Żółto- czerwone oczy i kara.
PER BAKUGO CIĄG DALSZY.
-Spowiadaj się Denki!- dodał Kirishima.
- No mówię, że Henek!- głupi nie jestem, serio, ale on tak...- Henek 1 henek 2 henek 3 henek 4 i Henisława......- złapałem się za głowę.
- WIEM CO SŁYSZAŁEM! ZAMKNIJ RYJ DENKI! Jótro cię przesłuchamy. Uważaj sobie..- popatrzyłem porozumiewawczo i wróciłem do namiotu. By spać.
Kolejny dzień tak samo upalny.....uff.......Dziś mieliśmy go przesłuchać, ale mi się nie chce, za gorąco..... Więc całkiem ogłupieliśmy i zaczęliśmy tańczyć taniec deszczu. Z nogi na nogę. Nie szło nam dopóki Denkiemu do buta nie wszedł skorpion wtedy zaczął wywijać jeszcze bardziej. I w końcu spadła manna z nieba! Znaczy woda! My burżuje i napełniliśmy kilka butelek.
Pozwijaliśmy namiot i poszedłem wżucić wszystko na wielbłądy, ale.......wielbłądów....nie było... CO?! GDZIE NASZA PODWÓZKA?! Z prędkością wiatru dostałem się do Denkiego i wpatrzyłem mu się w oczy. Czuł się niezręcznie....i DOBRZE! MA TAK BYĆ!
- Powiedz mi, PROSZĘ... GDZIE ZNIKNĘŁY WIELBŁĄDY?!
- Nooo... To czemu przyszedłeś z tym do debila? Nie lepiej zapytać Shoto?- ma trochę racji..
- No bo ty pełniłeś wartę!- czemu ten typ mnie tak wyprowadza z równowagi?!
- Może...- zaczął gwizdać i patrzeć w inną stronę. Ocho! Coś się święci!
- Gadaj!- jeśli mi nie powie, zakopię go w piasku i będę czekał aż skorpiny przylezą i go zeżrą!
- Uciekły...
PER DEKU GDY USŁYSZĘLI TRZASK GAŁĘZI
-Schowajcie się albo RUN!- run...run...run... NO TAK! RUN! Pokazałem reszcie, że zmywamy się. Ale, ale...cóż moje śliczne oczka widzą? WIELBŁĄDY! Zacyganimy je! Bwahaha! Wsiedliśmy na nie i wio! Aż nas ojciec nie zabierze!
PER BAKUGO POWRÓT
- Uciekły...- że jak? Niby gdzie miały pójść? Umrzeć?! A one sznurkiem do namiotu nie były przywiązane? Raczej taaak...
- Mam cię dość. Idziemy na piechotę. BRAĆ BAGAŻE!- wydarłem się do reszty.
Ile czasu już minęło? Chyba dużo. Piszę mój dziennik. Cały czas, przynajmniej te półgłówki nie widzą. Coś mi tam czernieje z przodu. COŚ TAM JEST! Przypatrzyłem się iiiiii WIOSKA!! ALLELUJA! I TUBYLCE WIDZĘ!! Biegnę szczęśliwy i radosny. Nie czuję zmęczenia. Po jakimś czasie docieram. Achhh....cywilizacja. Przybyły głąby. Dyszą...ciężko...ale nie widzę Denkiego...coś mi się źle widzi....Podbiegam do jednego z miejscowych, niesie wazon z wodą.
- Czy moglibyśmy tutaj przenocować?- zapytałem. No co? Trzeba dobre pierwsze wrażenie zrobić! Ten typek popatrzył na mnie nie zrozumiałym wzrokiem...Aaa! No tak! Przecież oni po naszemu nie umią! Już miałem coś mówić, kiedy...
- Jasne.- czekaj! Czekaj! Czekaj! Co on powiedział?!
- Skąd znasz mój język?- chce wiedzieć! Nie łatwo zdarza się kogoś takiego spotkać.
- Tutaj trzeba być światowym. Poza tym...jestem z U.A. Jak wyjechaliśmy z kumplami na wakacje tutaj, to o mnie zapomnieli... I odlecieli samolotem, a ja tymczasem zacząłem żyć tutaj normalnie.- żal mi się go robi. Że co ja słyszę?! Można o kimś zapomnieć?! Hehehe....no to mam dwuch kandydatów.- Co was tu sprowadza?- wskazał jeszcze na moich kumpli.
- Wakacje z U.A... Eee...jak udaje ci się tu żyć?
- Pomaga mi mój quirk. Wyszukiwanie wody. Dzięki temu mamy ponad cztery studnie.- uśmiechnął się. Miło.- Tam mamy wolny domek.- wskazał palcem na dość niedużą kamienną budowlę. Hmmm...- Pamiętajcie tylko, że to nie jest miasto, z którego pochodzicie i nie możecie robić co wam się żywnie podoba.- to groźba? Jeśli tak to się zastosuje! Nie chcę stąd wylecieć...
- Dzięki.- pobiegłem do kumli i wskazałem na domek. Poszli rozpakować bagaże. Aleee...teraz...gdzie jest Denki??? Nagle coś z prędkością światła obok mnie przeleciało i wydało dźwięk radości, gdy zderzyło się z ziemią.
- ŁUCHUU!! ALE MASZ EPICKI QUIRK!! DAWAJ JESZCZE RAZ!!- przecież to Denki! Ja idę zobaczyć tego typa z epickim quirkiem. Co to może być? Odrzut? Biegnę za sprintującym Kaminarim, dotarłem. Szybki jest, gdy nie ma mózgu... Ale ten typ z quirkiem, to wcale nie typ...tylko typiara. Ma tak silną moc?!
- Jaki jest twój quirk?- zapytałem. Powiem, że to ciekawe.
-Dodawanie mądrości ludziom...- co? HAHA?! Ale miała łagodny głos... Tylko czemu Denki tak odlatywał? Aż w ziemię się wbijał.- Nie chciałam zrobić krzywdy twojemu koledze... Nawet nie wiem jak to się stało...
- Nic nie szkodzi! Proszę zrób to jeszcze raz!- bosze jak błaga imbecyl jeden. Szkoda mi tej dziewczyny...
- Dobrze, ale powiedz jak to się dzieje, że wbijasz się w ziemię.- jeny...wiecie jak teraz zabrzmiał jej głos? No jak tej...no....Flutttershy.... Ha! Dobre pytanie zadała, też w sumie chcę wiedzieć. Choć może trochę się orientuję.
- No bo widzisz...- oczekiwałem dalszej części...- jestem debilem...- co to za gówniana odpowiedź?!- Ale nie takim zwykłym.
- To jakim?!- zaraz wracam do domku...trzeba odpocząć. Od tego Pikachu głowa mi paruje...
- Jestem debilem na poziomie dennym. Nie da się mi wpojić intelektu. Jeśli ktoś spróbuje mnie zmądrzyć od razu moje komórki się bulwersują i nie dopuszczają tego. Proste.. I zachodzi akcja reakcja, w której wybucham. A teraz.......ZROBISZ TAK JESZCZE RAZ?!
Nie mogę z tym idiotą. Wracam do chłopaków. Idę, idę, widzę siedzącego Todorokiego, a Kiroshima gdzieś polazł. Wydawał się smutny...albo zamyślony. Właśnie! Muszę go spytać, czemu w tedy w namiocie był bliski płaczu! Usiadłem obok niego. Nie żywy...
-Hej!- zawołałem. Co z tego, że byłem zaledwie kilka centymetrów od niego.
- O...hejo. Co tam?- eeee....naprawdę nie żywy...
- Zastanawiałem się...czemu wiesz... w namiocie tak zareagowałeś na głos emmm...,,Henka,,. Uznajmy, że tak go nazwę.
- Znasz uczucie kiedy ktoś znika z twego życia, a potem nie wraca?- pokiwałem głową. Ale w moim przypadku to nie był człowiek, tylko pizza. Trzy rąbane miesiące bez tego daru boga!! Jak ja wytrzymałem?- Ale okazuje się, że jednak wraca? To ja się tak czuję...
- Rozumiem cię.- pocieszę go! Tak powinien postąpić bohater!
-Ten głos, tak bardzo podobny....
- Nie martw się. Jesteśmy na ,,wakacjach,, to nie czas na zmartwienia. :) - popatrzył na mnie. Nie lubię wyrażać się współczule, to nie mój styl.
- Może masz rację......- Wstał i mnie przytulił. Coś we mnie pękło. Ale nie uderzę....jeżeli jest to dowód wdzięczności to nie będę chamem.
Mijały dnie, ja wciąż pisałem. Aż zostały 3dni do wyjazdu. Tylko teraz znaleźć lotnisko.... Kirishima jakoś często znikał. Zbyt często.... W nocy poszedłem za nim. Po kilkunastu kilometrach zauważyłem......biedronkę? Biedronkę na pustyni? Kto chciałby tu pracować. Kirishima wszedł do sklepu, a ja oczekiwałem aż wyjdzie. I wyszedł. Ma trzy torby zakupów...
- Ładnie tak nic nam nie mówić?- zapytałem.
- Eee......cześć Katsuki, nie zauważyłem cię.- odpowiedział. No pewnie przecież jestem ninja.
- To wyspowiadasz się mieszkańcom wioski. I chłopakom też!- pociągnąłem go za ucho. Wskoczyłem mu na na barana i zacząłem go bić. Niech się męczy wieśniak! Wracaliśmy spokojnie, zbyt powoli.......Uderzyłem go mocniej.
- Romeo?- spytał. Nie jestem ROMEO!!! Ale odpowiem jak cywilizowany człowiek.
- Hmm?
- Ile my tu już jesteśmy? Znaczy w tym samym miejscu. Bo wydaje mi się jak byśmy stali...- Co? To dlatego tak wolno szedł?
- Nie gadaj głupot....- popatrzyłem się na ziemię.- RUCHOME PIASKI?!- zeskoczyłem z Kirishimy na normalny grunt.
- No ej! Pomórz mi!- krzyknął.
- Poczekaj!- rozejżałem się w około. Przecież to pustynia, nie ma tu gałęzi!.......ale są węże...Złapałem najdłuższego. I żóciłem Kiriemu. - Łap!
- To......wąż?!- wrzasnął.
- No łap! Boisz się węża czy bycia zakopanym w piasku?!- odkrzyknąłem.
- Ale to jest oślizgłe!!- krzyczał.
- Zawsze mogę cię tu zostawić, chcesz?- wymamrotałem. Jakby złapał węża.
- Szybko ciągnij! Boję się węży!- Chyba zmądrzał.
- Żeś się wpakwał...- dodałem. Skoczył mi na ramiona.
- ZABIERZ ODE MNE TEN POMIOT SZATANA!!- wow. Stary, ty serio się węży boisz..
- Nie....to mój zwierzak. Nazwałem go Samon.- Fakt. Polubiłem tego węża. Ogromny i długi...ideał.
- Mój Romeo woli jaszczórkę ode mnie?!- trzasnąłem go w głowę.
- To jest wąż.Wracamy!- Teraz sobie szliśmy. Samon spał mi na rękach. Zawinięty w kłębuszek. Kirishima zaraz zdechnie. Chyba....bo gorąco. Ooo....nadszedł nowy dzień. Słońce wschodzi. Jesteśmy już prawie w wiosce. I widzę tłum. Klęczących ludzi......co?
- TO JEST WYBRANIEC!- krzyczęli.
- TEN KTÓRY OSFOI POTWORA!!- dodał jeden z nich.
- Nie wiem o co chodzi, wybaczcie, ale nie jestem wybrańcem.- powiedziałem.
- Udowodnij!- wydarł się Denki. Ale żócili w niego belką. Upadł.
- Nie pyskuj wybarńcowi!- szepnęli.
- Ludzie, to tylko wąż!- wrzasnałem. Co się odpitala?!
- Nie. Ten wąż kiedy czuje jakiekolwiek uczucie zamienia się w monstrum!- przechodząca staruszka wyjaśniła.- Od dawna, baliśmy się gniewu tego stworzenia. Jednak dzisiaj przybyłeś i nas ocaliłeś! Hura! Uważaj na niego....jest podstępny.- zakończyła.
- aha.......Teraz ma na imię Samon. Wgl wiedzieliście, że kilka kilosów stąd jest biedronka?- zapytałem.
- Prawdziwy wszechwiedzący wybraniec!- zachwycali się.
- Ehh.....pomyliliście się. Nie jestem wybrańcem! Chociaż jestem porównywalny do Boga.- Sam się wkopałem...Ugh......Ale mam manię wyższości.
- MAMY TU BOGA!! Dzięki ci za ocalenie!- Poszedłem sobie się spakować. Mam dość tej wioski.....Aktualnie Samon leży sobie na mojej walizce. Pogłaskałem go. Faktycznie bestia....Czarny wąż. Długi monstrualny czarny wąż....Samon. Jeszcze w ogóle nie otworzył oczu. Śpi? Jest taki potulny....Potwór? Nigdy bym nie pomyślał.....
PER WĘŻOWY BAKUGO.
Jaki ten wąż jesssssst piękny.......To idealne ciało. Boją ssssię go, ta? Wręcz cudownie! Opusszę sssobie ciało tego chłopaczka. Ale niepokoi mnie jedno..........Czemu miessszkańcy sssię go tak bali? Zassstanawiające....Nie ważne. Już posstanowione! Potem najwyżej powrucę do tego dzieciaka.
Już jesssstem? Powolnie otworzyłem oczy. Oooo....śsssswiat wydaje się taki wielki. Zbyt. No więc co potrafissssz wężu? Kto na mnie patrzy?
PER BAKUGO.
Obódził się. Ładnie otworzył oczy. Zielone.....W koloże trucizny....Jakbym gdzieś już je widział... Zaczął się poruszać cały czas wlepiając swoje ślepia we mnie.
- To...nazwałeś mnie Ssssssamon, tak?- zapytał. To monstrum mówi.....Ale ten głos jest mi dobrze znany. Tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd...
- Taa.....Czemu tubylce się ciebie bali?- Nie będę owijać w bawełnę.
- Nie wiem. Jessssstem tylko niewinnym wężykiem......A ty ssssię nie boissz?- Przybliżył swój łepek przed moje oczy i syknął. Wystawił tak język a potem schował.
- Czemu niby mam się ciebie bać. Jesteś niegroźny, a po za tym jesteś MÓJ.- chyba lekko się speszył.
- Wiesssssz........zawsssze mogę cię zabić....- żart? Nieśmieszny.
- Niewykluczone...- wyglądał jakby się uśmiechał. Ale nie skończyłem- Ale niestety cię rozczaruję. Założę się, że tego nie zrobisz.- Miałem chytry uśmiech. On wrócił do pozycji leżącej.
- I massssz rację......natomiassssst jessssst jedno ,,ale,,- hmm? Jakie?- Za twoich przyjaciół nie biorę odpowiedzialności....
- Żmijo, zamknij pysk! Nie waż się ich dotykać, bo się policzymy.- To ostrzeżenie!
- Yesssss my lord.......do czasssu...- wymamrotał. Jak mu pokarzę!
- Teraz śpij. I nikogo nie dotykaj. Pamiętaj, że jesteś moją własnością!- wrzasnąłem.
- Usssspokój się.- zamknął oczy. Okej......ale tak nienaturalnie...
PER WĘŻOWY BAKUGO
- Usssspokój się.- Rozmawoać nie mogę. Ten chłopak ma charakter. Podoba mi się......Nie zakochałem ssię. Po prosssstu ciekaw jessssstem co takiego w końcu z niego wyjdzie......na światło dzienne. Kiedy pokarze sssswoją prawdziwą twarz? Zamknąłem oczy. Ale nagle jakimś cudem znowu znajduję sssię w ciele tego chłopaka. Dziwne....Jakby coś mnie wywaliło z tamtąd....To ochrona przed innymi ssssiłami próbującymi wedrzeć sssię w possiadanie tego ciała? Nie......Muszę to rozkminić!
PER BAKUGO
Śpi.....znowu śpi. Słodki jest. Nie wiem czemu ludzie tak bardzo się go boją...Co może zrobić taki potulny zwierzak? Mimo to muszę być czujny. Oo....otwiera jedno oko! Czerwone.......Takie jak moje....wcześniej było zielone, nie? Patrzy na mnie jednym okiem. Jakby mi się przypatrywał i analizował....Teraz otworzył drugie oko........żółte? To się robi dziwne.....Naprawdę wcześniej miał zielone........zielone niczym truciz.....Wiem kto za tym stoi! Ale potem go przesłucham. Teraz ja i wąż wpatrujemy się w siebie. Lśniące oczy, tak przyciągają....Jego czerwone oko wygląda idealnie jak moje dwa......idealnie.....tak samo....A ten wąż jakby zaglądał mi w duszę i serce. Przeszedł mnie dreszcz.....Nie wolno mi się bać! .........Tylko, że ja się nie boję...To tak jakbyśmy obaj w tej chwili czuli to samo. Albo ja jego uczucia a on moje. Co to za magia. Wyczówam, że moje oczy też go przyciągają. Ciekawość.....Jednak teraz się poruszał cały czas patrząc mi w oczy. Czułem jakbym był zachipnotyzowany.....ale nie tak strasznie. Powoli obwijał mi się w okół szyi. Ma delikatne, a zarazem twarde łuski. Czy on chce mnie zabić? Nie......Chyba chce mi się przyjżeć. Tak jakbyśmy obaj mieli dobre intencje....ale on czegoś szuka. Czego? Nadal mi się przypatruje. Jestem spokojny, wiem, że mi nic nie zrobi. On sam wygląda też na takiego, który czuje respekt przede mną....Dziwne uczucie. Czuć respekt? Nadal powoli obwija mi się w okół szyi, znaczy teraz schodzi niżej całego mnie oplatając. Stoję nie ruchomo, jeżeli jesteśmy, czujemy to samo to nie ma sensu walczyć i się opierać. Jednak nie mogę wyczuć czego szuka......Nagle zostałem ugryziony w rękę przez niego. Aua.......Nie boli. Ale czuję się taki senny.....Wąż też zasypia, a ja jestem nim opleciony. Sen......wzywa. Kraina.........magii... ..... .miejsce. Prawdziwego.......życia.
PER KIRISHIMA
Jest już późno, gdzie Bakugo? Przecież zaraz wyruszamy na lotnisko. Zostały nam niecałe 3 dni....
- Pójdę po niego!- Zawołał Denki. Pobiegł tam. Jednak po chwili biegł w naszą stronę. O co chodzi. Stanął i nabierał powietrza.
- Gdzie Katsuki?- zapytałem.
- Chodźcie! Ten wąż zaraz go ZJE! - przeraziłem się.
- Jak to zje?!- wrzasnął Todoroki i polecieliśmy do domku, w którym się znajdował. Gdy otworzyliśmy drzwi widzieliśmy go obwiniętego przez węża. Tylko gdzie łepek? Już chcieliśmy wejść i pomóc Bakugo, ale głowa węża wyskoczyła zza Katsukiego. Syknął ten podły wąż. Jakby ostrzegał. Ale się nie poddam! Muszę go uratować!
- Bakugo!- krzyknąłem. Nie popatrzył nawet na mnie.....Ma zamknięte oczy...Po chwili na ręce jego zauważyłem ugryzienie...On umarł....
- Umarł...
- umarł..
- CZEMU DZIŚ?!- wrzasnąłem. Pobiegłem w stronę Chłopaka. Płakałem......Wąż zagrodził mi drogę i popatrzył prosto w oczy. Jego prawe oko ma ten sam kolor co oczy Bakugo.....Wąż jednak przestał patrzeć mi w oczy. Jakbym go nie interesował. Dopiero teraz zauważyłem, że jego ciało oplata cały pokój. Zrozumiałem.....miał mnie zmiażdżyć....Gdy tylko zaczął się zaciskać przestał......dziwne.....Patrzę i ocieram łzy. To Bakugo. Ma wyciągniętą rękę w moją stronę. Tylko, że patrzy jednym okiem... Znudzonym...wzrokiem. Jego oko świeci na czerwony blask. Krwisty i morderczy....Nie wiem co robić. Czy on jeszcze żyje? Łepek węża leży na ręce Bakugo.....A on sam patrzy na niego. Bierze drugą rękę i głaszcze węża...co? Ta jaszczórka odplata się. Katsuki teraz ma na twarzy lekki uśmiech. Tylko, że cały czas patrzy na węża. Nagle zamyka oko. I leży nieruchomy na ziemi.... Wąż oplata jego rękę, tak tą z ugryzieniem. Ale jakby się mniejszy stał, wcześniej jego cielsko oplatało cały pokój....
PER BAKUGO
Kraina.....snów.....
- Bakugo!
He? Co się drze? Kim jest ta osoba? Nic nie pamiętam......Tylko tyle, że Samon mnie ugryzł. Tylko, że nke mam otwartych oczu. Patrze na Kirishime....płacze.......Obraz jest jakby nie mój. Nienaturalnie się porusza jakby bez kręgosłupa....Słyszę syknięcie. I bicie serca Kiriego. Czuję, że coś się święci. Udaje mi się otworzyć jedno oko. Teraz widzę normalnie nie tak jak wcześniej przez czyjeś....I widzę Samona zaciskającego się. Muszę uratować Kiriego! Wyciągam rękę w jego stronę, i przybieram znudzony wyraz twarzy.
- Zostaw go!- Brzmiało jak rozkaz. Czyli tak jak chciałem. Zostawił. Kirishima się na mnie popatrzył wzrokiem, który łatwo wyczytać. ,,jednak nic mu nie jest...ale...,, No właśnie. Jakieś ale. Pomyślałem, że chcę aby Samon do mnie przypełzł i magicznie się tak stało. Leżał mi na ręce....Wyciągnąłem z jego uścisku drugą rękę i go pogłaskałem...Odplatał się. Czułem teraz to co on....chyba to czuje...,, Zmęczenie i wygodę,, Powoli zamknąłem oko..., a Samon prawdopodobnie owinął mi rękę.....
PER DENKI
Mam przerażone oczy.....To nie jest żart. Widzę go na ziemi z wężem na ręce...Straszne. Obaj śpią albo nie żyją... Nogi mi się uginają....To nienormalne! Co zrobić...? Nie mogę się ruszyć. Tylko pewien obiekt przeskakuje obok. Shoto. Doskakuje do Bakugo. Kirishima też.....nie mogę być gorszy.... Zebrałem resztki odwagi i podszedłem.
- Bakugo!! Obódź się!- Krzyczał Kirishima. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Jest arogancki i władczy, ale gdyby przyjaciel był w potszebie niezależnie od tego jak niebezpiecznej, zawsze by pomógł! A teraz prawdopodobnie nie żyje...
- Wstawaj! Wynosimy się z tej Sahary! - uśmiechał się Shoto. Próbował coś wykrzesić jakby nie mógł zgodzić się z odejściem Bakugo.... Sam też się zebrałem.
- NIE ODCHODŹ!!!- wrzasnąłem.Teraz patrzyliśmy na leżącego Katsukiego. Nie bódził się......Spóściliśmy głowy i szlochaliśmy....DLACZEGO?! Mimo iż jest straszny, kocham go! Po przyjacielsku! Kiri chyba inaczej, ale to się nie liczy......Liczy się to, że *snif* on.......Odszedł..... Szlochaliśmy...razem...
- Tak.....łatw....o...... Się .....m....mnie nie pozb.....ędziecie...- Obódził się! Żóciliśmy się mu na szyję. Teraz mamy łzy szczęścia! On jednak nie umarł! Boże dziękuję!
- Bakugo!!! Żyjesz!!!- krzyknęliśmy.
- Zaraz mnie udusicie........Uspokójcie się*kaszl* ...- powiedział. Nie póściliśmy, jest zbyt miło. - ..........serio póśćcie.....- No dobra teraz póściliśmy. I patrzyliśmy na niego oczami. Załzawionymi.- Jestem.....
- Jaki? Szczęśliwy? Dobry? Wesoły? Żywy?- dopytywał Shoto.
- Zakochany?- dodał Kiri. Bakugo popatrzył na niego miną ,,serio? Dopiero co się obódziłem i znowu mam ochotę umrzeć, przez ciebie,,
- Jestem.....Cały MOKRY! Przestańcie płakać! To przez was.......moja nowa koszulka....ugh....fleje.- ahaa....no tak. Wybacz nam.- Po co tu jesteście?- zapytał. Zdziwiliśmy się.
- No przecież wąż cię oplatał.....przyszliśmy z pomocą.- powiedziałem.
- Ale zamiast uratować ciebie, ty uratowałeś mnie....- dodał Kirishima. Zrezygnowany?
- To jest MÓJ wąż. Nie zrobiłby mi krzywdy. On taki nie jest....- odpowiedział.
- Ale on cię ugryzł! I próbował zjeść!- wrzasnęliśmy.
- Cicho! Śpi......Nie zrobił tego specjalnie. Miał powód, w przeciwieństwie do was.- popatrzył na nas oskarżycielsko.- Nie zjadłby mnie. Słucha się moich rozkazów- szczeny nam opadły. Czy on jest głupi? Czy tak bardzo ufa temu wężowi?!
- A no właśnie...jak mnie uratowałeś?- zapytał Kiri.
- Krzyknąłem żeby cię zostawił. I tyle, ale sobie niczego nie wyobrażaj...- Skończył.
- Okej, ;3- Powiedział Kirishima.
- Co tak w ogóle się stało? Przecież pamiętam, że ten wąż spał na twoich rękach jak byłeś w wiosce.....- Rzekł Shoto.
- Nie chce mi się wyjaśniać. Jeszcze mam sprawę do załatwienia....Gdzie mój wąż?- Mie widzi?! Ślepy jest?! Do okulisty!! Ale moment....nie jest ślepy....Węża nie ma.
- Co masz na ręce obok ugryzienia?- zapytał Kiri.
- Emm....tatuaż? Nie pamiętam żebym robił sobie tatuaż......wąż....czarny wąż......Samon! Samon wyjdź proszę z mojej ręki...- Nic się nie dzieje. Bakugo powiedział to tak jakby nic nie mogło go już zaskoczyć. Oprócz.....nie zdążyłem wyczytać. Otrzepał głowę...ugh.. Nagle tatuaż zaczął się uwypuklać i powiększać. Po czym powstał wąż. Popatrzył jednym okiem na Bakugo. Drugie miał zamknięte. Patrzyliśmy się na nich jakby mieli te same oczy......takie czerwone.....przyciągające....
- Sssss......- wystawił język i prychnął w naszą stronę. Nie lubi nas? Mweh.... Ale straszny jak na węża. Bydle.... Bakugo go pogłaskał. I uśmiechnął się.
- Już dobrze.......jesteś mój, tylko mój.........- Budzi się Golum! ,,mój skarb!,, po innemu? ,,My presches!!,, nie no ale to już przesada....Co się dzieje?
- Romeo? Jest wszystko okej? Bo jakiś taki blady się stałeś mimo, że jesteśmy na pustyni....- zapytał Kirishima. O Bakugo prawie wybuchł.
- Idziemy. Na lotnisko, zrozumieliście? Mam dość tego zadupia.....- powiedział.
- HAI!!- krzyknęliśmy. Może pierwszy raz ma zwierzaka? Dlatego aż tak mu na nim zależy? Pewnie tak....nie wchodźmy w szczegóły. Ważne, że żyje. Ale nam stracha narobił..... Wąż tym razem leżał na walizce, Bakugo ją ciągnął. My ciągneliśmy nasze walizki. Dziwny jest....
PER TODOROKI
Nigdy nie widziałem Bakugo w takim stanie żeby przejmował się wężem. Tak więc podbiegłem i spróbowałem dotknąć węża. Syknął i patrzył na mnie. Jakbym miał mu zrobić nie wiadomo co...
- Chcesz pogłaskać?- zapytał Katsuki.
- Chciałbym...- odpowiedziałem. Nigdy nie dotykałem węża...A ten jest egzotyczny...lubię egzotykę.
- Nie rób tego tak pośpiesznie...- podszedł i tłumaczył.- Zrób to powoli. O tak...- głaskał węża. Jak normalny nienormalny człowiek....he? To też powoli przybliżyłem rękę, ale wąż wysunął łepek spod ręki Bakugo i znowu syknął.
- Chyba mnie nie lubi.....- powiedziałem.
- Nie no co ty. Po prostu chodzi mu chyba o .....pozwolenie?- co? Nie rozumiem...- Poproś go? Sam nie wiem....
-Zawsze trzeba spróbować..- zwróciłem się do węża.- Czy mogę cię pogłaskać?- ale to głupie....Oo...pokiwał główką. Czyli co? Mogę!? Yupi! Spokojnie przybliżyłem rękę. Był spokojny.....powoli przybliżałem aż przechylił głowę i znowu syknął! Bydle!
- Samon! Daj się pogłaskać. Shoto przecież nie zrobi ci krzywdy.- Samon popatrzył na niego i tylko wystawił języczek po czym skinął głową.- Teraz spróbuj.
- Jesteś pewny?- zapytałem.
- W stu procentach!- Powoli znowu, przybliżałem rękę. Tym razem patrzył na rękę. Robiłem to ostrożnie dopóki moja ręka nie znalazła się na głowie Samona. Jest taki połyskliwy. I ma łuski, a nie skórę. Wpatrywał się we mnie chwilę, a potem już tylko obrócił głowę i przypatrywał się Bakugo. Zabrałem rękę.
- Dziękuję.- powiedziałem.
- sss....- lekko wystawił języczek i mrugnął. Jakby mówił, że nie zrobił tego dla mnie...
- BAKUGO!! JA TEŻ CHCĘ!!- nagle przybiegły osły. Znaczy Kiri i Kami.
- Wy go zabijecie. Serio nie tykajcie.- Wąż się skulił i zasnął. Intrygujące stworzenie...
-ugh....no dobra...- odpowiedzieli.
- To ruszamy?- to chyba było bardziej zdanie twierdzące... Tak więc ruszyliśmy.
Dopiero teraz zauważyłem, że Katsuki znowu coś pisze w swoim zeszycie. Pisze coś takiego od początku...pamiętnik? Może, nie wykluczone...Teraz tylko dojście do lotniska... Tudzież nie mam pojęcia skąd lotnisko na samym środku pustyni...może nazwijmy to po prostu miejscem, w którym wylądowaliśmy.
W mojej głowie ciągle siedzi ten głos zza namiotu...taki podobny....podobny... Wzbudził we mnie łzy i uczucie, którego dawno nie odczuwałem. Mam nadzieję, że tak jak wtedy mówił. Odwiedzi Denkiego, a razem z nim napotka mnie...
PER TOMURA
Jesteśmy w domu! Przez rąbane dziesięć dni nas na tej pustyni zostawił! Co za baran! O mało skóry nie zżuciłem!! Nie puszczę tego płazem Kurogiriemu!! O nieEEEe! Staję na przeciwko niego. Wgniotłem trochę podłogę. NIE BĘDZIE ZOSTAWIAŁ MNIE NA TOTALNYM ZADUPIU PRZEZ DZIESIĘĆ DNI!! Podchodzę do niego niczym jakieś monstrum bez kości. Wokół mnie roztacza się ciemna aura, która wszystkich przestraszyła. Oczy lśnią mi czerwienią i żądzą mordu. Przesuwałem się powoli, by nie spuszczać go z oczu. Moje ciało jak jakiś płyn, głowa przekrzywiona w bok. Uśmiech na twarzy. Patrzę na tego buraka, także jest przerażony. Och...nie mówiłem, że nie należy mnie tak wkurzać? Tak mi przykro...HAHAHA!!! Podchodzę bliżej. Moja twarz, pięć centymetrów od jego twarzy, ale moja dalej przekrzywiona. Przywracam ją do normalności i coś strzyka mi w karku. Brzmi jak złamanie kości. Kurogiri? Chyba jesteś zagrożony..! Uciekaj jeśli ci życie miłe! Chociaż w sumie.....I TAK NIC CI TO NIE DA!!! DOPADNĘ CIĘ!!!! Dajcie mi się rozkoszować pogonią... Przybliżyłem jeszcze bardziej swoją twarz. Był bardzo przestraszony... I szepnąłem:
- Run.
Póścił się biegiem na podwórko, które było już naprawione. Zacząłem odliczać..5.....4......3......2......
- 1- pobiegłem za nim niczym jakiś potwór. Śmiech odbijał się w powietrzu, wybiegłem przez drzwi. Jest tam. Za drzewem.. Hehe.. Myśli, że go nie widzę? Błąd. Włączyłem tryb prędkości i zwinności. Chwilę po tym znalazłem się przed naszą zgubą. Och... -Boisz się śmierci?- spytałem. Sprawia mi wielką przyjemność, znęcanie się nad słabszymi i nie tylko. Pytanie niczym z Piratów z Karaibów! Pamiętacie tego mackowatego? No właśnie!
- Nieee...e...eeee.- wacha się?
- Zatem GIŃ!...- skoczyłem na niego. Przygwoździłem go do ziemi i przyłożyłem swoje palce do jego klatki piersiowej blisko ramion. To nie jest jedna z tych zboczonych póz. Nie! Wywal to z głowy!-... ze ŚMIECHU!- zacząłem go łaskotać. Nie pytajcie skąd dym ma łaskotki..sam nie wiem. Kiedyś to po prostu sprawdziłem. Okazało się skuteczną bronią. Śmiał się do rozpuku. Próbował mnie odepchać.
- Prze!...prze!...przestań! Hahaa!! Nie mogę....uruchomić...quirku..haha...przez ciebie!! PRZESTAŃ!!- jak krzyczy... Nie wypuszczę! Za tą pustynię! Po pięciu minutach przestałem, bo wyglądał jak martwy. Usiadłem obok. On się obudził. Nie wiem...a może z martwych wstał?
- Grrr- zawarczałem, żeby pokazać iż nie wolno zostawiać mnie nigdzie przez tydzień.
- Jak stałeś się tak groźny? Zawsze gdy cię wywalałem nic takiego nie było...- tak? No właśnie...
- Eee...zostawiłeś mnie z tymi ludźmi na więcej niż tydzień. No i z idiotką, która wkórza samym oddychaniem. O mało popiuł ze mnie nie został! Myślisz, że kara by cię ominęła?!- poszedłem se po picie. Ale nie szklankę, tylko BANIAK! Jaki jestem wysuszony... Wróciłem, usiadłem, zacząłem pić.
- To zrozumiałe...- zatrzymał się- JAK TY MOŻESZ TO TAK SZYBKO PIĆ?!- dopiłem do końca i wydałem dźwięk świerzości.
- Normalnie.- no i teraz taka muzyka się włącza ,, BUM BITCH GET OUT THE WAY!,, i oksy na mordzie.- Idę na telewizję. Trza zobaczyć co na świecie.- dźwignąłem się i poszedłem. Kuro zrobił to samo. Przeszedłem przez drzwi i patrzę, a przy barze siedzi tylko Dabi. Jak zwykle...pije kawę. Nie ma nic lepszego? Jego życie jest takie nudne.... Podeszłem, usiadłem obok, Kurogiri polazł do kuchni. Nie mam na nic siły...
PER DEKU
O rany.... Stryj jest taki straszny? Nie chciałbym być łaskotany przez starą jaszczurkę...o NIE! Nigdy! Wchodzę do swojego pokoju i siadam na krańcu łóżka. Myślę.... Nawet fajnie było na tej pustyni. Mimo dziesięciu dni...no tak... Ale miło było kogoś spotkać. Dobrze, że to był akurat ten nie ogarnięty. Jescze chwila, a by nas blondyn złapał. Ufff...Pikachu miał szybką reakcję.... Dalej go nie znam..
Nic o sobie nie powiedział, ja mu o nas prawie nic nie powiedziałem. Tak naprawdę nic mu nie powiedziałem, oprócz, że ci co ze mną byli to moja rodzina. Głowa mu od tego parowała. Chyba nie rozumiał. No jedyne co się od niego dowiedziałem, to to, że wyjeżdżają na Syberię teraz. Mam nadzieję, że GO odwiedzimy. Opowiedział mi o automacie. Jaki on to jest sprytny i podstępny, ale wobec dziewczyn nieśmiały. I tyle w sumie. Nic ciekawego.
Padłem na plecy. Patrzyłem chwilę w sufit. Odwróciłem głowę w stronę okna. Noc...piękna, gwieździsta noc...Usłyszałem na dole szumienie telewizora. No zdążyłem się już zaznajomić ze sprzętem w tym domu. Podszedłem do okna i otworzyłem je. Usiadłem na parapecie, opierając się plecami o ściankę. Jedną nogę spóściłem, tak że wisiała na dachu. Achh...powiew świerzego powietrza... Długo się zasiedziałem, myślałem...tak naprawdę o niczym. Wiatr muskał moją twarz i włosy, lekko nimi potrząsając. Przyjemny, zimny powiew.... Wziąłem głeboki oddech. Podszedłem po telefon i słuchawki. Znowu usiadłem tak samo jak wcześniej. Włączyłem sobie piosenkę I'll be good i zacząłem nucić.
- I'll be good, I'll be good. And I'll love the world like I should....- i tak dalej i dalej...noc się ciągnęła, ale tak miło... Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.
PER TOMURA
NooooNoooo siedzę przy tym telewizorze. Jakieś gówno o nazwie Aniołki i spółka leci. Co to za szajs ja przepraszam?! Wiecie kto jest głównym bohaterem?! Rafffffffff!! Tak! I ten Siarkuss! O matko! Przeceż to porąbana bajka dla ludzi z ADHD. No! Czyli idealna dla mnie! Oglądam już drugi odcinek. Dobra kończy się.....iiiii reklama. Dupa. Idę po picie.....wracam. Jaa! Jest zaraz będzie czołówka!
Telewizor: ANGELS FRIENDS!!!!
- AAaaaAaaaaAaaAAAAA!!- spadłem z kanapy. Bosze to mi bębenki rozwali! Piszczy mi w uszach!! Zwijam się z bólu na podłodze. Nagle ktoś mnie podnosi i usadawia na siedzisku. Potem siada obok mnie.
- Co oglądasz?- Oo! To przecież Dabi. A on w pokoju z poduszką na mordzie nie powinien siedzieć? No nie wiem...
- Po pierwsze. Czy jesteć na tyle chory, by oglądać jakiś szajs o diabłach i aniołach?- zapytałem. W tym samym czasie zatrzymałem tą bajkę. Popatrzyłem na niego wyczekująco.
- Poczekaj!- pobiegł gdzieś. Wrócił z prędkością światła i żucił się na kanapę. Ułożył się w pozycji leżącej. Co on trzyma?........... PODUSZKĘ?! No właśnie coś mi nie pasowało... Miał na niej położoną głowę.- Teraz tak. A o czym to jest?
- Eee jakaś RAFFFFFFF i SIARKUSSSS walczą o ANDRZEJA. Ta jest aniołem, a ten diabłem. Ale nie, że walczą o względy, tylko, żeby ANDRZEJ podejmował złe lub dobre decyzje. Bajka dla chorych umysłowo...
- Achaaa..zapowiada się ciekawie...- wyczułem ten sarkazm. Właczam ten shit. Siedzimy sobie, siedzimy, nie? No i patrzę. Jest środek odcinka.
- O ja! SIARKUS przeżywa załamanie nerwowe! Co się dzieje! Jak się wkurzył na KABALE!- komentuję z wielkim zapałem. Bardzo emocjonalne akcje!
-WAAAA.. ŻUCIŁ KRZESŁEM! Co za CIEĆ! - Dabi też się przewraca na kanapie. Komentujemy to coś!
- CO SIĘ DZIEJE! SIARKUS!! OPANUJ GŁOWĘ!!- krzyknąłem.
- Ta gwiazda na ręce to ZDRADA STANU!! BYŁO NIE DOTYKAĆ RAFFFFFFFF!!
Odcinek się skończył i jest piętnasto minutowa reklama. Kładę się na brzuchu obok Dabiego i czekamy i rozmawiamy...
- Ej! Bo mam kminę!- tak się zachwycam tą lujową bajką, że po prostu żal.
- Dawaj!- nasz entuzjazm dobija.
- Skoro SIARKUSS ma na łapie tą gwizdkę czerwoną przez RAFFFF, to co mu się w ryj stało?!- chwila ciszy.....ryknęliśmy śmiechem.
- Ja nie wiem! Oo!!Ciciciciciciccciciciiiiiciiiiiiiiiiiiii.... Zaczyna się!- czekamy, czekamy. Włącza się.
Telewizor: * milczenie*
- Weź podgłośń, bo nie słychać.- powiedział Dabi. Wziąłem pilota i dałem na maximum.
- Do...
- ANGELS FRIENDS!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- AAaAaaaaAaaaaa!!! - wrzasneliśmy z bólu. Spadliśmy z kanapy. Zwiajaliśmy się na ziemi.- CHROŃ NAS BOŻE OD TEGO SZAJSU!!- ogłuchłem! Ogłuchłem!! Świszczy i piszczy mi w uszach!! To nie do zniesienia!!!! Turlamy się po całym barze. AaaaAaAaWaa!!! A czołówka dalej leci!!
- WYCISZ TO DABI!! ZNISZCZ TEN POMIOT SZATANA!!!- przeturlał się i wcisnął pod telewizor. Wyjął kabel. Chwiejnie wstałem i ległem na kanapie. Westchnąłem. Dalej mi świszczy w uszach... Dabiemu chyba też.
- Ok.- usiadł obok mnie- Nie mów pomiot szatana, bo on tej dupnej bajki nie stworzył...- masz słuszność. Zaśmialiśmy się. W połowie leżałem, czarnowłosy znowu ułożył się w pozyjcji leżącej z poduszką pod mordą. Stałem się jakiś taki senny. Położyłem głowę na jego plecach, bo poduszki były strasznie twarde. I nie! Nie zrobiłem tego, bo jestem w nim zakochany, tylko, że jest najbliższą poduszką i najmiększą! Nie myślcie sobie za dużo.... On nic nie powiedział. Zasnąłem, on także.
Obudziło mnie skrzeczenie podłogi. Byłem jeszcze śpiący, leniwie otworzyłem oczy, Dabi zrobił tak samo. To była Toga, ta larwaaaa pełzająca... Czego ona tu szuka? Zauważyła, że nie śpimy.
- Awww... Jak wy słodko wyglądacie... Puszczę jakiś film, okej?- jestem taki śpiący.
- Jasne...- podeszła do kabla. Czekaj...
- NIEEEE!!!!- krzyknęliśmy razem z poduszką.
Telewizor: ANGELS FRIENDS!!!!!!!
I znowu zwijanie się z bólu. Legliśmy na ziemię. Akurat czołówka musiała się zacząć!!? Tamci zakrywali uszy, a ja resztką siły wstałem. Podbiegłem do tego użądzenia i włączyłem mój quirk. Zniszczyłem to!! Tak! Nareszcie!! Wolność!!! Położyłem się tak samo jak wcześniej, Dabi już też leżał. Toga chciała się położyć na mnie, ale ją kopnąłem i spadła na ziemię. Ha! Dobrze jej tak! A ja poszłem spać...
MOI MILI TE DWA ROZDZIAŁY BYŁY MASAKRYCZNIE DŁUGIE. MYŚLĘ, ŻE UDANE W KAŻDYM RAZIE. NAJWAŻNIEJSZE, ŻE MAM CUDNE PLANY. CHCECIE MOŻE ABYM ZROBIŁA JAKIŚ ROZDZIAŁ NA 1000SŁÓW CONAJMNIEJ I DO 1500? BO PRAWDOPODOBNIE MACIE JUŻ DOŚĆ TAK DŁUGIEGO GÓWNA.....TYLKO NAPISZCIE ŻEBYM WIEDZIAŁA.
A TERAZ NIE POLECAM, ALE OBEJRZYJCIE SOBIE aniołki i spółka. Tam jest czołówka, która rozwala uszy! ,,angel friends,,!!! ROZWALA MYŚLENIE! WIECIE JAKIE TAM MAJĄ IMIONA? SIARKUSSS!!! I KABALAAAAA!!! XD TO NIENORMALNA BAJKA DLA PSYCHCZNYCH LUDZI. NA SERIO. Z KOLEŻANKĄ W WAKACJE ROBIĘ SOBIE MARATON TEGO GÓWNA XD. PO TYM BĘDZIEMY MIEĆ KOSZMARY!
TO TERAZ RYSUNECZKI.:3 PIERWSZY TO MOŻE RYS. DEKU, GDY SIEDZIAŁ NA OKNIE.
POWIEM, ŻE MĘCZYŁAM SIĘ NAD NIM TYLKO DO 17:00 I JESTEM ZADOWOLONA Z WYNIKU. POSZŁAM TYM RAZEM BARDZIEJ NA POWAŻNIE. PIERWSZY RAZ ROBIŁAM TAK BARDZO ZŁOŻONE ROZŚWIETLENIA I CIENIE. UFFF... A TAKŻE PIERWSZY RAZ ROBIŁAM NIEBO W RYS. Z BNHA:3 MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBA:33333333
NO TO...ZOSTAW GWIAZDKĘ I KOMENTARZ! I OBEJRZYJ TO GÓWNO ANIOŁKI I SPÓŁKA! POTEM PRZYJDĘ DO CIEBIE NA POGRZEB BO TWOJA GŁOWANIE WYTRZYMA PRZECIĄŻENIA!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro