Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powrót, trening i sprzeczki!

•••••••••••••••••••6273 słów••••••••••••••

OGŁOSZENIA PARAFIALNE!( o kurde... Myślałam, że to szybciej wyjdzie...)

PRZEPRASZM NA STARCIE, ŻE TAK DŁUGO NIE BYŁO ROZDZIAŁU!!! GOME! ALE WIECIE....KONIEC ROKU....WYJAZD NA KAJAKI....URYWANIE SIĘ ZE SZKOŁY.......QUO VADIS, KTÓRE BYŁO JUŻ DAWNO.......I WGL. POCZĄTEK WAKACJI! TAKŻE NOOO...MAM NADZIEJĘ, ŻE ZROZUMIECIE;}

MOGĘ WAM PARE PYTANEK ZADAĆ? OKI....

*JAK TAM NA WAKACJACH, CHYBA, ŻE JESZCZE CI SIĘ NIE ZACZĘŁY? HEH...

* JESTEŚ W STANIE POWRÓCIĆ DO CZYTANIA TEJ ZARĄBISTEJ KSIĄŻKI? XD

* NAPISZ JAKIŚ KOMENT POD TYM PUNKTEM, TO BĘDĘ WIEDZIAŁA, KTO JESZCZE TO CZYTA, BO TA INFORMACJA MI SIĘ POD KONIEC PRZYDA...

* IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII NIE MA WIĘCEJ:3

MACIE TUTEJ WKÓRZONEGO NA MNIE BAKUSIA. T-T

.................................................................................

PER DEKU

Śpię, ale cuś jakby się obok mnie rusza........ Otwieram ślipka. 

- STRYJ?!- wrzasnąłem.

- Ciiii...... Jesteś miękki jak podusia..... Daj spać.- odpowiedział. 

No to sztywny jak ściana próbuję zasnąć, ale się NIE da! Dyszy na mnie jak jakiś hipopotam, no żeby mu jeszcze z japy pachniało! Nie! Śmierdzi niczym jego tygodniowe skarpety! Co on jadł?! Szpinak?! I do tego się na mnie gapi... Wpatrza w me oczy swoje patrzały....i kto tu kurde przez sen łazi? O nie! Sory... Dalej ja... Ale on ma otwarte oczy gdy śpi...brr... Jego źrenice są ogromne... Jakby czekał aż mu Colgatea dam... O niii... Mu to chyba sama Shakira potrzebna... Zginie od blasku jej zębów! Niech zdycha!

Mamy którąś w nocy......... Oka NIE zmróżyłem... Jestem ściśnięty niczym jakiś sok w kartonie męczony przez nadpobudliwego bahora... Aghhhhh!!! Pieką mnie oczy, mam wysuszone usta i bolą mnie plecy!!! No nie.... Wyglądam jak mój stryj!!

Dobra.... Muszę jeszcze wytrzymać tylko trochę... Muszę wytrzymać jeszcze tylko czarną wiewiórkę z żółtym ślepiem za oknem, muszę wytrzymać czarne węże wijące się po ścianach, muszę wytrzymać.......coś strasznego zaglądającego z szafy i .....muszę....wytrzymać wszystko wokół wyglądające jak po apokalipsie w dodatku palące się...............*_*....... CZEKAJ!! To jakiś KOSZMAR!!! I znowu czekaj! Ja.......zasnąłem....* łzy szczęścia* To najlepszy sen jaki mógł mi się trafić!

TIME SKIP

Obudził mnie odruch wymiotny. TTaaa.... Wiecie? Nic wczoraj nie jadłem... I no.. Zaraz pewnie puszczę pawia... W dodatku to uczucie pogłębia coś, a raczej ktoś leżący mi na klatce piersiowej. Taaa.... Mój kochany stryjaszek. Kolejny odróch wymiotny. O nie! Zepchałem go z siebie i popędziłem w stronę schodów. Za sobą usłyszałem stukot i krzyk:

- CO?! GDZIE?! JAK?!

To na pewno był głos stryja.. Nie miałem czasu się zastanawiać. Zleciałem po schodach, wpadając na drzwi łazienki, które o dziwo poturlały się razem ze mną. Ała... Moja głowa i... I ...i BRZUCH!!!! Nie myśląc wbiegłem do kabiny.

Gdy już minął czas wymiotowanka:) zebrałem resztki swojej godności i wylazłem na zewnątrz. Oo!! To na co wpadłem, to nie były drzwi! Tylko pan Cyprian! Co mu? Wygląda jakby traumę życiową przeszedł..... Ej! I tak w ogóle i w szczególe hehe... śpi w rurkach....noooo...i w za dużej zielonej bluzie.... Śpi... To dobre słowo...

Ostrożnie go wyminąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Kogo tam zastałem?! No ekhem, ekhem, tutaj wszystkich zaskoczę, STRYJA! Rozwalił się na moim łóżku jak jakiś wonsz na kamieniu... Żeby mi skóry tu nie zżucił... A właśnie! Rolety zasłonięte! Hehe...

Podszedłem do nich.. Stryj akurat miał ryj zwrócony w tą stronę. Jednym zamaszystym ruchem zwinąłem roletę, wpuszczając do środka oczojebne światło! Jak się stryj poderwał!! Woho! Aż z łóżka spadł! Podszedł do mnie z mordem w oczach i walnął w głowę. Auć!

- NiekuLtuLaLnie tak budzić kogoś, gdy śpi....- mruknął. Ej! Słyszeliście!? Nieku l tu l a l nie.. XD... Chyba potrzebny mu słownik..

- No przepraszam, ale spałeś na mnie wcześniej, a teraz rozwaliłeś się na moim łóżku...- obraziłem się.

- No wielkie sorki, ale pewna MONTWA ukradła mi moje łóżko!- tą montwą na sto pro jest matka... Chyba jedyna osoba, której stryju nie lubi... A nie! Jeszcze nie lubi bohaterów! Usiedliśmy razem na krańcu łóżka.

- Jak to...ukradła...?

- No wchodzę do pokoju w nocy, a tam dupa! Łóżko mi ukradli! Okno wybite..tak samo jak ściana i na podłodze karteczka ,, Dziękuję za posłanie.,, i podpis TOGGGGGGIIII...- skrzywił twarz i jego źrenice się na przemian zwężały i rozszeżały. Jak on to robi?! Też chcę!

- A po co jej to łóżko było..?- spytałem. Przecież mama ma swoje łóżko, to po co jej drógie?!

- Ja nie wiem! Ta menda to by mi i kibel ukradła! Trza ją w empiku wystawić! Pod takim pinknym tytułem...- wyciągnął ręce i zrobił takie TADAM!-......,, Twój własny DET NOŁT!,, no... Tylko prowadzący do twojej własnej śmierci na zawał...

- Aha...- zrozumiałem, że nie chce tego dalej ciągnąć. Lepiej się wycofać...- Zmieńmy temat...

Usiadł sobie po turecku, w ogóle na mnie nie patrząc, przy tym zżucając mnie z brzegu łóżka. Jakże zajefajna pozycja! Leżę niczym ofiara porażenia mózgowego z wykręconymi nogami. Super... Po chwili wstałem i popchnąłem stryja ręką. Upadł..hehe...

- Nie będziemy się bawić w przepychanki! Ej! Spaduwa na podłogę!- kopnął w tył mojego kolana, ugiąłem się. Moja twarz spotkała się z podłogą. Auć!

- Mogę to samo powiedzieć!-krzyknąłem i też go kopnąłem, ale w bark....no, bo tak samo jak ja leżał na podłodze.. Zajęczał. Ha! Ha! Wygrałem!!................... a może jednak nie......

- Ty nie masz prawa głosu! Wypad za okno!!- już mnie trzymał za koszulkę, już chciał wywalić mnie za okno..

- TO JEST WOLNY KRAJ!- ...ale zrobiłem przewrót i razem wypadliśmy za okno, na zewnątrz! Jej! Trafiliśmy akurat na asfalt. Nie na drzewo, czy krzaki..., tylko idealnie między nimi. Na ASFALT! Serio?!- Aua... Boli głowa- wyjęczałem. Nie mogłem się ruszyć... Boli! Podnisłem głowę. CO?! Stryj już stoi nade mną?!

- Chyba ci szwy będą potrzebne...- nie dzięki... Aż tak źle chyba nie jest.. A właśnie! Kogoś z rodzinki od dawna brakuje!

- Stryju..?- wlepił we mnie swoje patrzały. Spróbowałem wstać, udało się.-... Tak apropos szwów.. Gdzie jest szfagier? Od dawna się nie pokazuje...

- A kij tam go wi! Mi go do życia nie potrzeba!- nagle coś w nim zaskoczyło i się uśmiechnął. Przybliżył swoją twarz do mojej.- Pamiętasz jak pytałeś mnie o trening mocy?! Hmmmm?!

- No...emmm... ja... tak.-wycedziłem, był za blisko.. Bosz! Jak mu z ryja wali Colgatem! O matko! Aż mnie oczy pieką! Ile on na tą biedną szczoteczkę tego nawalił?!

- To camon!! Jestę już na tyle wybudzony, że lecim na szczecim! ZA PINĆ MINUT NA POLU TRENINGOWYM!!- poleciał jak strzała! Chwilę zajęło mi domyślenie się co właśnie powiedział. Ej!! A go już nie było! Kurzy się za nim! Iiiiiiiii... nie dobrze... kurz mi do oczu wleciał. Ekhem... Ekhem... Ej no! Za pinć minut! To muszę lecieć!!!

PER KAMINARI

Brakuje mi Nikta i Doku.... Bakugo też ich brakuje. No ale powiedzieli, że odwiedzą nas! Miło........ Jesteśmy w samolocie. Patrzeć za okno nie mogę gdyż obok siedzi spaśona ,,krowa,, Śpi cały czas! Zajumały mi miejsce jakieś małe kurduple i nie mam fajnego widoku. Złożyło się tak, że ja siedzę na samym przodzie samolotu, Bakugo na końcu, Todoroki pośrodku, a Kiri............. Gdzie Kiri? Mówił coś o ciastkach i paluszkach....... No nie ważne. Właśnie wracamy do domu. W końcu. Nie mogłem się już doczekać..... Po tych 2 tygodniach jakoś bardziej się do siebie zbliżyliśmy, ale ciekawi mnie co się stało wtedy na Syberii.... Jak Bakugo się teleportował? Czemu miał śmiechawkę? Co tak NAPRAWDĘ robił mu pan Merlin? Poszedłem zapytać Bakusia. Ooo.... Czemu nie mówił, że obok jest wolne miejsce? Usiadłem, ewidentnie nie chciał żeby to się zdarzyło, ale trudno.

- Bakugo?- zapytałem. Mrugając rzęsami. Ale fajne! Już wiem czemu dziewczyny tak często to robią!

- Czego?- popatrzył w inną stronę.

- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?- pytałem.

- Noo....... I co w związku z tym?- Teraz patrzył w inną stronę bardzej intensywnie. I tupał nogą.

- Znamy się bardzo długo...co nie?- drążyłem.

- Taaa........ No ale co ma piernik do wiatraka?!- wkurzył się, ale dalej patrzył w inną stronę.( ,,co ma piernik do wiatraka?,, to jest powiedzenie. Zakodowało mi się i teraz często go używam)

- No że może byś patrzył na mnie gdy do ciebie mówię?- zapytałem. Bo to niekulturalne gdy ktoś mówi, a druga osoba nie patrzy mu w oczy.

- Nie. Możesz mi wyjaśnić co ten debil próbuje zrobić?!- wskazał palcem na.....Kiriego? O znalazł się. 

- Widocznie targuje się ze stuardessą.... O paluszki lub orzeszki...- rzekłem.

- Ahaaa........ To co tam bredziłeś?- teraz zwrócił wzrok na mnie. Jakie on ma krwisto czerwone oczy.... Pełne mordu i............ Złego samopoczucia? Zielony się lekko zrobił.

- Chcesz tebletki na chorobę lokomocyjną?- zapytałem.

- Po co mi?!- o włączyło się radyjko pilota.

Pilot: Jako, że lecimy nad Niemcami będą turbolencje, proszę zapiąć pasy i zabrać tego ddzieciak z czerwonymi włosami od stuardessy...( nie pytajcoie jak się znaleźli nad Niemcami.)

- No dobra dawaj te tabletki..- powiedział Bakugo. Wygrałem! Łuhuuuu!!! Nagle zmarnowany Kirishima zaczął iść w naszą stronę. Aktualnie podawałem Katsukiemu tabletki, a on to zauważył i chyba sobie źle skojarzył.... Bo żucił się na Bakugo.- ZŁAŹ ZE MNIE TY NIEDOŁĘŻNY OŚLE!!!!!!!- Nowe określenie. Ja też chcę! A Kirishima nie schodził.

- Co ty chcaiłeś mu podać, Denki?!- wrzasnął mi do ucha.

- TABLETKI NA CHOROBĘ LOKOMOCYJNĄ!!- odwrzasnął mu Bakugo.- ZŁAŹ ZE MNIE LESZCZU!

- Ahaa...... Wybacz.- zszedł. I wygonił jakąś staruszkę, która siedziała za nami. Usiadł tam.- Gdzie jest Todoś..?

- Po środku samolotu......... A jednak już nie. Idzie do nas..- powiedziałem, bo faktycznie tak było.

PER BAKUGO

- Jakaś starucha cię wywaliła co kretynie?- zacząłem. Jestem wredny, wiem.

- Nie. - ahaaa..... Nie jarzę...- Jako kulturalna osoba ustąpiłem miejsca..... Tylko tyle..

- WHOAAA!!- krzyknęli Debil i ten shityhair.- Skąd ty wiesz takie rzeczy?!

- Czatam książki, nie to co wy.......- powiedział- pospulstwo.....- ZARAZ MU DAM POSPULSTWO!!!- no może Bakugo coś czyta..... Bo nie jest takim mało inteligentnym człowiekiem jak wy.

- Po co komu ten papyrus?- zapytał Denki.

- Strata czasu....- Kirishima are u ok?- Nie no coś tam przeczytałem.........

- Zakończmy temat książek, bo gdy tylko o nich myślę to........... Gdy tylko myślę o tym szajsie w samolocie to.........................................IDĘ DO KIBLA!!!!- wybiegłem. Po drodze lekko kogoś zaczepiłem. Nie miałem czasu by przepraszać i wgl chęci. Biegłem przed siebie w stronę kibla...

TIME SKIP

Wyszedłem. Coś chyba się stało podczas mego pobytu w toalecie.... Bo pilot coś krzyczał i pasażerowie..... A ja wyłażę z kibla rozglądam się..... Upierdliwi ludzie....są, Stuardessy......są, Denki na fotelu... Jest, dzióra w samolocie..... Jest..............CZEKAJ CO?! DZIÓRA W SAMOLOCIE?! chciałem wracać do kibla, ale jakiś spaśluch zagrodził mi drogę.

- POMOCY!!!!- wrzeszczeli ludzie.

- ZGINIEMY!!!- krzyczęli. Poczułem nagły napływ energii....

- LUDZIE ZAMKNIJCIE JAPY I SŁUCHAJCIE SIĘ MNIE!!!- wrzasnąłem i wskoczyłem na schodek.

- A kto ty?- zapytał jakiś człowiek, wyraźnie niewiedzący co się dzieje.

- Ktoś kto uratuje ci tyłek?! Może pomyśl!?- poskarżył się mamie... Ale konfident. Nie ważne.

- To co chcesz zrobić!?- zapytał spanikowany lamus z środka.

- PONAD POŁOWA LUDZKOŚCI MA UZDOLNIENIA, PRAWDA?!

- I co z tego?- o dzieciak odważył się. Zignorowałem.

- Z tym, że moje na nic się tu teraz zda! Jesteśmy razem w samolocie! Macie uzdolnienia, które prawdopodobnie będą w stanie nam pomóc!- Ale się napaliłem by ratować tę bandę debili......

- Ktoś ma jakiś pomysł?!- wrzasnął Denki.

-Kaminari! A co z Todorokim?!- zapytałem. Bo może zalepiać lub zasklepiać dzióry lodem czy ogniem.

- Zemdlał!- shit! Serio?!

- LUDZIE KTO COŚ POTRAFI?!- mam dosyć, wkurzyli mnie!

- J...j.......ja... Potrafię.... Łączyć m...metal......- podniosła rękę jakaś dziewczynka.

- Chodź tu!- powiedziałem. Szła..... I szła...... Powoli......ugh...- RUCHY!! NO BO ZGINIEMY!- dostała powera!

- Co mam zrobić?- zapytała.

- Ja wylecę przez tę dziórę z kawałkiem metalu, przygwożdżę go, a ty zaspawasz....- mówiłem.

- A co z tobą? Jak wrócisz..?- pytała, widocznie się martwiła.... Położyłem rękę na jej głowie i pogłaskałem.

- Bądź spokojna.... To ja jestem numero uno!- powiedziałem. Wstałem, zabrałem jakiś randomowy kloc metalu i wyskoczyłem przez dziórę. Moimi wybuchami doleciałem do wyrwanego miejsca, przyłożyłem blachę i :

- SPAWAJ!!!!- wrzasnąłem. Usłyszałem lekkie pstryknięcia i ulżyło mi. Mimo to prawoe nie mogę oddychać..... Wcześniej spadaliśmy, a teraz lot się ustabilizował...Ulżyło mi bardziej.... Ale teraz pozostaje pytanie...CO JA DO CHOLERY MAM ZROBIĆ?! Nie pomyślałem... Kse! Aktualnie duszę się lekko na skrzydle samolotu i nie wiem co mam zrobić. Ludzie patrzą się na mnie przez szyby... Wkurza, skupić się nie mogę..

PER KIRISHIMA

Czemu on to zrobił? Pomyślałby! Bakugo?! Siedzi i się dusi jak jakiś debil! Muszę mu pomóc.... Tylko jak?

- Nawet o tym nie myśl...- powiedział nagle Todoroki. Chyba się zbudził...

- Ale..!- - przerwał mi wypowiedź.

- Ale nic nie możemy zrobić..... I nie mam na to szczególnych chęci.... 

- To się tu kiś, a ja mu pomogę!- ruszyłem, ale złapano mnie za kaptur i pociągnięto na ziemię. To Todoś. Przyszpilił mnie do ziemi.....

- Lepiej będzie jeśli go zostawisz...............- Patrzył na mnie swoimi oczami. - Rozumiesz?

- T....t...tak....- nie dam rady. To kolejny raz kiedy Katsukiemu grozi niebezpieczeństwo, a my nic nie robimy! Ale posłucham się i poczekam...- To może ci tak wygodnie? W tej jakże NIEZRĘCZNEJ sytuacji?- Hehe.... Konspiracja....hehe Powiedziałem tak, ponieważ nasza pozycja wyglądała dość specyficznie. Moje nadgarstki przyszpilone jego dłońmi, a on siedział mi na brzuchu, tym samym przygniatając mi śniadanie....

- Tak.- SAAAYYYYYY WHAAAAAAAT!?!??!- Ale ludzie, którzy patrzą na nas, w szczególności na mnie mają zboczone myśli. Zapewne ty też. Więc nie widzę w siedzeniu na tobie i powstrzymywaniu cię od uratowania debila żadnego problemu.- Wstał i otrzepał się.

- No nie wydaje mi się....- zrobiłem wredny uśmieszek.

- Hmm?- odwrócił sié.

- Podczas gdy ty prowadziłeś monolog Denki zdążył zrobić zdjęcie i wstawić je na messengera. Mi to pasuje, ale tobie chyba się nie spodoba...

- Nie mam messengera... Nie obchodzi mnie to..?-Wprowadziłem go w bardziej niezręczną sytuację.

- Teraz już masz.-kliknąłem.- Zabrałem ci telefon. I dołączyłem cię do naszej grupy, będziesz widział wszyyyyystko.😏

- J...j...JAK TO?! - podbiegł i zabrał mi telefon. Przepatrywał messengera po czym znowu zemdlał lub wyzionął ducha. Teraz pozostaje czekać.... Chwila moment gdzie Denki?!

PER DENKI

Hehe..... Fajna fotka. Oooooooo!!!!!! Okno! U góry samolotu! 

-Takie szerokie, że nawet Bakugo by się przez nie przecisnął!- na głos se krzyknąłem, bo i tak Todoś i Kiri są zbyt zajęci.

- SUGERUJESZ OŚLE JEBANY, ŻE JESTEM GRUBY?!?!- doszedł mnie głos zza samolotu.

- Nieeeeeeeee..........................- W ogóle, wcale... - POTRZEBUJESZ POMOCY?!

- RACZEJ TA!! RUSZ WIĘC DUPSKO!- odkrzyknął. Wylazłem przez okno i schodziłem powoli po samolocie. Bakugo coś na telefonie przeglądał.....

- Co tam patrzysz?!- zapytałem.

- NIEŹLE ICH WKOPAŁEŚ! HAH!

-Oooo!!! To ty masz messengera?!

- NIE JESTEM ZACOFANY JAK TODOROKI!!!!!

- On już też ma messengera!- powiedziałem.

- Super, kurde! Kolejny debil w internecie!- odpowiedział.

- Chodź za mną! Tam jest okno przez, które przejdziemy!

- szeszerokie?- zapytał.

-  A co uważasz, że gruby jesteś?- popatrzyłem w jego stronę.

- Noup. Chciałbym z wejścia Todorokiego za okno wywalić, bo mi pomocy udzielić nie chciał.- odpowiedział.- A poza tym nie jestem tobą....- Ej. Teraz to mnie uraził. Przecież nie odwiedzam KFC tak często. Tylko siedem razy w tygodniu...

- No dobra masz mnie, a teraz chodź.- Poszliśmy i przez okno weszliśmy do środka. Widać, że ludzie mają zaciesz, bo okrążyli Bakugo.

- NASZ WYBAWCA!!!!!- krzyczęli.

- Zabierać łapska, to mój obowiązek.- Bakugo popatrzył na dziewczynkę, która zaspawała metal.- Bardzo mi pomogłaś.....- aww.... Jak słitaśnie. Serio! Nigdy Bakugo nie dziękował nikomu. Potem gdy już tłum się uspokoił usiedliśmy na miejscach. Od razu włączyłem messengera.

..............................Messenger............................

Tokayami: Wiecie, że w Polsce mieli takie coś jak BIGOS?

Uraraka: Naprawdę? Jak smakował?

Ashido: No właśnie.

Tokayami: Był pyszny..... Mmmm... Aż ślinka leci jak tylko o tym myślę.

Bakugo: Nie rób smaka, przydupasie.

Kirishima: Uspokój się, tylko sobie rozmawiamy.

Bakugo: Jak tam na Karaibach?

Uraraka: W sumie to obłędnie! Cieplutko i wgl. A na Saharze?

Denki: Epicko! Znaleźliśmy biedronkę i Bakugo ma zwierzątko.a

Ashido: Serio?

Uraraka: nie wierzę.

Tokayami: A jakie?

Bakugo: Węża........

Tokayami: ...........

Bakugo: Nazywa się Samon i jest lepszy od was.

Uraraka: Znowu to robi! Ja wychodzę!

Uraraka opóściła chat.

Ashido: Jeśli ona wyszła to ja też.

Ashido opóściła chat.

Tokayami: Wiecie co to pierogi?

Denki: W sensie..?

Tokayami: Jedzenie. Dobre było........... Wgl Polska to strzał w dziesiątkę!

Bakugo: To muszę się tam wybrać. Jacy są Polacy?

Tokayami: Zawsze bronią swego i podobno jak kiedyś się wkurzyli to ziemię wygrywali...

Bakugo: To mój kraj..

Shoto: Jaką ma flagę?

Tokayami: Jak twoje włosy tylko czerwony u dołu, a biały u góry.

Shoto: Aha........

Monoma: Hej!!!!!!!!! A! I co tam?

Bakugo: Co ten debil tu robi?!

Monoma: Zwiedzam. Wgl poznałem dziś nowy przypadek!

Bakugo: Wal.

Monoma: Wymiotnik! ( po czym? Po ilu?) 

Denki: Dobre!

Monoma: Ale ja mówię serio......

Bakugo wyszedł z chat.

Kilka innych użytkowników wyszło z chat.

.....................................................................

Schowałem telefon do kiszeni.

- Jeśli któreś z was wyrzótki społeczeństwa zachce mnie obódzić, zabiję.- powiedział srogo Bakugo. Kiwnęliśmy głowami.

Kilka minut potem Bakugo zasnął, a Todoś dalej był nieprzytomny.

- Dalej kochasz Bakugo?- zapytałem Kiriego. Chyba dopiero zajarzył, że do niego mówię.

- Jak nigdy.-popatrzył w inną stronę.- On jest dla mnie wszystkim.... Całym życiem.... Sensem życia........... 

- Może masz rację....- szepnąłem.

- Hmm?

- No bo- - pilot uprzedził mnie.

Pilot: ZA MOMENT LĄDUJEMY.

- Podać wam coś dzieciaczki? Jakaś zieleninka? Kapusta? Truskaweczki?- Podeszła stuardessa.

- Nieeeeee......- odrzucilośmy ją. Poszła sobie.

- Zieleninka?- Zapytał Kiri.

- Kapusta?- Zapytał Todoś. Chyba oprzytomniał.

- Truskaweczki..?- Zapytałem. Zajarzyliśmy...

- DEKU!!!!!!!- rozpłakaliśmy się i przytuliliśmy. Nagle coś walnęło nas w łby.

- Mówiłem, że jak mnie obódzicie to zginiecie...- obódził się Bakugo.

- Ale my żyjemy...- szepnąłem.

- Tylko dlatego, że mam nudności...- Zrobił się zielony i pobiegł do kibelka.

- Ja tęsknię za Deku......- szepnął Todoś.

- Nie martw się, ja też.....- Powiedział Kirishima. Chwilę potem dostaliśmy razem z Kirim z łokcia od Tadzia. Leżeliśmy.

- To za zdjęcie i dodanie mnie do messengera.- Popatrzył w inną stronę.- Aha i za ostatnie słowa....

- He?- zapytał Bakugo, który właśnie powrócił z kibelka.- Ostatnie słowa?

- N...n...nic nie słyszałeś prawda?- zapytał Todoroki. Wystraszył się?

- Słuchajcie mnie uważnie, robale. Nie wiem co tu zaszło, ale zaraz lądujemy i dostałem wiadomość od belfra( nauczyciela pana Aizawy) że zaraz po powrocie mamy przyjść do UA. Zrozumiałe?- powiedział Bakugo.

- Ale czemu tylko ty dostałeś wiadomość?- zapytałem.

- Wiadomość była na Facebooku ciecie. Nie moja wina, że nie patrzycie.- usiadł.

- Ciecie?- Spytałem.

- Nie znasz pojęcia? Teraz już znasz. Obraza.- wyjaśnił.

- Ale ty masz zakres słów!- szepnąłem.

- Dobra, a teraz czy ktoś mi wyjaśni czemu czuję się obserwowany?- zapytał Katsuki.

- Nie mam zielonego pojęcia...- powiedziałem.

- Nie mam bladego pojęcia...- powiedział Todoś. Nasze oczy zwróciły się na Kirishimę. 

- No co się gapicie?! Ukradliście mi fajne słowa..........- Dobra to nie przez niego.

- Czyja wina?- zapytał Bakugo sam siebie.... Ten to ma problemy. Popatrzył w górę, zrobiliśmy to samo i szybko odskoczyliśmy. Creepy!- Samon? A ty nie miałeś być w walizce?

- Sssss.......- zasyczał patrząc na Kiriego. O co kaman? 

- Złaź z sufitu! Nie pałętaj się...... Zaraz lądujemy.- powiedział Bakugo. Wielki pyton, czy jakaś tam inna odmiana, spadł mi i Todosiowi i Kiriemu na głowy.

-AAAAAaaaaaaaaAAa!- wrzasnęliśmy, ale wonsz nic se nie robił i powoli pełzł do Katsusia. Ten go tylko pogłaskał i otworzył walizkę. Dziwne, przed tem ten wąż był mniejszy......

PILOT: MOI MILI LĄDUJEMY.

Chwilę poczekaliśmy i pobiegliśmy do wyjścia.

PER DEKU

- STRYJU!!!!!!!!!

- CO?!

- Noga mnie boli...- walnął mnie w czoło.

- Ale z ciebie przygłup... Jeśli twój mózg się nie wysili, nie staniesz się tak majestatycznym złoczyńcą jak MUŁA!

- Emmm...- spoglądałem w bok. To wcale nie tak, że nie uważam go za świetnego złoczyńcę..., wcale codziennie nie siedzi przed telewizorem oglądając żałosne bajki.... Nieee... Gdzie tam...

- Dobra!- przyłożył palec do czoła. Whaa?- Przestań, bo widzę, że na mnie nie patrzysz... No i wiesz.. Mógłbyś być trochę bardziej dyskretny...ciągle coś mamroczesz... To irytuje...gościu

- Oh...emmm sorki. Dokończymy trening?- taaa.. Zmiana tematu, to najlepsze rozwiązanie. WTF?! Stryj magicznie wskoczył na moje ramiona i wskazał palcem w przód. Bosz!! Ja zawału dostanę i się przewrócę!

- Więc leć! Leć w dal mój mały...nielotny....ptaszku...eeee... To twój trening! Co tak stoisz jak ofiara losu..? No wio do przodu!- chwila ciszy i bezruchu- No rusz dupe!

Jak się poderwałem! Wohoo! Zrobiłem dziesięć kółek wokół boiska! Ale on ciężki jest! Jak jakiś słoń! Ja mu muszę darmową siłownię zafundować...stój! Jak on może być taki ciężki?! Przecież to sama skóra i kości!! Zerknąłem w górę...

- CO TY TU ROBISZ?!?!- wrzasnąłem automatycznie wpadając w poślizg i wywalając się twarzą w trawnik. Fu! Gleba mi wpadła do buzi... 

Bardziej zastanawiające... Już wiem czemu mi tak ciężko było!! Co na mnie robił pan Cyprian?! Bosze... Bosze... BOSZENKO! Ale on gruby jest! Jakbym tak ich zważył, to by wyszło, że stryj to sam popiół i wióry, a pan Cyprian HIPOPOTAM! Noooo.... Chociaż wcale po nim tego nie widać... Zacząłem tracić tlen. No wiecie... Mój nos wgniecony w ziemię, płuca przyciśnięte przez wielbłąda i zżucającą skórę jaszczórkę... Ehhh...świetnie

- I co tam ZŁOTKO...?- aghhhhh.. Cyprian!! Zaczynam żałować, że zabrałem go z nami! Wcześniej tak ładnie spał..., a teraz kurde znowu jest tym samym pedałem... Dalej ma na sobie RURKI!! Bleh.... Z wysiłkiem wyciągnąłem głowę z ziemi. Odwróciłem głowę w ich stronę.

- Złotko to ja ci zaraz na ryju mogę zrobić jak ze mnie nie zleziesz...- warknąłem.

- Nie pysssskuj sssssmarkaczu!- pstryknął mi palcem w czoło.

- Aua!!!- on ma PAZNOKCIE! W sensie PAZÓRY!! I to jeszcze z trucizną!! Łeeee... Piecze! Ja cierpię...- Zabieraj ode mnie te wykałaczki!

- No dobra... Nie denerwuj sssssię ZŁOTKO...- zadrwił..grrr, bo ugryzę! Zabieraj pan tego pazura, bo jak wstanę to ci wszystkie połamię.- Ty sssłodki jesssteś, gdy ssię denerwujesssz... ZŁOTKO, ale nie jessstem zainteressssowany w zieleninie...

Wstał. Jak żeś mnie pan nazwał?! Zieleniną?! Żebym ci kurde nie wymienił jak ty wyglądasz! Jakiś wężowaty pedał...pfff.. Też wstałem. A tak by the way... Gdzie jest stryj? Oooooł... śpi.. Ej! Pamiętacie co wcześniej mówił?! ,, Ja mam tyle energii!!,, no właśnie widzę. Zachciało mi się zażartować. Odwróciłem się do pana Cypriana, który w tej właśnie chwili przyglądał się swoim paznokciom. Zaśmiałem się cicho.

- Ej!- zwrócił oczy na mnie. Uuuu... Jaki Toxic... Ciekawe czy umarłby od surowicy?....- Dasz mi swoje zdjęcie?

- Po co ci?- już myślałem, że doda złotko..ufff..- No mów ZŁOTKO!- nieeee!!!

- Bo szfagier skręca rower i nie wie jak wygląda pedał.- zachichotałem jak wiewiórka po energetyku i wystawiłem palce w jego stronę.

- Komplement godny kapusssty.- prychnął i włożył ręce do kieszeni. W sensie jedną do kieszeni spodni, a drugą do płaszcza... Uśmiechnął się perfidnie.... Wyglądał jakby miał mnie zgnieść, ale piosenką? No serio....on coś chce zaśpiewać chyba...- Tak bardzo chciałbym mieć ŁĄKĘ, własssną ZIELONĄ ŁĄKĘ!

-COOO?!?!- to szczyt wszystkiego!- To nie moja wina, że mam zielone włosy!- ej.. Właśnie coś se uświadomiłem.- Tak na serio, to nawet nie wiem czemu mam zielone... No, bo wiesz panie Cyprianie...- wystawił język niczym wonsz- Ojciec jest z dymu..., a matka blondynką.., stryj niebieskie włosy..., szfagier czarne...............- zatrzymałem się- I pan, panie Cyprianie masz czarno.........- spojrzałem w jego oczy z grozą, on miał tą samą minę-.......zie.....lo....ne...

- AAAAAAsssssAAAAA!!!!- odskoczył i wskazał na mnie swoim paluchem- NIE!!! Nie może być!!!- właśnie uświadomiłem sobie co powiedziałem.

- AAAAaaAa!!- odsunąłem się do tyłu, potykając się przy tym. No i chyba upadłem na stryja...- NO RACZEJ, ŻE NIE MOŻE BYĆ!!!

- MÓWIĘ PRZECIEŻ!! SSSSPADAJ!!! JA SSSIĘ DO CIEBIE NIE PRZYZNAJĘ!!- dostałem butem w twarz.., a najlepsze było to, źe to nie but pana Cypriana... On nie nosił czerwonych... O nje.. Czy to buteł stryja..? Jak? 

- ODWAL SIĘ!!!- usłyszałem krzyk pana Cypriana. To nie było raczej do mnie....nieeee... To ja może sobie wstanę?

- Niet. Obudziłeś mnie...masz karę. I to ja trenuję tego pora, a nie ty...- kiedy on zdążył wstać?! Geez.. Nieźle.. I nazwał mnie porem.... Fajnie... Podparłem się na łokciu i patrzyłem na scenę stryja męczącego pana Cypriana. Miły spektakl...

Po paru minutach pan Cyprian wyglądał niewyraźnie, jakby całe życie z niego wyszło. A wiecie czemu? XD stryj zrobił mu wykład, jak to przed paroma laty Cyprian ukradł mu tą jedyną. Ale są śmieszni! Ej... Serio gość wygląda jakoś niezdrowo...

- Wszystko z panem dobrze?- spytałem po dłuższym namyśle. To było mniej więcej tak... Pytać? Nie spytać? Spytać? Nie spytać? Spytać? Nie pytać?......hmmm... No i doszedłem do wnisku by spytać. Pan Cyprian popatrzył na mnie swoim toksycznym wzrokiem. Uuuuu.... Ale czekaj. Jakiś taki bardziej zielony się zrobił.....

- Nic nie jesssst...dobrze..... - zakrył usta dłonią. Ej! Ej! Ej! On chyba zara pawia puści!!! Nie! Tak być nie będzie!- Co tak sssstoissssz....?....- kaszlnął- Leć po wodę!! Sssszybko ZŁOTKO!!

- Co?..............A! Tak! Już! Nigdzie nie odchodź!- pobiegłem po tą wodę, za sobą usłyszałem tylko marne.

- A gdzie niby miałbym iśsssć...? Bardzo zabawne....- heh.. Moje poczucie humoru. No tyle, że ja to na serio mówiłem. Bo jak mi stąd zniknie, to wody nie dostanie....

Wbiłem się w drzwi moją fajową prędkością i wkroczyłem dumnie do baru. I kogo zobaczyłem? Podpowiedź... Ktoś robiący jedną czynność, codziennie, o każdej porze, niezależnie od tego co się dzieje i robi to BEZPRZERWY... Zgadliście... Mój zacny ojciec! Podbiegłem do niego, poprosiłem o tą szklankę wody i poszedłem do w tej chwili jęczącego....pana...Cypriana... Co mu?

- Daj mi ssszklankę!!- zwija się w cierpieniach. Nie wiem czemu, ale jakoś mi lepiej, gdy na niego patrzę... Podałem mu tą SZKLANKĘ, złapał. Ale proszę państwa! Co my zaraz usłyszymy? Noooooooooo? A to!...- Ona jessst ...pusssta....- Ha!

- Ooo....chciałeś z zawartością?- XD - Mój błąd....

Jaką se beke z niego cisnę! Ale wewnątrz, żeby nie zauważył! Na zewnątrz taki poker face..w ogóle stryj ma na nas wywalone. Poszedł se gadać z jakąś biedną dziewczyną za płotem... Ty... Ale ona ładna.... W sensie to co ma w ręcę...koszyk z T-R-US-K-A-W-K-A-M-I! Aż mi ślinka cieknie.. Dobra... Niech se gada... Ja mam tu ważniejsze sprawy...

-Czemu wyglądasz na głodnego trusssskawek? Mysssślisz, że nie widzę?- co!? To już nie chce wody?! A ja myślałem, że cierpi! Jak odróżnił, że akurat mam chęć na truskawki?

- A ty nie miałeś wymiotować?- spytałem. Pokręcił głową.

- Co ty! Chciałem ssssprawdzić jak zachowasssz ssssię, gdy będzie mi groziło niebessspieczeństwo. Wysssszło, że w ogóle się nie przejmiesssz.... Czyli tak jak obssstawiałem ZŁOTKO.- AGHHH! Wredny wonsz!- A tera gadaj gdzie te trussskawki.

- Nooooo.. Tam!- wskazałem palcem na stryja. 

O kurde... Co on robi?! Siedzi na tym płocie i ma tą na serio biedną dziewczynę na kolanach... Dalej z nią rozmawia... Aż jej współczuję... Nie chciałbym być na jej miejscu..Zerknąłem na pana Cypriana.. Oł... Wygląda na zazdrosnego. Hehe. Cały nabuzowany.

OO! Co się z nim stało?! Nie ma go... Noooo.. Po prostu zniknął... A jednak nie! Zepchał stryja z płotu! Woooooowww... I tą dziewczynę...oł.. Smutne..   Łooooo!! Zaczęli na siebie krzyczeć!! Iiii się lać!! Podbiegłem tam.

-FIGHT! FIGHT! FIGHT!- zachęcałem. Co z tego, że mieli mnie kompletnie gdzieś.. Eee.. Znudziło mi się. To niech oni się tu biją, a ja na spacerek po mieście sobie pójdę. Taka odmiana...

Nawet nie zwrócili na mnie uwagi, gdy przeciskałem się przez płot. Bosz.. Co za mózgi.. Oni się biją, a ja pod ich nieuwagą wymykam się nocą niepostrzeżenie. Pytacie czemu nocą? A to dlatego, że była noc... No tak... I powiem wam jedno.... Nie nauczyłem się używać mocy! Znaczy tego czegoś co we mnie siedzi! Ale kicha.... Dobra! To najpierw pójdę w tamtą stronę!

PER BAKUGO

Ale ta kasjerka jest TĘPA!!!!!! Wolniej się nie da liczyć hajsu?!

- Może się pani pospieszyć?- zapytałem grzecznie. Żeby jej nie zestresować....

- Poczekaj cukiereczku...............- czekam-............................................-czekam-..................................................................Proszę, grosik reszty.- powiedziała. Nareszcie!

- Dziękuję!- krzyknąłem. Chyba miała aparat słuchowy, bo się przestraszyła... Biedna, pracuje w sklepiku na lotnisku. Trudno! Ważne, że mi w końcu skasowała tę ice tea, bułkę i andruty. Chłopakom wziąłem ,,hit-y,, niech mają.

Biegnę, biegnę,biegnę, biegnę aż tu nagle mnie coś z tyłu bierze. Złapało za kaptur i pociągnęło w taką szparę w ścianie. Zatkało mi usta. Znaczy położyło rękę tak abym mówić nie mógł. Starałem się zobaczyć kto to, ale było to w cieniu i nie mogłem ujrzeć. Ugryzłem to w rękę, ale nie zabrało mimo, że czułem, że to boli go lub to.

- Jeśli obiecujesz, że nie będziesz krzyczał to zabiorę rękę.- powiedział. Bo to był męski głos. Kiwnąłem głową. Zabrał. Ale nadal go nie widziałem, tylko tyle, że trzymał mnie za rękę.

- Kim ty- - urwał mi.

- Nie musisz wiedzieć.- krótko powiedział.

- Po co ci jeste- - znowu mi urwał.

- Jesteś mi potrzebny......- Nagle ujrzałem kim jest ta osoba. Todoroki?!

- Debilu co ci?!- wrzasnąłem.

- Miałeś obiecać........

- Mam to w dupie!!- Nagle pociągnął mnie w bok tak, że ujrzałem jak coś biega.

- To też masz w dupie?- zapytał.

- Wyjaśnij.- powiedziałem.

- Denki znowu stał się taki jak w twierdzy. Znaczy u pana Merlina.... Tak samo się zachowuje!- wyjaśnił.

- To ten probleeemmmm.... Ahaaa...... Nie martw ty się. Zajmę się tym, gdzie Kirishima?- spytałem.

- Po drugiej stronie....

- ŻE COOOO?!?!?!?! Był taki młody!! I brzydki............................. dobra. Kiedy pogrzeb?- zapytałem.

-*facepalm* Po drugiej stronie tego pokoju..... Tam.- wskazał palcem na taki sam zakątek jak ten, tylko po przeciwnej stronie.

- To ja się zajmę Denkim.- Poszedłem. Pamiętam, że z pozorami możemy się komunikować przez myśli.... Spróbujmy...: - Doku jesteś tam?- zapytałem w myślach.= Taaaa.......a co?= odpowiedział. Naszczęście.- Czy Nikt jest w Denkim?-= Nie. Gramy sobie w pocera.....a co?=- To w takim razie co z Denkim?-= Nie pomogę ci chyba, że mnie zaprosisz.......=- No spoko. Chodź tutaj. W ile będziesz?-= Daj mi 10 sekund.=- ok.

W takim razie co z Denkim? Nie bardzo rozumiem. Skoro Nikta tu nie ma, to czemu Shoto mówił o Merlinie? Co jeśli serio coś opętało Denkiego? Albo ześwirował?

- Jestem już.- zjawił się Doku.- Ale masz mętlik w głowie......

- Wiem.- odpowiedziałem.

- To wiesz już co mu jest, czy musimy się dowiedzieć?- zapytał.

-Pierwsza opcja byłaby niezła, jednak trafiło na drugą...- szepnąłem. Przypatrujemy się i widzimy, że Denki podbiegł do jakiejś pani z dzieckiem.

- Odgadnie pani moje imię, ale jeśli się to nie uda! Zabiorę dziecko!- krzyczał. Chyba była kiedyś taka bajka.......

- Doku?- zapytałem.

- Hmm?

- Mam pomysł.- uśmiechnąłem się.

- ?

- Co naj, tak najbardziej lubi Kami?

- Pewnie nutellę jak każde dziecko....

- A no właśnie. I teraz powiem ci co zrobimy.- wyjaśniłem.

TIME SKIP

- To tyle?- zapytał Doku.

- Proste, prawda?

- W słowach..... Teraz musimy to zrealizować.- zamyślił się. Dałem mu znak ręką żeby za mną poszedł. Denki dalej męczył tę panią. Podbiegliśmy bliżej i wskoczyliśmy za Kamiego.

- Patrz co mamy!-powiedziałem. Automatycznie się odwrócił i osłupiał.

- Jeśli nie zgadniecie mojego imienia, pożrę TĘ NUTELLĘ!!! Muhahahahaa!!! Ghnnmnhahaggg- Poczekajcie zakrztusiłem się.... *kaszle* no więc? Macie trzy sza- - urwałem.

- Denki, Kaminari Denki.- powiedziałem zadowolony. On położył się na ziemi i zaczął bić ręką w podłoże.

- Meee..... Jak wy to odgadliście..? Meeeee- nie spodziewałem się takiej reakcji... Jednak jeden mały szczegół mi umknął. Gdy popatrzyłem w prawo, zobaczyłem kosz. Na śmieci taki. Ale on nie był najważniejszy, ważniejsze było co się w nim znajdowało...

- 30puszek energetyku?!- wrzasnąłem. Tak na oko przeliczyłem. Walnąłem Denkiego w głowę. Zemdlał chyba....- Doku? Nie musisz wracać?- zapytałem.

- Pamiętasz pakt magicznego kabelka? Tylko ty i Denki mnie widzicie.... Ale nie mów do mnie gdy obok ciebie są twoi koledzy, bo to będzie tępo wyglądać....- powiedział.- O, idą...

- Ale z was osły!! Nie zauważyliście tamtego kosza!- wskazałem palcem.- Debile tępe.....

- Ahaa... To jedziemy w końcu do UA?- Zapytał Todoroki. Wydaje mi się, że Kirishima jest jakby taki nieobecny.. Dziwne.

- Yhm.

TIME SKIP

Znowu ta ograniczająca ławka... Co za gówno. Kto to wymyślił?! Myślicie, że czemu mam zawsze nogi na tym badziewiu? No, bo się nie da siedzieć. Oo... I ponownie widzę naszego czarodzieja z Hogwartu. Hagrid przybył! Uuuuuuu... Nie no, a tak na serio.. Aizawa wlazł do klasy. Wygląda gorzej, czyli tak samo jak zwykle. No wszystko po staremu, tylko nerda nie ma. Jak już mówiłem wszystko po staremu.

- Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi..- przerwałem Aizawie.

- I zmęczeni?

- Nie przerywaj, boza Chiny ludowe stąd nie wyjdziesz. No to cieszę się, że większości nic się nie stało- Popatrzył na mnie- A teraz, jutro normalnie macie lekcje, więc mi się nie spóźnić!- powiedział. Nagle Tokayami podniósł rękę- Tak?

- wie pan co to jest B I G O S?- Zaczął znowu......

- Nie..... A co to?

No i ciągnęli sto lat, dopóki sam nie wyszedłem, bo stwierdziłem, że i tak pojadę do Polski. No to aktualnie idę....ale co dziwniejsze Kiri idzie za mną. Myśli, że go nie widzę? Nagle nie zauważyłem stołu i walnąłem się palcem o jego nogę stołu. CHOLERA!!!! Ja ślepy?! Dobra...... Ustało...... Już nie boli.... Co on tak na mnie patrzy? Mam dość. Wychodzę z tej jebanej szkoły. Ale on dalej idzie za mną! Nawigację na mnie usawił?! Bosz........

Idę już 20 minut. A on dalej pełznie za mną! Zaraz nie wydolę.... 

- Kiri? Czego ty chcesz?- zapytałem w końcu.

- Ty mnie widziałeś...?- spytał. Jaki tępy! Przecież szedł za mną po PROSTEJ LINII!! 

- Noooo....... O co ci chodzi?- zapytałem.

- No bo pomyślałem.......- Zaczął kręcić stopą  wpatrując się w ziemię. Ja czekam, przecież łaski mi nie robisz.- Pomyślałem, że może przyjdę do ciebie, bo.....

- Noo?- Mam powoli to w dupie....

- Bo chciałem żebyś mi pomógł w lekcjach i........

- Noo?

- I..... Zgodzisz się?- popatrzył mi w oczy. Odwróciłem się i poszedłem do domu. Był zmarnowany gdy to zrobiłem. Odwróciłem głowę.

- Na co czekasz? Zupa mi stygnie w domu.- Powiedziałem. Rozpromienił się. Podbiegł. Przytulił..... Bleh..- Lepiej ci?

- Yhm!- Pokiwał głową. Ruszyliśmy na pomidorową! Dawno nie jadłem nic co prawdopodobnie mogłoby mnie otruć. Samon śpi.... Cały czas śpi. Dziwny jest.

Wchodzimy do domu i z wejścia wita nas kto? MATKA! A którz by inny? 

- Tęskniłam, mój darmozjadzie!- Przytuliła. To było aż zbyt szczere...

- Też tęskniłem...... Chciałbym ci kogoś przedstawić.- Hmm... Jakby Kiri chyba myślał, że to o nim mówię... No cóż rozczarowanie. Wyjąłem węża.- Moje zwierzątko. Samon!

- W końcu nie będziesz samotny! Brawo ty synku!- Pochwaliła.

- brawo ja!- Krzyknąłem. Matka podeszła do mnie i przystawiła rękę do swojej buzi.

- Klop czeka na ciebie......- szepnęła. Ugh..... Klop. Mogłem się domyślić....- A to pewnie ten jeden z wyrzutków społeczeństwa, które mi ostatnim razem przyprowadziłeś...

- T..tak, dobry wieczór.- Odezwał się. 

- Witam.- Matka, oczywiście jej snobskie przywitanie. Nie żeby co, ale mogła się w ogóle nie witać. Przecież raz już go widziała.....- Masz biedaku ochotę na chleb z masłem?- A no tak. Ona jak i ja mamy wyższe mniemanie o sobie i uważamy, że reszta świata mieszka pod mostem....

- He..?- zapytał Kiri. Walnęła go szmatą po mordzie.

- Nie,, he?,, tylko ,,proszę?,,. Mały karaluchu, mówisz do starszej od ciebie osoby!- Wyszła do kuchni. Kiri poszedł za nią.... Ja monotonnie rozwiązywałem buty. Jedna sznórówka......... Druga...... Wyciągnąć nogę.... NIE CHCE MI SIĘ!

PER DEKU

 No to sobie tak chodzę... Wokół mnie ciemność i domy. Idę wzdłuż ulicy i zawiał wiaterek. Przypomniałem sobie piosenkę. Wyskoczyłem na środek ulicy i zacząłem iść do przodu stylem Macareny... No wiecie.... Rączka na biodrach... I kręcenie tymi biodrami... Ekhem..ekhem.. Idealnie nad sobą miałem rząd latarni.

-Chłodny wiatr na ciele! Liczą się sekundy! Przegonimy razem czas!- ślizgnąłem się na kałuży, okręciłem się dookoła latarni- Tańczyć ciemną nocą w deszczu biegać boso! Kochać chcę ten pierwszy raz....- wyciszyłem się, bo usłyszałem otwieranie drzwi jednego z tych domów. Schowałem się na drzewie obok tego domu. Ma szybkość...taaa...

PER BAKUGO 3 MINUTY WCZEŚNIEJ

-KATSUKI!! WYWAL ŚMIECI BURAKU!!! I TEGO KARALUCHA MI Z KUCHNI ZABIERZ!- no jasne.. Jak zwykle! Nie ma dnia, w którym moja matka by się nie wydarła. Nie mam już do niej siły...

- JUŻ!! A co do karalucha... KIRI WYŁAŹ Z KUCHNI! - krzyknąłem. Wyszła pokraka.. Zawiedziony? A to współczuję! Odprowadziłem go wzrokiem. Zniknął mi z oczu...dobra...

- Chłodny wiatr na ciele liczą się sekundy! Przegonimy razem czas!- oo! Ktoś śpiewa.. Za oknem. Aż dziwne, że to usłyszałem. A no tak... Przecież mamy te jakże zajebiste ściany! Hmmm... Jakiś taki znajomy ten głos się wydawał... Jakbym pamiętał, ale przez taką mgłę...  

Podbiegłem do okna. Jakiś przygłup tańczy na ulicy... W sensie stoi pod latarnią i się wokół niej kręci. Rany... Te ludzie schodzą na psy.. Coraz z nimi gorzej... Za bardzo nie widzę tej osoby, bo kurde światło wali po oczach, ale strój dopatrzyłem. Jakaś koszula i grrrr... krawat.. Emmm... A na koszuli coś takiego jak marynarka bez rękawów.... Dziwne... Chyba już gdzieś to widziałem..

- ŁAP TEN WÓR I RUSZ DUPĘ! TRZECI RAZ NIE POWTÓRZĘ!- o matko! Potwór się przebudził! Na zawał prawie zszedłem! Huh... Człowiek sobie spokojnie patrzy na pląsy innego typa, a tu perfidna matka robi ci PRIMA APRILIS! Nie no...

Poszedłem po ten wór i wkładałem buty. Typ dalej śpiewał. Kopnąłem drzwi, otworzyły się zgodnie z moim zamiarem.👌 A śpiew ucichł... Koleś też zniknął... Za to drzewo obok mnie niepokojąco szeleści... Muszę to sprawdzić. Wywaliłem  niepotrzebne życiu odpady i począłem iść w kierunku trzęsącego się drzewa. Czyżby to ten tańczący gościu? Zaraz się przekonamy...

  Byłem już dosłownie pod drzewem, kiedy zobaczyłem...  

CIĄG DALSZY NASTĄPI...


WIEM!😅👏👌 JESTEM PODŁA. I TERA SKARGI:

- JAK MOGŁAŚ W TAKIM MOMENCIE ZAKOŃCZYĆ?!

- CZEMU SKAZUJESZ MNIE NA CZEKANIE NA KOLEJNĄ CZĘŚĆ?!

ALE JUŻ WAM MÓWIĘ. NO ŻEBYŚCIE BYLI CIEKAWI CO DALEJ! HALO! GŁOWA DO GÓRY... JUTRO KOLEJNA CZĘŚĆ BĘDZIE🌈

MAJ BRUDERS!! DIS IS DA WAE! JU DIDYNT HEV EBOLA!! DIS IS AŁER KŁIN!!  ŁI MUST PROTEKT HER! CIESZYCIE SIĘ MYŚLĘ. ;)

DOBRA. NO BYŁO ZAWIESZENIE CN? JUŻ NIE MA I BĘDĘ REGÓLARNIE WSTAWIAĆ. I WSZYSCY SZCZĘŚLIWI!

PRZY OKAZJI POCHWALĘ SIĘ, BO ŻART WYMYŚLIŁAM. OGLĄDA KTOŚ BSD? 

- Hey! Atsushi wher ya at?- Dazai asks.

- I' m AT Sushi.- Atsushi answers.

Huehue..... Dobre nie?WIEM, ŻE TAK.

TO TERAZ RYSUNKI! NO MUSZĄ BYĆ... 

Zaczniemy od słodziaka Tomury! Tak! Sama nauczyłam się rysować tą łapę na jego ryju:) I jestem dumna, bo wygląda słitaśnie!

Macie linearta!

BAJO!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro