Jeden upadek, tyle problemów.
PER DEKU.
Szkołaaaaaa... Cieszę się, że mogę się tu uczyć, ale bez przesady. W klasie panuje stoicki spokój. No tylko Kacchan skrzypi krzesłem i pstryka długopisem, z tą swoją wysuniętą mordą. Zauważyliście, że jak mówi to tak magicznie podnosi jedną stronę wargi? A jak zwyczajnie stoi to wysuwa dolną wargę i wygląda jak jakaś żyrafa! Masakra. Oprócz niego słychać jeszcze dźwięk kredy i pomruki rozdrażnionego wychowawcy. Lekcja minęła, wyszedłem na korytarz z kapturem wsuniętym na głowę. Usłyszałem za mną kroki, kto to mógł być jak nie...
- O. Uraraka, Iida, Todoroki. Coś potrzebujecie?- spytałem, starałem się wykrzesać z siebie troche entuzjazmu. Nie udało się.
- Nie chciałbyś z nami pójść gdzieś na miasto? Dzisiaj. Po szkole.- odezwała się Uraraka. W sumie czemu nie? Nie mam nic do stracenia jak tylko swoje bezwartościowe życie.
- Czemu nie? Gdzie się spotykamy?- spytałem.
- Pod bramą- odpowiedział Iida.
- Dobra. Do zobaczenia.- pomachałem im i odszedłem. Todoroki słowem się nie odezwał. Wyglądał na zamyślonego...nie, na zmartwionego. Ale czemu? Poszedłem korytarzem w stronę sali, w której miałem mieć lekcje. A tam kogo spotkałem? No zgadnijcie!
- Ne! Deku!- podszedł do mnie i strzelił pięścią w nos. Do oczu napłynęły mi łzy, co w sumie jest normalne, jako iż nerwy oczu są połączone z nosem. Nie pytajcie...
- Co..co chcesz Kacchan?- trochę się zlękłem. Achh...każdy dzień jest taki sam. Patrzył na mnie z wrogością. Czemu? Mnie nie pytajcie. Od zawsze tak miał. Nie wiem, dlaczego tak mnie nienawidzi.
- Nic przegrywie. Chciałem sobie poprawić humor! Dureń!- krzyknął i odszedł do klasy. Nie było jeszcze dzwonka. Usiadłem pod ścianą. Myślałem, że zaraz podejdzie do mnie pan Aizawa, ale po chwili się znudziłem i poszedłem do klasy. Idę, idę , patrzę przez drzwi, a tam Kacchan. Śpi w swojej codziennej pozie. Nogi na stole, głowa do tyłu. Mój wzrok zwróciło to, że blondyn nie miał na szyi krawata. Porozglądałem się. Znalazłem! W jego torbie... Nie myśląc, cichaczem podbiegłem do jego torby, wziąłem do ręki krawat. Przymierzałem się do założenia mu go na szyję. Przerzuciłem go dookoła jego szyi i już chciałem wiązać, gdy nagle spoczął na mnie niewyraźny, niewyspany wzrok Kacchana. Potem chyba zaskoczył o co chodzi.
- Co ty robisz?!- krzyknął zestresowany
- Co ja robię!?- powtórzyłem i się zamyśliłem. Po co ja tu w ogóle podszedłem?
- Czy próbowałeś założyć mi to cholerstwo na szyję?! Jeżeli tak to masz wpierdziel!!- Jego ręka zbliżała się do mojej twarzy, kiedy nagle zadzwonił dzwonek. Ufff... Udało mi się.- Jeszcze to dokończymy.- zapowiedział. Jednak nie... Mam przechlapane!
Szedłem właśnie z Uraraką, Todorokim, i Iidą. Na mieście o tej porze było bardzo cicho.. Wszystko było jakieś takie ciche...
- Idziemy na lody?- Zapytała nas Uraraka.
- W sumie czemu nie- Odpowiedziałem. Todoroki wyglądał jakby się nad czymś bardzo zastanawiał, więc postanowiłem wytrącić go z równowagi.- Todoroki-kun nad czym tak myślisz? Powiedz mi.- Ale on tylko odwrócił głowę w inną stronę, nie chciałem przegrać, więc złapałem go za ramiona i przybliżyłem blisko mych oczu- Powiedz mi! Zdradź mi swój sekret
- uhh.... Emm... Ehm... Hej! Widzieliście kto tam stoi?- powiedział, czuł się niezręcznie.. Odwróciłem głowę i w tłumie zauważyłem Kacchana... To mam zasłużony wpierdziel...
- Ejj!!! Deku, chyba musimy coś dokończyć!.- Krzyczał, ale nie był wkurzony, to po prostu było widać...
- Kacchan... Ja, no przepraszam... - wyjąkałem niechętnie, z lekkim dreszczem. Podbiegł do mnie i nagle... Wyciągnął ogromny karabin na wodę z trzema dyszami i strzelił mi prosto w twarz!
- Dziś śmingus dyngus(wtf jak to się pisze?) A to taka odmiana!- Powiedział radosny, aż zbyt, więc zapytałem.
-Co ci się stało Kacchan? Czemuś taki.. Radosny?- Ledwo przełknąłem ostatnie słowa gdy tylko jego mina zrobiła się pełna pogardy, agresywna i nieprzewidywalna.. Dostałem z łokcia w brzuch.
- Jeżeli masz na uwadze swoje cholerne życie to lepiej się mnie nie pytaj, okej?!- Był wrogi, ale potem się wyluzował- To moje ulubione święto! I jestem sz..sz..szcz..szczęśliwy! Kurna, jak wy to tak łatwo mówicie? Macie ode mnie taryfę ulgową. Słyszałem, że idziecie na lody, idę z wami- nikt nie zaprzeczał, wszyscy przestraszyli się Kacchana. Gdy dotarliśmy do lodziarni zobaczyliśmy tłum, uh... To tu podziali się wszyscy ludzie..
-O no nie! Dlaczego dziś?!- Jęczał Iida.
- Mam pomysł!- Bakugou powiedział to tak jakby naprawdę coś wykombinował.- Nie patrzcie się, debile!- No oczywiście, że podglądałem. Wypłoszył wszystkich swoją umiejętnością, czemu to mnie tak dziwi?- Droga wolna, ale za to wy płacicie- Wszyscy popatrzyli na Todorokiego, luknął na nich, westchnął, otworzył portwel i znowu westchnął.
- Całe moje oszczędności pójdą w piach...- Kacchan wziął lody czekoladowe, Uraraka truskawkowe, Lida śmietankowe, Todoroki miętowe.. Ja nie dostałem.. Todoroki popatrzył się na mnie i widziałem, że nawet lekko się uśmiechnął- Izuku, weź moje, ja mam w domu.
- Dzięki- Odpowiedziałem, nareszcie go złamałem, Jesssss!!!- Dobra muszę iść do domu mama dzwoni.
- Pa!-odpowidzieli, ale Todoroki miał zachwianą mowę... Coś jest z nim nietentego...
Wracałem sobie, o dziwo było ciemno. Wszędzie panował mrok, tylko księżyc świecił na tyle mocno, aby oświetlać mi drogę. Zastanawiałem się, co takiego się dzieje z Todorokim. Może ma jakieś problemy rodzinne albo zatruł się czymś. Kij to wie! Lecz coś wyglądał na rozkojarzonego. Cały czas się zastanawiałem. Wpadłem w kłąb myśli i nawet nie zauważyłem konara wystającego z betonu. Potknąłem się. Jedyne co poczółem to uczucie dziury w głowie. Straciłem przytomność.
PER BAKUGO.
Zobaczyłem tego cieniasa obok tych, jak oni tam mieli? Przyjaciół, tak to dobre słowo! Zerwałem się gwałtownie w jego stronę, jako iż był mój ulubiony dzień śmingus dyngus miałem ze sobą najwspanialszy karabin na wodę i krzyknąłem:
-Ejj!!! Deku musimy coś dokończyć!- Usłyszałem tylko jego mamrotanie, coś tam, że przeprasza.. Automatycznie wyciągnąłem karabin i strzeliłem mu prosto w ryj! Hell yeah!- Dziś śmingus dyngus, a to taka odmiana- Po chwili usłyszałem coś tak wkurzającego, że doprowadziło mnie to do szału!
-Co ci się stało Kacchan? Czemuś tak.. Radosny?- Oczywiście to był ten Cholerny Deku jakby choć na moment nie mógł zamknąć mordy.
-Jeśli masz na uwadze swoje cholerna życie, to lepiej się mnie nie pytaj, okej?!- Byłem wkurwiony, ale tak na maksa! Wyluzowałem się chwile potem- To moje ulubione święto i jestem sz...sz...szcz..szczęśliwy! Kurna! Jak wy to tak łatwo mówicie? Macie ode mnie taryfę ulgową. Słyszałem, że idziecie na lody idę z wami- Oczywiście, że nikt nie zaprzeczył jestem super! Potem ta masakryczna ludność przy lodziarni..- Mam pomysł!- Powiedziałem, ale to ewidentnie nie byłem ja- Nie patrzcie się debile!- Oh! To byłem ja! Wspaniałomyślnie wypłoszyłem ludzi swoją jakże cudowną umiejętnością! Reszta idiotów którzy mnie otaczali cośtam mamrotali, w końcu dostałem swe lody. Chwilę potem Deku polazł do domu, minutę później zwinął się Iida, potem Uraraka, Todoroki został ze mną... Po co?
- Poradzisz mi coś w jednej sprawie, nie śmiejąc się ani wkurzając?- zapytał, lekko się zdziwiłem.
- I przychodzisz z tym do mnie?
- Fakt... Ale tylko ty zostałeś, a poza tym nie nawidzisz ludzi otaczających cię!- powiedział to tak jakbym miał coś znaczyć.. Poczułem lekkie ukłucie w sercu. Dziwne.. Czyżbym cokolwiek znaczył? Jasne! Ale dlaczego mówi to ktoś taki? I po co? Oczywiście nie o takie ukłucie mi chodzi, nigdy nie byłem zakochany w chłopaku, to było coś innego. Poczułem, że ten człowiek naprawdę potrzebuje mojej rady!- Mów!
TO KONIEC ROZDZIAŁU, JEŻELI SIĘ PODOBAŁ TO NAPISZ ALBO ZOSTAW GWIAZDKĘ! JEJKU! CO MU POWIEDZIAŁ TODOROKI? CIEKAWE NIE? JA WIEM ŻE WIĘKSZOŚĆ WIE, ALE NIEPEWNOŚĆ! TO CO LUBIĘ!
TO WYJŚCIE Z SYTUACJI.. AH.. KOLEJNY DZIEŃ ZA SOBĄ. SZKOŁA I MASA KONKURSÓŁW, NAUKI, LEKCJI, ALE HELLO! WIELKANOC, WOLNE!
NIE ZRAŻAJCIE SIĘ W KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH!! JA W WAS WIERZĘ!! MOŻE I BĘDĄ POPIEPRZONE ALE BŁAGAM DOTRWAJCIE DO KOŃCA!! BO WIDZĘ, ŻE PO PROSTU KTOŚ KTO TU DOCHODZI NIE GWIAZDKUJE KOLEJNYCH!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro