Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Liceum znajdujące się w samym centrum Malibu, było jedyną szkołą w tym przeklętym mieście, w której uczniowie imprezowali niemal cały rok szkolny. Preteksty były różne, zaczynając od przetrwania pierwszego miesiąca, aż po świętowanie nowego roku pod koniec stycznia. Według tutejszych nastolatków każdy powód był dobry, by się napić i stracić resztki godności. Nie było wymówek, musisz przyjść. Jeśli cię nie było to był to znak dla reszty, że jesteś kujonem i nie umiesz się bawić. Każdy mógł zostać organizatorem i zwykle chętnych było wielu. Jednak większość z nich rezygnowała z tego pomysłu, gdy tylko przypominali sobie jak wielkie szkody są w stanie wyrządzić pijani licealiści. Byli jednak tacy, którzy nie bali się szkód i mieli pieniądze. I to właśnie oni podejmowali się zaproszenia całej szkoły do swojego domu.

Tym razem to Travis Fletcher organizował ogromną domówkę z okazji zdania pierwszego semestru, która miała się odbyć w najbliższych dniach. Chłopak był kapitanem drużyny futbolowej. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Zwykły chłopak, który całkiem dobrze się uczył do tego bardzo miły. Po prostu idealny kandydat na chłopaka. Jednak Travis miał tylko jeden problem, który był też jego największą wadą.

Myślał, że jak ma pieniądze to wolno mu wszystko. I w sumie to jakoś bardzo się nie mylił. W tym mieście pieniądze były przepustką.

– Są jakieś postępy w śledztwie? – Podskoczyłam na dźwięk głosu Alex, odruchowo zamykając szkolną szafkę.

Na korytarzu było już niemal pusto. Większość uczniów już skończyło lekcje albo zerwali się wcześniej, żeby mieć więcej czasu na dotarcie do domu i przygotowanie się na imprezę, którą dzisiaj wieczorem organizował James, przyjaciel Travisa.

Oboje byli siebie warci.

– Policja jak zwykle nic nie wie – westchnęłam. Próbowałam panować nad negatywnymi emocjami, które próbowały przejąć nade mną kontrolę za każdym razem, gdy myślałam o bezsilności mojej i policji. Byłam wściekła na nich za to, że nie umieją dobrze wykonać swojej pracy oraz na siebie, za to, że pozwalałam, by emocje przejmowały nade mną kontrolę. Nienawidziłam tej słabości. – Nawet nie mają żadnego podejrzanego!

– Ale tak totalnie? – Kiwnęłam głową, poprawiając książki, które dalej trzymałam w ręce. Westchnęłam przyglądając się książce od historii. Tak bardzo nie znosiłam tego przedmiotu. – Okrągłe zero? Nic a nic?

Zmarszczyłam brwi, krzyżując z nią spojrzenie. Czasami miałam jej dość.

– Ty jesteś głupia czy udajesz?

– Sama jesteś głupia. Po prostu zapytałam, a ty już się wkurwiasz – powiedziała, wystawiając język w moją stronę.

Kochałam Alex, ale czasami naprawdę zachowywała się jak dziecko i było to kurewsko irytujące. No bo ile można? Rozumiem czasami rzucić jakimś niedojebanym tekstem, ale, że tak ciągle? Poważnie?

Wzięłam głęboki oddech, próbując nie powiedzieć czegoś, czego potem mogłabym żałować. Zwykle najpierw robiłam, a potem myślałam i nienawidziłam tego. Uważałam to za ogromną wadę, którą powinnam zacząć w jakikolwiek sposób opanować. Ludzie wielokrotnie powtarzali mi, że najpierw powinnam pomyśleć zanim coś powiem. Zwykle w takich momentach robiło mi się wstyd za samą siebie i natychmiast zamykałam buzię.

To właśnie przez takich ludzi, teraz, bałam się odzywać. Bałam się każdego słowa, które miało opuścić moje usta.

– Tak, kurwa, nic! Totalnie, okrągłe zero, dotarło? – wyrzuciłam z siebie, być może troszkę zbyt agresywnie niż powinnam.

– Nie masz kultury, wiesz? – Alex zrobiła naburmuszoną minę i teatralnie odrzuciła włosy, przez co na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech. Przypominała mi tym Allison. – Chociaż w sumie to, to było do przewidzenia.

Zacisnęłam usta, nie odzywając się. Tak kurwa, oczywiście, że było do przewidzenia.

– Co było do przewidzenia? – wtrącił Kevin, stając obok, przez co Alex podskoczyła i walnęła go książką od historii w głowę. Dopiero zauważyłam, że dziewczyna przez cały ten czas miała przy sobie podręcznik. – Hej! To bolało! – Masował sobie obolałe miejsce.

– To po jaką cholerę się zakradałeś?!

– Co było do przewidzenia? – powtórzył pytanie, przewracając oczami.

Tym razem jednak skierował pytanie do mnie. Z naszej dwójki to ja byłam zawsze tą milszą, a przynajmniej się starałam.

Kevin Cooper był największym plotkarzem w szkole, który do tego prowadził szkolną gazetkę jak i program, który był emitowany na żywo w każdy czwartek. Zbierał on największe plotki z całej szkoły i opowiadał o nich na żywo. Jeśli zostałeś tam choćby wspomniany to automatycznie stawałeś się pośmiewiskiem szkoły albo szkolną gwiazdą, za którą uganiają się wszyscy. Nigdy nie rozumiałam powodu, dla którego dyrekcja pozwoliła na takie coś. Jestem pewna, że co druga osoba stwierdziłaby, że to fatalny pomysł. Już nie wspominając o tym, że nie każdy ma tak silne nerwy jak inni, przez co ten durny program mógł wyrządzić więcej szkód, niż korzyści.

Pewnie w grę jak zwykle wchodziły pieniądze.

– Przykro mi, nie mamy dla ciebie ploteczek – powiedziałam z udawanym współczuciem.

– Kevin, kochanie... – zaczęła Alex, zawieszając na jego ramieniu rękę. – Spierdalaj – uśmiechnęła się uroczo, posyłając mu buziaka w powietrzu.

– Ale...

– Już! – krzyknęła Alex, na co chłopak tylko się oburzył, ale ostatecznie poszedł. Obserwowałam jego oddalające się plecy. Kevin nigdy nie był niemiły, ale czasami był po prostu zbyt nachalny i na siłę szukał jakiegokolwiek tematu, żeby tylko mieć cokolwiek do czwartkowej serii plotek o uczniach z naszej szkoły. I to był jeden z powodów, dla których niewiele osób z nim rozmawiało. Po prostu bali się, że skończą tak samo jak reszta jego ofiar.

– Pasowalibyście do siebie – wypaliłam nagle, usiłując zachować pełną powagę, ale widząc minę Alex, było to naprawdę ciężkie.

Czasami uwielbiałam się z nią drażnić.

– No chyba cię pojebało – powiedziała śmiertelnie poważnie. Jej niebieskie oczy wyrażały niedowierzanie. Bawiło mnie to, że serio uwierzyła w to, co powiedziałam. – Jest brzydki i cholernie irytujący – dodała, patrząc w dal za chłopakiem, który właśnie znikał za ścianą.

Kevin był niewiele wyższym od nas brunetem i do tego ze starszej klasy. Chłopak nie posiadał zbudowanego ciała sportowca i na ogół byłby fajny, ale niestety miał bardzo dużą wadę - nie umiał niczego trzymać w sekrecie, ale za to uwielbiał różnego rodzaju plotki. Może właśnie dlatego idealnie nadawał się do roli prowadzącego szkolny program plotkarski? Chłopak nie był brzydki, ale mimo to nie był w moim typie, a już tym bardziej w typie Alex. Dziewczyna od zawsze gustowała raczej w wysportowanych blondynach, którzy potrafili się bawić. A Kevin nie spełniał podstawowych wymagań dziewczyny, przez co był z góry przekreślony. Dodatkowo pamiętam, że w pierwszej klasie wstawił do swojego programu niezbyt ciekawą wzmiankę odnośnie Alex. Wydaje mi się, że dziewczyna nadal ma do niego pewnego rodzaju urazę za to, co zrobił.

– Nie jest brzydki, ty po prostu nie lubisz brunetów – stwierdziłam.

Poprawiłam plecak, zawieszony luźno na moim ramieniu i zerknęłam na zegarek, wskazujący za pięć czternastą, co oznaczało, że zaraz skończy się przerwa. Wizja lekcji historii stawała się coraz bardziej realistyczna, a ja w dalszym stopniu tak bardzo nie chciałam tam iść.

Przeniosłam spojrzenie na Alex, która oparła się plecami o szafki, krzyżując ze mną spojrzenie.

– Dziwisz mi się? Każdy brunet, z którym się umawiałam był dupkiem – zauważyła. Jones miała kilka zasad związanych z randkowaniem. Jedną z nią było umawianie się z blondynami, bo bruneci to dupki. Przynajmniej tak twierdziła. I to wcale nie było tak, że bezpodstawnie oceniała ludzi, tak jak robiłam to ja. Dziewczyna tak wiele razy zawiodła się na brunetach, że przysięgła sobie nigdy nie wchodzić w związki z jakimkolwiek chłopakiem o tej barwie włosów.

– Ale jedyny brunet, z którym chodziłaś to Travis – przypomniałam.

Na samo jego wspomnienie przechodził mnie nieprzyjemny dreszcz.

– On za to był i jest największym chujem jaki chodził po ziemi, do tego czasami rzuca serio obrzydliwe teksty – stwierdziła, robiąc odruch wymiotny.

Travis Fletcher, słynny sportowiec naszego liceum chodził kiedyś z Alex. Wmawiał jej, że ją kocha, a gdy ją zaliczył, zostawił ją, twierdząc, że jednak do siebie nie pasują. Przez następne dni chwalił się wszystkim wokół, że udało mu się wygrać zakład, bo ten związek właśnie tym dla niego był - zakładem. Po tej całej sytuacji dziewczyna nie pojawiała się w szkole, jednak, gdy już wróciła bardzo się zmieniła. To wszystko sprawiło, że teraz była wredna dla większości osób i przeklinała. Dużo. Czasami odnosiłam wrażenie, że specjalnie starała się trzymać ludzi na dystans. Po prostu bała się odrzucenia.

Mimo wszystko czasami się zastanawiam jaka by była, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Ludzie nie zmieniają się ot tak. To skomplikowany proces, którego źródłem są osoby trzecie.

– To prawda – przytaknęłam. W tej jednej kwestii nie zamierzałam się z nią kłócić. Spojrzałam na ekran telefonu, dostrzegając, że zaraz zacznie się ostatnia lekcja. – Chodźmy już. Zaraz będzie dzwonek.

– Nienawidzę historii – powiedziała, ale mimo to zaczęła kierować się ze mną w stronę sali.

Pani Hatfield, która uczyła historii była jedną z najgorszych nauczycielek w tej szkole. Na każdej lekcji pytała, a jak ktoś nie znał odpowiedzi to zaczynała się wściekać i czasem nawet wyganiała uczniów z klasy. Właśnie, dzięki takim sytuacjom wyrobiła sobie opinię „tej najgorszej". Jeśli ktoś zapytałby losowego ucznia o najgorszą nauczycielkę, ta osoba z pewnością odpowiedziałby, że Hatfield.

Nigdy nie uczyłam się jakoś najgorzej, ale mimo to bałam się każdej lekcji z nią. Zresztą nie ja jedyna.

– Wiem, Alex.

– A co, gdyby tak... – zaczęła, zatrzymując się nagle przez co i ja zrobiłam to samo.

Na jej twarzy pojawił się głupi uśmiech, który zwiastował pojawienie się w jej głowie jeszcze głupszego pomysłu. Znałam ją na tyle długo, żeby wiedzieć na co wpadła tym razem.

– Dobra – zgodziłam się, nie dając jej dokończyć.

Dziewczyna była jedną z wielu osób w mojej klasie, które uwielbiały wagary. Szczególnie na historii. Ja byłam raczej typem osoby, która pójdzie za towarzystwem. Było mi obojętne, że będę mieć nieobecność na lekcji, pod warunkiem, że razem ze mną będzie jeszcze ktoś.

– Szybko, póki woźna nas nie widzi. – Pociągnęła mnie w stronę wyjścia z budynku, na co w żaden sposób się nie buntowałam.

Wraz z Alex wiele razy chodziłyśmy na wagary i nigdy nikomu to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, nawet mojemu tacie, który wyznawał zasadę, że każdy potrzebuje dnia odpoczynku. Z biegiem czasu zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę tak myślał, czy może to jedna z jego wymówek, żeby nie angażować się w moje życie. Charlie nie był złym ojcem, tylko w zbyt krótkim czasie zyskał dużo nowych obowiązków. Musiał wychować mnie i dwunastoletnią Allison, która przejęła rolę mamy w tej rodzinie, przez co to właśnie ona w dużej mierze mnie wychowywała.

Mój ojciec zwyczajnie zwalił wychowanie mnie na nią, pozbywając się obowiązku.

***

Podczas naszych ucieczek ze szkoły powtarzał się pewny schemat, przez który za każdym razem jedna z nas kończyła pijana. Nie ważne czy był środek tygodnia, czy sobota. Zawsze lądowałyśmy w barze, gdzie wysłuchiwałam smutków pijanej Alex. Najbardziej jednak współczułam barmanowi, który praktycznie cały czas był w zasięgu naszego wzroku, bo dziewczyna nie miała dość i ciągle piła. Oczywiście ja na tym także skorzystałam, ale nie aż tak jak ona. Jedna z nas zawsze musiała być trzeźwa.

Tym razem padło na mnie.

Paradise, czyli jedyny bar w Malibu, w którym nie pytają o dowód. Kiedyś zastanawiałam się jak to możliwe, że nikt z policji jeszcze nie zorientował się, że to tutaj jest największe zbiorowisko pijanych nastolatków w tym mieście. Potem doszłam do wniosku, że zwyczajnie ich to nie obchodziło. Dopóki nikomu nic się nie stało, nie reagowali.

Paradise było zwykle naszym wybawieniem, gdy chciałyśmy się napić. Ale teraz, patrząc na stan w jakim znajdowała się Alex, przeklinałam bar, ją i jej głupie pomysły. Po części obwiniałam też siebie, ale w końcu nie miałam wpływu na jej decyzje, Moja przyjaciółka była prawie dorosła, więc sama powinna umieć podejmować decyzje za siebie.

Przynajmniej tak sobie wmawiałam, próbując uciszyć wyrzuty sumienia.

– No chodź już. – Złapałam Alex za rękę, wychodząc z baru kilka godzin później. Przez to, że był czwartek na zewnątrz nie znajdowało się zbyt wielu ludzi. Chociaż powodem mogła być niesprzyjająca pogoda. W końcu był styczeń. Minął już miesiąc, odkąd jej nie ma. – Szybciej, miałam być w domu godzinę temu – jęknęłam, widząc jej powolny i chwiejny krok.

Coraz bardziej zaczynałam bać się reakcji ojca, gdy zobaczy mnie o tej porze w domu. W końcu obiecałam być wcześniej, a tu już w pierwszym tygodniu nie wywiązuję się z obietnicy. Zawaliłam jako córka, siostra i przyjaciółka.

– No już spokojnieee – przeciągnęła, śmiejąc się. Widząc jak plączą jej się nogi szybko złapałam ją pod ramię, zapobiegając upadkowi. Dlaczego ja jej pozwoliłam tyle pić? – Wiesz, że cię kocham? – wybełkotała, na co przewróciłam oczami. Alex zawsze wygadywała głupoty, ale pod wpływem mówiła o wiele więcej idiotycznych rzeczy. Jej usta praktycznie się nie zamykały, do momentu, aż chciało jej się wymiotować. Tak, tylko wtedy była cicho. Dziewczyna podniosła dłoń i ścisnęła moje policzki, tworząc z ust dziubek. Wyglądałam przez to jak kaczka. – Śliczna jesteś – uśmiechnęła się szeroko, składając na moich ustach szybkiego całusa.

Chwilę później złapała ją czkawka, na co dziewczyna zaniosła się śmiechem. Westchnęłam, powoli prowadząc ją w stronę najbliższego przystanka. Musiałyśmy w końcu jakoś wrócić.

– Alex, proszę cię, opanuj się – mruknęłam, rozglądając się wokół. Próbowałam się zorientować, gdzie jest najbliższy przystanek, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Zwykle, gdy tu byłyśmy wracałyśmy moim samochodem, przez co nigdy nie zdarzyło nam się jechać autobusem. W tym momencie cholernie tego żałowałam. W duchu modliłam się tylko o to, żeby mój ojciec wrócił później z pracy. – Chyba musimy iść pieszo – powiedziałam, bardziej do siebie niż do niej.

– Hej przygodo! – krzyknęła i ruszyła biegiem. Zaskoczona pobiegłam w jej stronę, by za bardzo się nie oddaliła. Co jak co, ale Alex pod wpływem alkoholu była naprawdę nieprzewidywalna. Dziewczyna momentami nie znała czegoś takiego jak granica, przez co, gdy wypiła trochę więcej potrafiła zrobić wszystko.

Alex była parę kroków przede mną, gdy nagle zatrzymała się, patrząc w ciemną uliczkę. Zmarszczyłam brwi, podchodząc w jej stronę.

– Co jest? – Dogoniłam ją, wyglądając powodu jej zaciekawienia, jednak przez ciemność niczego nie mogłam dostrzec. Jedynym źródłem światła była stara lampa, znajdująca się kilkanaście metrów dalej.

– Tam ktoś jest – szepnęła cicho, przez co zmrużyłam oczy, by lepiej się przyjrzeć.

Może po prostu jej się wydawało?

W momencie, gdy dostrzegłam jakiś kształt w cieniu, natychmiast znieruchomiałam.

Ktoś rzeczywiście tam był i chyba zaczął poruszać się w naszą stronę. Zimny dreszcz przeszedł mnie po plecach.

Żadnej z nas nie było już tak wesoło jak chwilę temu. W końcu byłyśmy dziewczynami, do tego same i to w nocy. Wszystko mogło pójść nie tak.

– Chodźmy, szybko. – Z coraz większym przerażeniem pociągnęłam ją za rękę, próbując uniknąć niebezpiecznej sytuacji w jakiej mogłyśmy się za chwilę znaleźć. Jednak było to trudne, patrząc na ilość alkoholu, którego w siebie wlała. Alex była w fatalnym stanie, a każdy krok jaki wykonała razem ze mną, utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Z przerażeniem kierowałam się w stronę centrum miasta, co chwilę odwracając się za siebie. Na szczęście nikt nas nie śledził.

– Chce mi się rzygać – wybełkotała Alex, o mało się nie przewracając.

Spojrzałam na nią, próbując zorientować się czy mówi poważnie. I patrząc na nią miałam cholerne przeczucie, że będzie wymiotować. Zacisnęłam usta, odwracając wzrok w stronę ulicy. Jeszcze trochę i będziemy blisko centrum, a co za tym idzie blisko ludzi.

– To nie jest odpowiedni moment, Alex – szepnęłam, idąc z nią dalej. Musiałam przyspieszyć, ale z jej stanem było to dość trudne. – Musisz wytrzymać, słyszysz?

Kątem oka zobaczyłam, jak kiwała głową.

W pewnym momencie zza zakrętu wyszli nieznajomi mi mężczyźni, idący w naszą stronę. Natychmiast skręciłam w przeciwną stronę i zaczęłam iść szybciej, ciągnąc za sobą dziewczynę. Nie puszczałam jej ręki nawet na chwilę. Wiedziałam, że w takich sytuacjach jak najszybciej należy znaleźć się blisko ludzi. Problem w tym, że tu nie było ludzi. Byłyśmy same. Same przeciwko kilku mężczyznom. Panika zaczynała przejmować nade mną kontrolę.

– Boję się – usłyszałam głos Alex.

Nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć albo jak ją uspokoić. Przez to, że Alex była pijana, większość zewnętrznych bodźców do niej nie docierało, ale ja byłam trzeźwa i bałam się jak cholera. Słyszałam swoje serce, które biło trzy razy szybciej niż normalnie. Miałam wrażenie, że zaraz dostanę zawału.

– Nic nam nie będzie. – Przełknęłam ślinę, próbując jakkolwiek ją pocieszyć.

W tamtym momencie tak bardzo żałowałam tego, że tam poszłyśmy. Mogłam być teraz w ciepłym domu, a zamiast tego wędrowałam po ciemnych uliczkach Malibu, próbując uniknąć śmierci.

– Cześć, dziewczyny! – Usłyszałam głęboki głos za nami. Mimo to, nie odwróciłam się za siebie. Zamiast tego mocniej złapałam Alex i przyspieszyłam kroku, próbując jakoś ich zgubić. A może zwyczajnie zmęczyć? Wątpiłam w to, że będzie im się chciało za nami biec. – Zaczekajcie! – Zawołał jeden z nich.

Szłam dalej, ignorując ich.

Z nadzieją na spotkanie kogokolwiek skręciłyśmy w uliczkę i natychmiast się zatrzymałyśmy. Szeroko otwartymi oczami i szybko bijącym sercem wpatrywałam się w światła samochodu, który nagle zahamował niecały metr przed nami. Jeszcze kawałek, a zostałybyśmy potrącone. Mój oddech przyspieszył pod wpływem adrenaliny.

Nie chciałam umierać. Jeszcze nie teraz.

– Co jest kurwa! – wykrzyczał jakiś chłopak, wychodząc z samochodu. Jednak przez światła samochodu, które świeciły w moją stronę nie mogłam dostrzec, jak wygląda. Po głosie mogłam tylko stwierdzić, że jest niewiele starszy od nas. – Uważajcie, jak łazicie! – Podszedł w naszą stronę, dzięki czemu mogłam go zobaczyć.

Chłopak był dość wysoki, na moje oko miał jakiś metr dziewięćdziesiąt. Miał jasne włosy, które obecnie były pozostawione w nieładzie. Oprócz tego był ubrany w czarne jeansy i zwykłą, białą koszulkę. Po jego twarzy mogłam śmiało stwierdzić, że był mniej więcej w naszym wieku. Może trochę po dwudziestce. Ale oprócz tego, mogłam dostrzec coś jeszcze.

Był ewidentnie wkurzony.

Już miałam mu odpowiedzieć, gdy parę metrów za nami zza uliczki wyszli ci sami dwaj mężczyźni, którzy nas śledzili przez ostatnie kilka minut. Obaj zataczali się, głośno śmiejąc, jednak ucichli, gdy zobaczyli, że nie jesteśmy same.

Przeniosłam spojrzenie na chłopaka i posłałam mu błagające spojrzenie w nadziei, że w jakikolwiek sposób nam pomoże. Z dwojga złego, to on był tą lepszą opcją. O wiele bardziej wolałam jego towarzystwo niż tamtych mężczyzn.

Chłopak tylko spojrzał na tamtą dwójkę i z powrotem na nas, a raczej na wciąż ledwo kontaktującą Alex, która wpatrywała się w ziemię. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, które chwilę później zniknęło. Zastąpiła je powaga.

– Wsiadajcie, załatwię to.

Zagryzłam wargę, nie wiedząc czy to taki dobry pomysł. Nie znałam go. Co, jeśli coś nam się stanie? Czy byłam w stanie zaryzykować życiem nie tylko moim, ale też Alex? Odwróciłam się za siebie, jeszcze raz patrząc na tych, którzy nas śledzili. Przełknęłam gulę w gardle, widząc jak powoli zbliżają się w naszą stronę, rozmawiając między sobą. Dopiero zauważyłam butelki po piwie w ich rękach.

Chyba nie miałam wyboru. Musiałam przyjąć pomoc chłopaka i modlić się, żeby nie okazał się seryjnym mordercą.

– Chodź Alex. – Pociągnęłam dziewczynę w stronę samochodu, drugą ręką otwierając drzwi.

Nadal nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, ale musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Nie miałam wyjścia. Nie mogłam, aż tak ryzykować.

Pomogłam wejść Alex do środka, po czym zrobiłam to samo, zajmując miejsce obok niej. Zapięłam jej pasy i odgarnęłam włosy z twarzy, zauważając, że dziewczyna chyba zasnęła. A może była w, aż tak słabym stanie, że już nie kontaktowała?

– Hej, żyjesz? – zapytałam, a w odpowiedzi dostałam jakieś niezrozumiałe słowa. – Alex?

– Żadna wódka nie zdołała mnie jeszcze zabić – powiedziała nieco głośniej.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cała Alex.

Wyjrzałam zza fotela, spoglądając na chłopaka. Zmarszczyłam brwi, widząc jak podszedł do mężczyzn. Chyba z nimi rozmawiał, ale żaden dźwięk do mnie dochodził. Moja ciekawość wzrosła w momencie, gdy zobaczyłam przerażenie malujące się na twarzach obcych mężczyzn. Chwilę później oboje odwrócili się i w pośpiechu zaczęli iść, co chwilę się odwracając i potykając o własne nogi.

A ja zaczęłam się zastanawiać, co takiego usłyszeli, że się tak wystraszyli.

Blondwłosy chłopak odwrócił się i z malującym uśmiechem na twarzy podszedł do drzwi samochodu od strony kierowcy. Wszedł do środka, po czym odwrócił się w naszą stronę. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na wpółprzytomnej Alex.

– Nic wam nie jest?

– Co im powiedziałeś? – zapytałam, ignorując jego pytanie.

Na jego twarzy pojawił się pełny satysfakcji uśmiech.

– Postraszyłem ich policją. – I to właśnie dzięki tamtemu uśmiechowi wiedziałam, że kłamał. Mimo to nie drążyłam tematu. W końcu czy to było takie istotne? Ważne, że już nic nam nie groziło. Przynajmniej taką miałam nadzieję, bo patrząc na niego wcale nie czułam się bezpiecznie. Chłopak odwrócił się do nas plecami, zapinając pasy. – Gdzie mieszkasz? Odwiozę was.

Po raz kolejny się zawahałam, ale patrząc na śpiącą przyjaciółkę podałam mu mój adres w nadziei, że szybko go zapomni.

Nigdy nie sądziłam, że zdarzy mi się podobna sytuacja. Ta okolica była zwykle bezpieczna, tym bardziej w tygodniu. Jak widać wcześniej miałyśmy sporo szczęścia, bo jeszcze nigdy nikt nie chciał nas napaść. Ale może to nie o szczęście chodziło?

Może to ludzie byli zepsuci?

Podczas jazdy ani razu nie spuściłam wzroku z okolicy. Uważnie obserwowałam wszystko wokół, pilnując, czy chłopak przypadkiem nie wywozi nas z miasta. Coś w jego wyglądzie i zachowaniu utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie można mu ufać, nawet jeśli nam pomógł.

W pewnym momencie chłopak podniósł rękę, po czym poprawił sobie włosy. I to w tamtym momencie dostrzegłam jego tatuaż.

– Ładna dziara – rzuciłam bez namysłu, patrząc na lekko widoczny wzór blisko szyi. Był on wytatuowany w takim miejscu, że koszulka powinna go z łatwością zakrywać, jednak, gdy teraz była lekko zawinięta na bok, z łatwością mogłam dostrzec czarnego węża.

– Dzięki – odparł, naciągając koszulkę, by zakryć dziarę.

Odniosłam wrażenie, że zaczął czuć się niekomfortowo. Nerwowo spoglądał w lusterko, trochę jakby chciał się przekonać, że nadal tam siedzimy. Byłam przekonana, że jest w tym jakieś drugie dno.

– Ma jakieś znaczenie? – spytałam wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą mogłam dostrzec tatuaż.

Nigdy nie znałam się jakoś bardzo na symbolice różnych rzeczy, ale kiedyś czytałam, że wąż jest symbolem chaosu, zła i zniszczenia. Mimo, że sama nie byłam jakąś fanką tatuaży to ten wyglądał naprawdę ładnie.

W momencie, kiedy miał odpowiedzieć jego telefon zaczął dzwonić. Chłopak rzucił szybkie spojrzenie na ekran komórki, po czym odebrał, przykładając ją do ucha.

– Halo? – Odebrał połączenie. – Tak, zaraz będę. Po drodze miałem małe komplikacje. – Spojrzał na nas w lusterku. Zmarszczyłam brwi, odwracając wzrok. Skupiłam się na Alex, udając, że nic nie słyszę. Jednak moja cała uwaga była poświęcona jego rozmowie. – Mam, będę za piętnaście minut. – Rozłączył się, rzucając telefon na fotel pasażera.

– Więc?

– Co? – Zmarszczył brwi.

– Tatuaż. Ma jakieś znaczenie?

– Nie – odparł tylko, urywając temat. – Co z twoją koleżanką?

Szybka zmiana tematu. To było do przewidzenia.

Wzruszyłam ramionami, patrząc na przyjaciółkę. Miała już lekko otwarte oczy i chyba ogarniała więcej niż wcześniej.

– Żyję! – wykrzyczała Alex, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

– Żyje – potwierdziłam, odpowiadając na jego pytanie. Spojrzałam na chłopaka, z boku widać było, że na jego twarzy maluje się uśmiech. – Jak masz na imię tak właściwie? – spytałam, orientując się, że nie zadałam tego pytania wcześniej, co być może było trochę niekulturalne z mojej strony, ale przez te wszystkie emocje całkowicie o tym zapomniałam.

– Cameron – odpowiedział, zatrzymując pojazd. – Jesteśmy na miejscu.

Wyjrzałam przez szybę i rzeczywiście znajdowaliśmy się pod moim domem. Na moje szczęście światła były zgaszone, co oznaczało, że w środku nikogo nie ma. Charlie najwyraźniej po raz kolejny został dłużej w pracy, co zdarzało mu się coraz częściej. Powinnam z nim o tym w końcu porozmawiać.

– W takim razie dziękuję, Cameron. Dosłownie nas dzisiaj uratowałeś – powiedziałam, wychodząc z pojazdu, by potem pomóc Alex wygramolić się z samochodu. Nachyliłam się do środka, by móc na niego spojrzeć. – Miło było cię poznać. – Uśmiechnęłam się.

– Nawzajem, Vivian. – Natychmiast znieruchomiałam, patrząc na niego.

Byłam pewna, że nie podawałam mu swojego imienia. Skąd on je znał?

– Znamy się? – Przyjrzałam mu się dokładniej, ale nie było opcji, że go znałam.

– Jesteś córką policjanta – powiedział. – Każdy cię zna. – Nie. To wcale tak nie działało. Nie znałam żadnej osoby, która kojarzyła mnie z imienia tylko dlatego, że miałam ojca policjanta. Moje obawy, co do tego chłopaka wcale nie były bezpodstawne. Z nim było coś nie tak i przerażał mnie fakt, że wiedział, gdzie mieszkam i jak się nazywam. – Na pewno dasz radę ją zataszczyć do domu? – Wskazał ruchem głowy na dziewczynę.

Nie byłam pewna czy mi się to uda, ale mimo, że Cameron nam pomógł nie chciałam doprowadzić do sytuacji, w której znalazłby się w moim domu. Nie ufałam mu w żadnym stopniu.

– Tak. Na pewno – potwierdziłam. – Jeszcze raz dzięki za pomoc.

– Nie ma sprawy, uważajcie na siebie następnym razem – powiedział, uśmiechając się.

Posłałam mu blady uśmiech i zatrzasnęłam drzwi jego samochodu. Chwilę później chłopak odjechał.

Stałam na chodniku, obserwując jego samochód do momentu, aż skręcił. Musiałam się upewnić, że odjedzie, a w momencie, gdy zniknął mi z pola widzenia poczułam ogromną ulgę.

Przeniosłam wzrok na moją przyjaciółkę, która nie wytrzymała i zwymiotowała na trawnik mojej sąsiadki. Byłam pewna, że kobieta upomni się jutro o tą małą szkodę. Miałam tylko nadzieję, że zrobi to, gdy mojego ojca nie będzie w domu.

Z grymasem na twarzy szybko podbiegłam do Alex, przytrzymując jej niebieskie włosy. Za każdym razem kończyła tak samo.

– Wiesz cooo – odezwała się Alex, gdy już wypluła swoje wnętrzności. Powoli pomogłam jej się podnieść, po czym złapałam ją pod ramię i zaczęłam prowadzić w stronę domu. – Ładny był.

Zaśmiałam się na jej stwierdzenie. Tylko ona w momencie, gdy jedzie samochodem z nieznanym facetem potrafi patrzeć na jego wygląd.

Stanęłyśmy na ganku i podczas, gdy Alex zajęła wygodne miejsce na ławce przed domem ja siłowałam się z zamkiem od klucza. Było mi trochę wstyd za to, jak nieodpowiedzialnie się dziś zachowałam. Może to była kara od Allison? Byłaby załamana, gdyby mnie teraz zobaczyła. W końcu włożyła tyle wysiłku, bym zachowywała się dobrze, a ja co robiłam? Chodziłam po barach i uciekałam przez obcymi mężczyznami, tylko po to, by następnie wsiąść do samochodu jakiegoś chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu.

Z biegiem czasu wiem, że to było nic w porównaniu do tego, co zamierzałam zrobić.

Pomogłam dziewczynie wejść do domu i gdy udało nam się pokonać schody, weszłam do pokoju i położyłam ją do łóżka. Zasnęła niemal od razu, zmęczona po całym dniu i wielu kieliszkach wypitego alkoholu.

Ściągnęłam jej buty i nakryłam kołdrą, by następnie zgasić światło. Ten dzień był naprawdę wyczerpujący.

Chwilę później usłyszałam dźwięk samochodu wjeżdżającego na nasze podwórko. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie, dostrzegając samochód taty. W momencie, gdy go zobaczyłam ogromny kamień spadł mi z serca.

Miałam ogromne szczęście, bo gdyby zobaczył mnie, wychodzącą z samochodu jakiegoś nieznajomego chłopaka miałabym szlaban do końca życia.

Zasłoniłam okno i powolnym krokiem ruszyłam w stronę łóżka. Zdjęłam pospiesznie buty i rzuciłam się na nie, zajmując miejsce obok śpiącej już Alex. Jednak długo nie mogłam zasnąć. Wierciłam się w łóżku, próbując w jakikolwiek sposób wyłączyć myśli, ale to było na nic. Czułam się okropnie pod każdym względem. Popełniłam tego dnia tak wiele błędów, złamałam tak wiele zasad, ustalonych przez Allison. Byłam okropną siostrą.

I to właśnie te myśli sprawiły, że nie mogłam zasnąć. Wierciłam się w łóżku przez wiele godzin, co chwilę zmieniając pozycję, ale to było na nic.

Wyrzuty sumienia nie pozwalały mi zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro