/3/
Niestety wygląda na to, że nie umiem pisać shotów... będzie jeszcze jedna część na pewno...
***
Nikiforov dłuższą chwilę wpatrywał się w butnego młodego mężczyznę. Najzwyczajniej w świecie nie mógł znaleźć odpowiednich słów, został całkowicie zahipnotyzowany przez powoli rosnącą wściekłość w tych przepięknych, czekoladowych oczach. Przy ich pierwszym spotkaniu zauroczyła go jego niepewność i niewinność, jednak to, co widział teraz... przerosło wszelkie jego oczekiwania. Delikatnie poluźnił poły szlafroka, zwyczajnie zrobiło mu się gorąco, od samego patrzenia na to boskie wcielenie seksu. Jeszcze nigdy na nikogo tak nie zareagował, nawet półnagie aktorki na planie filmowym nie mogły się równać z erosem, którego miał przed oczami.
- Victor? - nieco zaskoczony przedłużającym się milczeniem Chris postanowił je przerwać, jednak to nie on sprowadził na ziemię bujającego w czekoladowych obłokach aktora. Uczynił to nie kto innym jak sam Katsuki, przecinając ciszę nieco zachrypniętym od nadmiernie spożywanego przez niego ostatnio alkoholu.
- Czyżby wielki pan Nikiforov znów zapomniał języka w gębie na widok studencika?
Błyszczące lazurowe oczy rozszerzyły się nieco z zaskoczenia.
- Znów? - odpowiedziało mu jedynie ciche prychnięcie. - Czy ty Panie Katsuki nie na za dużo sobie pozwalasz? - mimowolnie jego usta rozciągnęły się w uśmieszku, młody reporter do reszty zawładnął jego jak dotąd zimnym jak petersburskie mrozy sercem.
- Nie sądzę Panie Nikiforov.
- A więc to Pan, Panie Katsuki jest przyczyną moich nieszczęść?
- Ja? - brunet zamrugał, nie do końca świadom jak jego skromny gest podziałał na Victora, poruszając jak dotąd nieużywane struny w jego sercu. - Czyż nie spotykamy się po raz pierwszy Panie Nikiforov? Jakżebym mógł być przyczyną Pańskich nieszczęść?
- Pierwszy raz? Czyżby Panie Katsuki? - Rosjanin rozciągnął usta w uśmieszku, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak nim manipuluje jego gość. - Być może rozmawiamy po raz pierwszy, ale jednak Panie Katsuki wciąż pamiętam, jak na jednej z moich konferencji, z tyłu pod ścianą stał nieśmiały studencik, bojący się na mnie spojrzeć i wyobraź sobie, że był zadziwiająco podobny do Pana - aktor utkwił spojrzenie swoich lazurowych oczu w nieproszonym gościu, dopiero po chwili przerwał milczenie lekceważąco poruszając dłonią i wprawiając w ruch bursztynowy alkohol w szklance. - Ma Pan brata bliźniaka, Panie Katsuki?
Tak jak się spodziewał, udało mu się. Na chwilę z przystojnej twarzy, jak się domyślał, Japończyka opadła maska butnego erosa, ukazując mu oblicze nieśmiałego studenta. Mimo, że właśnie to pragnął osiągnąć, sam nie był do końca pewny, które oblicze podoba mu się bardziej. Nie było co się dłużej oszukiwać co do tego, jakie wrażenie zrobił na nim ten jakże tajemniczy mężczyzna... dogłębnie wręcz nim wstrząsnął, wpatrując się w niego tym wściekłym i nachmurzonym wzrokiem.
Jak dotąd Victor nigdy nie czuł tak silnej potrzeby obecności drugiego człowieka w swoim życiu, no nie licząc rodziny. Przez myśli podczas przedłużającej się ciszy przeleciało mu milion pomysłów jak zatrzymać przy sobie cholernie przystojnego studencika, żaden jednak nie wydawał mu się dość dobry. Zwyczajnie zapragnął, aby ten cud świata pozostał w jego świecie z własnych, niczym nieprzymuszonych chęci. Chociaż raz potrzebował w swoim życiu kogoś, kto nie zrobiłby tego interesownie. Żeby ten cud chłopiec, ot tak po prostu, sam z siebie dotrzymał mu towarzystwa dziś, jutro i kto wie może już zawsze? Westchnął cicho, mając świadomość, że to mało prawdopodobne i przerwał ciszę.
- Jak się domyślam, nie ma Pan bliźniaka, Panie Katsuki?
- N...nie... - Nikiforov miał ochotę aż jęknąć radośnie na widok rozkosznego rumieńca na policzkach młodego reportera, jednak cudem zachowując powagę odezwał się ponownie.
- Chris możecie nas zostawić, nie sądzę żeby Pan Katsuki był groźnym przestępcą, no chyba, że ma przy sobie jeszcze jakąś ukrytą kamerę, ale z tym sam sobie poradzę - wstał zdecydowanie i podszedł do Japończyka. Tak jak się spodziewał ten zadarł głowę do góry, znów przybierając maskę butnego erosa. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej kusząco. - Chris? - podniósł wzrok na szefa ochrony, poganiając go wzrokiem.
- Jesteś pewny Victor?
- Tak, jak najbardziej.
- Chłopaki wracać do ogrodu - z tymi słowami zniknął za drzwiami, zamykając je za sobą.
Atmosfera w pokoju gwałtownie zgęstniała, a w ciszy można było usłyszeć przyspieszony oddech bruneta. No bo czyż to nie było dla niego niczym spełnienie marzeń? Czyż nie tego pragnął? Przecież miał miłość swojego życia i idola na wyciągnięcie dłoni... a jednak z drugiej strony tak cholernie się bał, ukrywając się za maską kogoś, kim nie był. W duchu dziękował i przeklinał Kazacha za jego pomysł zmiany wizerunku...
Wpatrywali się sobie w oczy nawet nie mrugając, a przynajmniej do chwili, kiedy to Victor wyciągnął przed siebie pustą dłoń i delikatnie rozpiął guzik koszuli bruneta, muskając przy tym palcem jego skórę. Obaj poczuli iskrę, która przeskoczyła między nimi przez ten ułamek sekundy, zmuszając Japończyka do wstrzymania oddechu.
Czy obaj wiedzieli o tym, co wzajemnie do siebie czują? Ależ skąd... A jednak obaj postanowili ciągnąć między sobą tą dziwną grę.
- Łapy precz, zboczeńcu - warknął chrapliwie Yuuri, odtrącając dłoń aktora, wbrew sobie oczywiście, tak naprawdę pragnął, żeby nigdy nie przestawał go dotykać i to nie tylko delikatnie... i nie tylko jednym palcem...
Perlisty śmiech platynowłosego w pierwszej chwili go onieśmielił, jednakże wciąż płynące procenty w jego krwi jak najbardziej zdawały egzamin...
- Jak mniemam nie masz tam ukrytej kamery - zaśmiał się Victor, walcząc z natrętną chęcią ponownego dotknięcia młodego mężczyzny. Nie do końca rozumiał skąd u niego taki nagły przypływ pożądania... - Napijesz się ze mną? Jak widzisz doskwiera mi samotność, a Pan, Panie Katsuki zdaje się gustować w takich trunkach.
Yuuri poczuł najpierw falę wstydu, a po chwili oburzenia, no bo czy ten, jak go nazywał Jurij bufon, nie sugerował mu właśnie, że jest alkoholikiem, samemu trzymając szklaneczkę alkoholu w dłoni?! Marszcząc brwi mruknął nieźle zirytowany.
- Czy Pan, Panie Nikiforov coś sugeruje?
- Oh jakże bym śmiał Panie Katsuki - białe ząbki aktora błysnęły w uśmiechu. - Tylko szukam kompana na dzisiejszy wieczór - z tymi słowami jakby nigdy nic skierował się do barku. - Jakieś preferencje?
- A co tam masz? - z satysfakcją Yuuri odkrył, że zachodząc od tyłu gospodarza, zaskoczył go, przez co ten drgnął nieco. Nie mógł sobie odebrać tej przyjemności i kukając mu przez ramię napawał się jego zapachem. Cholera jak on pragnął tego nadętego bufona... Zamknął na chwilę oczy, głośno wciągając powietrze, przez co nie zauważył ruchu przed sobą.
- Jesteś niezwykle interesujący, Panie Katsuki - Japończyk podskoczył w miejscu, rumieniąc się intensywnie. Wyraźnie czuł ciepły powiew powietrza wydobywający się z ust platynowłosego na swoich ustach. Cofnął się gwałtownie, zaskoczony AŻ taką bliskością, przez co wylądował na kanapie. - I niezwykle płochym - dokończył ze śmiechem Victor, próbując ukryć w ten sposób rozczarowanie jego ucieczką. - Proszę się nie martwić Panie Katsuki, nie zjem Pana, tak się składa, że jestem już po kolacji. To czego się Pan napije?
- A szkoda - mruknął cicho Yuuri, zanim zdążył się ugryźć w język.
Dłuższą chwilę trwali w nieco niezręcznym milczeniu. Japończyk przypominający wyglądem dorodnego pomidora, próbując to ukryć za dłońmi i Rosjanin z szeroko otwartymi oczami z wyrazem niemego szoku....
- Może być to, co Ty - bąknął po dłuższej chwili Yuuri, pragnąc jak nic zapaść się pod ziemię, najlepiej razem z tą cholernie wygodną kanapą, na której jeszcze nie dawno leżał obiekt jego westchnień. Zapodał sobie mentalnego liścia, błagając resztki zdrowego rozsądku, żeby nie pozwoliły mu zrobić z siebie jeszcze większego idioty tego wieczora, czy raczej tej nocy.
Victor również potrzebował chwili, żeby dojść do siebie po tym, co usłyszał, no bo czy to nie była jednoznaczna propozycja?! Nie, żeby miał coś przeciwko, wręcz przeciwnie, ale... no właśnie tych było całkiem sporo. Chrząknął cicho, zbywając przejście na „ty" i nalał do drugiej szklanki nieco whisky.
- Z lodem?
- A zrobisz?
- Eh?!
- Znaczy się, jeśli masz gotowy... i jeśli to nie problem... To znaczy, jeśli Pan ma... nie chcę, żeby musiał Pan specjalnie dla mnie robić... yyy... to znaczy przynosić... - brunet zaczął bełkotać nieskładnie kompletnie zażenowany swoją głupotą.
- Owszem mam... gotowy i to nie problem, żebym go... przyniósł - platynowłosy nie potrafił ukryć rozbawienia, cóż Japończyk robił na nim coraz większe wrażenie i coraz bardziej go intrygował. Zdecydowanie nie chciał go spłoszyć zbyt odważnym zachowaniem, jednakże sygnały, jakie ten sam mu wysyłał mówiły zupełnie, co innego...
Trącił gościa szklanką z zimnym napojem, próbując w ten sposób zwrócić na siebie jego uwagę.
- Gotowe Panie Katsuki. Raczyłby Pan zrobić mi trochę miejsca na kanapie?
Jak na zawołanie Yuuri poderwał się do siadu, niemal wybijając przy tym swojemu gospodarzowi zęby.
- Jaki entuzjazm - odparł platynowłosy, z uśmiechem siadając obok niego i podając mu szklankę. - Proszę.
- Umm... Dziękuję Panie Nikiforov.
- Może skończymy już z tą zabawą, Yuuri? - przez sposób, jaki zostało wypowiedziane jego imię brunet zadrżał lekko, nie pomagała też ręka aktora oparta wygodnie tuż koło jego głowy, gdyby tylko odchylił ją nieco do tyłu mógłby się o nią oprzeć i ... nie wróć! Ogarnij się napaleńcu! Zbeształ siebie w myślał, chrząkając cicho, zdecydowanie nie mógł pozwolić, żeby Victor zwracał się do niego w ten sposób i w właśnie w taki sposób wymawiał jego imię. Bał się, że za chwilę będzie miał poważny i niemożliwy do ukrycia „problem" w spodniach...
- A z jaką zabawą Panie Nikiforov?
- Jak wolisz Panie Katsuki. Więc to Pan zrobił te zdjęcia z ukrycia, tak?
- Na to wygląda.
- A czy mógłby mi Pan zdradzić, jak Pan tego dokonał? Jakim cudem Chris i reszta Pana nie przyłapali?
- Cóż wychodzi na to, że albo miałem niebywałe szczęście, albo Pańscy ochroniarze nie są tacy skuteczni, jak Pan sądzi - zdenerwowany Yuuri, bojąc się konsekwencji swojego małego podglądania wypił jednym haustem zawartość szklanki, próbując sobie dodać odwagi.
- Ale jak Pan tam do cholery wlazł? I co najciekawsze, zszedł na dół i to w jednym kawałku? - nie dawał za wygraną Victor, znów napełniając naczynie gościa. Tak długo wiercił mu dziurę w brzuchu tymi pytaniami, że w końcu zrezygnowany i nieźle podpity już Yuuri odpuścił i szczegółowo zdał mu relację z tamtej jakże nieszczęśliwej dla niego nocy.
Obaj skutecznie omijali temat „ukochanej" słynnego aktora, każdy jednak z swoich własnych powodów. Katsuki zwyczajnie nie chciał znów zdruzgotać sobie i tak już złamanego serca i rozryczeć się przed ukochanym, no a Nikiforov? Zwyczajnie nie miał o kim mówić...
Oboje przestali zdawać sobie sprawę z upływu czasu, który z nieznanych im powodów pędził jak szalony. Pogrążyli się w ożywionej rozmowie, a oficjalny ton, który uparcie utrzymywali zupełnie im w tym nie przeszkadzał. Niby dopiero, co się poznawali, a postronny obserwator dałby się pociąć, że to przyjaciele sprzed lat, którzy dopiero co się odnaleźli i w jedną noc próbują nadrobić stracony czas. Wchodząc sobie w zdanie i kończąc jeden za drugiego bardziej sprawiali wrażenie bliźniaczych dusz niż zupełnie sobie obcych ludzi. Któżby pomyślał, że aż tyle może łączyć znanego aktora i nic nieznaczącego studenta.
Owszem napięcie i pożądanie między nimi można było pokroić nożem, jednak żaden nie odważył się przekroczyć granicy, nie chcąc zniszczyć tego, co udało im się stworzyć między sobą. Co prawda przy każdym przypadkowym muśnięciu odkrytego fragmentu skóry przez drugiego, przeskakiwała między nimi iskra, jednak mimo to coś ich powstrzymywało. Bynajmniej nie był to alkohol, którego wypili zdecydowanie za dużo, tym bardziej, że dopiero nad ranem zdali sobie tak naprawdę sprawę z upływu czasu.
- Oh Panie Katsuki już jasno! Czy my właśnie przegadaliśmy całą noc? To niesamowite! I do tego opróżniliśmy już całą butelkę!
- Na to wygląda - mruknął nie do końca już przytomny Yuuri, zdecydowanie noc w towarzystwie Victora to dla niego było za dużo, a do tego te niebotyczne ilości alkoholu, no i ciągłe powstrzymywanie samego siebie, żeby nie rzucić się na to cudo świata...
- Wygląda Pan na zmęczonego! Co ze mnie za gospodarz. Proszę mi wybaczyć, Panie Katsuki. Czy zechce Pan chodź na chwilę zdrzemnąć się w pokoju dla gości?
- Nie ma takiej potrzeby Panie Nikiforov - zdecydowanie Japończyk wolał już nie kusić losu i siebie...
- Oh, ale nie mogę Pana wypuścić w takim stanie! Przecież Pan jestem kompletnie wykończony i równie pijany, co ja - co akurat było niezmiernie dalekie od prawdy, Rosjanin zaledwie czuł się lekko wzięty.
- Ale naprawdę... - próbował oponować student, jednak gospodarz domu nie pozwolił mu na nic więcej.
Podniósł go z kanapy, i jak gdyby nigdy nic obejmując w pasie poprowadził w tylko sobie znanym kierunku. Cóż mógł biedny Yuuri? Wtulił się w jego bok, delektując się ciepłem, zapachem i bliskością. Nawet, jeśli świadomość podpowiadała mu, że nie powinien i że nie ma prawa, bo przecież Victor miał dziewczynę, to nie mógł sobie odmówić tej chwili słabości. Zdusił resztki wątpliwości i niepewności siebie. No bo przecież to nie on miał dziewczynę, tylko Victor i to on powinien trzymać się od niego z daleka. Po za tym nie robili nic, co mogłoby zaszkodzić ich związkowi. Ot zwykłe przyjacielskie podtrzymywanie w pasie, albo raczej za biodro, a ta ręka, która musnęła jego pośladek to przecież tylko wytwór jego wyobraźni. No i ten przyspieszony oddech platynowłosego, to przecież na pewno ze zmęczenia... Tak sobie właśnie wmawiał Yuuri, tuląc się do nikiforovego boku, muskając palcami rozgrzaną szyję swojego obiektu westchnień.
Nie tylko zresztą on jeden nie mógł sobie odmówić chwili słabości... Tak naprawdę platynowłosy chciał to wykorzystać jako pretekst doskonały do tego, żeby najzwyczajniej w świecie przytulić do siebie młodego studenta, który teraz już nieźle podpity nie przypominał już tego butnego erosa, tylko raczej jego jakże słodką odmianę. Tuląc go do siebie i zerkając na niego zdał sobie z czegoś dobitnie sprawę. Był po uszy zakochany. On wielki Victor Nikiforov, łamacz kobiecych serc i najbardziej pożądany mężczyzna ostatnich lat wśród płci pięknej, zakochał się w mężczyźnie. Co więcej nie żałował tego nawet w miliardowym odłamku procenta. Sam nie wiedział, kiedy jego dłoń zsunęła się na jędrny pośladek, w pierwszej chwili bał się, że wystraszy tym swojego gościa, ten jednak bardziej się w niego wtulił, co więcej zaczął muskać go palcami lekko po szyi. Przez ciało Victora przeszedł przyjemny dreszcz. Jakże on pragnął więcej tego dotyku, wszędzie, na każdym malutkim skrawku swojego ciała.
Największym wyzwaniem dla Victora było zostawienie tego przesłodkiego cudu świata samego w pokoju gościnnym. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Japończyk nie bardzo już kontaktuje i zapewne nie będzie pamiętał końcówki ich spotkania. Z minuty na minutę pokusa rosła... Ułożył Japończyka wygodnie na łóżku, po czym usiadł obok, wpatrując się w niego, drżącą dłonią czule pogładził go po gładkim policzku.
- Jesteś taki piękny Yuuri, mógłbym się tak wpatrywać w ciebie godzinami, a i tak byłoby mi mało. Co mam zrobić, żebyś był mój? Ot tak po prostu, bez żadnych ukrytych motywów? Wysłałeś mi dziś tyle jednoznacznych sygnałów, ale czy to nie była jedynie kwestia procentów krążących w twoim drobnym i oh jakże cholernie zgrabnym ciele? Wiesz Yuuri nigdy nie spodziewałbym się, że zakocham się bez reszty w drugim mężczyźnie - kontynuował swój monolog, wiedząc, że brunet i tak śpi już kamiennym snem. - Może dlatego nigdy za bardzo nie pociągały mnie te puste dziewuchy wiecznie kręcące się koło mnie i liczące na gwiazdki z nieba, a może po prostu to na ciebie czekałem całe życie? - pogładził dłonią gładkie smoliste kosmyki. - Co byś zrobił, gdybyś dowiedział się prawdy? - powoli zaczął wyciągać wsuwki z włosów. - Jak byś zareagował, wiedząc, że ta rzekoma piękność, której zrobiłeś zdjęcia z tamtego drzewa to tak naprawdę tylko ja? Czy byłbyś rozczarowany? Czy stałbym się pośmiewiskiem w twoich cudnych czekoladowych oczach? Czy byłbyś w stanie zaakceptować mnie takim, jakim naprawdę jestem, a nie takim, jakim zna mnie świat? Czy byłbyś w stanie bezinteresownie mnie pokochać? - włosy opadły mu srebrną kaskadą na plecy. - Czy byłbyś w stanie dochować tajemnicy? Ty, młody reporter goniący za sensacją? Tak naprawdę nie mam już do ciebie żalu o tamte zdjęcia. Trudno, stało się. Zostań ze mną a wybaczę ci wszystko, zawsze. Yuuri, Yuuri, Yuuri twoje imię smakuje w moich ustach jak najlepsza ambrozja, aż strach pomyśleć o smaku twoich ust. Zapewne rozpuściłbym się pod wpływem ich słodkości. Nawet nie wiesz, jaką miałem cholerną ochotę pocałować Cię przez całe nasze spotkanie. Mógłbym to zrobić nawet teraz, ale nie. Nie zrobię tego bez twojej zgody, chcę żebyś był w pełni świadom naszego pierwszego pocałunku.
Victor nie mógł sobie jednak odmówić dotknięcie tych idealnie skrojonych ust. Przejechał po nich delikatnie palcem, a serce wrzuciło szybszy bieg w chwili, kiedy to niczego nieświadom Yuuri rozchylił delikatnie wargi pod wpływem tego dotyku. Platynowłosy jęknął cicho i zerwał się z łóżka zanim posunie się dalej, skąd nie będzie odwrotu. Rzucił ostatnie spojrzenie na mężczyznę na łóżku, po czym wybiegł z pokoju prosto do ogrodu. Zdecydowanie potrzebował świeżego powietrza, teraz, zaraz. Miał wrażenie, że płonie od środka, a wszystko w nim aż rwało się do sypialni dla gości, która o ironio było używana po raz pierwszy. Mało się przejmując tym, że jest w samym szlafroku i na bosaka wybiegł na wilgotną trawę, śmiejąc się głośno i kręcąc wokół własnej osi.
- Victor? Schlałeś się czy co?
- Oh Chris! Wyobraź sobie, że najzwyczajniej w świecie jestem pijany ze szczęścia! - jego ochroniarz jedynie zmarszczył brwi i wepchnął go do środka.
- Bredzisz Nikiforov, zabieraj się do środka i czemu masz rozpuszczone kłaki, skoro masz gościa?
- Yuuri śpi.
- Jak to śpi?
- No w drugiej sypialni, nie martw się nie u mnie.
- No ja myślę. Ten dzieciak może być niebezpieczny, to hiena, jak każda w jego zawodzie.
- Nie, on jest inny...
- Bredzisz jak zakochany nastolatek - blondyn przystanął w pół kroku - Victor czy ty?
- Tak Chris! Tak! - ucałował ochroniarza w policzek i uciekł do swojego pokoju, śmiejąc się głośno. Rzucił się na swoje łóżko uśmiechnięty od ucha do ucha. - Zdobędę cię, będziesz moim prywatnym szczęściem!
Niczego nieświadom brunet spał w wygodnym łóżku, nie wiedząc że w sypialni obok miłość jego życia obmyśla właśnie plany zdobycia jego serca, które i tak już do niego należało.
***
Po przebudzeniu Yuuri w pierwszej chwili nie bardzo ogarniał, gdzie się znajduje. Usiadł na łóżku i niezbyt przytomnie rozejrzał się po pokoju, oczy piekły go niemiłosiernie od soczewek.
- Gdzie ja...? - jak grom z jasnego nieba spadły na niego nieco mgliste wspomnienia. - O cholera! Więc to nie był jedynie sen?! Cholera, cholera, cholera - klnął bez przerwy, tarmosząc sobie włosy, walcząc z chęcią wydrapania sobie piekących oczu. - Co ja mam teraz zrobić?! Ot tak wejść tam i powiedzieć „Dzień dobry Panie Nikiforov"?! Nie ma mowy! Muszę uciekać!
Zerwał się z łóżka, ale nie był to dobry pomysł, zawartość żołądka podskoczyła mu do gardła. Jedynie świadomość tego, gdzie się znajduje powstrzymała go od opróżnienia go. Rozejrzał się pospiesznie po pokoju, dając chwilę dla swojej dziecinnej naiwności. Bo przecież nie ma opcji, żeby cokolwiek z tego, co pamiętał było prawdą. Niestety nie znalazł pod ręką nic do pisania, jak przez mgłę przypomniał sobie mały notes i długopis w salonie, skierował tam swoje kroki. Drżącymi dłońmi, spiesząc się zanim opuści go odwaga naskrobał na małej kartce swój numer telefonu i wsunął pod szklankę, no bo skąd mógł wiedzieć o gosposi, która przyjdzie posprzątać? Nie myśląc wiele uciekł z posiadłości Nikiforova kompletnie spanikowany.
***
Victor po odkryciu, że jego gość uciekł również opuścił swoją posiadłość niezmiernie rozczarowany i wściekły. Nic nie było mu w stanie poprawić humoru przez cały dzień. Zbierało się każdemu, kto śmiał się do niego odezwać, albo zbliżyć. W końcu zirytowany reżyser odwołał zdjęcia zaplanowane na dzisiejszy dzień, dzięki czemu aktor mógł spokojnie wrócić do domu, dając się pochłonąć rozpaczy już w aucie, czy raczej utonąć w niej. Do domu pomógł mu dojść szofer, oddając go w ręce gosposi, która usilnie próbował coś zakomunikować pijanemu w sztok szefowi, ten jednak odtrącił ją i idąc chwiejnie przez dom, co chwila pociągając z butelki, dosłownie zwalił się na kanapę, na której wcześniej siedział z swoim cudownym gościem, co w jego obecnym stanie wydawało mu się jedynie snem i najzwyczajniej w świecie odpłynął, zaciskając dłoń na szyjce butelki.
***
- Beka zaczynam się bać o niego.
- Ja też. Nawet nie poszedł na zajęcia.
- Yhm i do tego wrócił dopiero rano, gdzie on spędził noc? Nic nie chce powiedzieć tylko gapi się w ten przeklęty telefon, jakby czekał na sygnał od samego Nikiforova. Ty... - Jurij otworzył szeroko oczy, po chwili jednak pokręcił głową. - Nie, to przecież niemożliwe.
- Tu się zgodzę. To niezwykle mało prawdopodobne...
Yuuri zapatrzony w ekran urządzenia, w ogóle nie słyszał konwersacji przyjaciół. Przez cały dzień nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o tym czy Victor do niego zadzwoni, czy to wszystko, co się wydarzyło było prawdziwe, czy tylko mu się przyśniło. A może w końcu schlał się aż tak, że miał nie tylko zwidy, ale i omamy słuchowe? A tamta piękna willa wcale nie należała do Victora, tylko do cholera wie kogo? Ale w takim razie, komu zostawił swój numer telefonu?! Błagał wszystkie siły nadprzyrodzone, żeby to rzeczywiście był do Nikiforova i żeby ten do niego zadzwonił, oddałby za to wszystko, dosłownie. Jednak jego rozczarowanie rosło z minuty na minutę.
***
Bolało go dosłownie wszystko, począwszy od głowy, która pulsowała tępym bólem, po całe ciało od spania w dziwnej pozycji na kanapie, usiadł nieprzytomny, jeszcze przeczesując palcami włosy. Wielka ziejąca w nim dziura, którą wczoraj skutecznie zalał alkoholem znów jawiła się w pełnej okazałości. Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku, widocznie jego przeznaczeniem jest życie w samotności. Skoro Yuuri nie chciał mieć z nim nic wspólnego i uciekł, to nie będzie mu się narzucał. Owszem mógł, to nie byłby żaden problem, tylko że Victor chciał, żeby Japończyk pozostał w jego życiu z dobrej woli, a nie nakłoniony do tego. Jego ponure rozmyślania przerwał głos starszej pani, która była jego gosposią:
- Żyjesz Vityeńka?
- Mhm, chociaż czasem wolałbym nie.
- Cóż to mój drogi?! Jak tak możesz?
- To nic, nie słuchaj mnie.
- Dziwne rzeczy się z tobą dzieją od wizyty tego młodego mężczyzny - Victor zadrżał na samo wspomnienie, więc to jednak nie był sen. - To jego numer telefonu zostawiłeś na stoliku?
Nikiforov poderwał na nią wzrok.
- Jaki numer telefonu?
- Jak sprzątałam po was znalazłam zmiętoloną kartkę, w pierwszej chwili chciałam ją wyrzucić, ale coś mnie tknęło i pozwoliłam sobie na nią zerknąć i był tam numer telefonu.
- Daj mi ją! Teraz! Natychmiast!
Nieco zdenerwowana kobiecina wyciągnęła z kieszeni fartucha kartkę i podała mu ją, ku jej zaskoczeniu Victor złapał ją za policzki i pocałował, po czym krzyknął głośne "dziękuję" w biegu do swojego pokoju, w ogóle nie przypominał mężczyzny sprzed paru minut...
***
Beta Bluemiss_96 💓💓💓
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro