasnęła w ręce, po czym ruszyła w kierunku swojego dormitorium, gdy pierwszaki zaczęły się rozchodzić.
- Jaka się władcza zrobiłaś - powiedział Adrian, który wysłuchał całej jej przemowy.
- Muszę, jeśli chcę, żeby te dzieciaki mnie słuchały - odparła, po czym weszła do dormitorium.
I żebyście wy się ze mną zadawali, pomyślała Callie.
W środku były jej już pozostałe trzy współlokatorki.
- Och! - zawołała Ella, po czym rzuciła się na swoje łóżko. - To dziwne, ale tęskniłam za szkołą.
- Przypomnę ci to jak będziemy mieli pierwszy sprawdzian z eliksirów - zaśmiała się Melanie, a za nią Ann. Ella przewróciła oczami.
- Dobra, tęskniłam za wami, lepiej?
- Ja też - potwierdziła Melanie, po czym uderzyła Ann w ramię, która nadal czytała.
- Co? - powiedziała skołowana okularnica, po czym oprzytomniała. - Tak, tak, ja też.
- A ty, Cal? - spytała wyczekująco Ella i wszystkie zwróciły wzrok w stronę przyjaciółki.
Callie uniosła wzrok znad swojego kufra, z którego wyciągała ubrania.
- Ta. Totalnie tęskniłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro