Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O N E; infernum

          Na starym, popsutym już stołku, w podrzędnym barze usiadł młodzieniec, który całkowicie nie pasował do klimatu panującego w lokum. Każdy tam był uzależniony od narkotyków lub alkoholu, w powietrzu unosił się zapach wypalonego zioła, a każda poszczególne osoba znała się z resztą. Rzadko kiedy przybywało tu ktoś nowy, a nawet jeśli, nie zostawać tu zbyt długo. Może odstraszał ich dym, który unosił się w powietrzu, a może tajemnicze znaki krwi na ścianach w łazience. Kto wie? Lecz jemu to nie przeszkadzało, szczerze mówiąc, takie drobiazgi były mu obojętne. Przez długie, owiane ciszą minuty wpatrywał się w zręcznie dłonie barmana, który bez większego wysiłku spełniał alkoholowe zamówienia swoich klientów. Cóż, to była prosta robota szczególnie, że większość ludzi, która przychodziła do Mortem była już w stanie upojenia alkoholowego. Dopiero po dłuższej chwili młodzieniec usłyszał przyjemny głos, który nie pasował do tego miejsca.

— Więc czego tu szukasz? Nie sądzę, że ktoś taki jak ty wybrał się w takie miejsce z własnych pobudek. Kto cię wysłał, huh? — zapytał barman jednocześnie skanując postać przybysza uważnym wzrokiem. To jedno pytanie sprawiło, że cisza stała się jeszcze bardziej uciążliwa, a czas wydawał się płynąć wolniej. Jednak bartander już po chwili dostał odpowiedź na swoje pytanie.

— Śmierć — odpowiedział spokojnie młodzieniec, nie odrywając wzroku od dłoni rozmówcy — przysłała mnie tu sama śmierć.

          Cóż, to mogło się wydawać zabawne, ale taka była prawda. Każdy wiedział czym, a raczej kim była śmierć. Najgorszy zbrodniarz, jaki kiedykolwiek istniał na tym świecie. Zabijał z premedytacją dzieci i kobiety, nie oszczędził nawet swojej rodziny. Wiedział wszystko o każdej osobie, jaką spotykał, a jego władza była nieograniczona. To właśnie on rządził całym tym marnym światem.

— Oh, w takim razie, witam w Mortem. Wstąpiłeś właśnie do prawdziwego piekła na ziemi więc uważaj, bo jeszcze się sparzysz. — Zaśmiał się pracownik baru. Jörg Steinmeier, tak właśnie się nazywał. Kim był? Tak, to naprawdę dobre pytanie. Nikt nie wie, kiedy i gdzie tak naprawdę się urodził. Po prostu pewnego dnia pojawił się w Verlust i nikt nie pytał o szczegóły. Wychowywał się wśród członków mafii, od dziecka miał styczność z nielegalnymi walkami, czy używkami. Był nieufny i przebiegły, a to wszystko pomogło mu przetrwać w tym innym, gorszym — jedynie według ludzkości — świecie.

— Możesz być o to spokojny, bardziej martwił bym się o ciebie. Nie bez powodu Śmierć mi zaufał. — młodzieniec był naprawdę dziwną osobą. Uwielbiał romansować i w ten sposób zdobywał większość informacji. Również w ten sposób wykupił się w łaski największego mafioza.

          Po chwili na starym, popsutym stołu nie było już nikogo, a do uszu barmana dotarł trzask zamykanych drzwi. Gdy uniósł wzrok na blat, zauważył małą, różową karteczkę i zaśmiał się cicho, biorąc ją do dłoni. Lennart Voigt. Jeszcze wtedy nie wiedział, że to on okaże się jego zgubą.


          Już następnego dnia, o tej samej porze, do tego samego baru przyszedł ten sam młodzieniec i usiadł na tym samym siedzeniu, szukając wzrokiem tego samego barmana. Niestety, tego wieczoru urząd ten obejmowała niska, niebiesko włosa dziewczyna niezbyt wyróżniająca się z tłumu. Lennart przywołał ją więc do siebie krótkim "Barman!" j przez chwilę wpatrywał się w tablicę z nazwami alkoholowych propozycji.

— Dwa razy Kamikaze — powiedział dopiero po dłuższej chwili i jakby od niechcenia wyjął z portfela odpowiednią kwotę. Nie miał ochoty się z tym później cackać. — wczoraj wieczorem był tu pewien mężczyzna. Dosyć wysoki jak na standardy Verlust, blondyn. Stał tam, gdzie teraz ty, kojarzysz?

          To było... Zawstydzające, że musiał o kogoś wypytywać, ale cóż. Gdyby się nie postarał i nie wykonał zadania, które polecił mu Śmierć... Kto wie, czy przeżyłby do ranka? Kim była Śmierć? Jedynie mała, zaufania garstka ludzi widziała go na żywo i wie jak wygląda oraz jak się nazywa. Zazwyczaj ludzie zwracają się do niego Ito, nikt nie wie, skąd się to wzięło. Jedni mówią, że to dojrzały mężczyzna, dość wysoki i dobrze zbudowany. Inni zaś mówią, że jest zwykłym, zenujacym nastolatkiem, który próbuje zabawić się w wielkiego Pana — zazwyczaj to właśnie oni kończą martwi — jednak wszystkich łączy to, co widoczne jest podobno w jego oczach. Szaleństwo. Obłęd.

        Właśnie dlatego nie mógł wrócić tak po prostu z pustymi rękoma. To byłoby prawdziwe samobójstwo. Dlatego był w stanie zrobić wszystko, by jego bliskim nic się nie stało. Z tego powodu już następnego wieczora do mieszkania należącego do Steinmeiera zapukał listonosz trzymający w dłoniach paczkę, która zawierała pakt od samej Śmierci.

Rady lub inne takie tutaj >>>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro