Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

....It's been a long year, without you my friend....OoO![..] SEE YOU AGAIN!

••••••••••••••••9485 słów••••••••••••••••

Ej! Włączcie sobie timer, czy tam coś na mierzenie czasu i mierzcie jak długo będziecie to czytać! A potem napiszcie ile wam zajęło! Bo mnie to ciekaaaaaaaawiiiiiii! Nawet sama sprawdzę!!;D

PER DEKU

- TO JAZDA Z TYM KOKSEM!- krzyknął na jakichś falach magicznych, od razu pojawiły się wiwaty. Chociaż bardziej okrzyki armii. Ruszyliśmy w zgranym szyku! Gotowi na bitwę! Gotowi na walkę! Gotowi na ZWYCIĘSTWO!

Przeszliśmy przez portal i dzięki temu osiągnęliśmy upragniony cel bez żadnych przeszkód! Staliśmy na przeciwko ogromnej budowli zwanej również U.A. AAAAA!!! Moja pierwsza bitwa!!! W moich nowiutkich Jordanach!!! Aaa! Normalnie szok, ludzie... Aaaa!! Bosze.. Zachowuję się jak nastolatka bez przyjaciół z tapetą na ryju... XD

Stanęliśmy naszą rodzinką pod lampą, by było nas lepiej widać. Taaaa... Dużo daje taka latarnia... A tak serio.. Przede mną była naprawdę budząca podziw armia! Nie mogę w to uwierzyć! Nagle szfagier podniósł rękę do góry.

- CO ONI NAM ZROBILI?!- krzyknął, bodajże do armii.

- ZABRALI NAM HAJSY!- odkrzyknęła armia. Mogę się założyć, że słychać to w całym mieście.

- NA CO NAS SKAZALI?!?!- zagrzewał ich dalej.

- NA ŻYCIE POD MOSTEM!!!- odkrzyknęli. Co? Szfagier przecież nie mieszka pod mostem... A może mieszkał... Oo! Przyłożył palce do czoła.

- No może nie aż tak...- xd Czyli jednak nie mieszka pod mostem... A ci lekarze się chyba zapędzili... - Nie ważne...- Szfagier znowu podniósł rękę do góry! Tak!- PO CO TU JESTEŚMY?!?!

-PODWYŻKA! PODWYŻKA! PODWYŻKA!- wzniosły się hóry. Jaki mam zaciesz... Szfagier jest taki majestatyczny...

- Więc... KOMON MAJ BRUDA! ZDOBĄDŹMY PODWYŻKĘ, NISZCZĄC TO MIASTO!!!!! BWAHHAHAHAHA!!!!! ekhem....ekhem- zaczął się dusić. Jego poziom majestatu spadł... Nie mogę.

- IDŹMY!!! ZNISZCZMY!! ZABIJMY!!!- ta armia napawa mnie szacunkiem... Wow...

- I ZABIJMY ŹRÓDŁO KRADZIEŻY PIENIĘDZY!!! CZYLI!!!!- wydarł się szfagier. On ma powera... Dopiero co się dusił...

- BOHATERÓW!!!!!!!!!!!- TAAAAAKK!!!! A JA BĘDĘ POMOCĄ!!!!

- I ICH NUMER JEDEN!!!!

- ALL MIGHTA!!!!!!! ZNISZCZMY! ZABIJMY! SPALMY! ZEMSTA! ZEMSTA! ZEMSTA!-aaaa!!! Epicko!

- ZACZYNAMY NOWĄ ERĘ!!!!- lekarze rozproszyli się z pochodniami i zaczęli wszystko podpalać. Szfagier też pocierał ręce, to podpalania. Stryj turlał się od domu do domu i używał na każdym swojej mocy, sprawiając, że ostatecznie dom się zawalał. Matka podbiegła do jednego budynku z bombą w rękach! Nie mogłem być gorszy!!! Zabrałem się za nią z jeszcze dwoma bombami!!! BĘDZIE WYBUCH!!!!

PER BAKUGO

Ahh.. Świerze powietrze.. Chociaż! Nie. Czymś czadzi... Jakby dymem z ogniska... Nieistotne. Teraz mam gorszy problem. Obok mnie idzie ta czerwona parówa i się we mnie wlepia patrzałami... Coś mu się dzieje? Nagle pociągnął za moją koszulkę, sprawiając, że stanęliśmy.

- Bakugo...- odwracał wzrok. Ej! Ej! Czemu tu tak czadzi?!?! Jedzie faktycznie jakimś ogniem!!

- Czego?- spytałem mało zainteresowany. Rozglądałem się za źródłem smrodu. Najwięcej tego było przede mną. Z tego co zdążyłem zauważyć.., ale daleko w dali nic takiego nie było, a poza tym nade mną niebo jest jakieś takie ciemniejsze i zamazane... Czyżby... Źródło miało miejsce za mną? Zerknąłem na Kirishimę, który wyglądał na podenerwowanego...

- B..b..bo ja chciałem cię..za..za..zapytać czy nie chciałb-- 

!!!!!!!!!!!!BUM!!!!!!!!!!!

- CO JEST?!?! - krzyknąłem. 

Odwróciłem się za siebie. Przed moimi oczami stanął okropny widok. Miasto się paliło, a nad nim wszędzie był rozproszony czarny dym. Najbardziej przerażał WIELKI GRZYB ATOMOWY, bądź wywołany przez bomby W CENTRUM TEGO ZAMIESZANIA!!!! Kto jest SPRAWCĄ?!?! Może... Złoczyńcy... TAK! TO NA STO PROCENT ONI!!! 

- Bakugo?!!?!??- wrzasnął Kirishima. Złapałem go za koszulkę i pobiegłem do domu.

- Kurna! Nie mamy czasu!! Lecisz i IDŹ PO SWOJE PRZEBRANIE BOHATERA!!!- żuciłem nim, gdy byliśmy blisko jego domu. Wrzasnął.

 Sprężyłem się. Dzięki wybuchom dotarłem do swojego domu w przeciągu sekundy. Weszłem do pokoju i przebrałem się w strój bohatera. Zabrałem ze sobą Samona, może być przydatny... Wybiegłem za zewnątrz. W tym czasie całe miasto było w płomieniach, a po ulicach biegali przerażeni ludzie. KURNA!! TYLE CZASU ZMARNOWAŁEM?!?! Zobaczyłem biegnącego Eijirou w swoim stroju. Dołączył do mnie i razem pobiegliśmy w stronę centrum tego ognia, czyli samego grzyba.

- Wydaje mi się, że ten grzyb jest obok U.A.!!- krzyknął do mnie gówno-włosy. Faktycznie! Jak mogłem to przeoczyć?! To są złoczyńcy!! I przypuścili atak na naszą szkołę!!! AGHHHH!!!

- Pokonajmy ich!!- uśmiechnąłem się i od razu przyspieszyliśmy. 

Przebiegliśmy już kilkadziesiąt metrów. Dym w tych miejscach był gęstszy, a góra grzyba była tuż nad nami. Wszystko się paliło, Kirishima prawie został zgnieciony przez spadający dach palącego się domu. Jak jeden złoczyńca mógł w tak krótkim czasie zniszczyć całe miasto?! A może było ich więcej?! Stawiam na nie więcej niż dziesięciu! Tylko wciąż to pytanie, JAK DO CHOLERY TAK SZYBKO ROZPRZESTRZENILI OGIEŃ?!?!?!

Skręciliśmy i przed nami ukazało się podpalone U.A. wszędzie dym, no i cała ta noga tego grzyba... Ale była trochę dalej niż się spodziewałem. Jeszcze jedno.. Odwróciłem wzrok od U.A. i zobaczyłem coś, co widziałem tylko w najgorszych koszmarach...

Wszędzie biegający lekarze z pochodniami, podpalający wszystko na około. Dym.. Wszędzie dym i ogień, a apropos ognia, to nie tylko czerwony... Ale jezzcze niebieski i czarny jak smoła dym. Zobaczyłem jeszcze sześć wyróżniających się osób, ale trudno mi było się dopatrzeć.

Jeden z nich stał na zawalonym domu i wytwarzał te niebieskie płomienie, drugi biegał i rozsypywał w proch wszystkie domy. Trzeci stał w miejscu i ...kopiował lekarzy...?! Co to za shit!?!? Czwarty rozlewał coś na ulicę i w ogóle wyglądało to jak żrący kwas. Piąty..., bądź piąta, tyle udało mi się zobaczyć, nosiła jakieś pikające cosie, które wybuchały albo żucała nożami i one wybuchały. Iiiiii szósty... Jakiś dziwny, ale najbardziej widoczny. Wokół niego roznosiła się zielona energia i on sam skakał po domach przyczepiając do dachów bomby i nie wiem..czymś żucał...chba nożami i jakimiś strzałkami. Najdziwniejsze było to, że jakoś znajomo wyglądał. I widziałem nawet jego ubranie..... Zielona koszula...czarne spodnie.....krawat...wyposarzenie... I maska na twarzy. Miał....zielone włosy.......tak mi się wydaje...

- BOHATEROWIE PANUJĄ NAD STUACJĄ! BEZ PANIKI!!!- z zamyślenia wybudził mnie głos Endevadora. Bohaterowie przybyli? Dobra! Ale nie będę bezużyteczny! Załatwię tą szóstkę! Zerknąłem na Kirishime. Przestraszony, ale pewny siebie. Popatrzył na mnie i oboje kiwneliśmy głowami. Pobiegliśmy w stronę centrum.

PER DEKU

Ale zabawa!! Bosze!! A ja myślałem, że tak fajnie to tylko w barze!!! To jest najlepsza misja jaką kiedykolwiek miałem!!! Omijając fakt, że to moja pierwsza misja...ciiii... A te Jordany!! Jak one iskrzą na moich nogach!! Piękne!

Wskoczyłem na kolejny dach i złapałem ręką dachówki, żeby nie zlecieć. Wyjąłem z pojemniczka bombę kruszącą i przypiąłem ją do właśnie tej samej dachówki. Spojrzałem w dół, stał tam stryj z przyłożonymi rękami do ściany, ale miał uniesione środkowe palce. Czemu on zawsze podnosi akurat te? Dla kogoś może to być obraza... Nie ważne... Uśmiechnął się do mnie i włączyłem timer. Pięć sekund, wyciągnąłem kciuka w górę do stryja i on automatycznie przyłożył całe dłonie do ściany. Zeskoczyłem do niego. Ściana zaczęła się kruszyć razem z całym domem.. To wyglądało jak taka fala szybko pochłaniająca ląd od dołu, gdy dotarła do dachu, bombie skończyło się odliczanie. WSZYSTKO SIĘ ROZSYPAŁO W POPIÓŁ! Przybiliśmy piątki.

- To lecę do szfagra!- zaśmiałem się, stryj już dawno był przy innym domu i już w sumie było po tym domu.... Szybki jest... 

Włączyłem swoją moc i doskoczyłem do smoka! W sensie wytwarzacza niebieskiego ognia! Popatrzył na mnie z szalonym uśmiechem. Miałem pewien pomysł, wyszeptałem mu na ucho. Wyjąłem zatrute kanapki i na kiwnięcie głowy szfagier wytworzył strumień ognia.

- MASKI NA RYJE!!!- wrzasnąłem. Wszyscy, którzy byli po stronie naszej apokalipsy zasłonili twarze, a ja rzuciłem kanapkami w ogień, sprawiając, że smród się rozprzestrzenił, mówiąc inaczej trucizna... Praktycznie nieszkodliwa, ale jednak. Obok mnie stanęła matka w swojej zacnej masce.

- Nieźleś to wymyślił truskawko! Hihihi...- zaśmiałem się, gdy to powiedziała.

- Dzięki! Lecę niszczyć!!- powiedziałem i znowu włączyłem mój quirk. Tak... Potrafię używać go już na zawołanie:) Ale coraz dziwniej się czuje.. Jakby taki ból...hmmm...

 Matka pobiegła w inną stronę, a szfagier też gdzieś pobiegł i chyba wiem gdzie... Po widocznym miotaczu ognia, gdzieś dalej... Skoczyłem w stronę innego budynku i, gdy miałem złapać się dachówki, przede mną pojawiła się błyskawica. Z prędkością światła odwróciłem się w powietrzu i rzuciłem nożami w stronę prawdopodobnie stojącego tam osobnika, który wywołał ten piorun. Jak nie widzę to trafiam, nie? Spadłem na ziemię ustawiając się na gruncie niczym spiderman. Wstałem i popatrzyłem przed siebie, lekko zamarłem.

Tam przy kamieniu leżał ten Kaminari. Wokół niego były powbijane MOJE noże, a on sam wyglądał na przerażonego. Nie trafiłem. Huh..... Bo ja to go nawet lubię... Dyszał straszne ciężko i tak jakby serio całe życie przeleciało mu przed oczami. W końcu zauważył mnie, ale wiem, że nie widzi mojej twarzy i nie rozpozna. 

Już miałem wyciągnąć bombę dymną z pojemnika, kiedy zanim to zrobiłem o moją rękę otarło się coś ostrego. W dobrej chwili odskoczyłem, bo gdybym tego nie zrobił to na pewno ucierpiałaby nie tylko ręka, a to dlatego, że przede mną stała wielka ostra, wyglądająca jak ostrze miecza bryła lodu.

Szybko popatrzyłem w stronę źródła ze złością wypisaną na twarzy. Stał tam kolorowowłosy chłopak imieniem, czy tam nazwiskiem Todoroki i jakimś dziwnym stroju. Podniosłem rękę, która miała przecięty rękaw, a ze skóry leciała mi krew. No żesz... To przecież dopiero początek! Olałem to i spojrzałem na mieszańca, nie spuszczając też uwagi z Denkiego.

- Kim jesteś? I jak się nazywasz?- zapytał Todoroki. Prosta odpowiedź. Już miałem powiedzieć, ale na czas ugryzłem się w język. Będzie kłopot jeśli dowiedzą się, że jestem Deku... Ominiemy trochę pytań i zmodulujemy głos...hehe... Mam nadzieję że maska wystarczająco mi go zmoduluje.

- Proste... Złoczyńcą! A ty się masz za bohatera? Heh...wolne żarty..- zaśmiałem się. Błysnęły mi oczy, a on się wzdrygnął.

- Nie odpowiedziałeś na drugie pytanie...- uuuuuuuu... Ale się boję! Taki straszny! Sięgnąłem do kieszeni po pewną rzecz, która podpowiadając wam.... Ma rękojeść, że to tak nazwę..., ostrze... I już wiecie, że to nóż:) Na wysokości swojej klatki piersiowej zacząłem jeździć palcem po tępej stronie ostrza.

- Nieistotne....- uchyliłem się, bo Pikachu mnie zaatakował od tyłu. Dzięki temu wpadł na kolorowo-włosego, a ja ze zwinnością wyciągnąłem bombę dymną i rzuciłem nią w ziemię razem z nożem, nim tamci w ogóle zdążyli zareagować. 

Uciekłem trochę dalej i zobaczyłem walczącą matkę. Rzucała nożami w jakiegoś bohatera, który był chyba strażakiem...bo tak wyglądał... Dobrze sobie radziła... Szfagier natomiast walczył z jakimś kolesiem zbudowanym z drewna... XD to coś nie ma szans z ogniem!  I tak mało tych bohaterów jak na taką rozróbę.... No i nigdzie nie widzę tego blondyna... Może to lepiej?

- SHINE!!!- ktoś krzyknął za mną, nie zdążyłem zareagować i pod wpływem jakiegoś dupnie silnego wybuchu zostałem odepchany w budynek na przeciwko mnie. Auć.... Ale się wbiłem. Dobra! Trzeba się szybko zebrać, bo może stać się coś gorszego!

Także zebrałem swoje cztery litery i wyskoczyłem z tej dziury, na szczęście zdążyłem przed lecącą w moją stronę falę wybuchową. Zdążyłem odskoczyć i stanąłem gotowy na obronę. Kurczę! Nieźle mnie poobijało! Przynajmniej Jordany nie ucierpiały:) 

Z dymu spowodowanego wybuchem wyłonił się jakże przeze mnie nieoczekiwany KATSUKI BAKUGO!! TAM! TAM! TAM! Wow.. Idzie jak na casting do Joanny KrUPY w TAAAAP MADYL! Ale nie przyjeliby go...za ten wykrzywiony wyraz twarzy i agresywność do jury...xd czemu w takiej chwili robię sobie żarty?! Ufff... Wciąż mam maskę na ryju... A obok blondasa stoi jakaś wiewióra...ten brzydal z czerwonymi włosami, chyba Kirishima...

- Ktoś ty? Gadaj...- zawarczał Bakugo. Nie rozpoznał mnie... To fajnie...Błyszczały mu oczy...

-Jam jest złoczyńca.. I nie wiem czyś ślepy, czy głupi albo niepełnosprawny.. Bo raczej widać na pierwszy rzut oka...- zasyczałem. Ten czerwono-włosy się wychylił bardziej do przodu, za to blondynkowi skakała żyłka i normalnie płonął. Heh... Słodki jest, gdy się złości........ CO?!?! JA NIC NIE MÓWIŁEM!!

- Ej Baugo. Wydaje mi się, że gdzieś widziałem to ubranie...- nawet się nie wasz tępaku!! Ja mu dam! Bezkarnie próbuje mnie wydać! Zakasałem rękawy, ale jęknąłem, bo ta rana wyrządzona przez kolorowowłoego zapiekła... Agresor to zauważył.

- Ja też, ale nie mogę sobie przypomnieć...- szepnął do tamtego. Czy on myśli, że go nie słyszę? Bosze...jaka siara... To to uczucie, gdy myślisz, że inni cię nie słyszą, ale tak nie jest... XD Katsuki popatrzył na mnie- OI! Zdejmij maskę debilu!

- Ekhem..ekhem... Jedynym debilem tutaj jest on...- wskazałem palcem na Kirishime, który w tej chwili się oburzył- Zdradził mi twoje imię.- zaśmiałem się. Trzeba sprawiać pozory! Oni nie wiedzą, że znam ich imiona!- Prawda? Kirishima....- no dobra... Trochę się zagalopowałem...

- Ale nie mówiłem ci mojego... Ty coś kręcisz...- zauważył czerwonek. Haha! Dobra... No to znowu improwizacja!

- Macie mnie!- zdziwili się. Zaśmiałem się znowu- Znam wasze imiona, nazwiska... Chodzicie do U.A. i znam wasze quirki...hihi- teraz to byli w szoku. Agresor się zezłościł.

- ZDEJMUJ TĄ MASKĘ...bo inaczej pogadamy...- pogroził mi. Awwww.. Teraz wygląda jak chomik, który próbuje wepchać sobie do mordki ostatniego pączka, którego kupił... Awwww... O kurna.. Znowu te głupie myśli... Nagle coś błysneło w jego oku jakby coś za mną zobaczył. Czyt. pomocną dłoń...hihi.. Nierealne...

- A niby czemu miałbym to zrobić?- zapytałem z drwiną w głosie i jak na zawołanie obok mnie stanęła ściana lodu, kóra ułamała mi kawałek maski. Poczułem trochę dymu. Ten czerwony jeż stał się jakiś ..twardszy..? I się na mnie rzucił. Uchyliłem się. SZLAG! Nie przewidziałem tego! Celował w maskę, a nie we mnie!!! Szybko przyłożyłem dłoń do maski, żeby nie spadła i zanim pojawiła się kolejna ściana lodu, odskoczyłem dzięki mojej mocy. Przed sobą miałem... Bakugo, Todorokiego, Kirishime i Kaminariego... Cała grupa...

- Zdejmij tą maskę!!- wrzasnęli. Trzeba się poddać, nie? Prędzej czy później wyszłoby na jaw.. Hihi... Zaśmiałem się szyderczo i przymknąłem jedno oko, unosząc wolną rękę w geście poddania. Po chwili puściłem maskę i zrobiłem tak samo tą ręką. Maska spadła ze stukotem, a odsłonił się mój szaleńczy uśmiech.

Na ich twarzach mogłem zobaczyć teraz wiele emocji. Większośc to szok, niedowierzanie, smutek, złość i tym podobne. Mieszaniec zrobił się czerwony, zresztą tak jak blondyn, za to Denki był tak zszokowany, że zemdlał... XD

- Witam was ponownie...- ukłoniłem się z perfidnym uśmieszkiem. Oczy mi błyszczały zielenią, powiedziałbym, że nawet iskrzyły. Teraz twarz blondyna zmieniła się w wyraz agresji, złości, chęci zniszczenia mnie, możliwe, że nawet zabicia... Hmmm...

- TO TY?!?! PRZEZ CAŁY TEN CZAS?!?! DEKU?!- warknął na mnie. Nagle obok mnie pojawiła się matka ze złośliwym uśmieszkiem.

- To twoi koledzy słodziaku?!- zaśmiała się. Po mojej drugiej stronie pojawił się stryj.

- Jasne, że nie idiotko! To wrogowie!- też się zaśmiał... Ummm skarcił matkę? Nie no... Jak dla mnie spoko...

- Prawda... Wrogowie...- tak samo się zaśmiałem. Wszyscy wpadliśmy w śmiechawkę, a na twarzach tamtych rządziło przerażenie. Nawet pojawił się ojciec i szepnął mi do ucha ,, Nie przeginaj... Bo nie będę potem twoich prochów zbierać... I uspokuj te dwa ułomy...,,  I sobie zniknął. Matka i stryj usłyszeli co mówił..heh.. Ten pierwszy, zrażony sobie poszedł, ale matka została. Oo! Blondyn wyszedł przed szereg!

- Czsemu trzymasz z nimi Deku?!- zapytał. Ale on trudne pytania zadaje... Masakra...

- Proste... Bo są moją rodziną, a was nawet nie znam! Czemu mam wam niby ufać?- zaczęli się robić czerwoni, a ten kolorowy płakał chyba... I emm... Denki wciąż nie wstał... Dobrze się czujesz? Może karetke...?

- A IM UFASZ?!?! CO TAKIEGO ZROBILI?! I NIE CHRZAŃ, ŻE NAS NIE ZNASZ!!- krzyknął na mnie. Mógłbym przysiądz, że poczułem miętę...W SENSIE, ŻE Z JEGO ODDECHU!!

- Nie chrzanię, Bakugo.. Taka jest prawda... Nie znam was i nie pamiętam praktycznie całego miasta oraz ludzi... I ufam im.- teraz nacisnąłem na to ostatnie- Bo stryj w przeciwieństwie do ciebie dał mi pomocną dłoń...- xd żarcik- ...a ty przy naszym pierwszym spotkaniu robiłeś sobie ze mnie żarty! 

-JAKIE ŻA--

-...NIE PRZERYWAJ MI!! ....- zacząłem parować ze złości- ...I pobiłeś, a potem powiedziałeś, żebym to JA nie robił sobie żartów!- złość we mnie wzrosła- A potem poznałem moją rodzinę!! Nie byli tacy jak wy, gdy nieprzewidzianie się spotykaliśmy!!! ONI DALI MI MIŁOŚĆ!!!- wrzasnąłem. Zatkało go, a ten Todoroki się rozpłakał i chyba coś szepnął, a potem zemdlał...

- JAK to NIE pamiętasz?!- zapytał po dłuższej chwili.

- Weź skończ już....

- Nie pamiętasz jak zawsze mnie nazywałeś, Deku?!- zamknąłem oczy, żeby nie stracić kontroli.

- SKOŃCZ JUŻ BAKUGO!!- krzyknąłem cały zły. Blondyn się wzdrygnął i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Deku....- szepnął. Czemu ten Kirishima jeszcze stoi na nogach?! Już dawno powinno mu się stać to co z resztą! Ale niech już będzie. Mam ważniejsze sprawy do zrobienia niż ten nieznający mnie blondyn...- Czemu ...,,Bakugo,,?- to ostatni szept jaki usłyszałem przed tym jak się odwróciłem.

- Chodźmy..- mruknąłem do matki. Uśmiechnęła się i poszliśmy jeden krok, za nim usłyszałem jakąś denerwującą muzyczkę, jakby coś wielkiego miało się stać.

-DEKU WRACAJ T--uciął się.

- WSZYSTKO JEST DOBRZE, A DLACZEGO?!- o nje... Ten magiczny All Srajt się pojawił... Wyleciał zza budynku jak jakiś batman! Wszyscy zaczęli się na niego lampić i tak samo pojawił się zamęt. Blondyn też się odwrócił! Musiałem wykorzystać ten moment!!

Skończyły mi się bomby i kanapki. A KIJ! Mam jeszcze strzałki od pana Cypriana! Powiem szczerze uwielbiam te Jordany! Są takie wygodne i gustowne...

Wyjąłem strzałki, niestety....bo nie na szczęście, potknąłem się o matkę i wbiłem jej strzałkę w nogę. Strzałkę USYPIAJĄCĄ!! A nie.... Jednak paraliżującą... Leżąc tak na niej postanowiłem wyciągnąć wyciągnąć kolejną strzałkę i wycelować w blondyna, ale biegnący w moją stronę ojciec zachaczył stopą o strzałkę i też upadł... Zapomniałem, że jak celuję, to wychodzi z tego dupa....

Wstałem, poszedłem kawałek dalej od tych zemdlałych. Wyjąłem dziesięć strzałek i postarałem się wycelować nimi w blondyna jeszcze raz. Znowu coś mi nie dało! Rzuciłem, ale w tym czasie przeskakiwał Twice i strzałki wbiły się w niego, on poleciał na pana Cypriana, który miał otwartą paszczę i pod wpływem Twicea ugryzł się w język i też zemdlał...

Pobiegłem do stryja powiedzieć mu co zrobiłem, ale snowu poślizgnąłem się na nowiutkich Jordanach i wleciałem w niego, wbijając mu strzałkę w szyję. On upadł tym samym, podchaczając mnie, co sprawiło, że strzałki wyleciały mi z kieszeni i poleciały w szfagra oraz w część lekarzy. Tym samym powodując ich zemdlenie. Zostałem tylko ja......i lekarze, a raczej...ich część........wtopa...

- BO JA...TU ....jestem?- All Might stanął na ziemi przy bohaterach i zaczął patrzeć z niedowierzaniem. A co to ma być za pytanie? Przecież jeszcze masz jednego wroga do pokonania idioto! MNIE! NO HALOOOO!.......oł....właśnie zdałem sobie sprawę, że faktycznie zostałem ja i lekarze...Ale już nie cała Armia o ból dupy....oł... Hiuston!! Mamy problem!!!!

Podbiegłem do osoby będącej najbliżej mnie (wcale nie) czyli pana Cypriana. Miał wywalony na zewnątrz język..fuuuu... Zacząłem nim telepać. Jego oczy zwróciły się na mnie, a język wsunął się mu do buzi..brrrr... Ale ufff.. Bo to znaczy, że będę miał PRZYTOMNEGO sojusznika. Chwiejnie się podniósł.

- Chyba cośsssss ci mówiłem o tych ssstrzałkach lebiego...- zasyczał. Przytuliłem go, a on zesztywniał. Odepchałem go od siebie.- Żeśsss wssszystkich uniessszkodliwił!

- Noooo tak... Ale ważne, że ty jesteś przytomny!- zaśmiałem się. Korzystałem z nieuwagi tych imbecyli co stali daleeeko za mną...

- Za to ty zaraz będziesssz nieprzytomny....- uuuu zagroził mi. Pomogłem mu wstać. Teraz zostaliśmy TYLKO MY! Jej! To o jedną osobę więcej! Włączyłem quirk, a pan Cyprian otworzył paszczę i wziął strzałki. W końcu bohaterowie się nami zainteresowali, a All Might wyglądał na naprawdę zszokowanego.

- Midoryia... To ty?- zapytał. Tak... Jest mi wiadome z jakiegoś powodu jak się nazywam, ale go kompletnie sobie nie przypominam. Wiem jedno. To jest mój cel! On JEST MOIM CELEM! I GO ZABIJĘ!!! Pomszczę nieprzytomnych sojuszników!! Pomijając fakt, że to moja wina... Stanąłem w pozie obronnej.

- ZABIJĘ CIĘ!!! ZNISZCZĘ!- krzyknąłem do niego. On się roześmiał.

- O czym ty mówisz, mój chłopcze?- denerwuje mnie jego poza i to, że mnie nie docenia... Jest tylko moim wrogiem...

- SŁUCHAJ MNIE TY..!- wskazałem na niego palcem jakbym wyzywał go na bitwę. Zszedł mu uśmiech.- BIERZ MNIE NA POWAŻNIE, BO SKUTEK MOŻE BYĆ NIEODWRACALNY...- syknąłem. I teraz popatrzyłem na tych wszystkich bohaterów.- Zniszczymy was wszystkich... WYKOŃCZYMY, AŻ NIE ZOSTANIE ŻADEN.- zakończyłem. Pan Cyprian zerknął na mnie nerwowo. Mrugnąłem do niego.. Ja wiem co robię... Od razu stał się pewniejszy i wysunął język, na znak, że jest gotowy.

- Ha! Ha! Ha! Haaaaaaaaaaa!!!!! Haaaa!!!!!!!- Bohaterowie tak po prostu wybuchnęli śmiechem.... Oni mnie nie biorą na poważnie... To jest siara... Dla mnie i żal. Jestem nikim.. Lepiej pogrążę się w depresji...albo... Hej! Przecież mam plan...ludzie....

- Nie. To jesssssszcze nie koniec.- syknął Cypran.

- Masz rację...- szepnąłem z podbudowaną pewnością i błyskiem w oczach. Blondyn zerknął na mnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.

PER BAKUGO

Oni się śmieją, ale coś mi tu nie gra. Położyłem Samona gdzieś dalej, bo może mu się coś stać... Tak. Mojego węża, teraz tylko nie wolno mi tracić czujności... Czemu oni mają ubaw? To, że stoi wśród nas Allmight nie znaczy, że już jesteśmy ocaleni! Wyszedłem kawałek w przód. Rozejżałem się..... Jest Deku, ale nie ma Cypriana..... Cholera! Trzeba uważać! Zawsze może na mnie wys-

- TU CIĘ MA-wyskoczył zza drzewa na mnie pedałowy Cyprian, ale uciął w połowie zdania. Otworzyłem oczy. Huh? Kto to? Ktoś stoi przede mną, trzyma kosę i broni przed Cyprianem w rurkach.... On się lekko iskrzy. Na różne kolory, w różnych miejscach. To kosa jak dla śmierci.... Kim jest mój zbawca? Ma czarne włosy, Fajne czarne spodnie wojskowe. Uśmiech.... Taki od brody do uszu, przeszyty w pewnych miejscach nitką, czarną. 

- Kim ty..? - zapytałem.

- Jestem Samon, twój pupilek, że tak to ujmę.... Sssss....- Odwrócił do mnie głowę. Charakterystyczne oczy dla mojego węża... Czerwone jedno, a drugie żółte. Co trochę wysówał język. Odwrócił głowę do zmieszanego Cypriana. Odepchnął go kosą. Cyprian i Deku stali w miejscu, patrzyli na Samona. On wskazał palcem na Cypriana..- Witam ciebie............ Kim tam jesteś. Nie ważne... Hehe...- zaśmiał się.

- Czy ty sobie żarty robissssz?!- krzyknął niepewnie pan pedał.

- A czemu miałbym? Hehe.... To niedorzeczne! Jak taki ładny, zacny, super koleś naprzeciwko może sobie robić żarty?!- udawał Cypriana, ale bardziej komicznie. Trochę się zaśmiałem- Otóż..... Mogę. Ale nie daje mi frajdy walka bez zabawy....- warknął znudzony.

- Zabawy..?- zapytał Deku.

- Tak... Trochę pogadamy, poobijamy się, pookładamy,  poklepiemy i inne pierdoły.... Ale lubię bawić się innymi... Śmiać się z nich.. Eh.. Bo na ogół zwykle śpię i no wiecie. Cieżkie jest życie na spaniu, że tak powiem ,,męczące,, sssssss.....- wytłumaczył opierając się na kosie.- A tak poza tym. Ty pedale w rurkach- zaczął ruszać w kółko palcem wskazyjąc na Cypriana- Jakim prawem chciałeś wedrzeć się do mojego ciała?! Nie mogę z ciebie! Wkurzyłeś mnie ostro.....- popatrzył na niego z ukosa.

- A co mi zrobissssssz?- zapytał zirytowany.

- No nie wiem..... Przebiorę, wypiję herbatkę, przytulę hehe!........... A tak na serio, to zapewne wykończę. Potem zakopię i nikt nie usłyszy o walce PEDAŁA W RURKACH..... Smutne..ss- droczył się. Powiem szczerze niezły konserwator z niego. 

- Jesteś okrutny...- szepnął Deku.- Nie myślałeś kiedyś żeby przejść na stronę złoczyńców?- zapytał. Że jak?!

- Słuchaj dzieciaku. Ja nie jestem po niczyjej stronie. Żeby mi to było jasne.- wkurzył się. Zawarczał.- Jestem zawsze tam gdzie muszę być, by ochronić mojego właściciela! DOTARŁO GÓWNIARZU?!?!!- mu chyba nerwy puszczają.

- Ah... Wybacz. Nie sądziłem, że to takie frustrujące....- śmiał się Deku.

- Tak. Takie frustrujące jak twoja morda- zadrwił. Śmiałem się w duchu. Ale mu dowalił!!! Brawo! Uczeń przerósł mistrza! Deku się oburzył- A wracając do pedała w rurach... Ty widziałeś jak wygląda twoja twarz...?.....normalnie, co to za pedalski makijaż?.- fuknął. Jaki on ma quirk? Ciekawe....

- A co ci do tego?- syknął Cyprian.

- No nie wiem... Tak się staram zagadać....- westchnął. Podniósł kosę. Wyjął z kieszeni jakąś fiolkę z zielonym płynem po czym wypił. Teraz zaczął emanować tylko na jeden kolor.. Zielony. - Miałem nadzieję, że jeszcze pogadamy.... Żegnaj^^- Wycelował w pana Cypriana kosą, po czym zrobił ogromny zamach i wbił kosę w ziemię. Od niej wyleciała struga zielonej mazi. Gdy dotarła do ziemi i na niej leżała, usłyszałem syczenie i nagle podłoże zaczęło się wypalać, jak i kawałek ubrania Cypriana.- Uh? Nie trafiłem? Ma się te lata spania.....- Wyprostował plecy, coś mu strzyknęło- Kondycha poszła w piach. Kurde.... No nic.. Spróbujemy inaczej....- Polał tą zieloną mazią kosę... I dostała ewolucji! Stała się większa i wyglądała jak smok, tylko na patyku.... Znaczy czaszka smoka, płonąca zielonym ogniem.. Wow.. Fajny ten mój pupilek. Zaczął biec w stronę pedała. Deku przyskoczył do mnie.... Ugh... Brokuł.

- Co? Masz dosyć..?- zapytał z uśmiechem.

- W twoich jebanych snach- uśmiechnąłem się. - Widzisz co ja mam? 

- Ból dupy.... Hehe....- Zrobił obrót w okół własnej osi.

- Ból dupy masz ty i twoja armia. Słyszałem jak wołaliście... HE hE!- Zaśmiałem się drwiąco.- Debilu... Ja mam bohaterów...... Nawet Aizawę... Słuchaj on może w tej chwili wymazać ci wszystkie moce..... Avty nie masz nic. A czemu? Bo jesteś NIKIM.- nacisnąłem. Chyba zabolało... Dobrze. Ale chcę stoczyć tę bitwę sam na sam z Deku. Musimy wyrównać rachunki...

Nagle stanął w miejscu i przyłożył palec do brody jakby się zastanawiał. Zaczął emanować zielonymi iskrami, a jego oczy się rozświetliły. Hmmm... Takie błyszczące... Jak ja dawno nie widziałem tego blasku... Pasują mu te oczy...zielone... Ładne.... CO?! JA O NICZYM TAKIM NIE MYŚLĘ!!! Nagle popatrzył na mnie, a raczej w moje oczy spod przymkniętych powiek i z uśmiechem.. Za bardzo się zmienił...

- Skoro już mówimy o MOJEJ armii...- wskazał palcem na mnie i przeciągnął po lini w bok. Chyba wskazywał na bohaterów...- To tamci strasznie przeszkadzają, nie uważasz? Najlepiej się ich pozbyć...hihi...- coś jest nie tak... I sugeruje to to, że Deku bez przeszkód powiedział, że chce się pozbyć TYCH WSZYSTKICH bohaterów... No nie wydaje mi się...

- Nie mam bladego pojęcia o co ci biega, ale ci się nie uda... Głupi nerdzie...- skarciłem go. Och... To przezwisko... Tak dawno go nie używałem.

- Tak ci się tylko wydaje, Bakugo...- za nim pojawiły się jakieś dziwne cienie. Można powiedzieć, że jakiś mur! Co to za GÓWNO?!?! Z dymu wyłonili się lekarze z chorymi wyrazami twarzy!! I był TAM TEN.....UGHHH.. MURZYN! AAaa! A reszta to... BIAŁASY!!! AAA!! To wcale nie tak, że jestem rasistą.... Podszedł do Deku.

- Więc... Dabi został...emmm... Uśpiony? No nic... Zostałeś ty, a wiem, że jesteś wyższy rangą, więc teraz ty rozkazujesz...- ŻE JAK?! WYŻSZY RANGĄ?! MA ROZKAZYWAĆ?!?! I co jest? Tylko jeden bambus...i on jest...też wyższy rangą od białasów?...wtf?

- Może nie jestem jak szfagier, ale mam jedno ważne polecenie...- szfagier? Wtf?! Co tu się odpiernicza?! On ma jakieś rozkazy?...pff..nie żartuj... Spóścił lekko głowę, a ten czarnuch wyczekiwał, teraz to ja się odezwałem.

- MYŚLISZ, ŻE COŚ WSKURASZ? WRÓCISZ Z NAMI DO U.A DEKU....

- Zniszćcie bohaterów...- wzdrygnąłem się- Zajmijcie się nimi...a ja i pan Cyprian załatwimy tych... Możesz dołączyć do mnie lub razem z armią.- że jak? Murzyn kiwnął głową i odwrócił się do armii, od razu zaczęli się rozpraszać! I ruszyli na bohaterów. Kurna, no! Deku!

- I jak niby chcesz mnie pokonać?- zapytałem z drwiną, ale jednak trochę się boję. On serio się zmienił i coś mu się w głowie poprzestawiało... God deamed... Ustawiłem się w pozycji do ataku, a on  zaczął emanować zielenią.

- Wiesz? Nauczyłem się wykorzystywać moją moc:)- uśmiechnął się krzywo. Jak to? Dopiero teraz? A no tak.... On niczego nie pamięta lub udaje albo faktycznie tak jest... Ale jak to się do cholery stało? Wyczekiwałem co powie dalej- Ale to nie zmienia faktu, że wszystkiego innego nie pamiętam! Tak samo ciebie! Powinieneś już wiedzieć... Jesteś tylko jednym z nieproszonych gości w drodze do zabicia All Mighta...

Co...? Nieproszonych gości..? Chcą zabić All Mighta? Dlaczego Deku miałby to zrobić..? Hmm.. Jest tylko jedno wyjście... To wcale nie on... Złoczyńcy wyprali mu mózg!!  TO NA PEWNO TO!! TO ICH WINA!!!!  A JA! Sprawię, że wróci mu pamięć!

- Złoczyńcy wyprali ci mózg, czy co? CHODŹ JEŚLI CHCESZ!!!- krzyknąłem, a on zaiskrzył mocniej z jakąś determinacją na twarzy i wokół niego pojawiły się zielone błyskawice. CO?! OD KIEDY UMIE COŚ TAKIEGO?! Nacisną stopą na podłoże i...ziemia wokół niego się załamała, podwyższając jego pozycję. TO TEŻ COŚ NOWEGO!! NIE!! POKONAM GO!!! Ruszyłem na niego, a on na mnie. Uwolniłem wybuchy.

( Ekhem! Ekhem! W tym momencie wróćcie sobie do prologu! Serio! Albo tutaj wam powiem o co mi biega.... W prologu jest napisane, że Deku po pewnym czasie od zdobycia mocy od All Mighta zaczął nabywać jakieś ograniczenia... Nie może stracić kontroli. Im więcej mocy używa tym większe kłucie sercu i obrażenia wewnętrzne, czy tam zewnętrzne... Już wiecie? Dobra! To powracamy do historii i MIŁEGO CZYTANIA:33)

PER SAMON w czasie gdy Deku i Bakuś walczą:)

Ile on chce jeszcze uciekać? Nudzi mi się.......

- Ej. Pedale...- Zawołałem.

- Co?- zapytał. 

- Nudzi mi się.....- odpowiedziałem stając.

- Nie wierzę w ciebie........ Jak może ci się nudzić? Walczysssssz ze mną!- krzyknął.

- No właśnie... Dlatego mi się nudzi... Może zamienimy się z Deku i Bakugo?- spytałem i ziewnąłem.

- Walczę z tobą bezmierna miernoto!- wrzasnął.

- Nie tak ostro siostro...- zażartowałem.- Po co ci to?

- Nie rozumiem cię. Totalnie... Jesteśsss jakiśsss inny?- zapytał.

- Tak mi się wydaje.... W szkole zawsze mnie odtrącali... W pracy niechcięli.... Tylko na Saharze byłem bogiem... Heh.. Stare czasy. Walczymy?- Popatrzyłem. Kiwnął głową. Otworzyłem flakonik z czerwoną mazią. Wypiłem i polałem kapkę na kosę... Kosa zamieniła się w czaszkę smoka na metalowym pręcie, emanująca czerwienią. Wycelowałem w niego. Zrobiłem zamach i póściłem w ziemię przy tym robiąc ogromną dziórę i falę czerwieni, która spaliła i zniszczyła co miała na drodze. Pedał się przeraził.

- co to było do CHOLERY JASSSSSNEJ?!- krzyknął. Krwawił z jednego ramienia... Huh? Ma zieloną krew? Uh... Zrobił unik. Normalnie za długo byłem w wężowej formie...

- Kiedyś wyjaśnię..- wzruszyłem ramionami. Otworzyłem czarny flakonik... Nie chciałem tego robić, bo nad nim nie mam kontroli.... To jest demon... Uwięziony. Otworzyłem i wypiłem tylko kropelkę. Tak samo wylałem tylko kropelkę na kosę.... Gdybym dał więcej, straciłbym kontrolę. Poczułem ogromną siłę. Kosa zamiast mieć czaszki zamieniła się w prawdziwego smoka na łańcuchu przyczepionym do mojej ręki. Tym razem zamiast atakować po prostu złapałem, znaczy smok złapał w szpony Cypriana. On miał wymalowane przerażenie i fascynację na twarzy.... Fascynację?

- Wow..... Ale EPICKIE! Normalnie zajebisssty sssmok, ZŁOTKO!- krzyknął. Heh..... złotko?!?! Co to za gówniane przezwisko?!- Wiessssz. Dobrze mi ssssię z tobą gada! Zossssstaniemy przyjaciółmi?! Przessssstańmy walczyć!- krzyczał z góry.

- Niby czemu miałbym się zgodzić?!

- Bo ty też to wiessssz!

- Racja. - ściągnąłem go z góry i przemieniłem smoka w normalną kosę. - Wiesz... Nigdy nie miałem przyjaciół.....

- To teraz masz!- uradowany klepnął mnie po plecach, a ja walnąłem kosą w ziemię, przez niego. Reakcją było wyrwanie drzewa, które gdzieś poleeeeeeciaaaaaaałoo!!!!!! Chyba w stronę Bakugo, ale chłop wie jak się sobą zająć, ale widzę, że mają teraz jakąś BARDZO ciekawą rozmowę..- A może zosssstanę pupilkiem Ligi ZŁOCZYŃCÓW!?- zapytał.

- A jakim?

- wężem.^^ - uśmiechnął się. Razem zaczęliśmy szybko ruszać rękami. Natomiast nogi były już... W zasadzie skakaliśmy.

- AN ANAKONDA E! AN ANAKONDA E! AN ANAKONDA NEVER LET YOU GO, OH NO! - krzyczęliśmy.

- ile ty masz kolorów tych flakoników?- zapytał.

- Wszystkie odcienie i kolory... Nawet nieistniejące... Jedziemy dalej?

- AN ANAKONDA E! AN ANAKONDA E! (itd.)

PER DEKU pięć minut przed wywaleniem drzewa przez Samona:(

Zaatakowałem Bakugo z lewej i nawet by mi się udało... GDYBY NIE TA JEGO FRANCOWATA RĘKAWICA!! Kto wymyśla takie coś?! Nie ważne... Odepchnął mnie w tył, wciąż miałem włączoną moc, ale coś dziwnego się we mnie działo... Taki lekki ból... To też nic ważnego raczej.. Odskoczyłem od jego kolejnego ataku i korzystając z momentu jego zachwiania przełożyłem całą swoją moc do prawej ręki i uderzając nią w ziemię. Poszła fala, która zmiotła trochę dalej Bakugo, ale za to ja.... Ja poczułem mocne ukłucie w klatce piersiowej i metaliczny smak w ustach... Co się mi dzieje? Wcześniej nic takiego nie było...Wyłączyłem moc. Zachwiałem się, a Katsuki już dawno stał przede mną. Wściekły...

- Poddajesz się?!- zapytał mnie, krzycząc. Nie. Nigdy. Nie zawiodę mojej rodziny.

- Nie.- powiedziałem i coś spłynęło po moich ustach... ciepłe.. Samo wypłynęło z moich ust.. Co to jest? Blondyn patrzy na mnie z zaskoczeniem i czymś jeszcze..jakby zmartwieniem.. Przyłożyłem palec do ust i spojrzałem na niego... Czerwona, ciepła maź... KREW... Jak to?

- Co to ma być?- znowu mnie zapytał trochę zbity z tropu. Nie dziwię mu się, ale nie przerwę bitwy z tak dennego powodu! Przetarłem całe usta dłonią i strzepałem część krwi.

- Nie ważne. Walcz ze mną!- krzyknąłem. Wiem, że coś jest ze mną nie tak, lecz nie mam zamiaru się poddawać! Bakugo ruszył na mnie z agresją, muszę się bronić. Włączyłem moją moc, która pełzła po moim ciele do samej góry. Napiąłem się, gdy dotarła i już miałem zacząć biec, kiedy...

- Gdy tracę kontrolę......... Staje się coś strasznego....ograniczenie... Nie mogę stracić kontroli, więc nie używam aż tyle mocy.......

- CO?! Kim jesteś?!-Zatrzymałem się z poślizgiem, krzycząc te słowa. Znowu ten głos w mojej głowie... Ale teraz mnie..ostrzega? I czemu znowu brzmi jakbym to ja to mówił?!

Napiąłem wszystkie mięśnie i chciałem wyłączyć moją moc...ale coś mi nie wychodziło... Znowu to ukłucie w klatce piersiowej.. Zgiąłem się w pół, co za BÓL! I ponownie poczułem krew w buzi, ale jakby WIĘCEJ?! Co się ze mną dzieje?! Usłyszałem tupot blisko mnie i gdy chciałem podnieść głowę.....nie zdążyłem.. Dostałem z pięści od Bakugo i ogromny wybuch wbił mnie w kolejny budynek, który się walił. Wszystko zabolało mnie mocniej.

- AGHHHHH!!!!- wrzasnąłem w cierpieniu. Czułem jakby coś rozrywało mnie od środka! Wciąż emanowałem zielenią, czyli używałem mocy! JAK WYŁĄCZYĆ TĄ CHOLERĘ?!- Aghhggg!!- syczałem. W ogóle nie mogłem się ruszyć! Zostałem wbity masakrycznie głęboko! A ten budynek zaraz się zawali...

- Walcz ze mną Bakugo... walcz ze mną... Co to niby miało być Deku?- z dymu usłyszałem jego głos. Gorzej być chyba nie może..!- Ha..? Odstawiasz jakieś gierki, czy co?- ja? CZY TY MNIE UŁOMIE WIDZIAŁEŚ?! Jak ja mam wstać niby?! Spróbowałem się podnieść, żeby mu przyłożyć, ale znowu ukłucie przyszpiliło mnie do ściany. To uczucie nie mija! I znowu krew w buzi!! Skąd to się bierze!? 

-AGHHH!- zajęczałem. Blondyn wyłonił się i szedł powoli w moją stronę. Najpierw na jego twarzy rządziła pogarda, złość, agresja, ale gdy mnie zobaczył...zmieniło się to... I wyglądał na zszokowanego, zmartwionego iii.. mogłem nawet zobaczyć strach... Teraz podbiegł do mnie. Z mojej głowy coś spłynęło... Ciepłe..znowu.. 

-De...ku..?- spłynęło po mojej twarzy i zatrzymało się na ustach... Oblizałem.... C..C.CO?! KREW?! ZNOWU!? To ciepło czułem na całej mojej głowie.. Czyli że.. moje obrażenia są makabryczne?

- Straciłem kontrolę....tylko raz... Nigdy nie popełnię tego samego...błędu..

Znowu ten głos w mojej głowie! Czemu to mój głos?!

- Nikt...nie..wie.... To nie może..wyjść...na jaw.... Będą się..martwić...

NIE! Nic nie rozumiem! Coś mignęło mi przed oczami... Spłynęła mi kolejna struga krwi.., ale to mignięcie to nie była krew...tylko...bardziej jak... Wspomnienie.. Czyli ten głos... to moje wspo...mnie...nie?... W jaki sposób? Czy ja sobie przypominam? Z zamyśleń wyrwał mnie kolejny ból, ale tym razem na poziomie serca. Zajęczałem.

- De...ku..?- usłyszałem ponowne wymówienie mojego imienia, przez Katsukiego. Podszedł do mnie, a raczej się zbliżał.  Musiałem coś zrobić. Tak nie może być! On mnie nie pokona! Nie poddam się! I znowu z determinacją usiłowałem się podnieść, odrywałem się od tego gruzowiska. Nie poczułem kolejnego ukłucia, a raczej bolesne ukłucia na całym ciele, ale olałem to.. Zbyt dużo adrenaliny. Muszę wyłączyć mój quirk, ale się NIE DA!

- Przestań powtarzać moje imię!- krzyknąłem by wzmocnić swoją siłę. On się wzdrygnął, a ja powoli wstawałem aż w końcu mi się udało. Postawiłem stopę do przodu, ale że o mało się nie wywaliłem, to położyłem dłoń na wystającym kawałku ściany. Popatrzyłem mu w oczy...

- To może ty raz byś powiedział MOJE!? Nie przypominasz sobie?!- o czym on mówi? Przecież ja nigdy go nie widziałem na oczy, a on mi mówi, że jakieś przezwisko mu wymyśliłem... Teraz ukłucie pojawiło się na ręce, którą trzymałem na tej ścianie. Automatycznie puściłem i jęknąłem. Oparłem się o tą ścianę.

- Nigdy nie dałem ci żadnego przezwiska!- warknąłem, a on był zaskoczony. Jednak potem w jego oczach zobaczyłem agresję. Co mu się dzieje? Kolejne ukłucie... Czemu ta moc wciąż jest włączona?! Niech zniknie! NIE CHCĘ JUŻ!! I smak w ustach przybierał na wyczuwalności. Coraz mocniejszy i tak jakby jego ilość się zwiększała.

- KŁAMCA!- czy mi się wydawało czy z jego oczu spłynęła łza? Nie.. Przywidziało mi się.. Stał z zaciśniętymi pięściami..

 I znowu coś mignęło mi przed oczami, a z mojej głowy spłynęła kolejna struga krwi... Tym razem przypomniałem sobie...jakąś zamazaną postać iii....mnie? Nie mogłem rozszyfrować tej drugiej..... Ale to był na sto procent chłopak... i byłem...młodszy..?

- KŁAMCA! KŁAMCA! KŁAMCA! KŁAMIESZ DE-IZUKU!- jak...on..mnie nazwał? Izuku? Odepchnąłem się od ściany i zacząłem iść w jego stronę. Chwiejnie, ale jednak.. Wszystko boli.. I faktycznie wydaje mi się.. jakbym stracił kontrolę nad moją mocą.. To przed tym ostrzegał mnie...ja..?

- O czym ty mówisz.. Bakugo?- zapytałem. Starałem się nie upaść, ale to nic nie dało, bo gdy byłem już blisko niego potknąłem się o kamień. Upadłem i walnąłem głową o ziemię. Dostałem zaćmy....ale to co potem się wydarzyło....zmieniło wszystko... 

Przyszło mi trochę wspomnień..między innymi..z tym chłopakiem... To był..Bakugo..? My się znaliśmy..? Inne wspomnienie..też z nim.. Ja martwiłem..się..o niego? Gdy spadł do rzeki..podałem mu pomocną dłoń..? Nie może być... To na pewno tylko przywidzenia.. To mi się śni, a ja zemdlałem! Tak nie może być!! Wstałem i ruszyłem znowu w jego stronę. Nagle on spuścił głowę i drgał...a z jego oczu płynęły łzy.

- Naprawdę nie pamiętasz jak mnie nazywałeś..?- szepnął. Mimo to.. Usłyszałem co powiedział i te wspomnienia mi się rozświetliły. Teraz poczułem ogromną strugę, która spłynęła po moim policzku i popłynęła dalej.... Stanąłem, bo już wiedziałem... Wyciągnąłem rękę w jego stronę...

- Kacch--nie zdążyłem dokończyć, bo coś nagle wbiło się w moje ciało i z ogromną prędkością nabiło mnie na budynek. Z impetem w niego walnąłem, sprawiając, że zaczął się rozsypywać. Nie dość, że płonął to jeszcze się walił! Zostałem przygnieciony przez......WIELKĄ KŁODĘ?! Jak to drzewo się tu znalazło?!

- DEKU?!?! JAK MNIE NAZWAŁEŚ?!- przez dym usłyszałem tylko krzyk Kacchana... To tak go nazywałem..? Heh... Jak mogło mi to wypaść z głowy..? Ja na serio straciłem pamięć..? Przymknąłem oczy, bo ból był zbyt wielki.. To drzewo.. te gruzy..i to, że jestem nabity...n..n..na skałę............. NabitY...

Obczaiłem w jakiej sytuacji się znalazłem. Skała przechodziła przeze mnie na wylot.. Ostra jak nie wiem... Ja sam przygnieciony przez ogromne drzewo, które jeszcze pogarsza sprawę przyciskając mnie bardziej i tworząc we mnie coraz większą dziurę... Pocieszające jest jedynie to, że wróciły mi wspomnienia i moja moc sama się wyłączyła... Część wspomnień...tak jakby był to jakiś film......

Popatrzyłem w górę i moje oczy się rozszerzyły. W moją stronę pędził ogromny kawał budynku.. tez ostry jak cholera... Całe to ,,ostrze,, było zwrócone w moją stronę, ale kamień był obszerny... Już po mnie... Heh.. 

Zobaczyłem pode mną kałużę..ale nie wodną, tylko krwi... I w niej swoje odbicie, tylko, że byłem jakiś radośniejszy i.......uśmiechnięty.... Zacząłem płakać. Jak to się stało? Jak się stało to wszystko?! Jak to się stało, ŻE STRACIŁEM WSPOMNIENIA?! Już....pamiętam...powrót do domu...i zwykły upadek.... To przez to całe moje życie się zmieniło..? TO PRZE--

-GHA...-wydałem z siebie tylko ten dźwięk.. Ta skała...wbiła się we mnie.. A tamta, w którą już byłem wbity....... Zostałem dociśnięty w dół.. Dziura w moim brzuchu się powiększyła... Wyplułem z buzi masakryczną ilość krwi, która od dawna się zwiększała... Ja sam już nie czułem bólu...

Drzewo, którym byłem przygnieciony, złamało mi nogę i dociskało mnie jeszcze bardziej... Skała, na którą byłem nabity...wystarczająco mnie zabiła... Zabiła w sensie, że moje myśli...i wszystko na co miałem nadzieję..., bo już nie miałem jak się uwolnić... Ta skała co była u góry... wbijała mnie w dół.. Też przebiła moje ciało... Ani z tej, ani z tej bym się nie wydostał... To jest niemożliwe, a poza tym...niewykonalne....

Znowu popatrzyłem w górę spod przymkniętych powiek. Cały budynek, a raczej jego reszta się paliła i zawalała... Obok mnie spadały poszczególne kamyczki.. Na mnie nie.., bo byłem dość przykryty przez wbitą we mnie skałę...ale jeśli spadłoby na mnie coś większego..... To byłby koniec.........

- GDZIE JESTEŚ?!?! DEKU!!!- słyszałem krzyki Kacchana.. 

Nawet gdybym chciał coś mu odpowiedzieć, bądź chociaż pokazać gdzie jestem... Jest to niemożliwe do wykonania... Nawet gdybym chciał... Nie da się.. Zacząłem płakać mocniej. Nie..przychodź tu.... Nie patrz na mnie... Nie patrz w jakim jestem stanie, Kacchan..... To mi złamie serce...

-DEKU?! DAJ MI JAKIŚ ZNAK!!!!- przepraszam... Przepraszam cię za wszystko Kacchan... Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale chyba lepiej jeśli zginę samotnie... Nie zasługuję na miłość, ani przyjaciela... Miłość...Miłość... To dlatego? Nigdy nie wiedziałem co to za uczucie.. A teraz już wiem... On jest tym jedynym...... I tym jedynym, którego nie chciałbym widzieć cierpienia.. także.. Nie przychodź tutaj...

Zamknąłem oczy, by po chwili znowu je otworzyć. Kolejne zagrożenie.. Nade mną... Leci płonący blok. I to z BARIERKĄ! Czyli spada na mnie część schodów?... No nic... To i tak już koniec... Nie mam już nic.. Jestem wolny, lecz nie mogę iść.... Przebity..i wolny....

PER BAKUGO

Gdzie on jest?! Gdzie się podział?! Słyszałem jak to powiedział!! ,,Kacchan,,  On wypowiedział moje przezwisko! Czyli pamięta?!?! Gdzie on jest?!

- DEKU!!! DAJ MI JAKIŚ ZNAK!!!-  wrzasnąłem. Za cholerę nie wiem gdzie poleciał! Gdy usłyszałem ,,Kacchan,, od razu podniosłem głowę, ale coś jakby go odtrąciło. Było za szybkie, nie widziałem gdzie poleciał... W sumie to coś przypominało... drzewo? Co tu robiło drzewo?!

Popatrzyłem w stronę, z której wcześniej dobiegł łomot. Jakby coś spadło, ale nie mam pojęcia co... Co chwila słyszałem stukot i myślę, że to ma coś wspólnego z nagłym zniknięciem Deku. Szczerze..dziwne to było... 

Pobiegłem w stronę dochodzących łomotów. Wszędzie dym i prawie nic nie widać.. Kurde! Jak ja mam  coś zobaczyć? No nic.. Trzeba sobie jakoś radzić... Przeszedłem parę kroków i pierwsze co zaczęło mi majaczyć przed oczami to walący i palący się budynek, a pod nim dwa głazy połączone jakąś dziwną kolumną... I coś na niej było, jakby nabite...? .. Obok leżało drzewo.. To drzewo, co w Deku wpadło! Albo go.....eeee...napadło? XD nie wiem...

Podszedłem bliżej, ale im właśnie bliżej podchodziłem tym gorsze przeczucie miałem. Nie podoba mi się ta kolumna... Zbliżałem się i musiałem zakrywać usta dłonią, bo wszędzie czułem zapach siarki, dym i jakiś inny zapach...zgniłej kanapki? 

Przede mną zaczęły widnieć jakieś wyraźniejsze rysy. Faktycznie. To były dwa głazy, ale wciąż nie wiem co to za kolumna i co to za ,,coś,,. Wygląda jakby było przebite...Wciąż szłem aż wszystko się nie rozświetliło i przed moimi oczami stanęła scena niczym z horroru. 

Wielki palący się budynek i w dodatku, walący się. Wszystko spadało na ziemię..wokół pełno dymu, popiołu i wszystkiego co można sobie wyobrazić za najgorsze... Dwa ogromne głazy, pomiędzy, którymi jest kolumna... Na ziemi.......krew..kałuża krwi i kamienie, drzazgi, skał, drewno... Te głazy...są połączone..kolumną.... Ta kolumna...to wcale nie kolumna...tylko ostrza, przez które przebity jest....Deku....? DEKU?!?! NIE!!! Przypatrzyłem mu się zanim w ogóle się ruszyłem.

Klatka piersiowa przebita z góry i z dołu, tak jakby ten głaz z ostrzem u góry dopiero po jakimś czasie spadł... Deku musiał się nabić na ten dolny, gdy drzewo, które go zabrało wbiło go w niego, bo raczej samemu by mu się nie udało, a przebiło go na wylot.  Tak, że cały był zakrwawiony i jego ubranie było mocno czerwone... Pod nim rozpościerała się ogromna kałuża krwi, która płynęła w różne strony i idealnie było widać odbicie Deku. Był przygnieciony tym drzewem i wydaje mi się, że miał złamaną nogę... Wisiała.. Nie widziałem twarzy, bo stałem za daleko, ale za to mogłem zobaczyć jak drga i nawet łzy....

Wpatrywałem się tak dopóki nie zobaczyłem najgorszego. Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu i moje nogi same zaczęły biec. W stronę Deku leciał kolejny, ogromny głaz z jakąś barierką! Leci wprost na górny blok, który jest wbity w Deku...czyli, że jeśli nie zdążę...... będze po ni- NIE!!!! NIE POZWOLĘ NA TO!!! GDY PIERWSZY RAZ COŚ DO NIEGO CZUJĘ!!! JUŻ NIE WZGARDĘ!! POLUBIŁEM GO!!

Rzuciłem się w stronę lecącej skały, która lada chwila miała zakończyć życie zielonka...Że jak?! JAK JA GO NAZWAŁEM?!*\\\\\\* ...Nie pora na rozmyślenia!! Wyskoczyłem z najwyższego punktu, który miałem po drodze i poleciałem, kierując się w tą skałę. Wyciągnąłem rękę i złapałem za zawleczkę w mojej rękawicy. Wypuściłem ogromny wybuch, który pochłonął nie tylko skałę lecącą w dół, ale też tą, która była wbita w Deku od góry.  

Zostałem ode pchany w tył przez siłę wybuchu, ale zdążyłem wylądować i zatrzymać się nim odleciałem za daleko. Wszędzie teraz latały odłamki skał i kamieni, a ja puściłem się biegiem w stronę mam nadzieję, że jeszcze niemartwego zielonka. Skutecznie omijałem latające gruzy aż w końcu dotarłem do celu. Stałem pod całym tym masakrycznym, ostrym kamieniem. O bosze jakie gówno... Ale strasznie zabójcze i zdradzieckie gówno...

Popatrzyłem na Deku i podszedłem bliżej niego. Wciąż przebity...nic się nie zmieniło... Ale za to jest możliwym by go uwolnić! Nie ma już tego wielkiego głazu, bo urwało i rozkruszyło. Wybuch był dobrym pomysłem mimo, że teraz ręka boli mnie jak cholera! Da się go ściągnąć, ale to nie będzie proste, bo muszę najpierw go odblokować, a wbił się mocno... Jego głowa i ręce, jak i nogi były spuszczone w dół, tak jakby już nie żył... Ale na szczęście widzę, że jego klatka piersiowa się podnosi... 

Podszedłem bliżej i przyłożyłem swoją dłoń do jego policzka. CO?! Szybko odsunąłem rękę. Nie wiem co mnie napadło! Haaa?! Nagle zobaczyłem jak jego powieki się podnoszą, zacisnąłem usta... On się wzdrygnął, gdy otworzył je do połowy. Chyba przez to, że mnie zobaczył... stojącego ...przy nim... 

-C...c...co?- zaczął nerwowo mrugać i drgały mu usta, przez które swoją drogą wypływały kolejne strugi krwi. On serio ma w sobie aż tyle tego?! Wow..podziw....Ale nie o tym teraz! Muszę go wydostać! Wygląda na zmieszanego i ......zarumienionego..? Albo to przez krew.... 

- Cicho głupku...- szepnąłem niesłyszalnie. Tak naprawdę trochę do siebie.. Ale ciii! 

Wszedłem pod jego plecy i kucnąłem, patrząc na zakrwawioną kolumnę i plecy zielonka. Całę poszarpane i ta dziura tylko z góry wydaje się taka mała...... Tu jest wielka i nawet głupi nerd zjeżdża wciąż w dół. Kurde. Muszę jakoś to powstrzymać! Wymyśliłem coś dość ryzykownego... Dotknąłem dwoma rękami jego pleców na poziomie łopatek. Zadrżał. Szczerze.......ma bardzo miłą w dotyku skórę.... taką miękką....mmmmm... PRZESTAŃ! Odwróciłem się w tył, żeby odpędzić od siebie złe myśli i żeby zniknął mi mały rumieniec. Kurna! Przyłożyłem swoje plecy do jego, moją głowę do jego i ręce wciąż miałem na jego łopatkach. Zgięte, by podtrzymać ciężar. Zacząłem prostować nogi.

- H..H....ha...?- niespokojnie się wiercił. To mi krzyżuje plany. Muszę go uspokoić...

 Pomyślałem, że coś zanucę, ale od razu odpędziłem tą myśl. Nic nie będę nucił! Zamiast tego zawarczałem lekko, przygryzłem wargę. On się uciszył, ale wciąż drżał. Powoli dalej prostowałem kolana, napierając na jego tył. To JEST CHOLERNIE TRUDNE!

-Kacc...h...EGH!-wrzasnął, gdy trochę go podniosłem. Kurna! Nie wiedziałem, że aż tak go to zaboli! .....*facepalm* No ja pierniczę! Ale ze mnie idiota! Przecież samo nabicie na jakąś skałę i wbijanie się w nią mocniej jest bolesne!- ... Prze.....stań!...- krzyknął do mnie. NIE ZAMIERZAM! URATUJĘ CIĘ! 

Zacząłem napierać mocniej mimo jego jęków. On drżał jeszcze bardziej niż wcześniej, a pod sobą  mogłem zobaczyć więcej krwi. Deku wciąż krwawi! Ale muszę go wyciągnąć! Wyprostowałem kolana z trudem.

- AGH!!!-wrzasnął w bólu, gdyż jego ciało poruszyło się tylko trochę. W górę, ale wiedziałem, że jeszcze przede mną długa droga, żeby go od klinować. Zmieniłem pozycję i znowu począłem napierać na jego plecy.- ...Przes...tań!!..- tym razem na mnie warknął. Odgryzłem mu się tym samym. Czułem jak podjeżdża w górę, niestety zbyt powoli...- PRZE...stań!!...- krzyknął. NIE! NIE PRZESTANĘ! JESTEM BOHATEREM! I URATUJĘ CIĘ! Stanąłem, ale z zamiarem wypchania go na raz. Także trochę się skuliłem i naparłem na niego ze zdwojoną siłą- AGHHHHHA!! PRZESTAŃ KACCHAN!!!

- ZAMKNIJ RYJ!- warknąłem na niego, co dało mi siłe, by popchać go wyżej.

- AGHHGHGGH!!- jęczał. Nie może ugryźć się w język?! Bo jeśli przestanę to on umrze! A ja nie chcę by ktoś kogo znam od dzieciństwa zginął i to przeze mnie, bo nie chciałem udzielić MU GÓWNIANEJ POMOCY! 

Nacisnąłem bardziej i poczułem jak jedzie w górę! Czyli udało się go odklinować!! Zmieniłem pozycję, żeby podtrzymać go jak już dojedzie na tyle wysoko, bym mógł tego tępola zdjąć. Zerknąłem na jego twarz. Miał zaciśnięte oczy i zęby z bólu... Kurde. Muszę się pospieszyć.... I nawet bardziej postarać....

- Kac......c..han....prze...stań...- szepnął, jego usta nieznacznie się poruszyły. Odwróciłem głowę i naparłem dalej. Usłyszałem cichy jęk i nagle coś spoczęło na moim ramieniu. Spojrzałem na obiekt, który zdobył moją uwagę. To była jego ręka....... I patrzył na mnie spod przymkniętych powiek... Jego oczy lśniły mimo cienia i pyłu.... Takie piękne........z cierpieniem i łzami... A jego dłoń... w krwi i z obtarciami....

- Nie...- odpowiedziałem.- I nie przestanę dopóki cię nie wydostanę...-dodałem zmieszany. On kiwnął głową, zamknął oczy, a potem kaszlnął krwią na ziemię i poleciała mu łza. Otworzył oczy i się.....uśmiechnął...? Poczułem ciepło na policzkach i wodę w oczach.. CO?! JAK TO I CZEMU?! Nieistotne... Teraz zależy mi tylko na uwolnieniu go!

Podniosłem się wyżej, a on już nie jęczał... Lepiej dla mnie! Czaj...co? Jego ręka spadła i poczułem dziwne zimno... Jakby to on najpierw ogrzał moje ramię, a potem został zabrany... Muszę się pospieszyć!  Naparłem ostatni raz, tak że zostało tylko, ściągnięcie go z tego. Znowu zmieniłem pozycję i postarałem się go z tego ściągnąć. Ciężki jest...

Udało się, a  Deku tylko westchnął. Ale tak bardzo ciężko i oddychał też nie najlżej.... Trochę się przestraszyłem, gdy jego klatka piersiowa przestała się unosić, ale potem się uspokoiłem, bo on tylko głęboko zaciągnął powietrze.

Wziąłem go i położyłem z dala od tych kamieni i walącego się budynku. Podłożyłem mu kamień pod głowę i uklęknąłem obok niego. Nie mam bladego pojęcia co robić w takiej sytuacji... Jego klatka piersiowa jest cała przedziurawiona i krew się leje! Tamta skała przynajmniej trochę tamowała krwawienie, a teraz nie mam CHOLERNEGO POJĘCIA CO ROBIĆ!! No nie mówiąc już o skazach i rysach na jego całym ciele! Na głowie krew i krwotok! PROŚCIEJ MÓWIĄC! MA I KRWOTOK WEWNĘTRZNY I ZEWNĘTRZNY!! Złapałem się za głowę i czułem wodę w oczach. Dużo...i ciepło, a nawet gorąc na twarzy!

- Co...ty..tu....robi..sz?- zapytał słabiutko... Oj gościu..brzmisz jakbyś zrobił sobie mleko z płatkami, ale to mleko było skisłe i zrobił ci się ser podczas gotowania i musiałeś go wylać, a w lodówce byłą resztka tego świeżego mleka.........Bosze..jakie porównanie..( XD Na faktach!)

- Ratuję cię kretynie...- mruknąłem. Nieeee.... Raczej..próbuję cię uratować... Nie wiem co robić, gdyż... Po pierwsze.. nie mam apteczki, która jest teraz cholernie potrzebna... Po drugie.. nie wiem co zrobić z typem, który ma ogromną dziurę w klatce piersiowej... A po trzecie.. Przecież on ma krwotok wewnętrzny i zewnętrzny na raz! Ja nawet nie wiem jak temu zapobiec! ALE ZE MNIE GÓWNO! Trza było uważać na lekcjach z ratowania życia!

-C..c..czemu.. wró.. ciłeś..po..mnie?- jego pytania robią się irytujące.. Nie dość, ze się staram coś zrobić, to on jeszcze zawraca mi dupę! Oderwałem kawałek jego koszuli, żeby się nie przyczepiła przez krew. Moim oczom ukazała się dziura w swojej okropnej okazałości.... Znowu zrobiło mi się mokro w oczach... Czemu? Może przez moją bezradność w tej chwili i świadomość...że Deku...może..... umrzeć.....

-Jesteśmy przecież przy...!- zatrzymałem się, ale postanowiłem dokończyć- PRZYJACIÓŁMI! I nie zostawię cię za nic w świecie! Choćby zależało od tego moje życie!- krzyknąłem. Całą ta negatywna energia się we mnie zbierała do tej pory i tak nagle zniknęła.. Czy ja właśnie powiedziałem, że wolałbym umrzeć niż go zostawić?......ta.... I to jest prawda....

- Nie...prawda.... Zrob..iłem.. za dużo....złego....- przymknął oczy i odwrócił wzrok. Czemu to mnie tak ukuło?! Tylko dlatego, że powiedział, że nie jesteśmy przyjaciółmi?! To mnie tak boli?! Nie... nie tylko..... Przez to, że jego oczy na mnie nie patrzą... 

- Kłamiesz Deku. Nigdy nie zrobiłeś nic złego....- szepnąłem. Teraz tak nagle przybity i zrozpaczony.. Tak szybko mi się zmieniają emocje? Nie mogę w to jakoś uwierzyć....

- Zasta..nów się.... to wszystko.. to moja wina...-już miałem coś krzyknąć, żeby tak nie mówił, ale on położył swoją dłoń na moim kolanie.- I dobrze się stało..... Zapłacę za .....skrzywdzenie was...

- NIE MÓW TAK!- wrzasnąłem. NIECH PRZESTANIE! NIECH SKOŃCZY TAK MÓWIĆ! Czemu zbiera mi się na płacz!? Nie! Zdjąłem rękawice i przyłożyłem swoje dłonie do dziury w jego klatce piersiowej. Nie zakrywały całej, ale starałem się zatamować krwawienie z nadzieją, że to coś da.

- Heh..- zaśmiał się lekko, na co popatrzyłem na niego ze łzami w oczach.- Wiesz, że ....to pra..wda..... Nie...okła..muj ..się....- kaszlnął. Postarałem się zrobić co w mojej mocy, żeby go uratować.

- PRZESTAŃ GADAĆ GŁUPOTY DEKU!- krzyknąłem z gulą w gardle. Wstałem i złapałem go pod pachami, chciałem go przeciągnąć- WRACAJMY DO RESZTY, CO? Uratuję cię!

Zacząłem go ciągnąć, co wyglądało raczej nieporadnie. Dlaczego wcześniej mogłem go z łatwością podnieść, a teraz sprawia mi to taki problem?! Może przez żal...i smutek....

-Pu...ść mnie....- usłyszałem jak wzdychnął. Poprawiłem go i szedłem dalej.

- NIE!- warknąłem w rozpaczy. Nagle idąc on o coś zahaczył i się potknąłem. Upadłem razem z nim, ale szybko się podniosłem i zacząłem tą samą operację co wcześniej. Deku zajęczał.

- Puś..ć m..nie...- zakaszlał, a ja pod wpływem jego drgań nie zauważyłem kamienia i znowu się o  potknąłem. Tym razem już nie wstałem, bo zobaczyłem stan chłopaka. Nie pociągnie dłużej.. Nie ma szans.... Klęknąłem obok niego i popatrzyłem w jego oczy. Wciąż błyszczą... I on się nawet ...uśmiecha..? Już nie przytrzymałem łzy... Poleciała na jego twarz...

- Nie...nie zrobię tego.... Nigdy cię nie opuszczę...Głupi ne..rdzie...- zaciąłem się pod wpływem emocji. Pierwszy raz widzę jak ktoś tak bardzo mi bliski umiera... Pierwszy raz... Wstałem znowu i po raz kolejny chciałem go złapać pod pachami i przeciągnąć...jednak...zatrzymał mnie...jednym słowem...

 -Zos..taw...mnie K..Kac..chan......- powiedział i po jego policzku spłynęła łza. To mnie tak ukuło, klęknąłem przy nim i przetarłem strumień krwi lecący z jego czoła. Złapałem go za ramiona i starłem mu łzę. Potem przyłożyłem swoje ręce do jego twarzy.

-Nn...nie!- krzyknąłem. Miałem w gardle gulę, której nie byłem w stanie się pozbyć...

- I Wybacz m..mi...- podniósł jedną rękę, a mi popłynęły łzy.

-Wstawaj! Nie waż się zamykać oczu!-znowu krzyknąłem. Przyłożył swoją dłoń do mojej twarzy. Leciały mi łzy, a on je starł, ale nie odrywał ręki.

-Czasu...n..nie zmi..enisz Ka...cchan.. Nie...jesteś...B.B..Bogiem....

-Kurna! Nie prawda! Wstawaj Deku!! Możemy to jeszcze odkręcić!-przyłożyłem swoją dłoń do jego, która była na mojej twarzy i spojrzałem na jego ciało. Całe zakrwawione... Ogromna dziura.. Rany, w ubraniu rysy i zadrapania... I jego twarz.. Krew..wszędzie krew, którą przemywają poszczególnie płynące łzy... Mimo tego..lekki uśmiech na jego buzi...jak on się może w takiej chwili uśmiechać? Jego oczy...błyszczą....i lśnią taką zielenią jakiej jeszcze nie wdziałem ...czemu..?

-W..ybacz...- jego dłoń spadła na ziemię, a jego oczy się przyćmiły. Przymknął je. Jeszcze przez chwilę trzymałem swoją dłoń tam gdzie wcześniej z nadzieją, że jakimś cudem jego ręka tam się znajdzie....Nie doczekałem się. Zamknął całkiem oczy i westchnął. Przytuliłem go w rozpaczy.-Koch...am cię...

- Ja ciebie też kocham....- szepnąłem, ostatni raz wtulając go w siebie. Nie interesuje mnie, że będę w krwi, teraz liczy się tylko on... Nie jestem Bogiem.., a przynajmniej nie tak silnym... 

Ostatni raz się uśmiechnął i wypuścił powietrze... Oddech zniknął, serce przestało bić, a jego klatka piersiowa już się nie ruszała... Położyłem go na ziemi, płacząc mu na twarz.. Łzy wypływały mi z oczu niczym woda płynie powolnym strumykiem..... Pocałowałem go w czoło.

- Wybaczam ci...ale czy ty wybaczasz mi...?- wstałem i odszedłem. Nikogo już tu nie było... Całe pole bitwy było puste...tylko trupy leżały... Muszę się z tym pogodzić.. Taka jest kolej rzeczy... On umarł i nic tego nie zmieni..........nawet ja................................

PER DEKU (w głowie...)

To, to chciała przekazać mi ta wiewiórka...? Ale skąd wiedziała? Za to teraz już wiem..tak samo jak ona... To nie był przypadek... i  rozszyfrowałem jej wiadomość, która brzmi...

..........ty..........

.............umrzesz...........



I MAMY SMUTNY I TRAGICZNY ROZDZIAŁ! PRRZEPRASZAM WAS....SERCE WAM PĘKA? TO TERAZ W OGÓLE WAM SIĘ ROZPADNIE, GDY POWIEM WAM:

- To już koniec tej książki..

I smutna muzyka. Tak to koniec... To przyjść do was ze szpachelką? Pozbierać wasze prochy? Bo ja chyba zaraz się rozpłacze..._ * chowa się pod kołdrą*  Wiem, że niektórzy lubili tą książkę i podobał im się humor, ale to już jest koniec...i nie ma już nic... Jesteśmy wolni! Możemy iść! To już jest KONIEEEC! Przepraszam....i mam nadzieję, że się podobały te wszystkie części... Pa! Pa!

Ekhem! Ekhem! Napisałam tam ,,w głowie...,, gdyż wiadomo, że gdy człowiek umrze jego mózg jeszcze działa.........albo to nie ten przypadek. sorki! To działa w przypadku odcięcia głowy! Ale uznajmy, że on to po śmierci gdy Katsuki już odszedł...ok?

Macie rysek, który dawno temu zmajstrowałam na fizie!

I komiks!

Serio. Muszę wam powiedzieć, że ten komiks został stworzony jeszcze przed powstaniem tej książki... Noooooooooooo zapewne dlatego widzicie teraz tyle zmian.  Na początku cała ta książka miała być 10-cio częściowa albo coś w tym stylu, ale wyszła no sami widzicie jaka długa...

Ten komiks powstawał pomiędzy nie zaczęciem jeszcze tej książki, a drugą częścią...także baaaardzo stary z tego dziadu.....

.ps. czyt.na.dole.

.

.

.

.

.


.

.

.

.

.

.

.

.

..

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.


.



.

.

.

.


.

.

No to leć do kolejnej pożegnaniowej części. Żebym mogła wam podziękować i posmucić się z wami... Pogrzeb w następny czwartek, bo mi trumne ukradli.. No właśnie... Pogrzeb;)

*mrugnięcie jednym okiem*









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro