II | Szczury Laboratoryjne
Venus
Rozdział 2
━━━━━━
Tego dnia, stojąc obok Jansona, Venus miała pomóc w zebraniu osób, które ukończyły próby Labiryntu, ale nie zostały odbite przez Prawe Ramię. Słyszała już o Bezpiecznej Przystani. Podejrzewała, że jest to miejsce, w którym wszyscy poddani badaniu mogli być wolni. Szczerze, brzmiało to całkiem przyjemnie. Jednak jedna rzecz ją niepokoiła. Nigdy niedane jej było zobaczyć dowodów na faktyczne istnienie tej pozornej idylli. Chociaż z drugiej strony, ani razu o nie nie pytała.
Blondynka zdała sobie sprawę, że nigdy nie lubiła mężczyzny przypominającego jej wyglądem szczura, ze względu na sposób mowy jego twarzy, gdy był niezadowolony z czegoś, co zrobiła. Miał tendencję do wybuchowości, a jego osobowość ogólnie pojęta wywoływała w niej irytację. Wiedział wszystko i to sprawiało, że w oczach innych był bardzo niebezpieczny.
Podała mu listę, na którą wpisała kilka imion. Gdy zaczął je czytać, przestała zwracać na niego uwagę. Jej oczy dostrzegły chłopaka, którego widziała podczas pomocy doktor Crowford w zabiegach nowoprzybyłych. Venus wróciła do rzeczywistości, dopiero gdy Janson wymieniał ostatnią z osób.
Czekała, aż wszyscy nastolatkowie podążą za mężczyzną. Miała zamykać ich poczet, upewniając się, że nikt nie zgubi się lub nie spróbuje uciec w drodze do skrzydła medycznego, gdzie, przed udaniem się do tak zwanej Bezpiecznej Farmy, najpierw dostaną witaminy.
Zauważyła, że ten sam chłopak, w którego przed chwilą się wpatrywała, podszedł do grupy badanych. Wydawał się zdeterminowany, gdy maszerował w ich kierunku. Nie wiedząc, że jego nazwiska nie ma na liście, Venus czekała, by ruszył przed nią. Podskoczyła, gdy został brutalnie odepchnięty przez dwóch strażników przy wejściu.
— Nie zostałeś wyczytany. — przemówił jeden z nich. Jego głos ociekał arogancją.
Jasne instrukcje, które Janson dał jej o podążaniu za rekrutami, zostały dawno zapomniane.
— Tylko na sekundę. — nalegał nieznajomy, próbując jeszcze raz przepchnąć się przez strażników.
— To ograniczony obszar, dzieciaku. — odpowiedział mu pracownik, odpychając go ponownie.
— Chcę tylko zobaczyć się z przyjaciółką. Możesz mnie przepuścić? — Nastolatek mówił spokojnie. Mężczyzna przyłożył palec na jego piersi, po czym powiedział ostrym tonem:
— Posadź swój ciekawski tyłek na krzesło.
Oczy chłopaka spotkały się z tymi Venus. Cofnął się lekko, po czym rzucił na ochroniarza z pełną siłą. Dziewczyna już miała odchodzić, ale do jej oczu doszła mała, niewidzialna niemal chwila, gdy atakujący jednym szybkim ruchem wziął kartę dorosłego, na co zmarszczyła delikatnie brwi.
— Odsuń się! — krzyknął ten gwałtownie, gdy nastolatek szybko zemścił się, odpychając go gwałtownie. Jego przyjaciele pospiesznie zbliżyli się i odciągnęli go od wściekłego strażnika.
— Dlaczego nie mogę jej zobaczyć? — wrzasnął, a Venus natychmiast zrozumiała, że musiał mieć na myśli tę, która z nimi przybyła.
Ledwo przywrócono porządek, a Janson wpadł do środka.
— Co się tutaj dzieje? — zażądał wyjaśnień. Vensu nadal spoglądała na brązowowłosego. — Thomas, myślałem, że sobie ufamy? — przemówił ponownie, tym razem łagodnie, zwracając do nastolatka. Thomasa, jak wywnioskowała.
Jego imię nadało Venus poczucie znajomości.
— Wiesz, że wszyscy jesteśmy w tym samym zespole. — Janson delikatnie położył rękę na ramieniu szatyna.
— Czyżby? — Wyraz został wypowiedziany cicho, ale to wystarczyło, aby blondynka go wyłapała.
Te słowo wywarło na nią większy wpływ, niż się spodziewała. Coś w tym wszystkim nie wydawało się właściwe. Szczególnie w ciałach, które widziała poprzedniej nocy, w tym, że pracownicy są tacy skryci. A kiedy zamiast odpowiedzieć na pytania Thomasa, Janson nakazał wysłanie go wraz z jego grupą do kwatery, Venus wiedziała, że to najwyższy czas, by odkryć sekrety tej organizacji.
━━━
Jasnowłosa znów siedziała na niewygodnym krześle przed gabinetem doktor Crowford, lecz tym razem z innego powodu. Była też zdecydowanie bardziej niecierpliwa niż wszystkimi poprzednimi czasami.
Chciała wtargnąć do biura lekarki i zażądać karty dostępu, ale musiała być mądra, przemyśleć sprawę. Kiedy doktor Crowford opuściła swoją siedzibę, Venus szybko do niej podeszła.
— Dzień dobry! — rozpromieniła się podekscytowana, stając przed kobietą, a tym samym blokując jej drogę.
— Cześć, Venus. — uśmiechnęła się dorosła. — Czy mogę ci w czymś pomóc? — zapytała po kilku sekundach ciszy.
Nastolatka musiała działać szybko, więc postąpiła zgodnie z pierwszym planem, który wdarł się do jej głowy. Przytuliła kobietę z wymuszonym, cichym pociąganiem nosa, tym samym ją zaskakując. Po chwili ta odwzajemniła gest.
— Chciałam pani tylko podziękować za wsparcie w tym wszystkim. — Venus z delikatnym uśmiechem i sztucznie załzawionymi oczami poinformowała lekko zszokowaną lekarkę. Gdy ta wyswobodziła się z uścisku, położyła delikatną dłoń na ramieniu dziewczyny.
— Nie ma problemu. To przyjemność móc widzieć, jak bardzo chcesz nam pomóc.
Blondynka obdarzyła ją kolejnym delikatnym uśmiechem i kolejny raz pociągnęła nosem.
— Cóż, muszę już iść. — wyznała.
Szybko się pożegnała, a potem pospiesznie przeszła korytarzem w niezwykle szybkim tempie, uśmiechając się szyderczo pod nosem, jednocześnie ocierając kąciki oczu. A to wszystko z lekarską kartą dostępu Crowford w kieszeni, złapaną podczas ich niezręcznego uścisku.
━━━
Minęły dwie noce, odkąd Venus była świadkiem dziwnych wydarzeń poza jej pokojem. Tym razem postanowiła być mądrzejsza. Wychodząc z pomieszczenia po tym, jak ten sam wrzask zawładnął korytarzem, cicho podążała za szeregiem strażników, lekarzy i czegoś, co wydawało się ludzkimi ciałami.
Venus tamtej nocy widziała, jak doktor Crowford użyła swojej karty dostępu, aby wejść do dobrze zabezpieczonego pomieszczenia. Wszyscy znikali tam za nią, zanim drzwi się zamknęły. Nastolatka była pewna, że nie uzyska dostępu za pomocą swojej karty-klucza, dlatego właśnie musiała dostać się do tej należącej do kobiety. Wiedziała, że miała niewiele czasu, zanim ta zauważy jej brak.
Gdy dotarła do drzwi, szybko rozejrzała się, by upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu, a potem drżącymi rękami, nie mając pojęcia, co znajdzie w środku, machnęła kartą, która przyznała jej dostęp do pokoju. Weszła bez wahania, podskakując lekko, kiedy metalowe wrota zamknęły się za nią.
W pokoju było ciemno, upiornie, a jedynymi dźwiękami były kroki Venus. Zatrzymała się, szeroko otwierając oczy i wpatrując się w dziesiątki rurek rozciągających się w korytarzu. To, co było w środku, sprawiło, że serce jej zamarło. Tak wisiały ich ukochane pupilki - Bóldożercy. Zmarszczyła brwi.
Próby labiryntu się skończyły, ale nadal kontynuowali hodowlę niebezpiecznych stworzeń? Przecież to nie miało sensu.
A potem, jakby widok stworzeń nie był wystarczający, Venus prawie podskoczyła, gdy drzwi się otworzyły, odsłaniając Thomasa wraz z chudym chłopakiem.
Dziewczyna przypomniała sobie, że był tym pierwszym, który został uratowany z Labiryntu i sprowadzony tutaj. O ile dobrze zapamiętała to nosił imię Aris. Wyglądało na to, że obaj chłopcy przerazili się, gdy ją zobaczyli.
— Nie powinno was tu być. — To były pierwsze słowa, które nastolatka była w stanie z siebie wydobyć.
Zdawała sobie sprawę, że gdyby Janson ich tutaj znalazł, na pewno byliby już martwi. To samo zresztą, tyczyło się jej.
— Pracujesz dla nich? — Thomas zapytał sucho.
Zacisnął szczękę, a Venus wiedziała, że zrobi wszystko, aby odkryć tajemnice i zapewnić bezpieczeństwo przyjaciołom. Nie bardzo wiedziała, jak odpowiedzieć na to z pozoru proste pytanie. Rzeczywiście pracowała dla DRESZCZu, ale kilka nocy temu straciła zaufanie do organizacji.
— Tak, pracuję tutaj. — oświadczyła zarówno Thomasowi, jak i Arisowi. — Ale jestem tu z tego samego powodu, co wy. Chcę wiedzieć, co się dzieje.
Ciemnowłosy prawie ją wyśmiał, a dziewczyna wiedziała, że jej nie uwierzył. Jak mógłby?
Jakaś jej część pragnęła wyjaśnić mu, co zobaczyła, aby uzyskać od niego zaufanie. Widziała, jak przeciwstawiał się strażnikom DRESZCZu. Był też jak dotąd jedynym, który podważył autorytet Jansona. Coś, czego ona nigdy nie zrobiła, bo była pewna, że gdyby jednak się odważyła, nie mogłaby już tutaj pracować.
— Kilka nocy temu widziałam coś, co wyglądało jak ludzkie ciała, przyprowadzone tutaj. Mimo że tu pracuję, mam wrażenie, że nie wiem nic o połowie rzeczy, które się tu dzieją. — Venus skończyła swój wywód, wkładając ręce do kieszeni białego fartucha laboratoryjnego. Thomas wydął wargi. Nie poruszył się. Nie chciała tracić czasu, musiała wiedzieć więcej o tym, co się tam wyprawiało.
— Słuchaj, możesz mi nie ufać, ale ja muszę wiedzieć, co się dzieje. — zobaczyła, jak dwaj chłopcy wymieniają spojrzenia. Nie marnowała na nich ani jednej kolejnej sekundy. Odwróciła się na pięcie i przesunęła kartę, tym samym otwierając kolejne drzwi. Wkrótce usłyszała za sobą ich kroki.
Venus zatrzymała się na widok tego, co było przed nią. Czuła napięcie stojących za nią, świadków tego samego. Obaj byli teraz po przeciwnych stronach niej. Wszyscy troje patrzyli oszołomieni, jednocześnie zbliżając się do sceny. Dzieci, nastolatkowie byli zawieszeni na tubach, a ich pozornie martwe powłoki zwisały w powietrzu. I nie były to jedna lub dwie, nie, było ich więcej niż tuzin.
— Teresa? — W głosie Thomasa zabrzmiała wyraźnie słyszalna panika. Szybko skierował się w stronę dziewczyny o czarnych włosach, zakrywających rysy jej twarzy niczym zasłona. Delikatnie odsunął włosy nastolatki i wkrótce zdał sobie sprawę, że to jednak nie jego przyjaciółka.
— To Rachel... — powiedział Aris. — Zabrali ją pierwszej nocy. Mówiłem jej, że będzie bezpieczna...
W głowie dziewczyny zajaśniała lampka. Byli to ci, którzy przeżyli Próby Labiryntu. Ci sami, którym Janson obiecał, że zostaną zabrani do bezpiecznego miejsca. To wszystko było kłamstwem. Te dzieci nigdy nie miały łatwo i zapewne nigdy łatwo mieć nie będą. Wtedy Venus zdała sobie sprawę, że DRESZCZ nie był jakąś organizacją, która chciała tylko pomagać ludziom. Oni zabierali życie niewinnym, przeprowadzali na nich testy, używając ich jako szczury laboratoryjne. A to wszystko by znaleźć - prawdopodobnie - nie istniejący lek.
Kiedy usłyszeli łoskot zamykających się drzwi, Venus podzieliła się panicznym spojrzeniem z Arisem i Thomasem, głośno szepcząc "schowajcie się".
Uważnie obserwowała zza filara, jak Janson i inny pracownik weszli do pokoju.
— Chciała osobiście z tobą porozmawiać. — powiedział ochroniarz zirytowanemu Jansonowi.
— No tak, bo wcale nie mam sporo na głowie. — mruknął z gniewem szczurowaty.
Venus wysunęła głowę. Uważnie obserwowała rozgrywającą się przed nią scenę. Janson stał przed wyświetlonym na szarej ścianie hologramem Avy Paige, jednej z najważniejszej osoby w DRESZCZu. Dziewczyna nigdy osobiście jej nie spotkała, ale wiedziała, że należy się jej bać, bo zrobi wszystko, aby osiągnąć cel, którym był lek.
— Dobry wieczór, doktor Paige. — Janson przywitał się z blondynką. — Miło Panią znów widzieć, chociaż przyznaję, że nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko.
— Zmiana planów. Przyjadę jutro. — Kobieta wstała z krzesła, na którym siedziała. Zaczęła spacerować po biurze, poprawiając biały kitel.
— Och, to wspaniale. Myślę, że będzie Pani zadowolona z poczynionych postępów. — Mężczyzna dał sygnał stojącemu obok pracownikowi, który szybko pokazał jakieś dane na ekranie. — Jak widać, wyniki są bardzo obiecujące. Nie wiem, co im daliście, ale to działa.
Ava Paige pokręciła głową z niezadowoleniem.
— Nie jest dobrze.
Venus zmarszczyła brwi. Jakie wyniki? Robili testy na lek? To nie miało dla niej sensu.
— Właśnie otrzymałam zgodę zarządu. Chcę, aby wszystkie pozostałe obiekty zostały uśpione i przygotowane do zbiorów, zanim przybędę.
— Doktor Paige, pracujemy tak szybko, jak to możliwe...
— Chcę, żeby dziewczyna też była przygotowana. — Ava poinstruowała, ignorując poprzedni komentarz mężczyzny.
— Upewnię się, że Teresa będzie przygotowana, ale, doktor Paige, wciąż przeprowadzamy testy...
Kobieta miała raczej ponury wyraz, gdy znów potrząsnęła głową.
— Nie. Teresa i Venus mają być gotowe. Obie. Wczoraj otrzymałam jej próbki krwi, jest odporna na wirusa.
Oczy Venus były szeroko otwarte, a strach przenikał organizm. Jej nogi prawie się poddały. Położyła drżącą dłoń na ustach, w myślach powtarzając to zdanie w kółko. Oczy Thomasa były wpatrzone w dziewczynę. Zszokowany wyraz twarzy i przerażona powierzchowność wystarczyły, by powiedzieć mu, że nie wiedziała o połowie rzeczy, która miała tam miejsce.
Blondynka nie zarejestrowała reszty rozmowy, szok opanował jej ciało.
Była odporna na Pożogę, a teraz DRESZCZ chciał, aby jej dar był przeznaczony tylko dla nich. Rozmawiali o niej i innych tak, jakby byli zwierzętami bez umiejętności myślenia i uczuć.
Kiedy odgłos zamykanych drzwi ponownie rozbrzmiał w pomieszczeniu, zauważyła, że Jansona i strażnika nie ma, a połączenie zostało zakończone. Prawie podskoczyła, gdy Thomas delikatnie położył rękę na jej ramieniu, wyrywając ją z myśli.
— Posłuchaj mnie. — zażądał surowo. — Musimy się stąd wydostać, dobrze? Pójdziesz z nami, bo jak widać, nie jesteś tu bezpieczna.
Bez wahania podniosła się z ziemi i biegiem ruszyła za towarzyszami. Wiedziała, że byli jej jedyną szansą na przeżycie. I nie było opcji, że poddadzą się bez walki. Walki o ich życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro