Game Fiftytwo
Eren Pov
Wiem, że bawienie się telefonem za kierownicą samochodu jest bardzo niebezpieczne i zawsze traktowałem to poważnie. Najmniejsze rozproszenie uwagi może doprowadzić do wypadku, który może cię zabić, w najgorszej opcji również inną osobę. Wiele ludzi ignoruje to niebezpieczeństwo uważając że mają całkowitą kontrole nad pojazdem, ale się mylą. To może przydarzy się i mnie, ale akurat teraz mało mnie to obchodzi.
Już trzynasty raz próbuję się do niego dodzwonić, ale czarnowłosy nie odbiera. Jego telefon nie jest wyłączony, cały czas słyszę sygnał, a z każdym 'beep' w słuchawce rośnie nadzieja że jednak się odezwie, jego głos który usłyszę uspokoi moje nerwy, niestety tak się nie dzieje.
Po każdej mojej próbie połączenie, na końcu odzywa się poczta, dając mi szansę na pozostawienie wiadomości głosowej, jednakże tego nie robię. Nie chcę mówić do tego pudła ponieważ wiem że Levi od razu wykasuje te wiadomości, nawet ich nie odsłuchując. Chcę usłyszeć jego głos porozmawiać z nim, powiedzieć że chcę go zobaczyć za wszelką cenę i jeśli nawet będzie trzeba to upadnę przed nim na kolana. Będę błagać go o wybaczenie tak długo, aż w końcu mi przebaczy, ale prawdopodobnie do tego niedojdzie. Przecież nawet nieraczy odbierać kiedy dzwonię.
Kiedy docieram na miejsce, niedbale rzucam telefon na siedzenie pasażera, otwieram drzwi samochodu i wyskakuję z niego wdychając zimne nocne powietrze. To dopiero początek zimy, nie pamiętam by kiedykolwiek temperatura w Trost spadła tak nisko o tej porze. Może mój nastrój ma jakiś wpływ na moje receptory ciepła, albo Bóg wie co narobiłem i to już zaczyna się jego kara boska. Nawet bym się nie poskarżył gdybym miał zamarznąć na sopel lodu teraz, tu na miejscu. Jedyne co nie podoba mi się w tej opcji jest to, że umrę bez szansy ponownego zobaczenia Levia, by wszystko mu porządnie wytłumaczyć.
Na początku mojej przygody w grze, nie widziało mi się umierać ponieważ nie czułem się na to gotowy. Życie nie podarowało mi nic, nie było w nim niezapomnianych momentów. Była to czarna dziura, gdzie panował smutek, a nie radość. To dlatego nie chciałem jeszcze umrzeć, powiedzmy że 'nie wypróbowałem' życia, dlatego nie myślałem o śmierci. Ale teraz wszystko się zmieniło.
Nie mogę umrzeć, bo w końcu znalazłem coś co przytrzymuje mnie przy istnieniu, a ja głupek podeptałem to zrównując z ziemią.
Prawdopodobnie on już nigdy mi nie zaufa, a spoglądając w moje oczy za każdym razem będzie przypominał sobie o mojej zdradzie, ale przynajmniej muszę chociaż spróbować. Ludzie nie zapominają o złych rzeczach które ich spotkały, ale potrafią je wybaczać. Nie oczekuję od Levia tego że z dnia na dzień zapomni o całej sprawie, może wypominać mi to przez całe moje życie, jedyne czego pragnę to przebaczenia.
Powoli podnoszę drżącą rękę i szybka naciskam na dzwonek obok drzwi, zanim chęć wycofania weźmie górą. Zazwyczaj nie jestem typem osoby która ucieka przed kłopotami, nawet z miłą chęcią stawiam im czoło, ponieważ tylko tak da się je rozwiązać, ale jeszcze nigdy w życiu tak bardzo się nie bałem. Jeśli Levi powie że mnie nienawidzi i odeśle mnie z kwitkiem stracę całą swoją malusią nadzieję a razem z nią sens życia, to nie może się wydarzyć.
Prostuję swoją sylwetę i rzeczywiście drzwi otwierają się, a ja na chwilę przymykam oczy by powoli przyzwyczaić je do rażącej poświaty. Po chwili spoglądam na osobę która stoi w drzwiach, która patrzy na mnie z ciekawością w oczach.
Już dobrze wiem kto to, nie jest trudne do rozpoznania, że jest nią matka Levia, ponieważ oprócz ust które prawdopodobnie odziedziczył po ojcu, jest podobny do niej, są jak dwie krople wody. Ten sam kolor włosów i skóry, w oczach kobalt mieniący się jak tafla jakiegoś bajkowego jeziora, ten sam nosek i kości policzkowe.
Próbuję zebrać się do kupy i nie wpatrywać się w nią jak w święty obrazek, co jest w moim wykonaniu dosyć trudne. Pierwszy raz stoję tak blisko niej, ostatnio byłem tutaj tylko po to by zobaczyć czy czarnowłosemu dostarczono broń, którą dla niego zamówiłem. Dopiero teraz dochodzi do mnie jak bardzo jestem zdenerwowany, tak jakbym właśnie przyszedł na spotkanie z przyszłymi teściami, choć wydaje się to być totalną głupotą. Ona jest matką chłopaka którego kocham, ale nie wiem czy w ogóle mamy jakąś szansę na wspólną przyszłość.
''W czym mogę pomóc?'' Pyta się mnie z przyjaznym uśmiechem na ustach i odchyla drzwi trochę szerzej, prawie zapraszająco. Przełykam głośno ślinę i zaczynam mówić.
''Przepraszam że tak późno przeszkadzam. Jestem przyjacielem Levia i przyszedłem tu ponieważ bardzo się o niego martwię. Czy jest on może w domu? Mógłbym z nim porozmawiać?''
Na pewno wydaje się jej to dziwne, że tu przylazłem. Jest 02.00 w nocy, Levi na pewno też wrócił zaledwie kilka godzin temu i nagle przed jej domem pojawia się jakiś kompletnie nieznany i zapocony facet, pytający się o jej syna. Na pewno musi być zdezorientowana ale jakoś tego po sobie nie pokazuje.
Na jej ustach nadal gości uśmiech gdy krzyżuje ręce na klatce piersiowej i przecząco potrząsa głową, ''Mój syn musiał naprawdę bardzo cię czymś zamartwic skoro przyszedłeś tu o tak późnej porze, przepraszam. Czuł się dobrze kiedy tu wrócił, ale musiał pojechać gdzieś z swoim ojcem niestety nie wiem gdzie.'' Patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem tak jakby naprawdę było jej żal, ale dostrzegam w jej oczach coś jeszcze.
Bardzo dobrze wie gdzie znajduje się Levi, po prostu nie chce mi tego powiedzieć. Wie że jej syn gdy wrócił wcale nie czuł się dobrze i widocznie domyśla się, że to ja byłem tego powodem. Jest wobec mnie miła, to znak że nie wie całej prawdy, chce chronić swoje dziecko nie mogę być na nią o to zły.
''Gdy wróci , to mogła by Pani mu przekazać że tutaj byłem? A co najważniejsze niech mu Pani powie ze nie jest sam. Jeśli chce zerwać ze mną przyjaźń to jedna sprawa, ale niech chociaż odezwie się do Armina. Jeszcze raz bardzo proszę o przekazanie tej wiadomości.''
Potwierdza i żegna się ze mną. Zamyka drzwi, znów pozostawiając mnie samego, w tym zimnie chłodnej nocy. Zerwanie sojuszu z jego strony było niesamowicie głupim posunięciem, nie jest gotowy na to by w pojedynkę przedrzeć się przez grę. Nie mam ochoty się poddać chcę o niego walczyć dopóki mi nie wybaczy, chcę z nim być, ale gdy skontaktuje się z Arminem i pozwoli mu na to, by to on zaczął go chronić, będę gotowy na poniesienie tej oto porażki, przynajmniej będzie to oznaczać że ktoś będzie z nim, że zostanie przy życiu.
A oto moi kochani moja mała niespodzianka (jest już na moim profilu) dla was z okazji 400 follow XD :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro