VI | Burza
Venus
Rozdział 6
━━━━━━
Kolejny dzień zdawał się jeszcze cieplejszy niż poprzedni. Słońce paliło każdy cal odsłoniętej skóry Venus.
Góry były blisko, zaledwie kilka kilometrów od nich, ale kiedy Słońce wręcz paliło ich żywcem, brakło wody, a zmęczenie krążyło po ich ciałach, grupa miała trudności z poruszaniem się do przodu. Zrobili sobie postój na środku popękanej ziemi. W tej części gdziekolwiek do purwy się znajdowali było mniej piaszczyście. Venus dopiero teraz zauważyła, że bez świadomie zaczęła stosować slang byłych Streferów.
Obecnie dziewczyna była wdzięczna za to, że znalazła się na w miarę twardym podłożu, ponieważ jej oczy nie piekły już tak bardzo jak wtedy, kiedy były nieustannie atakowane przez piasek.
Blondynka leżała na boku w półśnie, jej głowa spoczywała na plecaku. Niebieskie oczy powoli się uchyliły, widząc, że noc już ich zastała. Odwróciła się na plecy i cicho jęknęła. Jej oczy powtórnie powoli się otworzyły, a zmęczenie wciąż nie znikało. Jednak obudziła się całkowicie, gdy zauważyła wiszące nad nimi ekstremalnie ciemne chmury. Wystrzeliła w górę, gdy błyskawica uderzyła w coś, co musiało znajdować się zaledwie kilka kilometrów od nich.
Mieli kłopoty i nie można było temu zaprzeczyć.
Venus odtworzyła słowa wypowiedziane przez Jansona w noc ich ucieczki, kiedy ostrzegł ich przed żywiołami. Mogła teraz przypuszczać, że jeśli upał był dla nich nie do zniesienia, to burze prawdopodobnie były znacznie gorsze. Nie tracąc ani sekundy, potrząsnęła Thomasem, który leżał obok niej.
— Obudź się, musimy ruszać! — rozkazała wystarczająco głośno, aby obudzić resztę ich grupy, której członkowie wymienili zmieszane spojrzenia, słysząc jej nagły, paniczny ton głosu.
— Co? Co się stało? — niechętnie zapytał Newt.
— To się stało, że nadchodzi burza.
Zaalarmowało to większość osób. Thomas wyprostował się, a jego oczy wędrowały po niebie. Zdał sobie sprawę, że dziewczyna ma rację - musieli uciekać.
— Spójrzcie tam! — Aris wskazał na coś przed nimi.
— To światła — Thomas odezwał się, wstając.
Ulga wypełniła grupę. Prawe Ramię istniało na prawdę i nie było daleko od nich. Optymizm szybko zgasł, gdy niedaleko nich uderzył piorun.
— Chodźmy, musimy iść — rozkazał pospiesznie szatyn, upewniając się, że wszyscy złapali swoje rzeczy.
Venus przełknęła ślinę. Przez krótką chwilę wpatrywała się w przerażające chmury, po czym pobiegła za resztą grupy. Jej buty uderzały o ziemię, gdy próbowała nadążyć za resztą. Biegli jak najszybciej, zbliżając się do cywilizacji, a gromy uderzały w lewo i prawo. Dziewczyna unikała każdego uderzenia. A przynajmniej próbowała.
— Dalej, Venus! — Thomas zauważył, że jasnowłosa powoli nie daje rady, a jej krótkie nogi ledwo nadążają za resztą. Pchnął ją przed siebie, nie wiedząc, że nastolatka starała się biec tak szybko, jak mogła, ale głośne grzmoty wokół bardzo ją przerażały.
— Już niedaleko, damy radę! — motywował grupę szatyn. Byli tak blisko wejścia do cywilizacji, zaledwie kilka metrów, ale pioruny dalej uderzały w przedmioty po ich lewej i prawej stronie.
— Wejdźcie do środka! Już! — Zanim dotarł tam Thomas, błyskawica trafiła dokładnie między niego, Venus i Minho, odrywając ich tym samym od podłoża.
Ciało dziewczyny wylądowało kilka metrów dalej. Złapała się za brzuch, nie mogąc oddychać. W dodatku nic nie słyszała. Patrzyła, jak ciało nieprzytomnego lub pozbawionego życia Minho było niesione przez Arisa i Newta, z Teresą i Patelniakiem na czele.
Thomas szedł z tyłu, wytrącony z równowagi, a Venus leżała, biorąc krótkie, nierówne oddechy. Nie była w stanie ich zawołać, nie mogła powiedzieć im, że została z tyłu. Nie miała energii, by wstać. Jedyne, co mogła w tamtej chwili zrobić, to patrzyć, jak pioruny się do niej zbliżają. Narastał w niej strach, żałowała, że nie ma siły się podciągnąć. A potem pojawiła się znajoma sylwetka. Zanim mogła zarejestrować cokolwiek, została uniesiona z ziemi. Thomas, niosąc ją jak pannę młodą, biegł tak szybko, jak tylko mógł.
— Nic ci nie jest? — odetchnął, kładąc ją na ziemi. Szybko skinęła głową, a jej oczy przesunęły się w stronę nieprzytomnego Azjaty.
— Pomóż... Pomóż Minho — wychrypiała. Szatyn nie tracił ani sekundy i już po kilku sekundach klęczał obok przyjaciela. Dziewczyna powoli zbliżyła się, padając na kolana po jego drugiej stronie, ponieważ była zbyt słaba, aby wstać.
— No dalej, Minho — błagał Thomas. Trzymający latarkę w dłoni Newt, błysnął nią w twarz ciemnowłosego. Czekali, mając nadzieję, że jego oczy się otworzą, a kiedy poszkodowany wydał głośny jęk, z ust blondynki uciekło westchnienie ulgi.
— Co się stało? — zapytał Minho głosem splecionym z dezorientacji, wciąż leżąc na cementowej podłodze.
— Stary, trafił w ciebie piorun — poinformował go szatyn. Azjata na sekundę zmarszczył brwi.
— Och. — To wszystko, co powiedział, jakby to nie była wielka sprawa. Thomas pomógł mu wstać, a Newt wyciągnął rękę w kierunku Venus, gdy zauważył, że także walczy, aby się podnieść. Dziewczyna przyjęła gest blondyna z wdzięcznością, powoli stając na nogi.
— Wszystko w porządku? — Pytanie zostało zadane przez Minho i było skierowane do zaskoczonej tym Venus.
— Tak, uch... Wszystko w porządku — poinformowała go suchym głosem. Ten surowo skinął głową. Oczy dziewczyny skierowały się na Thomasa, którego wzrok przez krótką sekundę utkwiony był w niej. — Dziękuję — wymamrotała w jego stronę. Nastolatek skinął głową z uśmiechem.
— Hej! Co to za smród? — przykuła ich uwagę Teresa.
Venus wydała głośny krzyk - z ciemności nagle wyłonił się chcący złapać ciemnowłosą Poparzeniec. Nie udało mu się to tylko za sprawą łańcucha, którym był przykuty.
— Jezu, te stwory są wszędzie! — gorzko przemówiła niebieskooka, wciąż przyciskając dłoń do piersi. Jej serce biło w szybkim tempie.
Wkrótce okazało się, że nie tylko jeden Poparzeniec był uwiązany - zajmowali oni cały magazyn. Wszyscy próbowali się uwolnić, nie chcąc niczego więcej niż zatopić zęby w ocalałych nastolatkach.
— Widzę, że poznaliście nasze psy stróżujące. — Głowa Venus przekręciła się w kierunku nowego głosu i już po chwili mogła zobaczyć sylwetkę dziewczyny stojącej na drugim końcu pomieszczenia. Podeszła do grupy, a Thomas kazał przyjaciołom zostać z tyłu. — Wyglądacie jak gówno. — Stała teraz przed grupą. Blondynka obserwowała ją uważnie, podobnie jak ciemnowłosy, nie wiedząc, kim była. — No dalej, chodźcie za mną. — Ruszyła do przodu, ale po chwili zatrzymała się, bo zauważyła, że nikt za nią nie szedł. — Chyba że chcecie z nimi zostać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro