Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV | Nieumarli

Venus
Rozdział 4

━━━━━━

Wiatr z każdą chwilą zdawał się przybierać na sile. W powietrzu unosiły się ziarenka piasku, które trafiały w oczy Venus, drażniąc je.

To było całkowite pustkowie.

Przez wiele lat, podczas których blondynka mieszkała w siedzibie DRESZCZu, nigdy nie była na zewnątrz i nigdy nie widziała niczego, co stamtąd pochodzi. Dlatego też nie miała pojęcia, czego się spodziewać.

Ryk wiatru szczypał ją w uszy. Ponad nim słychać było syreny, a także dźwięk motocykli. Od czasu do czasu rozbłyski światła padały na pustynię, dochodząc od strażników tej podejrzanej organizacji, przeczesujących teren w poszukiwaniu zarówno jej, jak i innych uciekinierów.

— Nie wychylajcie się! — rozkazał Thomas. Każdy z jego przyjaciół, a także Venus zastosowali się do jego instrukcji, upewniając się, że nie zostaną zauważeni. Zmarnowałoby to wszystko, przez co przeszli, aby uciec, jednocześnie rujnując ich szansę.

Teresa prowadziła. Szatyn nakazał jej się nie oddalać, ale, w przeciwieństwie do podążającej za nią grupy, nie posłuchała go. Venus starała się nadążyć, nie była jednak przyzwyczajona do tak ekstremalnych okoliczności. Potykając się podczas schodzenia ze wzgórza, grupa zgromadziła się za ciemnowłosą, która stała przed wybitym oknem. Wydawało się, że znajdował się tam jakiś budynek, być może dawne centrum handlowe, prawie zatopione w piasku. Teresa weszła jako pierwsza, reszta podążyła za nią.

Venus, starając się nie spaść, zjechała w dół. Gdy w końcu dotarła na twarde podłoże, odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się, ale nie do końca wiedziała, gdzie są i co ich otacza. Ciemność również ją wystraszyła i poczuła ulgę, gdy Minho wyciągnął latarkę z torby, którą ukradł zanim wybiegli z ośrodka.

— Gdzie, do purwy, jesteśmy? — rzucił w przestrzeń, powoli oświetlając kolejne części okolicy.

Venus zmarszczyła brwi na dziwne słowo, które wyszło z ust Azjaty.

— Nieważne, musimy iść — odezwał się zdyszany Thomas. Już zaczął ruszać, ale wkrótce Teresa rozkazała mu się zatrzymać, co zrobił.

— Powiedz mi, co się dzieje.

— To DRESZCZ. Okłamali nas, nigdy nie uciekliśmy. Ja, Aris i Venus znaleźliśmy ciała, zbyt wiele, by je wszystkie zliczyć. — zbliżył się do dziewczyny, ściszając głos.

— Co masz na myśli? Martwe ciała?

— Nie, ale nie żywe. Przypięli je, podłączyli rurki, które coś z nich zbierały. — Nie nawiązywał kontaktu wzrokowego z nikim. Wtedy Venus zdała sobie sprawę, że jest jednym z tych szczęśliwych "obiektów", które nie zostały wysłane do Labiryntu, aby ukończyć próby, dzięki czemu mieszkała w ośrodku DRESZCZu, bez strachu. — Jest w nas coś, czego chcą, coś w naszej krwi. Musimy uciec od nich jak najdalej.

— Dlaczego więc jej ufamy? Jest jedną z nich — odezwał się Minho, wpatrując się bezpośrednio w Venus. Dziewczyna zacisnęła szczękę.

— Nie jestem jedną z nich. Jak myślisz, dlaczego wam pomogłam? — powiedziała surowo, zbliżając się nieco do Azjaty. Przeszywająco wpatrywała się w jego oczy.

— Nie obchodzi mnie, co powiesz. I tak ci nie ufam.

Zanim Venus zdążyła się odezwać, Thomas jej przerwał.

— Ściga nas DRESZCZ i na tym się teraz skupmy. Nie twierdzę, że powinniśmy jej ufać, ale pomogła nam uciec — mówiąc to, oczy Thomasa pozostały na jasnowłosej dziewczynie. Coś w jej oczach wydawało mu się znajome, ale nie mógł tego rozszyfrować. — Musimy tylko na nią uważać.

— Jaki jest plan? — spytał blondyn. Thomas najwyraźniej zdziwił się tym pytaniem, ponieważ milczał przez kilka sekund. — Masz plan, prawda?

— Tak, uch... — Wyraźnie brakowało mu słów.

Wszystko działo się szybko i Venus wiedziała, że ​​nie miał czasu na przemyślenie całości.

— Poszliśmy tutaj za tobą, Thomas, a teraz mówisz, że nie masz pojęcia, co robiłeś i nie masz żadnego planu?! — Z każdą sekundą pytający wydawał się coraz bardziej rozzłoszczony.

Venus żałowała, że ​​sama nie jest w stanie nic wymyślić. Niestety, wiedziała, że wszystko, co wpadło jej do głowy, nie zadziała.

— Zaczekaj — zwrócił na siebie uwagę Aris. — Janson powiedział coś o ludziach ukrywających się w górach, pewnego rodzaju ruchu oporu lub armii.

— Prawe Ramię — Thomas pokiwał głową.

Nazwa brzmiała znajomo, ale Venus nie potrafiła w tej chwili skojarzyć faktów.

— Jeśli naprawdę są przeciwko DRESZCZowi, może mogą nam pomóc.

— Ludzie w górach. Ludzie w górach to twój plan? — Blondwłosy wciąż się denerwował.

— To jedyna szansa, jaką mamy.

— Ej! — Głos rozdarł panujące między chłopakami napięcie. Oczy Venus rzuciły się na innego członka grupy przykucniętego kilka metrów dalej. — Dajcie mi światło!

Minho szybko poświecił latarką we wskazanym kierunku. Venus zwęziła oczy, gdy ogarnęło ją uczucie niepokoju. Na piasku rozrzucone były ślady. Jasnowłosa mogła tylko mieć nadzieję, że nie wróżą żadnej szkody.

— Ktoś tu był...

Thomas i Minho bez wahania ruszyli w kierunku, do którego prowadziły odciski. Venus była tuż za nimi, gdy dotarli do pomieszczenia z kilkoma rozrzuconymi śmieciami.

Zauważywszy latarkę leżącą na jednym ze stolików, dziewczyna chwyciła przedmiot, jednocześnie w duchu dziękując za to jakiejś sile wyższej.

— Spakujmy te rzeczy, które mogą być potrzebne. Rozdzielimy się, zobaczymy, co jeszcze znajdziemy. Spotkamy się tutaj.

Venus patrzyła, jak Thomas i Minho wychodzą z pomieszczenia. Ona sama nie ruszała się, skanując teren. Natrafiła na wieszak z ubraniami. Większość przedmiotów była podarta i zmatowiona, nie wahała się jednak, chwytając buty i czarny podkoszulek. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca do przebrania się. Złapała również zakurzony plecak, który wypełniła inną koszulką, a także kawałkiem szkła, na wypadek jakichkolwiek zagrażających życiu wydarzeń.

Niemal podskoczyła, gdy nagłe światło wypełniło obszar. Oczy Venus skanowały zakurzone żarówki.

Ktoś musiał włączyć prąd.

Przerzucając plecak przez ramię, podeszła do reszty grupy stojącej na zewnątrz pomieszczenia.

— Co się dzieje? — zapytała. Teresa w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.

Słysząc hałas po prawej stronie budynku, Venus wyostrzyła wzrok. Zobaczyła, jak Minho i Thomas wybiegają zza rogu budynku.

Nie byli sami.

Za nimi pędziło kilka przypominających ludzi stworzeń. Kiedy krzyki Thomasa i Minho do nich dotarły, dziewczyna zrozumiała, że ​​są w niebezpieczeństwie.

— Musimy uciekać. No już! — krzyknęła, najwyraźniej jako jedyna rejestrująca to zdarzenie. Gdy tak ciągnęła Patelniaka i Teresę pod ramię, w końcu zauważyli, co się dzieje. Zanim zdążyli rzucić się do ucieczki od tych dziwnych istot, dwóch nastolatków zdążyło ich dogonić.

Każdy z nich wiedział, że biegli po życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro