Rozdział 5
Dobra czas zaszaleć. Ubieram krótkie, czarne szorty z wysokim stanem bluzkę do pępka oraz wysokie koturny. Całość dopełnię jeszcze paroma bransoletkami i będę gotowa. Wybiegam z pokoju ściągam z wieszaka skórzaną kurtkę i próbuje otworzyć drzwi jednak na marne. Kluczem też nie mogę. O nie tak łatwo to ja się nie dam wykiwać, jadę na te wyścigi i koniec!!!
Wchodzę z powrotem na górę otwieram balkon wyskakuję na świeże powietrze. Dzwonie po taksi, a gdy po pięciu minutach stoi na moim podjeździe szybko wsiadam i podaję wyznaczony adres. Gdy już jestem pod garażami otwieram jeden z nich i wyprowadzam moją ulubienice czerwoną Skodę x5.
Dojeżdżam jeszcze kawałek. Jestem. Zapisuje się do wyścigu i odchodzę kawałek dalej. Oczywiście nadal jestem w kasku bo przecież nikt nie może mnie rozpoznać, trochę to głupie ale niestety takie życie.
Wywołują mnie i jeszcze parę osób ale to jeszcze nie jest najgorsze. Ścigam się z Brianem. Muszę wygrać, muszę.
Ustawiamy się na linii mety, a on niestety nie daje mi spokoju i cały czas się na mnie gapi.
3..2..1..GO
Jedziemy wygrywam nagle Brian mnie wyprzedza ale ja mam coś takiego jak nitro (dzięki Jeremy)
Jeszcze kawałek kawalątek.
TAK WYGRAŁAM WYGRAŁAM jest wszyscy wiwatują moje przezwisko czyli jednak nie myliłam się i tutaj też mnie znają.
Okej to koniec idę odebrać nagrodę i spadam. No nie spadaj Brian.
- Hey, gratuluje - ale on się milutki zrobił – dasz się zaprosić na impreze? – nie no trzymajcie mnie bo zaraz mu coś zrobię.
-Nie dzięki z takimi pizdami się nie bawię – uśmiechnęłam się złośliwie, zarzuciłam włosami i odeszłam z gracją. Gdy już tak odjeżdżałam zobaczyłam jego z otwartą gębą wpatrującego się ślepo we mnie.
-Uważaj bo ci muszka wleci- zamknęłam mu gębę i z piskiem opon odjechałam.
Postanowiłam jeszcze nie wracać do domu bo przecież mówiłam, że idę na imprezę, nie?!?
Zadzwonię do Jeremiego, ponieważ muszę mu podziękować za to nitro i ogólni stęskniłam sięga nim.
-Halo? Hey kotek co tam? - odezwał się strasznie wesoło.
-Wygrałam!!! - zaczęłam piszczeć do telefonu – i to dzięki tobie i temu nitrze.
-Wiedziałem, że moja mała dziewczynka da radę – zgaduję, że ma na mordzie banana.
-Co porabiasz tam w Londynie? – zapytałam wyraźnie ciekawa.
-A nic możliwe, że odwiedzę cię w najbliższym czasie.
-To super, chyba, że ci idioci nie pozwolą. Długo to ja z nimi nie wytrzymam jestem tu dopiero jeden dzień a oni już działają mi na nerwy.
-Dasz radę, wierzę w ciebie, już nie jeden raz to pokazałaś.
-Dzięki za wsparcie PA.
-PA, buziaki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro