Rozdział 11
Podchodzę szybkim krokiem do nich, i ciągnę za rękaw Sky i Jer a za nami idzie reszta ekipy, ta ekipy wmawiaj sobie Van.
-Mieliście czekać przed szkołą – wrzeszczę – gdzie wy do jasnej cholery byliście??
-Spokojnie, spokojnie, dowiedzieliśmy się kto chce cię uprowadzić – ostatnie słowo powiedział szeptem Mike.
-Sorry ale ja już dawno wiem kto to taki – prycham.
-Jak? Dlaczego nam nic nie powiedziałaś? Jesteś w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż myśleliśmy, musimy zadzwonić do Cartera – krzyczała szeptem Scarlett.
-Aby zabrać cię do bazy, tam będziesz bezpieczna – dodał tym razem Evan.
-Nie proszę! Nie mówcie mu nic nie mogę tam wrócić, oczywiście było wspaniale ale wole aby było tak jak jest ewentualnie za niedługo gdy skończę osiemnastkę wprowadzę się do was. Pasuje?!
-Przepraszam ale my musimy zapewnić ci bezpieczeństwo.
No to teraz jest kurwa WSPANIALE no po prostu zajebiście kurwa. Nigdzie nie jadę, bo na pewno będą chcieli upozorować moją śmierć. Nie i koniec!
-No to wspaniale, możecie sobie mu mówić ale ja nigdzie nie jadę. Będziecie mnie musieli siłą stąd wyciągnąć, a wiecie, że mi się nikt nie stawia – warczę.
-Zrozum to wreszcie dziewczyno, że wszyscy martwimy się o ciebie i nie masz wyjścia.
-Ale tego nikt by nie zrozumiał, jak mają mnie porwać skoro nawet nie wiedzą kim jest ta ,, Niepokonana''
-To, że teraz nie wiedzą nie znaczy, że nie zaczną szperać i poszukiwać ciebie. A wtedy będzie z tobą marnie. A ja jako twoja przyjaciółka nie pozwolę na to. Już za dużo w życiu się wycierpiałaś.
-Może po prostu taki mój los, że nigdy nie będę szczęśliwa - powiedziałam to i wyszłam z tej zaklętej budy. Sky, Jeremi i reszta wołali mnie ale ja nie zwracałam na nich uwagi i najzwyczajniej skierowałam się do domu.
Taaa jestem wkurwiona, nie mogę iść do domu muszę jakoś odreagować, wiem..... Jeremi jeszcze przed moim wyjazdem mówił mi, że ma tutaj kuzyna który prowadzi siłownie.
Genialnie, teraz na pewno uda mi się odreagować. Wysyłał mi adres sms'em, jeszcze nie dawno. Tak jest tutaj ulica Caspiańska 73. To blisko także mogę udać się tam na piechotę.
Jestem, siłownia ,, Pompa'' niezła nazwa. Okej nie ważne wchodzę. Widzę wysokiego czerwono - włosego chłopaka z uderzającym podobieństwem oczu do mojego przyjaciela.
-Hej, w czym mogę ci pomóc? - zagadnął.
-Jestem przyjaciółką Jeremiego, miałam tu przyjść do jego kuzyna jak będę musiała się wyżyć.
-Aaa to o tobie tyle mówił młody. Ja jestem Kevin jego kuzyn - podał mi rękę.
-Mogę się zapisać? Wykupić karnet czy coś.
-Jasne tylko mamy na razie wszystko zamknięte, ponieważ odbywa się remont wszystkiego. Także przychodzić będziesz mogła dopiero od przyszłego tygodnia.
-No szkoda bo teraz mam bardzo napiętą sytuacje, ale okej to do zobaczenia za tydzień.
-Do zobaczenia- uśmiechnęłam się i wyszłam.
A5u
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro