Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień debilizmu...

W TAMTYM ROZDZIALE NIE DAŁAM RYSUNKU, WIĘC TUTAJ DAM. MÓJ PHOTOSHOP W SAIU!

........................WITAMY W CZARNOBYLU.................

TO ZAPRASZAM DO CZYTANIA CZĘŚCI, GDZIE TWÓJ MÓZG SPALI SIĘ Z NADMIARU GŁUPOTY KAMINARIEGO:}

EMMM... I TAK BY THE WAY... TO NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ ZE WSZYSTKICH, A TAK NAPRAWDĘ JEST O NICZYM... MA 6314 SŁOWA.


PER KAMINARI

No jestem w klasie nie? Patrze na Katsukiego, te rany. Ughh... Chyba jednak wolę nie patrzeć. Dalej z nich wycieka krew. A jak myślę o krwii to...to... Przyłożyłem dłoń do ust, tak by nie zwymiotować. Szybko odpędziłem złe myśli. Postanowiłem się skupić na swoim zeszycie. Minęło dwanaście minut, ja dalej wpatrywałem się w pusty zeszyt. Był taki...ciekawy... przyciągał mnie...miał w sobie to coś...czego nie umiem opisać. Usłyszałem jak pan Aizawa skrobie coś na tablicy. Zerknąłem. ,, Kaminari przestań wpatrywać się w pusty zeszyt. To jest CREEPY..." tak tam było napisane. Jak to creepy? Podniosłem rękę.

- Tak?- zapytał wychowawca.

- Moim zdaniem, to bardzo ciekawe. Myślę, że każdy powinien tego spróbować.- odpowiedziałem. Wszyscy się popatrzyli na mnie jak na idiotę. Zaśmiali się drwiąco i lekcja toczyła się dalej. Znowu zwróciłem wzrok na zeszyt. Słyszałem, wołał mnie. ,, Kaminari! Patrz na mnie! Odkryj moją tajemnicę!" Wpatrywałem się w sam środek. Czekalem, aż coś się stanie. Może jeśli będę wystarczająco długo patrzył, to poznam sekret tego zeszytu. Te kartki skrywają w sobie niesamowitą wiedzę. Te wyraziste linie łączą ze sobą sekrety. Ten margines uzmysławia historię. To jest takie ciekawe, takie inspirujące, takie tajemnicze! Muszę odkryć sekret tego zeszytu! 

Minęło kolejne dziesięć minut, a ja jak zaczarowany wlepiałem swój wzrok w ten idealny zeszyt. Znowu usłyszałem szuranie kredy. Z wysiłkiem odwróciłem wzrok, nie chciałem rozstawać się z widokiem tajemniczych pustych kartek. Pan Aizawa był rozdrażniony.,, Przestań patrzeć na ten głupi zeszyt!! Jesteś przerażający!!" serio? Ta tablica mu tylko po to, żeby mnie ochżaniać?

- Przestanę jeśli każdy popatrzy. Te puste kartki skrywają w sobie zagadkę jakich mało. Jeśli tego nie zrobicie, będę sam się wpatrywał przez resztę lekcji.- odparłem z entuzjazmem. Umiem knuć złe rzeczy...hehe... Jestem podły.

- Czy ty masz jeszcze coś w tym swoim mózgu? A nie, przepraszam, ty nie masz mózgu!- Musiał się włączyć Katsuki? On zawsze jest na nie. Nie lubię tego. 

No i spojrzałem na nauczyciela i co widzę? Stoi przy mnie i wpatruje się w mój zeszyt. Też tak zrobiłem. Teraz oboje podążaliśmy wzrokiem po magicznych liniach, wspinaliśmy się po marginesach i szliśmy wzdłóż zagięć. Ta podróż dopiero się zaczynała. Pan Aizawa miał taką minę jak ja. Chciał wiedzieć co skrywają te puste strony. Chciał odkryć tajemnicę ukrytą pod zagięciami.

- Odkryjmy sekret stron!- zwróciłem się do wychowawcy. On zerknął na mnie z szacunkiem i radością. Co nie jest spotykane.

- Tak zróbmy!- wow! Entuzjazm mojego nauczyciela rozwala! Cała klasa miała wzrok jakby patrzyli na debili, którzy nie mają nic lepszego w życiu do roboty, niż no właśnie, marnować to życie. Nie ważne, najważniejsze jest to, że mam z kim odkrywać tajemnicę mojego zeszytu! Tak, więc podzieliłem się krzesłem z wychowawcą i razem wlepialiśmy oczy w sekretną, nieskazitelnie białą stronę z zeszytu.

- Idioci...- to powiedział znowu Katsuki, ale nie zwracałem uwagi. Usłyszałem jak ktoś podchodzi i staje obok mnie. Biała strona zbyt przyciągała bym zwrócił na to uwagę. Ten sam ktoś złapał za mój zeszyt i go wybuchł.

- Nie!!!- krzyknęliśmy razem z panem Aizawą. Poleciały krople naszych łez. Wyciągnęliśmy ręce w stronę jeszcze zdatnego do patrzenia zeszytu.

- Jeszcze tyle tajemnic było do odkrycia!- Katsuki podszedł do okna i wyżucił przez nie zeszyt. Wraz z wychowawcą skoczyliśmy za nim. Przez okno! Złapałem zeszyt w locie.- Tak!- krzyknąłem jak do czegoś bardzo mi drogiego. Czegoś co utraciłem sprzed lat i to do mnie wróciło. Pan Aizawa wyglądał niczym spiderman. Złapał za swoje ...bandaże?...szaliki?....i przeżucił na drzewo. Złapał mnie i razem z zeszytem polecielśmy na chodnik. Cieszyliśmy się jak głupi. Tańczyliśmy w kółko oraz przytulaliśmy mój kochany zeszyt. Nie zauważyłem gapiów patrzących ze wszystkich okien na dwóch debili wyglądających jakby Bóg popełnił błąd. Nie no wcale!

- Wpatrujmy się zatem!- radośnie usiedliśmy na ziemi obok siebie i rozwinęliśmy zeszyt. Te strony były w nienaruszonym stanie!- Waaaaaaaaaaaaa!!!!!

- Wwwwaaaaaaa!!!- ten sam podziw u mnie nastał. - Jeszcze bardziej trzeba odkryć jego sekret!- wlepiliśmy nasze oczy w te jakże niesamowite białe, nieskazitelnie białe kartki. Pochłonęły nas. Zaczęliśmy się kiwać do przodu i tyłu. Ciągle wznosząc wydechy podziwu. Coś mniej więcej takiego.- WaaaaAwwwwoooOOOOAaaaaaaaaaaYyyYyyJjjjaaaaa...- no coś takiego. Nie dało się tego opisać! Podniosłem zeszyt i niczym Shakespeare ( szekspir) zacząłem udawać pozy. Wychowawca poszedł w moje ślady.-,, Biała kartko za tobą pójdę. Z matmy polski zrobię, choć twa okładka zamknie mnie grobie."- podałem zeszyt panu Aizawie.

-,, Wybuch co wyssał piękno twego, kartek twoich nie zdoła zatrzeć jeszcze"- Bosze... Jakie cytaty sadzimy... Chociaż to przerobione od Shakespeara to nawet lepsze, gdyż o moim zeszycie.

- Co wy robicie!?-krzyknął chyba Present Mic. Nie mam czasu. Znowu z panem Aizawą usiedliśmy na ziemi i patrzyliśmy w pustą stronę. Kołysaliśmy się, tym razem milcząc. Nie zwracaliśmy uwagi na stojącego przy nas drógiego nauczyciela.- Lekcje są! A ty Aizawa takie przedstawienie ods...- nie sończył, bo zerknął na zeszyt. Usiadł obok nas i robił to samo co my.- Muszę poznać sekret. Odkryjmy razem tajemnicę!

- Ta jest!- odkrzyknęliśmy razem. Kołysaliśmy się tak jakbyśmy w ogóle kości nie mięli. Teraz widzę ile ten zeszyt daje mi nowych możliwości. Wcześniej żyłem w nieświadomości, ale teraz wiem, wiem za co mógłbym w ogień skoczyć! Te strony mają moc. To niezawodna broń.

- Tu jesteście! Wracać do uczniów!- z daleka usłyszałem głos Midnight. Mają jakiś problem do trzech debili, nie zaraz, teraz czterech debili, którzy patrzą w zeszyt. Czterech, a to dlatego, że Midnight przyłączyła się do nas. Tylko zerknęła na zeszyt, była jak zaczarowana. W tej chwili wszyscy się kołysaliśmy.- Białe strony! Tak niewiele, a me serce skradły, przyjaciele.- wow! Ma gadane. 

Nim się obejrzałem obok naszej czwórki zasiadła trzynastka. No w sensie ten bohater Thirteen, nie? Kołysaliśmy się wszyscy. Nie naturalnie. Kontem oka zauważyłem, że wszystkim uczniom gęby pospadały w dół. Nigdy nie widzieli zaczaeowanych w zeszycie nauczycieli? A może pierwszy raz widzą jak uczeń zachęcił wszystkich nauczycieli do lampienia się w puste kartki! Ha! Jestem the best! Coś nagle spaliło ten zeszyt! Nie!! Automatycznie odwróciłem głowę i kogo widzę?! No?! Jasne, że tego dwukolorowego typa z rozdwojeniem jaźni!!

-Todoroki!!- wrzasnąłem. Dałem zrospaczonemu panu Aizawie sygnał. Wiedział co robić. Żucił mnie na drzewo, a ja przeskoczyłem przez nie w stronę otwartego okna i naładowałem się do maximum. Wyładowałem prąd mający nieskończoną ilość woltów z głośnym- Pika! Pika!- jak to się stało? Ehh... To już wiem czemu porównują mnie do Pikachu. Wcale nie przez włosy! Gdzie tam! No więc  błyskawica sparaliżowała całą moją klasę, najbardziej oparzając przy tym Todorokiego. Zgodnie z moim planem. To było jak najbardziej zamieżone... Nie no...nie będę kłamać. Improwizowałem... Poczułem pustkę w głowie i nie wiem dlaczego, gdy upadłem na ziemię wydałem dziwny dźwięk.- Yji.

- Dobrze się spisałeś.- oO OLol.. Present Mic mnie pochwalił. Fajnie...taaaa.... Ma fajne okulary, zabrałbym mu je... Ale ziemia jest miękka! Jakbym leżał na poduszce... Jaaaa....spoko..

- Yji!- Wydałem kolejny dźwięk idiotyzmu z mojej gęby. A nawet fajnie brzmi... Jakbym tak podstawił do tego podkład z tej piosenki Waka Waka, to by śmiesznie wyszło.... Taaa..muszę spróbować tak zrobić...

- Pomściłeś zeszyt! Trzeba przygotować mu godne pożegnanie.- wygłosiła Midnight. Miała taką śliczną twarz...achhh..., ale teraz wydawała się smutna.. Smutne. Poszliśmy nad rzekę i rozsypaliśmy jego prochy do wody, żeby nurt zaniósł je jak najdalej stąd. Stanęliśmy i zachowaliśmy chwilę ciszy. Eee.. Potem pan Aizawa zabrał mnie do klasy, a tamci się rozeszli. Trudno. Minęła dopiero jedna lekcja. Poczułem jak mózg mi wraca. Dziwne uczucie... Takie mrowienie.

Idę sobie na przerwie na dziedziniec i patrzę przy tym w słońce. Mocne...tak się mieni i błyszczy. Oo zobaczyłem jego kontury! Białe... Idę sobie i dalej patrze, a tu co!? Słońce zaczyna robić się czerwone! Ma teraz bardziej wyraziste promienie. Hmmm... Widzę tam cudowne żółte wnęki. Jak płynąca lawa. Śliczne. Coś zaczęło mi przyćmiewać ten widok, ale miałem wrażenie jakby tylko wyostrzał. Żółć, czerwień, biel, te kolory wlewały się do mojej głowy niczym Cola do szklanki. Nad sobą ujrzałem mgiełkę. Dopełniała cały efekt. Nawet nie zauważyłem, że stoję. Nagle ktoś szturchnął moje ramię. Popatrzyłem na tą osobę. Oo Uraraka! Jest jakaś bardziej kolorowa. Czerowno, pomarańczowa.

- Kiedy ty takich kolorów nabrałaś?- spytałem. Też chcę!!

- Że co?- zdziwiła się. Zobaczyłem coś za nią. Nasza szkoła! Cała RÓŻOWA!!!! Podbiegłem do jednej ze ścian i przytuliłem się do niej. Oczy mnie piekły. Pewnie od łez. Zza drzwi wyszedł Katsuki! Ale w kolorach! RÓŻOWYM, CZERWONYM I ....CZARNYM....yyy. Spojrzał na mnie. Miał zaskoczoną minę.

- Co ci się stało w oczy?- nie ważne! Muszę wiedzieć skąd tyle kolorów się stało!!

- Jesteś RÓŻOWY!!- krzyknąłem i podbiegłem do niego, łapiąc go za ramiona. Wzdrygnął się? Te kolory!!! Skąd one!?- Jak zdobyłeś taki kolor?- przybliżyłem swoją twarz do jego, żeby być bliższym usłyszenia odpowiedzi.

- O CZYM TY MÓWISZ?! DEBIL! Jestem w swoich zwykłych barwach! Lepiej popatrz na siebie!- póściłem go. Wyciągnąłem ręce do przodu i przyjżałem im się.

- O MATKO! O MATKO!! JA TEŻ JESTEM RÓŻOWY!! Chyba zaraz padnę! Weź mnie trzymaj!- zachwycałem się sobą. Do Bakugo przybyła Uraraka. Coś szeptała mu o mnie, że za długo w słońce patrzyłem i zaczęły mi się siatkówki palić. Odpowiedział jej, że nie miałem jeszcze tak czerwonych oczu i, że jej wieży. Ale ja nie! Katsuki po coś poszedł, podczas gdy ja znowu uczepiłem się ściany budynku. Cudowna! Jak wszystko dookoła!

- Hej Denki!- zawołał ktoś. Odruchowo odwróciłem głowę. Coś strzeliło mi w oczy. Poczułem bardzo dużą falę zimna.

-Aaaaa!! Ciemność widzę!! Ciemność!!- wrzasnąłem. Nic nie widziałem.

- Otwórz oczy bałwanie!- achh, on tak na serio? Że ja niby mam zamknięte oczy? No..w sumie jakby nie patrzeć to....mam....zamknięte....oczy.. Otworzyłem. Ale co to?! Wszędzie ciemne kolory!!! Zniknął róż, a na jego miejsce wstąpił czarny i szary!!!

-Aaaa!!! Coś ty mi zrobił!? Wszedzie czerń i biel!! Co to jest?!- nagle w drzwiach pojawił się Todoroki. Cała moja rozpacz zniknęła, aby zaraz zmienić się w złość. Żuciłem się na mieszańca.- Ty!! To twoja wina!! Jak tylko tu stanąłeś, przystałem widzieć kolory!!!!

- O czym to do mnie mówisz? Ja widzę wszystko normalnie!- żucał się. Chciał wydostać się z mego żelaznego uścisku, ale ja mu nie dam. O nie, nie!

- No właśnie! Ty widzisz wszystko normalnie, bo żuciłeś urok tylko na mnie! Ty Wiedźmo spod mostu!!- ktoś złapał mnie w pasie i uniusł. Trzymałem Shoto, nie puszczę go po tym co mi zrobił! Kurde! Jakiś to Czarodziej z Hogwartu! Skąd on w tej szkole?! Może zaczarował nauczycieli i pogroził żuceniem zakazanego zaklęcia! Mam go!! Haha!! Mieszaniec był przestraszony.- I co?! Teraz nie żucisz zaklęcia bombardia, żeby mnie odepchnąć?!- miałem jadowity głos. Coś nagle wybuchło obok mojej twarzy.- Haha! Wiedziałem żeś z Hogwartu!! Który cię uczył co?! Może sam Voldemort!!

- Z czego? Jaki mort? Nie wiem co to jest nawet!- nie spodobało mu się. Ktoś mnie odczepił i zwrócił w swoją stronę. To Kirishima!? No ja rozumiem, że oni tu są, ale po co ten jeszcze tu?!

- Hej! Kaminari! Posłuchaj mnie.- zaczęła Uraraka. Jej głos mnie uspokoił. Rozpłynąłem się.- Za długo w słońce patrzyłeś. Siatkówki ci się paliły, wiec Katsuki oblał je wodą...- to wyjaśniło się, co mnie tak w oczy chlusnęło.- ale przez gorąco i zimno twoje oczka się zwęgliły

- Powiedziałaś, że się......zwęgliły........- załamałem się. Upadłem na kolana.- Nieeeee! Już nigdy nie zobaczę kolorów!

- Myślę, że Recovery Girl to naprawi..- rzekł zdyszany Todoroki. Miał mi za złe to co zrobiłem. Chciałem zapaść się pod ziemię.

No jest już po kolejnej lekcji, no tak no, spędziłem u tego pomarszczonego babsztyla całą lekcję... Fajnie... Idę sobie korytarzem, idę, widzę Iide, Urarakę i Tsuyu. Rozmawiają se, nie będę im przeszkadzać, pewnie to jakieś BABSKIE sprawy...uuuuu...( XD zaliczył Iide do bab!) Chodzę dalej. No chyba się zgubiłem! Omijam tę szafkę już któryś raz! A nie...czekaj....jest tu...wiele szafek. To tylko któraś z rzędu. Przypatrzyłem jej się. To je Kirishimy!! Oo coś obok mnie sapie. No, bo kto jak nie on! Jak nie typ, który wiecznie ucieka przed Bakugo! To sam Kirishima! Ten sam, który niedawno...pocałował.... ,,bombę atomową".

- Hej Denki! Wiesz jaki mamy dziś dzień?- ale dyszy! Fiu... Pot się leje strumieniami! 

PER KIRISHIMA

Jaki jestem zdyszany! Ukradłem Katsukiemu pięć złotych! Wścieknie się. Ale to kocham w nim najbardziej. Jest taki słodki w tedy, dlatego to robię! LOL! Stoi przede mną Denki i nie wie co mam na myśli, mówiąc jaki dzień. Haha!

- Prima Aprilis!- krzyknął z entuzjazmem po chwili zastanowienia. Emmm... On w ogóle wie w jakim roku żyjemy? Prima Aprilis był dawno temu!

- Nieee... Skąd taki pomysł?- czasami naprawdę ciekawią mnie jego myśli. Ale jednak chyba nie chciałbym siedzieć mu w głowie... Brrr...

- No bo od rana podmieniają mi buty. Pomyślałem, że to takie żarty...- serio? Kto chciałby kraść mu buty?! Capią jak jeden wielki kompostownik. Nie no żartuję.

- Acha... Nie, to nie jest Prima Aprilis....- taaa... Musiałem mu zepsuć marzenia.

- To nie wiem...- nawet nie wiesz jaki dzień tygodnia?! No błagam! Wysil swój nędzny mózg. Wiecie co chyba wiem jak powstał Kaminari. Bóg ulepił wszystkich ludzi, a to co zostało wyżucał za siebie... Ale to mój przyjaciel!

- Dzień Debilizmu!- to jest mój plan. On nawet nie wie kiedy ma urodziny! A to właśnie dziś!

- Oo! To coś dla mnie!- Jeszcze się przyznaje?! Nie wierzę już w niego... Kontem oka zobaczyłem wyłaniającego się zza szafki mojego Romeo. Jego mina wyrażała żądzę mordu. Tak jak uwielbiam. Dalem Denkiemu szybie ,,cześć,, i popędziłem przed siebie.

- KIRISHIMA!!!- ach..ten krzyk. Cudowny... Pasuje do niego jak Kaminari do Pikachu. Mimo, że mam lekkiego pietra to czekam aż mnie dogoni... Jak tylko myślę o Katsukim rozpływam się.

PER DENKI

Ja nie mogę! Pędzi niczym strzała! Nie wiem czy nadążę wzrokiem! Woooow! A za nim pomyka Katsuki! Pobawię się w komentatora! Biegnę za nimi!

- Uwaga, uwaga! Zawodnik numer jeden Kirishima próbuje uciec przed zawodnikiem numer dwa Katsukim! Ale co to?! Drugi zawodnik dopada pierwszego! Proszę państwa! Co za emocje! Katsuki okłada pięściami Kirishimę, który usilnie prubuje się wymknąć! Co się dzieje! To sensacja! Przypatrzmy się tej zaciekłej bitwie!- wybuchłem śmiechem. Obok mnie stanął Present Mic z popcornem.

- Chyba zatrudnię cię do komentowania następnej olimpiady. Masz talent! Oraz ten dryg! Nawet Aizawa ci potwierdzi! Hehe!- poszedł se, zostawił mnie otempiałego. Ja?! Komentator olimpiady!? Yji!!!! Nie ma to jak szkoła. Tylko mam wrażenie, że czegoś brakuje. Nie czegoś, tylko raczej kogoś... Ehh... Mój mózg jest zbyt dobry na takie myślenie! Oo Bakugo na mnie patrzy.

- CO TO ZA KOMENTARZE BYŁY?!- wściekł się...uuuu... Pomęczę go jeszcze

- Zawodnik numer dwa Katsuki chce dopaść waszego komentatora! Co się dzieje! Potyka się!! Co za emocje! Katsuki biegnie za mną, ale co to!? Poturbowany zawodnik numer jeden łapie zawodnika numer dwa w pasie i odciąga!! Ta akcja, te emocje! Niewiele brakowało aby komentator został skreślony z listy żywych! Proszę państwa! Przynieśmy znicze dla Kirishimy, bo już chyba tego nie przeżyje!- XD, ale ze mnie wredus!

- No raczej, że NIE!!- uuuuu...Katsukiemu żyłka pękła. Pora się stąd ulotnić. No to zrobiłem te parę kroków w tył i zwiałem. No i kolejna lekcja. Tera z All Mightem! Co mnie cieszy i to bardzo! Wchodzę do tej klasy, nie, sory, WBIEGAM do klasy, bo już po dzwonku.

- Ja to wyjaśnię!- staję na środku klasy i nawet nie otwieram swoich oczu. Nie będę patrzył na ich miny.- To było tak. Chciałem kupić sobie picie w automacie, więc wrzuciłem do niego 10 złotych, ale gdy nacisnąłem przycisk z tym czego chciałem, to te pieniądze do mnie wróciły. I jeszcze zabrały mi część z nich. Pomyślałem, że jeśli zabrał mi je przez naciśnięcie przycisku, to mi je zwróci gdy nacisnę znów. Wrzuciłem resztę pieniędzy i przycisnąłem. Znowu wyleciały! Zrobiłem to ponownie, było tak samo! Aż przyszedłem tutaj z niczym. Tylko z pięcioma puszkami Coli.- rozłożyłem ręce, czekając na zdanie typu ,,Nic się nie stało! Haha!" Nie nadeszło. Otworzyłem oczy. Nie ma ich! Mówiłem do pustych krzeseł! Poczułem chęć zaśmiania się z własnej głupoty.

Skoro ich tu nie ma, to mogą być gdziekolwiek! Dlaczego los mnie tak ukarał?! Po swoich rozpaczaniach poszedłem ich poszukać. Idę przez korytarz i idę, a tu ktoś, tak z dupy mnie podchacza. Moja twarz zetknęła się z ziemią, poczułem w nosie coś ciepłego. Jak zwykle... Moja krew. Odwróciłem głowę zły, ale w swojej zwykłej okazałości i co widzę?! Ten gałgański automat!

-Jak śmiałeś?!- krzyknąłem i żuciłem się na niego.- Nie dość, że mi pieniędzy nie chcesz zwrócić, to jeszcze na mnie napadasz?!- po iluś uderzeniach zacząłem płakać. Leżałem na automacie co chwila wycierając nos.- No bo wiesz..- pociągnięcie nosem- Moi przyjaciele gdzieś... poszli i mnie ..zostawili!- wybuchnąłem płaczem- Szukałem ich..., ale nie mogę znaleźć.- Z moich oczu lały się wodospady łez, ale nie, że cały czas, tylko po powiedzeniu czegoś smutnego- I...i..i oni pewnie nawet się o mnie nie MaRTwiĄ!!! Po co im taki ktoś jak ja?- pociągnąłem nosem. Nagle automat się poruszył, a ja podniosłem się na duchu. Ta maszyna ma moc chi!- Masz rację! Jeśli oni mnie opuścili, to mi nie wolno opuścić ich! Dziękuję ci!- ze łzami w oczach przytuliłem się do niego i pobiegłem na boisko. Stanąłem zapłakany i wzruszony w drzwiach. Są tam! Wturlałem się i kłaniałem im się do ziemi. Byłem taki szczęśliwy.- Jesteście! Tak się cieszę, że jesteście!

- Eeee Kaminari....czegoś ty się... Właśnie! Gdzie ty byłeś?!- Kirishima się o mnie martwił. To takie radosne! Ktoś się o mnie martwił. Złapałem za jego nogę i moje oczy rozpłynęły się w łzach.

- Ty jedyny się o mnie martwiłeś. Dziękuję!- prubował zabrać swoją nogę z mojego uścisku, ale ja mu nie dam. Nie w takiej chwili.- Dziękuję.- ktoś nagle walnął mnie w tył głowy, a noga Kirishimy odeszła ode mnie. Ta chwila! Tak piękna, a już nigdy wrócić nie zdoła!- NieeeEeEEEEeeeee...- rozpłakałem się.

- Ty życiowy przegrywie! Jak stałeś się jeszcze GŁUPSZY NIŻ WCZEŚNIEJ?!- Katsuki też się o mnie martwił! Już miałem się do niego przytulić, kiedy zapodał mi eksplozję w twarz. Od razu mi się wszystko rozjaśniło. Usiadłem sobie na ziemi i pociągnąłem nosem.

- To proste.- odpowiedziałem po chwili. Wszyscy zebrani patrzyli na mnie z niezrozumieniem i jakbym był jakimś tępym idiotą. Hello! Nie jestem! Chyba...

- Czyli?- spytał Todoroki. Na serio jest tego taki ciekaw? Aż tak by posłuchać moich rozwodów z automatem?!

- Nooo, bo gdy skończyłem komentować poczynania Katsukiego... Wyruszyłem w podróż do automatu. Zajęło mi to trochę, ale dotarłem...

- Nie mogłeś dostać się DO AUTOMATU?! PRZECIEŻ ON JEST ZARAZ OBOK NASZEJ KLASY!

- Oj Katsuki, Katsuki, bo ty nic nie rozumiesz. Człowiek z moją inteligencją ma jeszcze więcej przetwarzanych informacji niż normalny. Czego tu nie rozumieć? Po prostu. Patrzę na puszkę Spritea i myślę, czy ją wypić, czy wipić jej zawartość, czy też połknąć całość. To proste.

-Dobrze się czujesz?- Musiałaś się dopiero teraz włączyć Uraraka? A martwić się o mnie to nie miał kto? Nie zwracając uwagi na jej przygłupie pytanie zacząłem mówić dalej.

- Wracając do ,, czemu jestem głupszy niż wcześniej,, wżuciłem do automatu dziesięć złotych i wcisnąłem przycisk. Ale automat zwrócił mi pieniądze. Tylko, że zabrał część. No to pomyślałem, że skoro zabrał po naciśnięciu przycisku, to odda gdy przycisnę znów...

- Serio?- daj mi skończyć Kirishima. Co oni tacy niecierpliwi?

- No i robiłem to w kółko, aż ten głupi automat  zabrał mi wszystkie pieniędze i stoję tu przed wami z pięcioma puszkami Coli.- rozłożyłem ręce. 

- To tyle? DLATEGO PŁAKAŁEŚ I PRUBOWAŁEŚ SIĘ DO MNIE PRZYTULIĆ? TY GNIDO! TWOJA REKOMPENSATA TO TE PIĘĆ COLI!!- uważaj bo ci je oddam Bakugo. Nigdy! Zapłaciłem za nie własnymi łzami i krwią... z nosa...., ale to dalej poświęcenie!

- Co ty się tak spinasz?! Bosze! Jak baba na zakupach w kolejce przy kasie!- wyraźnie się naburmuszył, już chciał coś krzyknąć, ale mu przeszkodziłem.- Jeszcze nie skończyłem mojego rozwodu...

- Twojego czego?- Mineta... ty jak coś powiesz, to mnie w mózgu coś piszczy. Weź wyjdź stąd najlepiej.

- Weszłem do klasy i wytłumaczyłem spóźnienie ścianom. One przynajmniej mnie SŁUCHAŁY- spojrzałem ukradkiem na wszystkich, ale chyba mi nie wyszło, bo zacząłem widzieć prawo i lewo na raz. Lewym okiem zobaczyłem jak Todorokiego przeszedł dreszcz, tak samo jak dziewczyny. Ha! Ma się ten wdzięk!

- Coś ci się z oczami porobiło, może wiezwiemy lekarza...- spojrzałem prawym okiem na Bakugo. To on wypowiedział te zdanie. Też się zatrząsł.- Eeeemmm... Jak ty to do cholery robisz?!

- Znowu proste pytanie. Wysil swój mózg na coś lepszego. Gdy myślę o dwuch rzeczach na raz i mówię i patrzę, moje oczy zaczynają mieć proces rozszerzonego widzenia. Mogę mówić, patrzyć w lewą i prawą stronę, myśleć jednocześnie. Jedyne co jest trudne do wyjaśnienia, to że moje oczy się tak wolno rozjeżdżają...

- Nie chcę być niegrzeczny, ale od kiedy ty mówisz takie inteligentne rzeczy? W sensie na swój sposób inteligentne.- Iida! Ja chciałbym skończyć opowieść o automacie, a nie wysilać się nad waszymi pytaniami.

- Są różne rodzaje inteligencji. Moją jest debilna inteligencja. Wiesz. Jem wszystko, piję wszystko, zwracam wszystko.- coś się złego dzieje. Przywróciłem swój narmalny wzrok co było uciążliwe. Łatwiej sprawić by oczy mi się rozjechały niż, żeby doprowadzić do normalnego widzenia. Trochę to trwało. Widziałem jak dziewczyny drgają i nerwowo się uśmiechają. Ach! Moje piękno i ten charakter! Dobra. Czemu tamci patrzą na mnie jakby nie wiem z jakiejś głupiej komedii mnie wyrwano.

- YyyyYyyyyy...- jak oni to zrobili!! Wszyscy na raz mruczęli! Jaaaa!!! Też tak chcę!!

- Na czym to ja... Acha! Pobiegłem was szukać, ale ten automat na mnie napadł. Wściekłem się i zacząłem go okładać. Po pewnych chwilach zdałem sobie sprawę jaki samotny jestem. Wyżaliłem się automatowi. Pomógł mi. Dał radę i tak oto znalazłem się tutaj! Koniec!

-Czekaj! Czekaj! Napadł na ciebie automat, a ty go pobiłeś? Później mu się wyżaliłeś, a on ci pomógł?- Kirishima. Ehh.. Twoje pytania nie mają sensu.

- No coś w ten deseń.- wydąłem usta i odwróciłem wzrok. Nagle usłyszałem tupnięcie. Wiedziałem kto to! Trzeba wymyślić lipną wymówkę! Ale mi się mózg rozpłynął!

-Kaminari mój chłopcze! Czemu się spóźniłeś?! Haha!- Aa..aaaAa...All Might! Powoli odwróciłem głowę i żeby było prawdziwiej wydałem z siebie dźwięk ,,yji,,.

- Ale ja nie jestem Kaminari.

- Przecież stoisz przede mną. 

- Nie jestem Kaminari.

- Jak to nie?

- Napadła na mnie jakaś szkarada z pod mostu i przejęła moje ciało.- uklęknąłem na kolana, a potem padłem na ziemię udając, że wiję się z bólu.- Niech mi ktoś pomorze! Mój mózg zostaje przejęty!- co to za kłamstwo? Co za gówno wymyśliłem?!

- Dobraaaaa...- nawet nie waż się tego popsuć Iida!

- A ty w ogóle masz mózg?- Nie nie nie! Ty zawsze jak coś dodasz Katsuki! Błagam cię! Nie psuj tak idiotycznego kłamstwa, które nie miało prawa wyjść na światło dzienne.

- Udajmy, że tego nie słyszałem.- All Might złapał się za czoło, jakby tego wszystkiego było za dużo.- Idź, idź już do tych przyjaciół. Zapomnijmy o tym.- COOOOOOOO? Mam wolną rękę i nawet nie dostanę spóźnienia! Hell yeah! Jestem najlepszy! Pozbierałem się z ziemi i usiadłem na Kirishimie, który w tej właśnie chwili wiązał buty.

- Złaź ze mnie mendo!- ojojoj... Nie bulwersuj się tak. Przebierałem nogami w tył i w przód, co jakiś czas kopiąc moje siedzisko w brzuch. Zerknął na moje nogi, wściekając się dalej. Jeny żyłka mu pęknie! Ja to tylko załamanie depresjowe i nerwowe przechodzę jak zaczynam się złościć.- Co ty masz za buty?

- Aaa! Te? Mówiłem, że dziś wszyscy podmieniają mi buty.- nom tak jest i nic tego nie zmieni. Czy ktoś mnie jeszcze w tej szkole lubi? Czy jestem po prostu błędem życiowym jaki popełnił Bóg?

Bóg: Jesteś błędem życiowym! Nie miałeś powstać!

-Fajnie...- załamałem się. ( on to sobie tylko wyobraził, ale jego mózg działa na takich obrotach, że wszystko wydaje mu się rzeczywistaością. Sorki za przeszkodę:-))

- Co?- YyyyYyy! Co się dzieje!? Acha. Już wiem! Kirishima nie strasz mnie!

- Nico. Niewygodne te kapcie.- uwierały w stopy, a poza tym cuchnęły nieprzyzwoicie serowo! Masakiera! Jakby coś w nich zdechło. Zerknąłem na Tokoyamiego. Pobiegłem do niego.

- Hej! Nie masz przypadkiem brata? Mam na myśli jakieś wrony czy kruki.

- Nieeeee... Skąd taki pomysł?- ciekawy jesteś co? Ale ja ci nie powiem! Spieprzyłem stamtąd znowu wskakując na Kirishimę, który wreszcie normalnie spróbował zawiązać buta. Przeszkodziłem mu w tym. XD To wiemy, że nie brat Tokoyamiego zdechł w tych butach. To możeeee...

- O czym gadałeś z Tokoyamim?- Głos Kirishimy wyrwał mnie z zamyślenia. Uff... Zaczynało mi parować z głowy.

- Eee... Czy nie ma brata.- odpowiedziałem. Nie chciałem mówić o śmierdzących butach, ale chyba do tego zmierzaliśmy.

- Po co ci ta wiedza?- a co ty? Sherlok Holmes? Brakuje tutaj tylko tej muzyki.

https://youtu.be/uzyKkKB7mT4

XD Wyobraźcie sobie... Kirishima HOLMES. HAHA!

- Nooooo, bo te buty cuchną i poooomyślałem, że zdechł w nich jego brat.....

- NOOoooo spoko.- wow! Twoje nerwy chyba nie mają granic. Jakby stał tu Bakugo, to już by mnie tu nie było. Taka pikająca bomba. Zaczynasz coś mówić, a ona odlicza czas do wybuchu. Potem następuje eksplozja i wszystko w pobliżu zostaje skażone. IDEALNE PORÓWNANIE! Jestem mądry... Taaa...- W takim razie, gdzie są twoje buty? I tak by the way ZŁAŹ ZE MNIE TY PODRUBO PIKACHU!!!!! 

- Nie wiem. Ukradli mi żydy. Poza tym WYGODNIE MI!!!

- Ejj!! Katsuki zabierz stąd tego barana!! On mnie zgniecie!!- wykrzyknął. Spanikowałem, ale mam plan. Żuce w niego moją Colą!!

- A ZGIŃ TAM TY NIE POTRZEBNY ŻYCIU PADALCU!!!! NIE ZNOSZĘ CIĘ!!- hehe... Takiej reakcji od niego się nie spodziewałem. Lepiej dla mnie. Zerknąłem na moje siedzisko. Wydawało się smutne. Zaraz się rozpromienił. Coś moja tępa głowa przeczuwa, coś niedobrego...

- A jeśli zostawię cię w spokoju?!- o nie! O NIE!O N-I-E!! On na to pójdzie! Jestem zgubiony!! W sumie... jeślibym zginął może bardziej przysłużyłbym się światu... Katsuki tu biegnie NIE, NIE, NIE!! JEDNAK NIE CHCĘ ZGINĄĆ!! Mój genialny mózg nasunął mi pomysł.

- Ej Katsuki ORIENT!- żuciłem w niego dwie puszki z Colą. Złapał. Już nie mam pomysłów. Jestem w kropce... Chociaż, ZAPOMNIAŁEM, ŻE MAM JESZCZE DWIE!!! DZIĘKI BOGOM!! JEŚLI WYJDĘ Z TEGO ŻYWY, JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE BĘDĘ ZARYWAĆ DO JIRO!!! KTÓRA Z RESZTĄ I TAK MNIE NIE LUBI, ALE SIĘ ŁUDZĘ, ŻE W KOŃCU PRZYJDZIE TEN CZAS, GDY MNIE POLUBI!!

- Myślałeś, że tym mnie zatrzymasz?! Nie ma mowy!!- krzyknął. Był tuż przy mnie. Miał mi zadać cios, ale zbyt się bałem i wyprostowałem rękę z Colą w dłoni. Czekam chwilę. Nic mnie nie walnęło. Otwieram oczy. WooOooo! Wetknąłem mu tą puszkę do buzi! LOL! Wziął tę puszkę insobie poszedł, mrucząc coś. Nie ważne. Chyba zmienię te buty. Naprawdę jadą niesłychanie!

Jest już po kolejnej lekcji. Idę se, idę, a tu patrzę mój kochany AUTOMAT! Żuciłem się na niego z radością. Był zimny. On wie jak mnie pocieszyć.

- Gdyby nie ty nie znalazłbym ich! Dziękuję jeszcze raz!- nie zwracałem uwagi na uczniów omijających mnie o 15metrów, ze wzrokiem ,, Jak najdalej od tego imbecyla". Pożegnałem automat i ruszyłem na dziedziniec. Wychodzę i idę dalej. Coś zaczęło mi przeszkadzać. Te buty, które mam na sobie są za luźne. Muszę zawiązać sznurówki.

PER KORISHIMA

Po lekcji to pomyślałem, że wyjdę na dziedziniec. Usiadłem sobie na ławce i patrzę, a tam Kaminari buta wiąże. Poczekam, może się coś ciekawego stanie. Ten koleś nie przestaje mnie zadziwiać.

A few moments later.

Czy on nie potrafi głupiego buta zawiązać!!!! Siedzę tu i siedzę! Ile można!? Serio! Nagle ktoś usiadł obok mnie. Nie zwracałem uwagi.

- Nie żeby mnie to coś obchodziło, ale jak długo on tego jednego buta zawiązuje? Frajer.- spytał.

- Noo.. Dobre piętnaście minut.- odparłem leniwie. Wyanalizowałem głos, który mnie spytał. Uświdomiłem sobie kim była osoba obok mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić. Przecież to moja Julia! Lub Romeo... Pogubiłem się. Poczułem kwiatki dookoła. A myślałem, że mnie już nie lubi. Najwyraźniej się myliłem. To dobrze!

- Ale... On płacze...- zauważył mój boski książe. Że co?! Jak to Denki płacze?!

- Co?!- wykrzyknąłem i pobiegłem do przygłupawego kolegi. Przyjaciel jak przyjaciel musi pomóc biednemu przydupasowi, który wiąże buta przez piętnaście minut.-  Ty buta nie umiesz zawiązać?!

- Em... To nie moje buty... Nie mają sznurówek!- rozpłakał się. Ja rozumiem mieć problem ze sznurówkami z jego mózgiem, ale wiązać buty bez sznurówek?! To jakieś chore...

- To tymbardziej nie powinieneś mieć z tym problemu! Siedzisz tu piętnaście minut!!- co się dzieje!? Gdzie on kupił se mózg? W lumpeksie?

- No właśnie... nie wiem... jak to działa....- pociągnął nosem. Czy on w ogóle cokolwiek wie? Czasami się zastanawiam skąd wziąłem takiego przyjaciela... Nigdy nie mogę do tego dojść.

- Te buty nie mają nawet żepów! Co tu do działania?- chyba się załamał. O nie... Nie chciałem, żeby do tego doszło.- To jak ty te buty w ogóle założyłeś?- podniósł głowę i spojrzał na mnie nie ogarniającym wzrokiem.

- Nooo...- przetarł oczy. Jeny! Jak można rozpłakać się z takiego powodu? Nie ważne. Jak się wygada to, to mu pomorze.- Szłem sobie do szatni, żeby poszukać moich butów....iii nagle przybiegła Ashido z Tsuyu..... no iii ściągnęły mi tamte buty. Założyły.... te....- spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym ,,Pomórz mi!! PROSSSZZZĘ!!!! BŁAGAM!!!" Westchnąłem.

- Chodźmy poszukać!- uśmiechnąłem się ukazując moje nieskazitelnie białe zęby niczym u rekina. Ten tak się rozradował, że dostał krwotoku z nosa. Żyłka mu pękła i coś z okiem.... mu się zaczęło dziać... Ale tylko jednym. Znowu ten zez... Powoli rozjeżdżało się w bok. Dalej przechodzą mnie ciarki. Ostatnio naprawdę jakiś taki nieobecny umysłowo jest.- Możesz przestać?

-Ale co?

- No TO!- wskazałem na jego oko.

- Co? CO? CO?!

- To! TO! TO!!

- Aha! Już się robi!- jego źrenica luzacko wracała. Patrzyłem na to ze skupieniem... mocnym SKUPIENIEM. To trwało wieki. On się uśmiechał. Jakoś tak dziwnie. Skupiałem się na jego oku. Przeszły mnie ciarki, a z czoła zaczął spływać mi pot. Czułem jak brakuje mi tlenu i jakby wszystko się zagęściło. Jakbym został tylko... JA....i...........ON..... To uczucie... Jego oko było tak daleko od normalności.

Nagle ktoś walnął go w głowę, a jemu samemu przywróciło normalność. Jego oko tak po prostu zaskoczyło. Usłyszałem tylko jego jęk. Ważniejsze... Kim jest mój wybawca!? Kto uwolnił mnie od tego chodzącego monstrum? Popatrzyłem na niego iii..... MOIM WYBAWCĄ JEST MÓJ KATSUKI!!! Jednak mażenia się spełniają! Pomyślcie... Denki to smok, który...eee... ŁADUJE.. swój wyziew. Ja jestem niczym księżniczka złapana przez to bydle, a tu zjawia się mój książe i ratuje mnie z opresji! Gdyby tak było...

- Miałem dość patrzenia na twoje upośledzenie oczu. Weź idź z tym do jakiegoś psychologa! To takie niesmaczne...- był spokojny. Czyli nikt mu jeszcze nie naderwał nerwów. To dobrze. Kaminari otworzył usta... O NIE! NIE MÓW NICZEGO GŁUPIEGO!!

- Rodzina mnie tam wywaliła, ale psycholog nie miał do mnie siły mentalnej i powiedział, że to niewyleczalne. Nie wiem o co dokładnie chodziło....- oj,ojojojojoj, OJ! Katsuki! Złapałem za go ramiona, żeby nie przypuścił ataku na biednego, toksycznego przyjaciela. Ale on się nie ruszył. Tylko poczułem jak wzrazta jego temperatura. Zwróciłem uwagę na coś innego. Miał taką miękką skórę. Cudowną.

- Po pierwsze, ZABIERAJ TE ŁAPY KIRISHIMA!- strzelił mi wybuchem po mordzie.- A po drugie, Denki... Idziemy szukać ci butów, a potem pójdziesz do szkolnego psychologa. Mam dość twego nie prymitywnego myślenia...- WTF! A na mnie się wściekł! Co to ma być?! Że niby Pikachu jest na wyższym poziomie ode mnie?! Nie mogę tego tak zostawić! Katsuki złapał mnie za ramię. Dobra, zostawię to tak. Poczułem motyle w brzuchu i falę euforii.

- C-co chciałb...

- JESZCZE RAZ KURNA POŁOŻYSZ NA MNIE ŁAPĘ TY WYŻUTKU, A BĘDZIESZ SPRZĄTAŁ MOJĄ KUCHNIĘ POD NADZOREM MOJEJ WNERWIAJĄCEJ MATKI!!- spalił mi ramię i odwrócił głowę do zezowatego kolegi. Przełknąłem ślinę. AaaaaAaAA!!!! ON MNIE DOTKNĄŁ!!! JAAA!!!! SAM MNIE DOTKNĄŁ!! I ZOSTAWIŁ PAMIĄTKĘ!!!- Idziemy szukać twoich butów.- szybko się usokoił. Jestem po wrażeniem!

PER DENKI

JaaaaJaaaa!!!! Lecimy szukać moich butów!! Stoimy właśnie w tym PIEKLE, które nazywa się szatnią. Buty, buty, buty, buty, wszędzie buty... I gdzie są moje? Nie wiem jak tu przetrwałem. Cała ta szatnia śmierdzi zgniłym serem! Albo innym gównem. Tylko moje buty tutaj pachniały. Unosił się z nich zapach precli...mmmmm... Taki słodki i świerzy... A teraz GDZIEŚ ZAGINĄŁ! Przystąpiliśmy do bohaterskiego poszukiwania! Z potem na czole!

- No szukać, szukać! Szybciej, bo zaraz zasnę!- siedziałem sobie na szawce, zajadając precla. Jak się ociągali! Wziąłem kolejny kęs.- No szybciej, bo wam nie dam!- przeturlałem się na szafkę stojącą obok, a zarazem najbliżej Kirishimy. Wziąłem do ust kolejny kawałek i zacząłem wymachiwać mu preclem przed nosem.

- Weź przestań! Może sam byś poszukał!- zdenerwował się..uuuu...

-Bardzo ciekawa sugestia, aczkolwiek nie opłacalna. No posłuchaj. Po co samemu szukać skoro można wynająć sobie dwuch  brzydali, którzy załatwią za ciebie robotę, a ty możesz sobie spokojnie zjeść precla i nie marnować czasu na głupotę?- moja mądrość bardzo mnie zaskakuje. Oho! Coś się dzieje! Katsukiemu głowa paruje! TRZEBA PRZYWLEC SZLAUF I WYLAĆ MU WODĘ NA GŁOWĘ, BO ZARAZ ZAPŁONIE! Ale mi się nie chce...- Lecę ci z pomocą!

Wziąłem jakieś wiadro i nalałem tam wody. W sensie nabrałem z kałuży, bo rozpadało się, a szatnia była blisko drzwi. Wylałem na głowę mojemu przyjacielowi i zadowolony z siebie, wskoczyłem na szafkę. Wyciągnowszy z pudełka trzy precle wepchałem je sobie do buzi, a następnie połknąłem.

- CO TO MA BYĆ?!- Oh Katsuki, to przecie woda! Nie zauważyłeś? A ja myślałem, że jest tylko jeden idiota w naszej klasie. W sensie ja...

- Woda...

- C...

- z kałuży.

- O NIE!! NIE DARUJĘ CI!- krzyknął i żucił się na mnie. Złapał mnie za tył kołnierzyka i przyciągnął do siebie. Zamachnął się pięścią, ale ona przeleciała obok.

-Jaki FAJTER!! OoooOoo!!!-zarechotałem. Znowu się zamachnął, ale wyślizgnąłem się wskakując na szafkę. Zrobił eksplozję. Poleciałem na koniec szatni. Ja latam! Jedan mały krok dla ptaszora, a jeden kolosalny dla debila! Walnąłem z impetem w ścianę. Coś spadło mi na kolana.- MOJE BUTY!! ZNALAZŁEM MOJE BUTY!! SAM!- założyłem je i poszedłem do kochanych, życzliwych, miłych... cierpliwych.... wielkodusznych.... litościwych...... przyjaciół.

- IDŹ DO TEGO PSYCHOLOGA!- wrzasnęli na mnie. Obrażony zabrałem precle i poszedłem sobie.

Time skip.

- No panie Aizawa, ale ja nie rozumiem!

- Czego nie rozumiesz?! Przecież masz tylko powiedzieć co na tym widzisz!- jak widzicie moim psychologiem został..uwaga..uwaga, teatralna cisza....... PAN AIZAWA! Cóż za zżądzenie losu... Doszłem do tego iż pokazuje mi jakieś dziwne obrazki, które mnie obrażają. Nie podoba mi się to...

- Ale ja nie wiem...Ten obrazek jest tępy. Nie wiem jak, ale bardzo mnie obraża.- kurde czarna plama na środku kartki.

- Co to znaczy, że cię obraża?- zainteresował się? Co to? Taki entuzjazm ma.

- No, bo to gówno na kartce przypomina mi mnie. Jestem jak takie gówno na świecie. Nie ma nic dookoła i jestem samotny. Nikt mnie nie lubi...- załamywałem się powoli.- Jestem bezużyteczny. Nie mam przyjaciół, a jeśli już to się nade mną użalają. Jestem jak takie gówno, które nie ma przed sobą przyszłości, które zawsze zostanie na tej białej pustej kartce...- etap rozżalania- Takie co po prostu nie ma nikogo. Jestem pusty w środku. Czekam aż ktoś mnie w końcu napłni. Napełni naczynie zbudowane z gówna...- wstąpiła rozpacz. Pan Aizawa uważnie słuchał i nawet chyba z szacunkiem- Codziennie wstaję i myślę, że wszystko będzie dobrze, że w końcu zacznę na nowo. Ale... Tak nie jest. Zawsze trafiam do jednego punktu. Do gównianego punktu. Do tej kartki, która ma na zawsze mnie pochłonąć...- leciały mi łzy- I nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. Całe moje życie jest jak ta kartka, a moje uczucia jak to gówno. Puste, niepotrzebne, głupie i smutne.... -mówiłem jeszcze pięć minut, wypłakując wszystko - Naczynie, które miało zostać napełnione, powoli i boleśnie się rozpada. Z każdym dniem. Samotny...Jestem takim gównem. Moje życie to ta pusta kartka.- wybuchnąłem płaczem. Wysmarkałem się w szalik pana Aizawy. Dalej płakałem. Uświadomiłem sobie ile moje życie znaczy. Nic.

- Dobrze, że to wydusiłeś. Czasem czuję się tak samo...- pocieszał mnie Aizawa. Od jakiejś połowy moich wyżalań siedziałem na jego kolanach, wtulając się w niego. Płakałem w jego bluzę, a on tylko gładził mnie po głowie. Wydawał się być dzisiaj bardziej żywy. Jakby znalazł kogoś kto go rozumie i na odwrót.- Teraz mnie też obraża ta kartka. Czuję się tak samo jak ty. Wiedz, że zawsze będziesz miał kogoś na kogo będziesz mógł liczyć. Bo jesteśmy tacy sami!- w tej chwili oboje płakaliśmy.

- Zapamiętam!- załkałem. To było smutne uświadomić sobie sens swojego życia. Tak jakby się go w ogóle nie miało.

- Spalmy tą... tępą kartkę.- powiedział. Tak też zrobiliśmy. Lecz najpierw złożyliśmy z origami czapeczki i założyliśmy je na głowy. Wyszliśmy na dziedziniec. Wydobyliśmy drewno i podłożyliśmy ogień. Wygłosiliśmy pożegnalną piosenkę i żuciliśmy w płomienie kartkę.

- Żegnaj- rzekliśmy razem, a następnie usiedliśmy przy tym ognisku.

- Przychodź do mnie kiedy chcesz. Będziemy się wyżalać sobie nawzajem.- westchnął- A teraz muszę już iść. Do zobaczenia.- Minęło piętnaście minut od jego odejścia. Wpatrywałem się w ogień. Było ciemno. Sypały się iskierki i tańczyły dookoła mnie. Powietrze było przyjemnie ciepłe. Zapragnąłem kogoś przytulić. Przypomniałem sobie zielonowłosego chłopaka. Radosnego, zabawnego, miłego. To właśnie Deku mi brakowało. Go chciałem przytulić. Tylko po to, by z nim choć chwilę pogadać. 

Marzenia........., ale marzenia się nie spełniają.


AŻ MI SIĘ PŁAKAĆ CHCIAŁO JAK CZYTAŁAM PONOWNIE KOŃCÓWKĘ. TO TAKIE SMUTNE. NAJBARDZIEJ JAK WIESZ, ŻE TWOJE ŻYCIE WYGLĄDA TAK SAMO. PRZEPRASZAM, JEŚLI KTOŚ TEŻ SIĘ ROZPŁAKAŁ ALBO POCZUŁ SMUTEK I ROZTERKĘ. ZOSTAW DENKIEMU GWIAZDKĘ ABY MÓGŁ SIĘ POZBIERAĆ PO TEJ ŚWIADOMOŚCI. POCIESZ GO PISZĄC KOMENTARZ.😭😭😭


ZROBIŁAM NA KARTCE TAKI OBRAZEK I POLECIŁAM PANU Z INFORMATYKI, ŻEBY ZESKANOWAŁ I MI WYSŁAŁ. NO, BO NIE LUBIE ROBIĆ ZDJĘĆ RYSUNKOM APARATEM. MAMY TU EKIPE!

CZY CHCIĘLIBYŚCIE, ABYM NARYSOWAŁA WASZE OC BO MI SIĘ NUDZI? JA JUŻ ROBIĘ POSTACIE I BĘDĄ DO TEGO NUMERKI, KTÓRE BĘDZIECIE WYBIERAĆ. DOBRY POMYSŁ? I CZY KTOŚ W OGULE BĘDZIE CHCIAŁ? BO JEŚLI NIE TO TO NIE MA SENSU...( Takie coś stworzyła sugar.) JA CHCĘ, ALE W WERSJI ANIME LUB CHIBI. DAJCIE ZNAĆ W KOMENTARZU.

WŁAŚNIE TAKA JEDNA JESZCZE INFORMACJA. NUDY NA TYM WTT. PO PROSTU AŻ ŻYGAĆ SIĘ CHCE. JEŚLI JESTEŚ GDZIEŚ TUTAJ TO POGADAJ ZE MNĄ. JESTEM ZAWSZE CHĘTNA. OCZYWIŚCIE NIE ZMUSZAM, WEDLE WOLI.:-) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro