Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jeden cymbał..oO witam drugiego!

 EJ OSTATNIO SE OKŁADKĘ DO ZESZYTU Z MATMY POPRAWIŁAM I WYSZŁO TAKIE COŚ. DZIĘKUJĘ BOGU ZA WATTPAD NA INFORMATYCE!

PRZRASZAM, ŻE PRZERWAŁAM I MIŁEGO CZYTANIA! AUTOMAT POWRACA! KTO ZNALAZŁ UKRYTE ANGIELSKIE WYRAZY? SĄ DWA. NAPISZ W KOM.

HEHE! MĘCZ SIĘ LUDZIU!  CZUJ TE 5218 SŁÓW!

..................................................................................................................

PER KAMINARI

Czemu ciągle wydaje mi się, że do tej szkoły chodzimy siedem razy w tygodniu..? Nieee.. To mój mózg jest jeszcze głupszy niż wcześniej. No w każdym razie siedzę se na lekcji, żuję gumę, mlaskam. Normalka! Pan jak zwykle niewyspany, bazgra coś po tablicy. Kirishima, patrzy na Katsukiego jak na wybranka życia. Katsuki próbuje go ignorować, ale widzę, że zaraz wyjdzie z siebie. No dzień ja codzień. Tylko Todoroki smutny i ławka pusta za Bakugo. Smutne... Z innej beczki, Aizawa automatycznie odwrócił się, gdy pęknąłem gumowego balona. Żucił czymś we mnie. To coś trafiło w moją twarz.

- AUA!!!- wrzasnąłem i spadłem z krzesła.- Czym ja sobie na to zasłużyłem?!- wszyscy się śmiali. Co za paskudne gałgany! Zamiast mi pomóc, cieszą ryjce!

- Mlaskaniem...- ten jego głos przyprawia mnie o ciarki.

- Panie no! Jakbym tą gumę połknął to by mlaskania nie było! Ale na opakowaniu pisało,, ZDATNA DO POŁKNIĘCIA", więc nie mogłem jej połknąć.- odpowiedziałem jak zwykle, nad wyraz inteligentnie. Może nie zrozumiałem przekazu tego napisu na opakowaniu. Czekaj.. Zdatna..zdatna...zdatna.. Nie! Dalej nie wiem co to znaczy! Ej! Pan Aizawa patrzy w sufit. Co mu się dzieje? Jakiś chory jest... On~on~on zasnął NA STOJĄCO?! Nie.. czekaj.. Nie śpi. Błaga kosmitów aby go zabrali, bo stracił wiarę w ludzkość. I mówi jeszcze, żeby zabrali mnie i wżucili do czarnej dzióry. Hmmm.. JA CHCĘ!

Klasa dalej się śmieje. Oni niedorozwinięci jacyś są?! Ja ciągle leżę na podłodze! I coś wbiło mi się w plecy. Chyba ołówek, który trzymałem wcześniej w ręce... Nie ważne! Z mojej niewygodnej pozycji zauważyłem, że Katsuki wstał i do mnie podszedł. Wyciągnął rękę, pewnie, żeby pomóc. Ocho! Coś się święci! On nigdy by mi DOBROWOLNIE nie pomógł. Zerknąłem na Kirishimę. Był czerwony. Zazdrosny...? To widać.. Popatrzyłem na Bakugo. Miał wredny i arogancki wyraz twarzy. Jakby robił na złość Kirishimie. Jego mina mówiła ,, I co teraz zrobisz?! Jesteś samotny! Haha!". Straszne.. Aż mi szkoda kumpla.

No, ale kto by nie skorzystał z pomocy, jak nie ja!? Złapałem jego rękę i uwiesiłem się na niej. Podciągnąłem się, a ten dziad mnie puścił! Co za zwyrol! Moja głowa boli wystarczająco mocno, bym już nie mógł wstać do końca lekcji! Dzięki KATSUKI...

Noooo to mija lekcja, a ja leżę na ziemi, pod ławką i rysuję w zeszycie. Przyzwyczaiłem się już do tej pozycji. Fajnie jest.. Niekt mnie nie widzi, ja nikogo nie widzę. Wszystko o czym mógłbym mażyć... Włożyłem końcówkę długopisu do buzi i zacząłem ją gryźć, wydając przy tym dźwięk skrobania. Przyglądałem się temu rysunkowi. Po dziesięciu minutach udało mi się obgryźć cały ten długopis. Nie było już co na nim gryźć, więc żuciłem nim przed siebie. Ehhh.. Niech leci! W dal! Usłyszałem kogoś warczenie. Co mi do tego? Niech warczy.. Nagle podbiega Bakugo.

- Ślepy?! Czy głupi?!- oi! Gościu! Oczy ci się fajczą! Weź idź je przemyj, bo mi nie komfortowo jak tak dyszysz i ta para z nich leci. Gorąco tu jakoś.. Wcześniej tak było?

- Eee... Raczej to drugie.- wolę nie kłamać. Jak powiem coś obraźliwego, to mnie podciągnie za koszulkę, a tego NIE CHCĘ! Zbyt wygodnie tu. Skąd oni taką podłogę wytrzasneli? Też chcę! Katsukiego spowiła ciemna aura. Albo tylko mi się wydaje... Takie wszystko ciemne jakieś... I rozmazane...

- COŚ TY POWIEDZIAŁ!? W sumie zgodzę się z tobą...grzeszysz inteligencją..

- Yawn!- moje oczka się zamykają. On ma taki uspakajający głos? Widać bardzooo... Achh.. Tak wygodnie i ciepło. Zamknąłem oczy.

- EJ! SŁUCHASZ MNIE?!- no nie krzycz tak... Bo się zbudzę... Heh..odpłynąłem w krainę snów. Gdzie precel trzyma mnie za rękę i razem wygrywamy bitwę Pokemon.

PER BAKUGO

Ma jakąś niewyraźną minę.... nie mogę rozszyfrować. To mnie wnerwia. Co za imbecyl, myśli, że mnie tym rozkojarzy? To naprawdę wkurzające! Co ten wzrok mi mówi? TY CHOLERO!! PRZESTAŃ TAK PATRZEĆ!!

- GOŚCIU! SŁUCHASZ MNIE?!- no i udało mu się. Puściła mi żyłka. Przez to..gówno leżące na ziemi...

- Hrrrr.. Mimimiimii...hrrrr..hahah... HrrrHrrRrrHhrrr... HRRRRHRRRRHR!!!!!- włączył mu się mode spania! O nie!

- CHOWAĆ SIĘ POD ŁAWKI!!- wrzasnąłem do klasy. Denki nas pozabija! Schowaliśmy się prędko. Czekałem na apokalipsę, utworzoną przez tego debila.

- HRRR!!!...- coś zaczęło się sypać z sufitu- HRRHRR..HEHE..HRRRR!!!..- usłyszałem trzask. Co to mogło być?!- HRRRHRRRR!!! MIMIMIIII!!!HRRRRRRRR!!!...- on taki głośny?! Od kiedy?! Nagle coś spadło tuż przede mną.

-AaaAaa!- krzyknęli ci z tyłu. Ja się tylko wzdrygnąłem. Zerknąłem na to. PRZECIEŻ TO SUFIT!!! SPADŁ NA NAS!!! WIĘCEJ NIE DAM ZEPSUĆ KRETYNOWI!! Wybiegłem spod ławki, szukając zwiastuna tej apokalipsy. Stanąłem jak wryty gdy zobaczyłem, że na miejscu Kaminariego jest wielki odłamek sufitu, a samego chrapania cymbała nie słychać. Gorączkowo się porozglądałem. Coś się poruszyło za tym skrawkiem. I się wychyliło.

- Boo!- powiedział. To ten PIEPRZONY DENKI NIE ZOSTAŁ PRZYGNIECIONY?! Co za cziter!! On z martwych powstał!- Co tam?- co za głąb!! Jeszcze się pyta!? Rozejrzał się dookoła-WOW! Co tu się stało? Wiem, że ten kloc przede mną to moja sprawka, ale to wszystko?! Ja nie mogę...- nie no, chyba zaraz mu wpierniczę! Podszedłem do niego i złapałem go z tyłu za kołnieżyk. Był zaskoczony? Bał się? Nieee.. Przecież nie jestem aż taki straszny..GDZIE TAM!

- Chodź! Pokarzę ci jak się lata.- pobiegłem do otwartego okna i wyżuciłem za nie Denkiego.- Do nie zobaczenia!- wolność!

- ŁUHUUU!!- jaki szczęśliwy! Po upadku już taki nie będzie. Nagle usłyszałem trzask, złamanie jakby czyichś kości, skrzypienie i jęk. O CHOLERA!! JA NIE CHCIAŁEM GO ZABIĆ!! Wszyscy wychyliliśmy się zza okna. Inni przerażeni z miną ,, Jak mogłeś BAKUGO!,, a drudzy ,, Dzięki ci! O JEDNEGO UŁOMA MNIEJ!,, coś w tym jest. Trochę się zmartwiłem. Wypatrywaliśmy go i znowu trzask, brzdęk i inny dźwięk.- NIC MI NIE JEST!- głos pochodził z drzewa. Potem znów jakieś dźwięki i coś spadło na ziemię- TYLKO MAM WSZYSTKO ZŁAMANE I KRWOTOK WEWNĘTRZNY!- serio? Przynajmnie nic mu nie jest.. Usłyszałem odgłos łamanych kości. Ten idiota wstał. MIAŁ JEDNĄ NOGĘ NIENATURALNIE WYGIĘTĄ, A Z GŁOWY LAŁA MU SIĘ KREW!!!! CO ZA DEBIL!!! KRETYN!!! IDIOTA!! Poszedł chwilę, aż się podknął. Tym razem towarzyszył temu okropniejszy dźwięk...brrr...- To możecie karetkę zawołać!- krzyknął. Miał twarz przyciśniętą do ziemi- BŁAGAM!!- Ta fleja Kirishima automatycznie pobiegł do Rexovery Girl. Nie wiem co on dokładnie rozumie jako karetkę...

PER DENKI

Boooooliiiiii!!! Moja twarz!!!! Wszystko!!! Kości!!! Ręce!!! Głowa!!! I DO TEGO CHCE MI SIĘ PIĆ!!! TO NAJGORSZE CO MOGŁO MNIE SPOTKAĆ TERAZ!! BRAK PICIA!!!! ODWODNIĘ SIĘ..!!! I SKOŃCZĘ W SZPITALU!! NIEE.. W PSYCHIATRYKU!!!! Olać ból! Tak, więc sobie wstałem, pomachałem złamaną ręką do przyjaciół, gdzie ręka lata w prawo i lewo. Nie wiem co im się dzieje, ale miny mięli jakby stało się coś strasznego i dziwnego... Hmmm... MUSZĘ ZASPOKOIĆ SWE PRAGNIENIE!!

No i se idę i idę, a tu patrzę! AUTOMAT!! Mój pan i zbawca!! Biegne do niego i przytulam. Coś mi w kościach strzeliło, a z głowy wyleciał więcej krwii. HAHA! NIE UMRĘ!! KREW NIE DOPŁYNIE DO MÓZGU, ANI NIE SPOWODUJE WYLEWU GDYŻ..UWAGA..UWAGA! JA NIE MAM MÓZGU! Oto cała filozofia... Włożyłem złamaną rękę do kieszeni, by poszukać jakiś paru pinionżków. Ale ręka nie była złamana..

- NIE TYLKO RATUJESZ MNIE OD ODWODNIENIA, A JESZCZE LECZYSZ ZŁAMANIA!! DZIĘKUJĘ CI!- skąd on ma tyle wiedzy na temat leczenia!? Będę się u niego uczył! 

A tera... Picie! Szukałem w butach, w skarpetkach, w koszulce, a nawet w kieszeniach, DUPA! Nic nie ma.. Żadnych pieniędzy... Chyba, że uda mi się jakoś namówić ten automat do wymiany. Mam takie bransoletki na rękach, to będzie ma karta przetargowa! Podeszłem do mojego ,,klienta,, i oparłem o niego skręcony łokieć, który zwisał teraz w dół. Fajnie.. Nie ważne!

- Wiesz... Może się jakoś dogadamy...

W tym samym czasie w korytarzu pojawiła się Recovery Girl wraz z Bakugo i Kirishimą. Chciałem im pomachać, ale mam tu twardą konwersację z automatem. Stanęli pare metrów ode mnie. Już nie zwracałem na nich uwagi.

- Ty dasz mi pięć puszek Coli, a za to oddam ci te bransoletki. To bardzo dobry deal. Oboje będziemy mięli zysk- czekałem na jego odpowiedź.

Automat: * milczenie*

- Czemu, n~i~e? Będziesz wyglądał cool i przyciągał panienki, a ja się nawodnię. Przemyśl to.- ciągnąłem. Gość miał dobre argumenty... To trza przyznać..

Automat: * milczenie*

- Jak to się wstydzisz dziewczyn?! Słuchaj...- potykałem go złamanym łokciem po ,,plecach,, co raczej brzmiało jak tłuczenie szkła. Nie miało tak być...- Jeśli weźmiesz ode mnie to co ci oferuję, staniesz się odważniejszy. Oczywiście moja cena to pięć puszek Coli. Uczciwie.- ty! To już wiem czemu na przerwach ciągle przy ścianie stoi i się chowa!

Automat: * milczenie*

- NIE! Za mniej niż pięć ci nie dam!

Automat:* milczenie*

- Co najwyżej za cztery! 

Automat:* milczenie*

- Trzy! I to moja ostateczna cena!- typ się nie poddaje! Niezłe ziółko!

Automat:* milczenie*

- Dobra dwie!

Automat: *milczenie*

- Jedna i koniec!- coś w nim zaskoczyło- Deal!- wypadła z niego Cola. Oddałem mu bransoletki i pobiegłem do oszołomionych i patrzących jak na totalnego idiotę przyjaciół. Uśmiechnąłem się i z mojej głowy poleciała kolejna struga krwii. Nie boli. Pokazałem im kciuka w górę. Ręka automatycznie skręciła w dół i się zakołysała. Ehh.. Dalej nie boli...

PER BAKUGO

No dobiegliśmy razem z tą staruchą i brzydalem do miejsca pobytu Denkiego. Nie było idioty pod drzewem. Co zauważyłem do szlak krwii prowadzący do szkoły. No nie! NIE MÓWCIE MI, ŻE TEN CYMBAŁ POSZEDŁ SOBIE TAK O! Jednakże czuję podziw i szacunek, na co nie każdy  zasługuje. Ruszyliśmy tym tropem i dotarliśmy do korytarza, w którym znajduje się automat.

To co tu zastałem wmurowało mnie w ziemię. Denki z KRWOTOKIEM WEWNĘTRZNYM trzyma ZŁAMANY łokieć na automacie. KREW leje się z jego głowy i ma SKRĘCONĄ nogę! Dochdzę do wniosku, że przekroczył próg bólu i nic nie czuje albo, że nie zwraca uwagi na ból i o nim zapomniał... Stawiam na to drugie...

On zaczyna KONWERSOWAĆ z AUTOMATEM! AUTOMATEM, ROZUMIECIE?! Chce się z nim wymienić za pięć puch Coli! Ja pierdzielę mu już ten mózg się zalał tą krwią! Jaki kretyn! Czekaj, czekaj! Sadzi argumenty użądzeniu, które nie żyje... Denki się targuje!! Wow! Do tego jest zdolny, gdy jego ciało uległo nauki latania?

- On się dobrze czuje?- szepnęła ta stara prukfa. Miała głos jakby w ogóle nie chciała tu być. Na jej miejscu jak i na moim miejscu też bym nie chciał.

- Ty mi powiedz..- odszepnąłem. To było takie niekomfortowe patrzyć na krwawiącego kumpla, który gada z czymś martwym. 

- Może będę mogła mu pomóc..- Usłyszałem jak przygłup zaniża cenę. PRZEGRYWA!? Z AUTOMATEM!? NIE NO, DENKI! WSKOCZYŁEŚ NA WYŻSZY POZIOM GŁUPOTY!

-Jemu to już chyba nic nie pomoże...- skomentowałem szczypliwie. Oglądałem tą scenę dalej. Ten idiota i ten automat. Czekałem, patrzyłem, aż coś naprawdę kretyńskiego zobaczyłem! Automat dał mu puszkę z Colą!! CO?! JAK?! W OGÓLE TYO MOŻLIWE?! Oho! Biegnie pokraka! Noo.. Wystawił nam kciuka w górę. Ale łokieć spadł w dół, tak, że było słychać trzaskanie kości.. Odrażający widok... Obrzydliwe...uu...

- Ten automat umie negocjować!- rzekł z entuzjazmem. Coś mu się zaczęło z oczami robić. Przymykały się, ten debil się chwiał i dziwnie uśmiechał...

-Czujesz ból drogie dziecko?- No! W końcu go ktoś zbada! Może wyleczą go z niewyleczalnej choroby mózgu!

- No ja pani powiem, że nie, ale proszę spojrzeć na to...- wskazał na swoje lewe oko, które w tym czasie rozjechało się w bok-... i powiedzieć, że jest wszystko dobrze! Ja tak po szkole mogę chodzić!- uśmiechnął się jeszcze bardziej niż wcześniej. Mnie i Kirishimę przeszły dreszcze.

- Niech już go pani uleczy!- zgadzam się z tobą Kirishima! Zgadzam się w pełni! Mam dośc patrzenia na jego oczojebny ryj.

-ZOSTAWCIE MNIE PATAŁACHY!- wydarł się i uciekł. Po paru krokach noga mu się wykręciła w bok, a on sam ze ślizgiem przejechał po podłodze.

- Bosze! Dziecko! Nic ci nie jest?! Jak się czujesz?!- wystraszyła się Recovery Girl. Wiecie co? Mam dośc! Ja na serio mam już dość dzisiejszego dnia!

-WYŚMIENICIE!- wyciągnął palec ku górze, który zaraz potem nienaturalnie się wygiął. Będę miał koszmary... Wziąłem go na ręce i zauważyłem, że Kirishima jest zazdrosny. Hehe! Dobrze mu tak! Zaniosłem żółtego debila do sali lekarskiej. Recovery Girl się nim zajmie.

Usiadłem sobie na krześle obok sali, a obok mnie dosiadł się rudzielec. Odsumąłem się jak najdalej od tego geja. Miał dziwny wzrok... Coś zaczęło stukać, łamać się, piszczeć, trzaskać i krzyczeć w sąsiednim pokoju. Odruchowo wstałem. Krzyki należały do Denkiego, no oczywiście, bo do kogo innego..

- ZOSTAW MNIE!! NIE DOTYKAJ!!!- to były jego słowa. Nie wiedziałem, że ma tyle powera! Co ona mu tam robi? Kolejny trzask, jak gdyby kto wazon zbił.

- Nie czujesz się dobrze! Siadaj na tym krześle, bo zawołam Aizawe i cię unieruchomi!- oo to była starucha. Ona też mocy dostała. Wiedząc co się dzieje ponownie usiadłem. Nasłuchiwałem. Nawet nie zauważyłem kiedy Kirishima się do mnie przysunął.

- CZUJĘ SIĘ AŻ ZA DOBRZE!! ZABIERAJ ODE MNIE TE KRZESŁO!! JA SIĘ NIE DAM!!- jaki uparty..bosze.... Czekaj! Co?! Coś ciepłego na mojej ręce?

-ZABIERAJ ODE MNIE TĘ ŁAPĘ TĘPAKU!!- ON MNIE ZŁAPAŁ ZA RĘKĘ!! TRZYMAŁ MOJĄ DŁOŃ!!! JA MU TEGO JUŻ NIE DARUJĘ!!- GIŃ!!- władowałem mu w głowę całą moją moc i się nie podniósł. Usiadłem i znów nasłuchiwałem. Kolejne dźwięki tłuczenia szkła aż nagle drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich Kaminari cały w odłamkach szkła. W sensie, że były w niego wbite.

- HAHA! TERAZ MNIE NIE ZŁ...- spadł na podłogę. Zauważyłem wbitą czerwoną strzałkę w jego szyję. Acha.. Środek usypiający, ale z tego co widzę.. DLA SŁONIA?! PRZECIEŻ TEN DEBIL SŁONIEM NIE JEST! Do Denkiego podeszła Recovery Girl.

- Przecież on się kiedyś zabije..- westchnęła. Oi tak! Na pewno! To ja se już pójdę.. I zostawię rudzielca wbitego w ziemię.. Noo!! 

PER DENKI PO PRZESPANIU DAWKI DLA SŁONIA

- Yawn!- nie wygodnie tu. Chcę wrócić na podłogę klasową. Rozszerzyłem moje oczy. Wbił się w nie blask zachodzącego słońca. Booooliii... Ale bardziej boli to, że dalej jestem spragniony! Ktoś mi zachachmencił puszkę z Colą!! Wstałem z tego niewygodnego miejsca i wyszedłem z owego miejsca, w którym się znajdowałem. Idę sobie idę, a tu kurna ktoś we mnie wchodzi. No to mu mówię:

- Taki pro jesteś?! Chcesz się bić?!

PER PRZYPADKOWY PRZECHODZIEŃ

No szłem sobie ulicą, a tu patrzę jakiś dzieciak wchodzi w słóp telefoniczny. No to wyciągam telefon i nagrywam! Będę miał fame na yt! Nagle ten dzieciak zaczyna bić ten słóp. A potem kładzie się na ziemi wijąc się w agonii.

- Bosze! Czemu takich trudnych przeciwników mi dałeś?!- dziwne przypadki się dzoeją w tym mieście, ale o tym wolałbym chyba zapomnieć. Nie było mnie tu...

PER DENKI

Pokonał mnie, ale nie zmienia to faktu, że chce mi się pić. Przypomniałem se o barze, w którym jest dobry Sprite. Często tam chodzę. Dobra obsłóga, chce ze mną gadać.. Raj dla gałganów jak ja! No to idę i lol! Nie zgubiłem się! Wchodzę do baru i wskakuję na ulubine miejsce.

- Pan da co zawsze!- proszę. ,,Dymek,, kiwnął głową i poszedł gdzieś, gdzie zawsze chodzi. Aa! Dymek, bo typ z dymu jest zrobiony, czy jakoś tak! Wychodzi z tamtego pomieszczenia i żuca mi szklankę. Łapię ją bez mniejszego problemu. Czuję się tu po prostu inaczej. Gościu nalewa mi mojego Spritea do szklanki i się uśmiecha. Przynajmniej to mogę wywnioskować z oczu.

- Proszę bardzo. ,,Tequila,, dla pana.- usiadł obok mnie. To nie była Tequila, lubię jak tak się nazywa Sprite i tyle!

- Nalej sobie też.- poleciłem. Z dobroci zrobił to. A kto nie zrobiłby czegoś takiego dla idioty?!- Co tam u ciebie?

- Aa! Biznes jest biznes. Kręci się. A u ciebie?- z jego słów czułem jakby tak naprawdę chciał powiedzieć ,, W końcu ktoś normalny w tym domu!,, w sumie zawsze gdy tu przychodzę ma taki głos.

- Eeee.. Żyję, obudziłem się po leku dla słoni.. I jakoś życie się toczy.- też byłem radosny, nawet bardziej od niego- Po drodze pobiłem się z jakimś typkiem...- przerwałem, bo coś zadzwoniło. Kelner wyciągnął telefon.

-Coś nowego na yt.- obejrzał to, a potem popatrzył na mnie.- Mówisz z typkiem?- pokazał mi film. BIŁEM SIĘ ZE SŁUPEM TELEFONICZNYM!! KURDE! ALE ZE MNIE JEŁOP I KARTOFEL!

- Widać, nie do końca...- usłyszałem skrzypnięcie tam gdzie były schody. Wpatrywałem się, aż mi oczy pękły. Zwróciłem wzrok na ,,dymka,, i wypiłem jednym łykiem moją ,,Tequilę,,. Wstałem.- Ja muszę iść. Siema!

- Joł!- wyszedłem i podążyłem w kierunku mojego domu. Był jeden problem zgubiłem się. Ale w końcu dotarłem!

PER TOMURA

XD! Jestem po mistycznej grze w lola i idę się przechwalać Kurogiriemu! Ale będzie zazdrosny..łuchuchu... To schodzę po schodach, no i patrzę, a tam ten dzieciak co różowy lubi! On jest w zmowie z tymi z U.A. nie znajdą naszej kryjówki! Chcąc jakże majestatycznie uciec, spowodowałem skrzypnięcie schodów. W panice żuciłem się za sprzęt do karaoke. Był na tyle blisko, na szczęście... Poczekałem aż różolub wyjdzie i w tedy usłyszałem coś komicznego!

- Joł!- wybuchłem śmiechem. Kuro chce być nowoczesny! Wyturlałem się zza krzaka zwijając się ze śmiechu. Tamten wydawał się być zdegustowany. Bosze jakie to śmieszne! To tak jakby połączyć kartofla z Niemcami! Nie można!( bo KARTOFLE SĄ TYLKO POLSKIE!)

- Joł!- wyjąkałem pomiędzy łzami. To takie wredne z mojej strony, a jednak sprawia, że czuję się lepiej! Kurna ,,JOŁ!,, ja pitolę! Co to jest?! Po paru minutach doszłem do siebie i już tylko sapałem.

- Dobrze się bawisz, buraku?- spytał. Długo milczał. Nagle Deku spada ze schodów, za nim leci Toga! Co to się dzieje?! Jakaś masakra! Spieszy im się?!

- Tak, bardzo dobrze!- odpowiedziałem Kurogiriemu. Zwężyłem oczy oraz źrenice i popatrzyłem na zielonowłosego- Czemu po schodach spadłeś i czemu Toga była z tobą?-wyczuwam tu jakieś niecne sprawki...

- Usłyszałem jak ktoś się dziwnie śmieje i wybiegłem z pokoju. Po drodze wpadlem na mamę i sturlałem się ze schodów. Potknąłem ją i runęła razem ze mną.- Wyjaśnił Deku.

-Tak się tu znaleźliśmy..- dopowiedziała szmata. To mnie satysfakcjonuje. Usiadłem przy barze inni zrobili tak samo. Pośmialiśmy się, pożartowaliśmy. Na dworze padało i było ciemno. Nagle ktoś otworzył drzwi, a za nim błysnął piorun niczym w jakimś lipnym horrorze. Tylko tego brakowało, żeby jakiś fagas się pokazywał o tej porze...

- Kopę lat Tomura.

PER NIEZNAJOMY ( XD KTOŚ DOMYŚLA SIĘ KIM JEST TA OSOBA?)

Stoję pod drzwiami baru, myślę, stoję, myślę, stoję, stoję myślę.. Nie chce mi się łapać za tą klamkę, to takie do dupy. To jest tak, że robisz jedną rzecz ciągle, aż w końcu masz jej dość. Noo... Głębokie przemyślania... Po moich bardzo dociekliwych myślach typu łapać, nie łapać, łapać, ale puścić, łapać, łapać, łapać i zostawić, nie łapać, łapać... Złapałem za tą klamkę. Ach.. Powiew rutyny...  Otworzyłem drzwi na ośdzież, a za mną jakaś dupna błyskawica strzeliła. No..tylko tego brakowało. Szkoda, że nie we mnie. ..

- Kopę lat Tomura.- powiedziałem. Chciałem zabrzmieć złowieszczo i wyszło, ale moje znudzenie się pomniejszyło, gdy obok tego ciecia zobaczyłem jakiegoś bahora. Widziałem go już. Co on tu robi? Mam to w dupie. Zamknąłem te lujowe drzwi, bo przeciąg. Ciekaw jestem do czego ta rozmowa dojdzie...

- Za mało...- no entuzjazmu wykrzesałby choć trochę, przynajmniej poudawał... Przez to odechciewa mi się żyć. Ja się cieszę! Na swój sposób... Coś nerwowa ta atmosfera tutaj. Było nie łapać za klamkę. Było szfendać się po ulicach. Tam to jestem mile widziany przez koty. A tu dupowłaz nawet się nie przywitał...

Ktoś, a raczej COŚ podbiegło do mnie i przytuliło, a potem zaczęło się uśmiechać. Tak..,,to,, bo to Toga. Ten ostrozęby karakan mnie przytulił... A jej uśmiech to w ogóle, szkoda gadać. Miałem ochotę wyjść. Złapać za tą dupną klamkę.  Ale nie...

- Dabi!- JENY BOSKIE! Ona mnie do zawału doprowadzi! Jaki ma spóźniony zapłon! W mojej głowie mentliły się myśli wyjść, wyjść, wyjść i nie wracać, nie wyjść, nie wyjść i zostać z tymi debilami, wyjść, wyjść i czekać na łaskawą błyskawicę, wyjść, nie wyjść, nie wyjść... Coraz bardziej przekonują te o wyjściu.... Taa.. Albo inaczej...

- Weź wyjdź i nie wracaj wampirze.- skomentowałem sucho. Czemu? Czemu?! CZEMU TO NIEUMIEJĄCE SIĘ UŚMIECHAĆ BRZYDACTWO MUSIAŁO TU BYĆ?! Życie mnie karze...mweh.. Ten zielony dzieciak się wychylił i popatrzył jakby coś mu się w głowę stało. Co ja, jakiś mistyczny jestem? Eeee...chyba jednak stąd wyjdę...

- Mamo kim on jest? Stryju, ojcze?- zapytał ten ,,por,,. Co to ma być..? Mamo....? Stryju...? Ojcze...? Coś kręcą.. coś tu się dzieje... 

-On...- zaczął Tomura. Naprawdę coś jest nie tak... Nie chce mi się dochodzić w tej sprawie, ale widocznie podają się za jego rodzinę.. Kto wpadł na taki dupny pomysł? Zanim ten zombie coś powie ja go  uprzedzę. Serio, wiem, że będzie chciał mnie dołączyć do tej zakichanej rodzinki, a ja sam wybiorę se rolę.

- Jestem twoim szfagrem...taa...- do dupy to.. Ale jak najdalej od tych kretynów.

- Ale ja nie mam siostry, a jakby była, to nie ma męża, a ten mąż nie ma brata... Za trudne to.. Tato daj Mirindę.- do, której on klasy chodzi, że tyle wie. Myślałem, że do zerówki, nie spodziewałem się. Przez to znowu chcę wyjść stąd. Mam ich dość. Tego białego ciecia, tej głupiej szmaty, tego kapuściano głowego i tego... Nie. Kurogiri jest nawet spoko..

- Może pójdź spać, co? Jesteś przemęczony.- jestem ci wdzięczny Kuroszu, że wywalasz stąd tego dzieciaka. Możesz jeszcze tych dwuch? Tamten pokiwał głową, co wyglądało jakby miał złamaną szyję. Tak się wyginała. Ble.. Niesmaczne to. Jedna część mnie chce wyjść z tego lujowego baru, a druga zostać. Właściwie nie wiem czemu tu przylazłem... Musiałbym się nad tym dłużej zastanowić.

- Dobranoc.- powiedział na porzegnanie. Ta. Duchy pod poduchy i niech cię karaluchy zjedzą. Będzie kolejnego przudupasa mniej. Ale.. O nie! Zostaję z tą dwujką! Postanowione. Wychodzę i idę się szfendać i zostać potrąconym przez samochód. Odwracam się i idę, aż nie usłyszałem kalącego moje uszy dupnego głosu.

- DABI!- no! No! NO! I co ja mam zrobić?...wyjść. Ta głupolka mnie wkurza, ale mam na tyle więcej mózgu, że nie dam się sprowokować. Myślę...odwrócić się, nie odwracać się, odwrócić się i zobaczyć ich tępe mordy, nie odwracać się i iść się szfendać, odwrócić się, odwrócić się, nie odwracać się, odwrócić się i wysłuchać ich głupich słów, nie odwracać się i iść, żeby ktoś mnie potrącił, odwrócić się, nie odwrócić się... Dalej jestem za tym, żeby się nie odwracać. Ale stanąłem miejąc nadzieję, że to choć trochę zagłuszy ich mowę. Pomyliłem się...

- Czemu wychodzisz..?- to rozpoznam. Tera mówi krzywo uśmiechnięty. Takie dupne jest słuchanie co mają mi do powiedzenia. Jakieś to nieporozumienie jest. Mnie tu wogóle nie powinno być.- Co? SZFAGRZE?....- zasyczał. Sam się w to wpakowałem. Wiedziałem! Było tu nie wchodzić!- RODZINA powinna spać pod jednym dachem.- jak ja go!!! ..uduszę kiedyś, to będzie spał pod jednym dachem ze swoją rodziną! Cały cmentarz będzie na stypie i pogrzebie! Dołączy do tej swojej masakrycznie debilnej rodzinki zombie!!- Przygotowaliśmy ci pokuj. Prawda Toga?- AAaaaaAaaaArrrRgggghhHhhhHHh!!!! Tylko nie ta kretynka!! Wyjdę w nocy z tego baru i CAŁY SPALĘ! Dobra... Dabi..uspokuj się. Oddychaj świerzym powietrzem.. W tej chwili czuję tylko zapach Cifa i Domestosa, nie wiem gdzie tu świerze powietrze... Domestosa...?

- W żeczy samej!- wydarła się. Jeny Mariusz!! Jesteśmy tu tylko my! Nie musi krzyczeć na całą ulicę! Bo zaraz się tam znajdzie. Zawróciłem. Jedyne co zrobiłem przed tym, to tęskne spojrzenie w stronę drzwi. ,, żegnaj!,, mówiły. ,, Już się nie zobaczymy.,, to takie smutne...., że aż idzie żygnąć. Ale żegnajcie drzwi! Usiadłem przy barze, odwracając się w stronę dupowłazów.

- Że też musiałeś tu przyjść...- już mnie wypędzasz Tomura? A ja myślałem, że mam tu spać. No! To mogę chyba stąd iść!........niedoczekanie...mweh..

- Właśnie nie wiem czemu tu się znalazłem... Chodziłem po ulicy szukając śmierci, a tu dupa, nagle znalazłem się pod tymi lujowymi drzwiami...- wskazałem na nie głową. Mówiłem znudzenie. W moje oczy popatrzył Tomura. O co mu chodzi? Miał dziwny błysk, ale nie taki jak u gejów tylko, jakby entuzjazmu. A mówię wam, geji spotkałem wielu w wędrówce po ulicach. Przyczepywali się do mnie i flirtowali, jak dochodziło do próby pocałunku, spławiałem i goniłem ich czarnym ogniem. Co za dupowłazy....

- A ja chyba wiem!- podbiegł do mnie i nachylił się nade mną. Przybliżył twarz do mojej, wzdrygnąłem się. Spróbowałem odchylić się do tyłu, ale był tam ten szajsowaty kraniec barku. Nie okazywałem tego po twarzy, ale czułem się niekomfortowo. Błyszczały mu rubinowe oczy. I się uśmiechał. Eee... Coś złego się stanie... - DAWNYCH, WSPÓLNYCH RAPÓW I KARAOKE!- krzyknął i szybko się odsunął. Pobiegł po mikrofony. Poczułem małą ulgę. Już miałem pomyśleć, że on jednak no... wiecie..no... Nie ważne. Wspólne karaoke i rapy? Znowu w głowie tyle myśli.. rapować, nie rapować, rapować z dupnym kolegą, nie rapować i się nudzić... Dobra! WYBIERAM RAPOWANIE! Wskoczyłem na parkiet niczym Starlord ze Strażników Galaktyki i w mojej ręce pojawił się mikrofon. Zapaliły się kolorowe światła, a ja odrzuciłem mój płaszcz w bok. Tamta ostro zęba patrzyła na mnie z zaskoczeniem i rozwartą gębą. Niech jej zęby nie wylecą... Stanąłem obok Tomury i lewą nogę ustawiłem bardziej do przodu. On stanął normalnie w lekkim rozkroku i był trochę wykrzywiony do tyłu. Przyłożyłem mikrofon do ust i zaczęła lecieć muzyka.

PER TOGA

JAAAJAAAAAA!!! DABI!!! RAPUJE Z TOMURĄ!!!!! AAA!!AAA!! AAAHHHH!!! Ktoś nagle usiadł obok mnie i trzymał popcorn.

- To tera będzie się działo.- skomentował Kurogiri. Wzięłam trochę popcornu do ręki i wepchałam sobie do buzi. Jak on tak mówi, to tak będzie!

PER DABI

Jeah! Ja pierwszy! Co nie zmienia faktu, że jakiś dupek otworzył okno i jest przeciąg.

- OoO, to nasza rodzina to nasze zoo. Wygramy tą bitwę BRO! Szpanujemy tym Wolwoo i zamieszkamy w igloo.- tańczyłem w rytm muzyki. Teraz kolej Tomury. Raczej nie wyszedł z wprawy. Też tańczył...na swój sposób.., ale tańczył.

- Jasne, że Yeah Dabi, jeśli masz na tyle grabi. Szakale z baru wywabi i naje się wasabi! Wszyscy jesteście słabi, on wasz grób rozgrabi! Joł!- no dalej jest dobry! Ta szmata z popcornem się nam przygląda. Ja nie mogę... Jakby jakiś bogów zobaczyła. Oczy jej błyszczą i NORMALNIE się uśmiecha. Yyy...dobra To tera coś zarapuję o nas.

- W naszych sercach drzemie muzyka! Jest niczym polityka, gdzie wszystkich się wytyka. Patrz tamta papryka i lujowa Arktyka, to ma ostatnia krytyka!- to się udało! O kurna! Tera czuję jak mi po nogach wieje. Co za cymbał otworzył to okno!? 

- A ja to dokończę, bo się trochę wtrącę. Cukier w mące, to tak wkurzające! Tam gałgany patrzące i oczy w nas wlepiające...- uuuu...to teraz po nich pojechał!- Twe oczy tak rzażące, powodują wachanie bolące. Słowa kojące, czyny duszące i uczucie wygrywające! Wow! Ej no! Muza się skończyła!- emmm.. Fajne rymy wymyślił i serio... MUZA SIĘ SKOŃCZYŁA! A PO NOGACH TAK JEDZIE, ŻE NIE MOGĘ!! Złapałem Togę i się zarumieniła. Czemu? Żuciłem nią w okno, krzycząc:

- ZAMKNIJ TO DUPNE OKNO! LEĆ MÓJ POSŁAŃCU!- a ona tylko wydała z siebie wrzask i przeleciała na wylot przez okno. Usłyszałem trzask i jak gdyby kto wypadek spowodował. Nawet okna za sobą nie zamknęła! Się w ogóle nie postarała! Uciekła na ulicę wymigując się od zadania. Wiedziałem, że z niej kretynka, ale aż tak? Jak się dostała do Ligi Złoczyńców? Takich to tylko w śniegu topić. Coś za mną upadło.

-HahaHahah!- Tomura się śmiał tym swoim ,,cudownym,, głosem.- Dziękuję, że jej się... w końcu pozbyłeś!- powiedział pomiędzy atakami śmiechu. Zwijał się, ale nie ze śmiechu tylko z bólu.- Szklanka..wbiła mi się w... bark..- eee.. Śmiał się przez łzy..już wiem czemu.- Pomocy...

Pobiegłem do niego i posadziłem na krześle. Z jego barku wyjąłem duży odłamek szklanki. Potem obandażowałem. Znam się na tym. W tym czasie Kurogiri przyniósł mu wodę do picia. Ehh.. Ten zombie zawsze ulega wypadkowi, po rapach. Zamknąłem to lujowe okno i założyłem płaszcz. Zimno jak w ...

Moje przemyślania przerwał trzask drzwi. Jakieś monstrum weszło do baru. Całe w liściach! I wydające jakiś taki dźwięk,,yiyydyaaoiiibiii" Czemu wyczytałem tam swoje imię? Ja nie wiem. Posuwało się powoli w naszym kierunku. Straszne... Usłyszałem skrzypienie schodów.

- AAAaaAaa!!!- na schodach był ten chłopak z kapuścianymi włosami. Krzyknął to i zaczął się chwiać.- T~to POTWÓR!!- i zemdlał. Spadł ze schodów. Nie żal mi go. Te monstrum pobiegło do niego i zaczęło klepać go po policzku. Ehem...

- Deku! Deku! Żyjesz?! Zemdlałeś?!- aaaAa.... To głos szmaty, która okna nie zaknęła. Togi... Znowu mam wszystko w dupie. Tomura zasnął, Toga dostaje zawału, Kurogiri wyciera szklanki, z drzwi PONOWNIE leci przeciąg. Tyle ile do życia mi potrzeba. W sensie, że już nie powinienem żyć. Fajnie..

- To ja idę spać..-oznajmiłem bez uczuć. Pokiwali głowami. No to sobie poszedłem do mojego nowego pokoju. Taa... Myślę, że ulica była już wygodniejsza...do chodzenia, znaczy. Walnąłem się na łóżko i zamknąłem oczy. Niech ten dzień dobiegnie końca...

W czasie gdy ja spokojnie spałem w barze odgrywało się istne piekło. Dzieniak zwany Deku wstał i uciekał przed Togą, myśląc, iż jest to potwór z lochness. Szkoda, że nie.. Tomura dalej spał, a jak już się obudził spadł z krzesła i nie mógł wstać. A Kurogiri ich olał i poszedł się zdrzemnąć. Nerwy mu puściły po zaledwie kilku minutach. Wysłał Togę, tylko ją, na zimną Syberie. Innym kazał spać. Co raczej było tylko do ,, pora,, bo Tomurze musiał pomóc. A potwór z Lochness na Syberii! Wow! Nareszcie!

PER BAKUGO

Jestem po wędrówce po mieście i wchodzę cholernie zmęczony do domu. Na powitanie słyszę tylko:

- MYJ GARY TY KARAKANIE! ZA TO, ŻE CIĘ TAK DŁUGO NIE BYŁO!- mojej matce żyłka pękła. Miałem dość na dziesiaj, więc odpowiedziałem krótkim potwierdzeniem i poszedłem do pokoju. A tam słyszę jakieś hihy, hehy i śmiechy. Wparowałem tam i widzę Todorokiego i... DENKIEGO?! Co oni tu robią? W sensie Todorokiego tu przywlokłem po tęczowym kleszczu, ale ten blond frajer?!

- Co ty tu robisz?!- zapytałem wściekły.

- Aa..Zgubiłem się po drodze z b...- zamilkł. Nie wiem o co mu chodziło. Wnerwiło mnie to. Złapałem za ich koszulki i wykopałem przez ścianę. Przeszli na wylot.

- WYNOCHA Z MOJEGO DOMU!- krzyknąłem. Polecięli z głośnym,, AAAAaaaaAaaa!!!,, Muzyka dla uszu. Ten dzień był długi i męczący. Zaraz potem usłyszałem wrzask mamy.

-ZAKLEISZ  TĘ ŚCIANĘ!! W TEJ CHWILI!!- eeEe argh!! Dzień jak co dzień. Do kitu.

DOBRZE POWIEDZIANE KATSUKI. DO KITU..TAA... NO TO MAMY NOWEGO CZŁONKA HARDCOROWEJ RODZINKI! CIESZMY SIĘ I RADUJMY SIĘ DZIŚ! PRZECZYTAŁEŚ CAŁOŚĆ? ZOSTAW GWIAZDKĘ JEŚLI NIE UMARŁEŚ! KOMENTARZ TEŻ MILE WIDZIANY! I CZY PODOBA WAM SIĘ WIZERUNEK DABIEGO? MI TAK! MAM CO DO NIEGO WIĘKSZE PLANY...

MAM TUTAJ DWA SHIPY. RYSOWAŁAM SE I JAKOŚ ZACHCIAŁO MI SIĘ WSTWIĆ.

KIRISHIMA X KATSUKI

NIE PATRZCIE NA TEN ZAJEBISTY PORZĄDEK....ANI NA NAPIS Z TYŁU.....

DABI X TOMURA

EJ EJ! PAMIĘTACIE RIO2? TAM BYŁA ŻABA. IMIENIEM GABI, NIE?

NO TO TERAZ LOOKNIJCIE SOBIE NA TĄ ŻABĘ I DABIEGO Z RYSUNKU. TACY PODOBNI!

GABI- DABI

OBOJE WYGLĄDAJĄ JAK ŻABY..

I KNEW IT! GABI OBJĘŁA BNHA PODAJĄC SIĘ ZA DABIEGO! ODKRYŁAM TAJEMNICĘ! ALBO.. GABI POWRÓCIŁA I TO NIE JEST W CALE DABI! TYLKO ONA!

WIEM, ŻE MOJA INTELIGENCJA JEST NA NISKIM POZIOMIE. ALE WYŻSZYM OD KAMINARIEGO!

JOŁ POLSKIE KARTOFLE!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro