Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

                                                                              


 Dobra jest moc, muszę się zebrać i w końcu zejść na dół. Przecież może ich tam nie być, nie? Dobra idę. Schodzę po cichu na dół i słyszę jakieś urywki rozmowy bodajże Briana i mojego brata. Nie zaszkodzi trochę podsłuchać, prawda?

-Nie wierzę, że to Vanessa, ona nie mogła się tak zmienić - och no to uwierz.

Dobra schodzę- pomyślałam.

-Dacie mi jakieś zapasowe klucze do domu?

-Tak jest na komodzie przy wieszakach - odezwał się chyba Edwin ale nie jestem pewna.

-Dzięki - rzuciłam krótko.

Edwin jest czarnowłosym chłopakiem o złotych oczach, przynajmniej jego oczy tak pamiętam ja.

Przy wysepce kuchennej stał jeszcze jeden chłopak podajże Josh ... nie nie nie to był Joseph tak na pewno jestem tego pewna.

-Wychodzę - krzyknęłam i już mnie tam nie było.

Rozglądnęłam się po okolicy , a na telefonie włączyłam moją ulubiona playlistę. Zaczęłam zamówiłam taksówkę i po półtoragodzinnym jeździe wróciłam do tej koszmarnej chałupy. Starałam się wejść jak najciszej więc usłyszałam kawałek rozmowy.

-... co jej powiemy? - zapytał jeden z nich.

-Nie wiem, na pewno nie możemy jej o niczym powiedzieć - o co im chodzi?

-Dzisiaj jest wyścig mam nadzieję, że jesteście gotowi. Myślę, że dzisiaj nie pojawi się ta cała ,,Niepokonana'' bo jest możliwość, że znowu przegramy. Jednak musi ktoś zostać z Vanessą. Jacyś ochotnicy? – o cholera oni gadają o mnie, proszę żeby nikt ze mną nie zostawał, proszę!!!

-Ja mogę zostać – odezwał się ... mój brat???

-Nie Adam ty jesteś najlepszym mechanikiem nie możesz nas zostawić – teraz odezwał się Brian.

Dobra koniec tego dobrego, otwieram delikatnie drzwi i z całej siły nimi trzaskam, a przynajmniej tak żeby usłyszeli. Hahaha jakie mają przerażone miny warto było.

-Hey Van, co tam? – zapytali chórem. To wcale nie jest dziwnę, wcale. Nie dobra to jest strasznie dziwne.

-Pa – odpowiedziałam nawet nie zaszczycając ich moim wzrokiem.

Dobra czas posprawdzać portale społecznościowe. I już ta godzina, czas zbierać się na wyścigi. Tylko jakby się tu wymknąć niezauważalnie z domu. I oto jest pytanie. Idę sprawdzić teren.

- Yyy hey ? – no to się wkopałam Joseph został w domu.

-Hey, reszty nie ma bo yyy poszli... poszli na imprezę, tak tak tak na imprezę – kłamać to ty nie umiesz Josh.

-No spoko właśnie chciałam wam powiedzieć, że też wychodzę się zabawić – powiedziałam beznamiętnie.

-Sory Vanessa, ale nigdzie nie idziesz.

-No chyba cię pojebało idę i koniec – teraz to się naprawdę wkurwiłam.

-Tak mówił twój brat, nie masz wyjścia.

-Pff rzeczywiście idę się przebrać i wychodzę.

-Jeszcze zobaczymy-krzyknął gdy już byłam w połowie drogi.

NAPEWNO NIE ZOSTANE Z TYM HUJEM! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro