V | Niebezpieczeństwo na każdym kroku
Venus
Rozdział 5
━━━━━━
Ciężko oddychając i czując, jak jej nogi wołają o pomstę do nieba, Venus zdała sobie sprawę, że przepełniająca ją adrenalina była jedyną rzeczą, która utrzymywała ją przy życiu.
Mimo płonących z bólu nóg i błagających o tlen płuc, biegła tak szybko, jak mogła.
— Co to, do purwy, są za kreatury?!
— Nie wiem, po prostu biegnijcie dalej! — pouczył ich Thomas. I to właśnie zrobiła Venus.
Wbiegli po schodach, a ohydne dźwięki wydawane przez poczwary rozbrzmiewały zaledwie kilka metrów za nimi, świadcząc, że te nie odpuściły.
Blondynka starała się jak najlepiej dotrzymać kroku grupie, biegnąc tak szybko, jak tylko potrafiła, koncentrując na wydostaniu się z tego miejsca. Kiedy usłyszano dźwięk tłuczonego okna, dziewczyna wydała głośny okrzyk. Została sprowadzona na ziemię przez okropne stworzenie. Stwór wisiał nad nią, cale od jej twarzy. Patrzyła w jego martwe oczy i bardzo widoczne na tle bladej skóry pełnej żył. To coś wyglądało, jakby chciało zatopić w niej zęby. Usiłowała odepchnąć od siebie tę myśl. I nagle była wolna. Thomas kopnął kreaturę przez barierę okna, spadła kilka pięter niżej. Szybko pomógł dziewczynie wstać.
— Wszystko w porządku? — Wciąż próbując sformułować słowa, po tym, jak ogarnął ją szok, skinęła tylko głową. Szatyn delikatnie popchnął ją przed siebie.
Grupa skręciła w wąskie przejście, Thomas i Venus z przodu. Próbowali otworzyć każde napotkane drzwi, mając nadzieję, że się poruszą.
Dźwięki stworów przypominających zombie rozbrzmiewały tuż za nimi, jeszcze bardziej wszystkich denerwując. Gdy w końcu dotarli do podwójnych wrót, a tylko zamek uniemożliwiał im wejście, Thomas i Minho szybko zareagowali, kopiąc, próbując otworzyć je za wszelką cenę. W tym czasie członek ich grupy powstrzymywał te stwory, strzelając pociskami z pistoletu, który musiał znaleźć jeszcze na terenie siedziby DRESZCZu.
Patelniak pchnął drzwi, a grupa wpadła przez otwór. Wszyscy z wyjątkiem jednego. Venus nie znała jego imienia, ale kiedy został przygnieciony do ziemi i odciągnięty do tyłu przez groteskowe zombi, ona pierwsza chwyciła go za ramię, wykorzystując całą swoją siłę, aby uwolnić go z ciasnego uścisku stworzeń.
Reszta szybko zareagowała, pomagając jej. W końcu uwolnili chłopaka.
— Biegnijcie! — krzyknął Thomas, przyciskając swój ciężar ciała do drzwi, gdy potwory próbowały się przez nie przedrzeć.
Venus patrzyła ze zgrozą na chłopaka, mając tylko nadzieję, że będzie bezpieczny. Nie chcąc się w tej chwili kłócić, zrobiła to, co rozkazał i zaczęła biec przed siebie, wiedząc że od tego zależy jej życie.
Słyszała cicho rozbrzmiewające potworne wrzaski odbijające się echem za jej plecami, ale była zbyt skoncentrowana na innych zmysłach, powodując, że słuch jakby zanikał. Lub może była to po prostu wina oczywistego faktu - była przerażona na śmierć i skupiła się tylko na tym, by uciec od ścigających ją i grupę Thomasa w poszukiwaniu jednej jedynej rzeczy, na jakiej im zależało, czyli ludzkiego ciała, Poparzeńców.
Venus patrzyła, jak Minho i Patelniak praktycznie niosą chłopaka, który zaledwie kilka chwil temu został złapany przez potwory. Blondynka była wtedy obok niego, ale na szczęście udało jej się trochę przyspieszyć. Wciąż biegli, jakby od tego zależało ich życie, bo, szczerze mówiąc, tak właśnie było.
Teresa jako pierwsza przepchnęła się przez drzwi, a grupa została po raz kolejny wyrzucona na pustkowie, które kiedyś było wypełnione budynkami, trawą, wodą, ale teraz dostrzec tam można było tylko ostre plamki piasku, zasypujące każdy cal w ich zasięgu wzroku.
Teraz na czele grupy był Thomas, a Venus wycofała się na sam jej koniec. Szatyn szybko i cicho poprowadził ich w dół skalistą ścieżką, aż zatrzymał się w połowie, zaprowadzając wszystkich w raczej odosobnione miejsce, gdzie ukryli się pod dużym zestawem kamieni, wciąż słysząc w powietrzu wrzaski wywołujące dreszcze wzdłuż kręgosłupa blondynki.
Nie mając wyjścia, usiadła obok Thomasa, z Arisem po lewej. Reszta grupy spoczywała dosłownie ramię w ramię, nie wydając ani jednego dźwięku, ani jednego ruchu, który zdradziłby ich położenie.
Oddech, choć nierówny, był tak cichy, jak tylko mógł. Wszystkie latarki były wyłączone. Czekali, mając nadzieję, że okropne dźwięki ucichną.
Po godzinie, która zdawała się trwać wiecznie, odgłosy przestały być słyszalne.
— Powinniście odpocząć... Wezmę pierwszy wartę — Thomas jako pierwszy odezwał się po cichu. Nikt się nie sprzeciwił.
Venus patrzyła, jak powoli się kładą, zanim jej niebieskie oczy zatrzymały się na rannym chłopaku. Zaledwie kilka sekund wcześniej usłyszała, jak Minho nazywa go Winston, a Patelniak odnosi się do blondwłosego jako Newta.
Patrzyła, jak Patelniak upewnia się, że ranny ma tak wygodnie, jak tylko może w takich okolicznościach. Wiedziała, że Winston odczuwał ból, ponieważ krzywił się za każdym razem, gdy się poruszał.
Nastolatka dopiero teraz zauważyła, że wszyscy leżeli już z zamkniętymi oczami, oprócz niej i oczywiście Thomasa, który obserwował ją uważnie. Szczerze mówiąc, szatyn spodziewał się, że po ich spotkaniu z Poparzeńcami, dziewczyna odwróci się na pięcie i wróci prosto do DRESZCZu. Mylił się jednak. Wybrała jego grupę i jako pierwsza pomogła Winstonowi, gdy został zaatakowany - akt ryzykowny, ale i tak odważny.
— Powinnaś odpocząć — przemówił po chwili, zauważając, że Venus wciąż siedzi w tej samej pozycji, z nogami wyciągniętymi w kierunku klatki piersiowej i ramionami owiniętymi wokół nich, wpatrując się w ciemność. Gdy te słowa opuściły jego usta, lekko przechyliła głowę, a potem nią potrząsnęła.
— Za dużo się dziś działo, sen nie przyjdzie łatwo. — Thomas to zrozumiał. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz dobrze spał, musiało to być, zanim został wysłany do Labiryntu. — Dziękuję ci — odezwała się, posyłając chłopakowi zmieszane spojrzenie. Puściła nogi, krzyżując je, teraz wpatrywała się w mocno zdezorientowanego szatyna. — Uratowałeś mi życie, no wiesz... Odepchnąłeś to coś.
Szybko przypomniał sobie o tym wydarzeniu. Kiwnął głową, tym samym przyjmując jej podziękowania.
— Mogę cię o coś zapytać? — Pytanie chłopaka wisiało w powietrzu kilka sekund, zanim zobaczył aprobujące skinięcie głową dziewczyny. — Dlaczego?
— Dlaczego, co? — zmarszczyła brwi.
— Dlaczego uciekłaś? To znaczy... Nie znasz nas, po co nam pomagasz? Narażasz się dla ludzi, których nie znasz.
Venus nie do końca znała odpowiedź na to pytanie. Thomas obserwował ją uważnie, sposób, w jaki na jej twarz wstąpił grymas sugerujący intensywne procesy myślowe. Cierpliwie czekał na odpowiedź, aż wreszcie ciszę przerwał jej delikatny głos.
— Może ci się wydawać, że jestem złym człowiekiem, ponieważ pracowałam dla tych szurniętych ludzi, ale prawda jest taka, że nie wiedziałam. Nie wiedziałam, że wręcz porywali nastolatków, używając ich jako szczurów laboratoryjnych, nie znałam ich ciemnych sekretów. — Wzięła głęboki oddech, poprawiając się. — Ja po prostu... Dużo przeszliście i nikt nie zasługuje na to, aby zostać uwięzionym, osuszonym, mimowolnie zabitym ze względu na cokolwiek, co do cholery próbują znaleźć.
Thomas przyjął każde wypowiedziane przez dziewczynę słowo. Podziwiał sposób, w jaki ociekały one powagą. Nie powiedziałby, że jej zaufał, ale wyglądało na to, że mówiła prawdę - była tak samo przeciw tej organizacji jak on.
— Myślę, że odpocznę — Cicho poinformowała po kilku minutach. Thomas pokiwał głową, obserwując, jak układa plecak pod głowę, by użyć go jako poduszki.
Oczy dziewczyny zamknęły się powoli, wyczerpanie w końcu do niej dotarło. Zapadła w głęboki sen.
— Vee... — spanikowany głos rozniósł się echem po pokoju. Dochodził z każdej strony. Obracała się, szukając jego właściciela, jej oczy rzucały się wszędzie.
Dopiero teraz zwróciła uwagę na swoje otoczenie. Znajdowała się w jednym z niekończących się korytarzy DRESZCZu.
— Venus!— Głos znów rozbrzmiał, tym razem bardziej nagląco. W najlepszym przypadku denerwowało ją to. Zaczęła biec za echem, dopóki nie minęła kąta i stanęła twarzą w twarz ze znajomą parą brązowych tęczówek.
— Venus, obudź się. Venus!
Usiadła z szeroko otwartymi oczami, czujna. Z pewnym trudem łapała oddech.
— Hej, hej, już w porządku. — Ktoś delikatnie dotknął jej ramienia. Jej oczy spotkały te należące do Thomasa, które znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od niej. Odsunął dłoń, a dziewczyna się uspokoiła.
Większość grupy już nie spała, ich zmęczone oczy nie pozostały niezauważone. Wiedziała, że sama również wyglądała jak kompletny bałagan.
— Powinniśmy ruszać, pakujmy się. — Thomas podniósł plecak z piachu, a niebieskie oczy Venus przesunęły się w stronę Winstona, który głośno chrząknął.
W ogóle nie wyglądał dobrze. Jego klatka piersiowa ciężko unosiła się w górę i w dół, pot pokrywał mu czoło, a materiał owinięty wokół rany pokrył czarny płyn. Patelniak wyciągnął do niego dłoń, którą przyjął. Wkrótce grupa z szatynem na czele była w dalszej drodze.
Promienie słońca były tak gorące, że niemal wypalały ich skóry. Venus próbowała obwiązać swą puchatą kurtkę wokół talii. Poprawiła też kucyk, związując już mokre od potu włosy, kiedy grupa wreszcie się zatrzymała. Scena przed nimi była czymś, czego dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała, nawet w starych filmach, które doktor Crowford czasami pozwalała jej oglądać.
Wysokie budynki rozciągały się na coś, co wydawało się kilometrami przed nimi, wszystkie zrujnowane, zniszczone, szczątki rozrzucone po piaszczystym pustkowiu. Wyglądało na to, że budynki były opuszczone już całymi latami i prawdopodobnie tak właśnie było.
— Co, do purwy, stało się z tym miejscem? — odezwał się Frypan. Jego oczy rozglądały się po wysokich budynkach otaczających grupę.
— Nie wiem, ale wygląda na to, że od dawna nikogo tu nie było. — To Newt odpowiedział na pytanie.
Słychać było kroki grupy, odgłos butów na żwirze, gdy szli wzdłuż zrujnowanych budynków. Venus rozglądała się dookoła, a jej oczy wędrowały do każdego centymetra, jaki mogła zauważyć. To znaczy, dopóki jej uwagi nie przykuł Thomas, który zatrzymał się, wyciągając rękę, by zatrzymać również dziewczynę.
— Stójcie! — Panika w jego głosie ucichła, gdy się zatrzymał. — Słyszycie? — Reszta wytężyła słuch. Kiedy blondynka zorientowała się, co spowodowało dźwięk, który doprowadził Thomasa do szału, jej oczy natychmiast rozszerzyły się z przerażenia.
— To śmigłowiec — powiedziała cichym głosem. Wreszcie z pełną siłą uświadomiła sobie ich położenie. Jej oczy zwróciły się w stronę Thomasa. — DRESZCZ.
— Schowajcie się! — krzyknął szatyn, chwytając Venus za ramię. Grupa ukryła się pod zwalonymi kawałkami budynku, podtrzymywanym przez kamienie. Nastolatek delikatnie popchnął blondynkę za siebie, upewniając się, że jest bezpieczna.
Zdążyli się schować w samą porę, ponieważ dosłownie kilka sekund później przeleciały nad nimi dwa helikoptery. Venus odetchnęła z ulgą, puszczając dłoń zaciśniętą w pięść. Jej paznokcie wbijały się w skórę w nerwowym nawyku.
— Oni nigdy nie przestaną nas szukać, prawda? — zapytał retorycznie Minho. Wszyscy znali odpowiedź, niestety twierdzącą. Blondynka z całą pewnością wiedziała, że gdyby Janson postąpił po swojemu, przeszukałby każdy centymetr Ziemi, aby ich znaleźć i przeprowadzić na nich jakieś chore testy.
━━━
Venus obserwowała uważnie, jak klatka piersiowa Winstona unosi się w górę i w dół, a odgłosy jego ciężkiego oddechu otaczają okolicę. Szli godzinami, by dotrzeć do gór, które wydawały się nie być ani trochę bliżej. Miała tylko nadzieję, że Prawe Ramię rzeczywiście istnieje i tam właśnie przebywa. W końcu zdecydowali się na mały postój.
Patrzyła, jak Thomas wraz z Teresą stali na drugim końcu niezbyt stromego wzgórza z widokiem na pustkowie. Spojrzenie Venus znów zwróciło się w stronę Winstona, który bez wątpienia odczuwał ogromny ból. Jej oczy spoczęły na owiniętym brzuchu chłopaka, zanim powoli zbliżyła się do niego. Czuła na sobie wzrok Minho, Newta i Frypana, ale nie zastanawiała się nad tym. Przypomniała sobie dzień, w którym śledziła doktor Crowford, która pokazała jej kilka sztuczek na wypadek takiej sytuacji.
— Co robisz? — zapytał surowo Azjata, który ciężkie spojrzenie skierował na dziewczynę.
— Musimy oczyścić jego ranę — odpowiedziała, w zamian sama intensywnie na niego patrząc, gdy podeszła, by złapać zapasową koszulkę, którą włożyła do torby zeszłej nocy. — Podaj mi moją butelkę z wodą — poinstruowała Newta. Zastosował się niemal natychmiast.
Zanim mogła zrobić to, co zamierzała, Winston nagle usiadł, szeroko otwierając oczy, czujny i wyprostowany jak napięta struna. Oczy dziewczyny spotkały te jego, a to, co zobaczyła, przeraziło ją do szpiku kości. Były martwe, tak bardzo, że wyglądały jak oczy osoby zmarłej.
Winston gwałtownie odepchnął Venus z drogi, a dziewczyna wylądowała z łomotem obok Newta. Jej głowa uderzała o ziemię dość mocno, przez co się skrzywiła. Niemniej jednak szybko zdała sobie sprawę, że w okolicy rozległ się wystrzał. Ranny złapał broń, ale Patelniak szybko interweniował i w samą porę wyswobodził niebezpieczne narzędzie z uścisku Winstona, w efekcie czego chłopak wystrzelił kulę w dal.
— Co się dzieje? — Thomas był tam w ułamku sekundy, wpatrując się we Frypana, który wydawał się zszokowany.
— Nie wiem, właśnie się obudził, odepchnął Venus i chwycił pistolet — powiedział, ale przerwał na chwilę, gdy zobaczył, jak wspomniany odchodzi od nich na czworaka. — Winston, wszystko w porządku?
Zanim zdążył odpowiedzieć, z jego ust trysnęła czarna krew, kapiąca na piasek pod nim, gdy upadł na plecy. Venus szybko wstała z ziemi, szeroko otwierając oczy, gdy patrzyła na chłopaka.
— To rośnie. We mnie — odetchnął Winston, podnosząc lekko koszulę. Blondynka z trudem łapała powietrze. Słowa nastolatka były prawdziwe, infekcja rosła, kolonizując jego ciało. Wiedziała, że jest za późno na jakąkolwiek pomoc.
Był zbyt daleko, by go uratować. Nie był odporny, kiedy te potwory złapały go zeszłej nocy. Ich choroba rozprzestrzeniła się na niego i to spowodowało, że zachorował. Chłopak położył głowę na ziemi, jego klatka piersiowa wciąż falowała w górę i w dół.
Venus w ogóle nie znała Winstona, ale był człowiekiem i najwyraźniej wiele znaczył dla swojej grupy przyjaciół. Wyczuła smutek i kłamałaby, mówiąc, że nie czuła bólu w sercu, gdy patrzyła na nastolatka, którego choroba zżerała z każdą sekundą, z każdym oddechem.
— Proszę... — poprosił cicho, wyciągając rękę do Patelniaka, który trzymał pistolet. — Nie pozwólcie mi zmienić się w jednego z tych potworów.
Venus przygryzła dolną wargę, jej ręce się trzęsły, a serce zamarło, gdy patrzyła na Newta, który zabrał broń Patelniakowi. Zbliżył się do Winstona, pochylając się. Delikatnie chwycił jego dłoń, wkładając w nią pistolet.
— Dziękuję. — Chory przełknął ślinę. — A teraz wynoście się stąd.
Venus przypomniała sobie noc, kiedy to jej ojciec zachorował. Wyglądał jak Winston, a choroba objawiała się w nim. Nie mogła sobie przypomnieć, jak umarł, ale uznała, że wirus musiał zwyciężyć.
Newt był pierwszym, który się rozproszył, żegnając z Winstonem. Pozostali podążyli w ślad za nim, po ich twarzach wciąż płynęły łzy. Blondynka była przedostatnią osobą, która zdecydowała się odejść. Thomas był na końcu, a jego oczy zaszkliły się, gdy szedł za dziewczyną.
Było cicho, nikt nie wypowiedział ani jednego słowa. Kiedy rozległ się pojedynczy wystrzał, Venus, podobnie jak pozostali członkowie grupy, zatrzymała się, wysyłając kolejne ciche pożegnanie do Winstona. A potem kontynuowali drogę z lękiem i przerażeniem, obecnym w każdym z ich serc.
━━━
Wkrótce zapadła noc. Grupa znalazła ustronny obszar w pobliżu pozostałości z jakiegoś budynku. Siedzieli wokół ognia rozpalonego przez Newta i Thomasa, ich oczy spoglądały na płomienie, a umysły były zajęte.
Venus siedziała na piaszczystej ziemi, płomienie odbijały się w jej zielonych oczach. Smutek utraty Winstona wciąż wisiał w powietrzu.
— Myślałem, że powinniśmy być odporni — Minho odezwał się, bawiąc się scyzorykiem. Jego oczy były pozbawione emocji, gdy tępo patrzył w płomienie. — Jak widać nie wszyscy.
— Jeśli Winston mógł się zarazić, powinniśmy założyć, że reszta z nas również. — Venus lekko skinęła głową na słowa Newta. Mimo że Janson zapewnił ją, że jest odporna, mogło to być kłamstwo i istnieje szansa, że zarówno ona, jak i reszta grupy zarazi się tak, jak Winston.
— Nigdy nie myślałem, że to powiem... — odezwał się Patelniak chrapliwym głosem. — Ale tęsknię za Strefą.
Venus nie wiedziała, co miał na myśli, nie miała pojęcia, czym jest Strefa, ale założyła, że ma to związek z próbami Labiryntu. Wkrótce położyła się, tak jak poprzedniej nocy, używając swojej torby jako poduszki. Przez chwilę patrzyła na Thomasa. Wydawało się, że jest głęboko zamyślony, jego oczy promieniowały smutkiem, emocją, którą dziewczyna znała.
Jej spojrzenie po raz kolejny skierowało się w stronę płomieni, zanim powoli zapadła w ciemną otchłań.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro