Rozdział 1
Wydaje mi się, że większość z nas nigdy nie zastanawiała się jak to jest kogoś stracić. Codziennie widzisz jakąś osobę, rozmawiasz z nią, ale nigdy nie myślisz o tym, jakby to było, gdyby ten ktoś nagle zniknął. Jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś nagle został całkowicie sam przeciwko całemu światu? Pewnie czułbyś się opuszczony, a tęsknota, która towarzyszyłaby ci w każdej sekundzie życia byłaby nie do zniesienia.
A przynajmniej ja się tak czułam.
Gdy się dowiedziałam czułam przeszywający moje ciało smutek. Gdzieś z tyłu głowy coś podpowiadało mi, że to przecież nie może być prawda. Przecież świat nie był, aż tak okrutnym miejscem. Przecież ludzie nie mogli być, aż tak bardzo zniszczeni, prawda?
Łzy płynęły po moich policzkach za każdym razem, gdy przypominałam sobie martwe ciało mojej starszej siostry. Gdy zamykałam oczy mogłam ją dostrzec w moich wspomnieniach. Widziałam ją, tą uśmiechniętą i szczęśliwą dziewczynę, która uwielbiała każdą sekundę swojego życia. Nie zasługiwała na to, co ją spotkało, a już szczególnie na taki koniec. Zasługiwała na lepszą śmierć.
Gdy po pogrzebie wróciłam do domu, natychmiast skierowałam się do mojego pokoju. To było jedyne miejsce w tym cholernie pustym domu, gdzie nic mi o niej nie przypominało. Może dlatego, że siedziałam w nim zawsze zamknięta, odcięta od świata. A może przez to, że Allison wchodziła do niego tak rzadko. Nie wiem, ale naprawdę się cieszyłam. Nie wytrzymałabym kolejnych wspomnień, które nawiedziłyby moją głowę. To było trochę jak fale na morzu. Wchodzisz dalej i coraz głębiej, a z każdym kolejnym krokiem jest trudniej. Im dalej wchodzisz w zakamarki swojej głowy, tym wspomnienia są jeszcze bardziej bolesne. Jedyne o czym marzyłam to zasnąć z myślą, że jutro będzie lepiej, a następnie obudzić się, wiedząc, że Allison za chwilę włączy najgłośniej jak tylko się da swoją ulubioną playlistę, a ja jak zwykle schowam się pod pościel, próbując stłumić hałas i pójść dalej spać.
Tak bardzo chciałam jeszcze raz móc przeżyć taki poranek.
Wtargnęłam do pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Byłam tak bardzo zmęczona i wściekła na... tak właściwie wszystko. Kładąc się na łóżko nie przejmowałam się tym, że ubrania mam przesiąknięte deszczem. To trochę tak jakby chmury opłakiwały ją za mnie, bo ja już nie mogłam. Nie miałam już czym płakać i przez to czułam wyrzuty sumienia.
Leżałam na plecach, wpatrując się pusto w ścianę. Z boku zapewne wyglądałam jakbym straciła sens życia. Nie przeszkadzało mi to, bo dokładnie tak się czułam.
Dlaczego to musiało się stać? Potrzebowałam jej bardziej niż kogokolwiek innego.
Allison była zbyt młoda. Miała przed sobą długie lata życia. Była ostatnią osobą na tym zepsutym świecie, która powinna odejść w tak młodym wieku. Ciekawe co by powiedziała widząc mnie teraz?
Odwróciłam się na bok, twarzą do ściany, zamykając oczy. Teraz to już i tak nie ważne.
Bo jej nie ma, a ja zostałam
***
Początek roku to czas zmian. Ludzie wymyślają postanowienia noworoczne, których obiecują się trzymać, jednak i tak im się to nie udaje. Większość tych postanowień jest łamanych już w połowie stycznia. Osobiście byłam typem osoby, która stara ich dotrzymywać i zwykle mi to wychodziło. Jednak ten rok był inny. Prawie trzy tygodnie temu powitałam go bez siostry i właśnie to bolało najbardziej. Świadomość, że muszę żyć każdy kolejny rok tylko, że bez niej. Nie byłam do końca pewna, czy jestem w stanie nauczyć się funkcjonować bez niej.
Leżałam na kanapie przeglądając propozycje filmów bądź seriali, które mogłabym obejrzeć. Przewijałam pilotem w bok, coraz bardziej się irytując. Nic nie zdołało zaciekawić mnie na tyle, żebym zdecydowała się coś wybrać.
W końcu, gdy moja cierpliwość się skończyła rzuciłam pilotem na drugi koniec kanapy i położyłam się przykrywając ciepłym kocem. Miałam ochotę się rozpłakać, niczym małe dziecko, któremu zabrano zabawkę. Dni, które mijały nie różniły się od siebie niczym. Nie chodziłam do szkoły, a zamiast tego dążyłam do perfekcji w opanowaniu mojego hobby, którym obecnie było spanie. Jednak coś sprawiało, że mój umysł sam z siebie przywoływał bolesne wspomnienie, które pojawiało się w mojej głowie przynajmniej raz dziennie.
– Uwielbiam zakupy – powiedziała Alex, wyjeżdżając z parkingu.
Przewróciłam oczami, nie wierząc, że to powiedziała. Przez ostatnie trzy godziny chodziłyśmy bez celu w poszukiwaniu czegokolwiek, co moja przyjaciółka mogłaby kupić. Nie potrafię zliczyć jak wiele razy dziewczyna chciała już wyjść z galerii i po prostu wrócić do domu, ale akurat wtedy dostrzegła sklep, w którym nas jeszcze nie było.
– Przypominam, że nic nie kupiłaś.
Alex zrobiła naburmuszoną minę, chyba niedowierzając, że to powiedziałam.
– Ale i tak to uwielbiam – stwierdziła, zatrzymując się na światłach.
– Też bym to uwielbiała, gdyby zakupy z tobą nie były, aż tak wyczerpujące– mruknęłam, zerkając na budynki za oknem.
Malibu nie było jakimś cudownym miejscem. Mieszkałam tu od kilku lat i na samym początku zachwycałam się nim jak sześciolatka czekoladą. Ale z czasem to miejsce zaczęło mnie nudzić. Ciągle widziałam te same widoki, robiłam te same rzeczy, przez co ekscytacja, którą czułam na samym początku zgubiła się gdzieś wśród mojej codzienności. Mimo wszystko rozumiałam zachwyt turystów. Bo to miasto potrafiło robić wrażenie pięknego.
Ale czasem to, co wydaje się piękne w rzeczywistości jest ohydne.
Alex zaśmiała się z mojej odpowiedzi, ale w żaden sposób jej nie skomentowała. Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że gdy tylko wrócę do domu położę się do łóżka i nie wstanę przez następne trzy godziny. Uwielbiałam spać.
– Patrz. – Dziewczyna wskazała palcem drogę, na którą właśnie skręciłyśmy. – Chyba był jakiś wypadek.
Zmarszczyłam brwi, przyglądając się ludziom, którzy zgromadzili się wokół całego zdarzenia. Niedaleko stała karetka i samochód policji, która spisywała zeznania. Rozpoznałam mojego tatę, który siedział trochę dalej, paląc papierosa. W tamtym momencie zrozumiałam, że coś było nie tak. Mój ojciec nigdy nie palił. Rzucił dawno temu, nie chcąc się dalej truć.
– Możesz się zatrzymać? – zapytałam, nie spuszczając wzroku z całego zdarzenia.
– Viv, jesteśmy na środku drogi, nie mogę się tu zatrzymać – odparła, dalej jadąc.
W pewnym momencie znalazłyśmy się w takim miejscu, że mogłam dostrzec kawałek ciała leżącego pośrodku tego wszystkiego. W tamtym momencie coś we mnie pękło.
– Proszę, nie... – szepnęłam do siebie.
Natychmiast odpięłam pasy, by następnie złapać za klamkę i otworzyć drzwi. W tym samym momencie samochód gwałtownie zahamował, dzięki czemu bez przeszkód z niego wysiadłam. Nie marnowałam czasu na wyjaśnienia. Z szybko bijącym sercem i trzęsącymi się rękoma zaczęłam przepychać się przez ludzi, by znaleźć się jak najbliżej całego wypadku.
I w momencie, gdy ją zobaczyłam poczułam jak cała krew odpływa mi z ciała. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, których nie potrafiłam w żaden sposób pohamować. A to wszystko przez moją siostrę. Leżała tam, ubrana dokładnie tak samo, jak rano. Jej twarz była zakryta przez burzę jej rudych włosów. Wokół było mnóstwo krwi. Jej krwi.
Szybciej pomrugałam oczami, próbując wyostrzyć sobie obraz, ale bezskutecznie. Nie, to nie mogła być prawda. Przełykając gulę w gardle zaczęłam szybko iść w stronę poszkodowanego. To nie mogła być ona. Przecież miałyśmy dzisiaj zrobić sobie maraton filmów.
– Tu nie można podchodzić, proszę się odsunąć. – Jak przez mgłę usłyszałam głos policjanta.
W momencie, gdy chciałam go wyminąć, poczułam czyjeś dłonie na ramionach. Próbowałam wyswobodzić się z uścisku mężczyzny, ale to było na nic.
– Nie patrz na to, Vivian – powiedział mój tata. Głos miał przepełniony niewyobrażalnie głębokim smutkiem.
A ja już nawet nie musiałam podchodzić bliżej, by wiedzieć, że to ona.
– Zabierz ją stąd – powiedział, podczas, gdy ja po raz kolejny próbowałam się wyrwać.
Chciałam znaleźć się jak najbliżej niej.
– Nie... – Zaczęłam kręcić głową, nie mogąc w to uwierzyć. Nie, to na pewno nie była ona. To niemożliwe.
Nie panowałam już nad niczym, co obecnie działo się w mojej głowie. Jedyne, czego pragnęłam nad życie to po raz ostatni przytulić Allison. Przecież to nie może być ona. Takie rzeczy dzieją się w filmach, nie w prawdziwym życiu. Nie...
Poczułam znajomy zapach perfum Alex, która obróciła mnie w swoją stronę i mocno przytuliła.
– Allison ona... – Próbowałam jej wytłumaczyć, ale nie byłam w stanie wypowiedzieć tych dwóch słow.
– Wiem, Viv. Spokojnie, wszystko będzie dobrze – mówiła, głaskając mnie po plecach. A ja? Ja szlochałam w jej ramionach próbując obudzić się z tego koszmaru.
Otarłam łzę, spływającą po moim policzku. Allison znalazła się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie, a na jej drodze stanął zły człowiek, który zrobił resztę. Nie sądziłam, że w tak spokojnym mieście może dojść do morderstwa, ale jak widać myliłam się. Szkoda tylko, że musiałam się o tym przekonać w taki sposób.
Odkąd pamiętam byliśmy tylko we trójkę. Moja mama - Elizabeth Davis zmarła przy moim porodzie, zostawiając moje wychowanie na barkach taty i dwunastoletniej Allison, która była zmuszona dorosnąć szybciej, niż jej rówieśnicy. Mimo to nigdy nie słyszałam z jej ust jakiegokolwiek narzekania i to była jedna z rzeczy, za które od zawsze ją podziwiałam. Potrafiła się dostosować. Ja na jej miejscu już dawno bym się rozpłakała i zamknęła w pokoju. Z transu wybudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam na drewniany zegar, stojący w kącie pokoju. Dochodziła dwudziesta. Kto o tej porze mógłby do mnie przyjść? Z westchnieniem podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Przez chwilę rozważałam udawanie, że nikogo nie ma, ale to był chyba słaby pomysł, patrząc na fakt, że w salonie świeciło się światło. Rozmowa z kimkolwiek była ostatnim punktem, na liście moich rzeczy do zrobienia. I już nawet nie chodziło o to, że nie chciałam rozmawiać. Od jakiś trzech dni nosiłam te same ubrania i do tego wyglądałam jak trup. Spotkanie z ludźmi było absolutnie złym pomysłem.
I pomyśleć, że mogłabym tego uniknąć, gdybym tylko zgasiła światła jakieś piętnaście minut temu.
Przechodząc obok lustra poprawiłam szybko włosy w nadziei, że polepszy to mój wygląd, ale w sumie to nic to nie dało. Dalej wyglądałam, jakbym wstała trzy minuty temu. Biorąc głęboki oddech otworzyłam drzwi. Mój wzrok od razu zatrzymał się na niebieskich oczach mojej przyjaciółki. Wiedziałam, że nie mogłam unikać tego momentu w nieskończoność.
– Cześć, Alex – mruknęłam, nie siląc się na jakikolwiek uśmiech.
Alex Jones, czyli jedyna osoba w tym mieście, z którą się zadaję. Byłyśmy swoimi przeciwieństwami, ale mimo to idealnie się dogadywałyśmy.
No nareszcie! – Wyrzuciła ręce w powietrze, przechodząc obok mnie do środka.
Jones nie należała raczej do osób, które lubią chować się w cieniu. Wręcz przeciwnie, dziewczyna uwielbiała się wyróżniać. Czasami mi to przeszkadzało. Choćby wtedy, gdy na cały sklep potrafi wyrazić swoje niezadowolenie odnośnie do ceny produkty. Tak, w takich momentach zaczynałam się poważnie zastanawiać, dlaczego ja się tak właściwie z nią zadaję. Alex była inna nie tylko pod względem charakteru, ale też wyglądu. Zmieniała kolor włosów średnio raz w miesiącu i prawie zawsze był to jakiś szalony odcień, wyróżniający się na szkolnym korytarzu.
Tym razem był to niebieski.
– Znowu przefarbowałaś włosy. – Zauważyłam, zamykając drzwi i przekręcając kluczyk dwa razy. Odkąd nas okradli zawsze je zamykałam. – Jeszcze trochę i skończysz łysa.
– Moje włosy są teraz mało ważne! – warknęła, odwracając się w moją stronę. Jej oczy były pełne determinacji. Westchnęłam, czekając, aż zacznie swoją wypowiedź. Zawsze to robiła. Jeśli coś jej się nie podobało starała się przekabacić mnie na swoją stronę i dowieść, że ma rację. A ja jak zwykle z nią przegrywałam, ulegając. – Nie możesz do końca życia siedzieć w domu i gapić się w ścianę!
– Nie robię tego.
– Owszem, robisz – prychnęła. – Twój ojciec zadzwonił do mnie i o wszystkim mi powiedział.
Zdrajca.
– Potrzebuję czasu – westchnęłam opierając się o drzwi.
Naprawdę chciałam, żeby już poszła. Uwielbiałam spędzać z nią czas, ale tym razem chciałam zostać sama. Wspomnienia potrafią boleć, a te, które są z Allison bolą dwa razy bardziej. Nie byłam gotowa, żeby wyjść do ludzi i udawać, że nic mi nie jest. Jedyne, co byłam w stanie zrobić to zamknąć się w pokoju i przeczekać cały ten okres żałoby.
Czy naprawdę prosiłam o tak wiele?
– Miałaś go mnóstwo! – rzuciła. – Allison nie byłaby szczęśliwa, gdyby cię teraz zobaczyła. – Dodała łagodniej.
W ciągu zaledwie sekundy moje nastawienie do Alex uległo diametralnej zmianie.
A to wszystko przez jedno zdanie, które wypowiedziała.
– Allison nie żyje – oznajmiłam to tak oschłym tonem, że aż sama siebie nie poznawałam. – Jeśli cię to pocieszy to przyjdę do szkoły.
Nie wiedziałam, czy będę miała ochotę pójść do szkoły, ale w tamtym momencie byłam w stanie powiedzieć wszystko, by się jej stąd pozbyć. Alex od zawsze wspierała mnie we wszystkim, co robiłam, ale w tamtym momencie potrzebowałam samotności. Czułam, że emocje, które tak bardzo próbowałam ukrywać, zaczynają dawać o sobie znać. Kawałek po kawałku ogarniała mnie otchłań smutku i rozpaczy, której nie pozwalałam wyjść na światło dzienne od wielu dni.
A płakanie przy Alex było ostatnim, co chciałam zrobić. Nie chciałam okazać tej słabości przed nią i kimkolwiek innym. Odkąd pamiętam płacz kojarzył mi się ze słabością. Był to dla mnie znak, że człowiek nie potrafił zapanować nad emocjami i dawał im upust w formie łez.
A ja nie chciałam być słaba.
– A żebyś wiedziała, że mnie to pociesza – rzuciła, podchodząc do drzwi. Odsunęłam się na bok, dając jej swobodny dostęp do kluczyka. Dziewczyna przekręciła go, otwierając drzwi. Jeszcze przed wyjściem odwróciła się w moją stronę, dłużej mi się przyglądając. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę wyglądałam tak jak się czułam. – Jakbyś czegoś potrzebowała masz dzwonić.
Bo jeśli tak, to wyglądałam jak martwy człowiek.
Alex wiedziała o mnie dużo, ale nie wszystko. Nie znała mnie na tyle, by wiedzieć o tym, że w tamtym momencie walczyłam sama ze sobą, żeby się przy niej nie rozpłakać. Przełknęłam ślinę, próbując skupić się na tym, żeby głos mi nie zadrżał.
W porządku – odpowiedziałam, przełykając gulę w gardle.
Dziewczyna przez chwilę mi się przyglądała, analizując moje słowa, aż w końcu wyszła, zostawiając mnie samą.
Ponownie zamknęłam drzwi na klucz, po czym oparłam się o nie, głęboko oddychając. Nie wróciłam na kanapę. Zamiast tego osunęłam się na ziemię, wciąż oparta o drzwi. Podkuliłam kolana pod brodę, nie powstrzymując już łez, które teraz swobodnie spływały po moich policzkach. Moje ciało przeszył szloch, spowodowany jej wspomnieniem.
Gdyby Allison mnie teraz zobaczyła z pewnością pomyślałaby, że jestem słaba.
***
Stojąc na korytarzu pełnym ludzi żałowałam, że tu przyszłam. Był poniedziałek. Najgorszy dzień tygodnia. Czułam się okropnie, ale za to wyglądałam całkiem ładnie. Właśnie o to chodziło w tej całej grze, którą toczyłam.
Miałam stwarzać pozory.
– Gotowa? – Przeniosłam spojrzenie na Alex, która stała obok.
Nie.
– Tak. – Uśmiechnęłam się i miałam nadzieję, że wyglądało to choć trochę autentycznie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, zaciskając usta. Po jej minie nie byłam do końca pewna, czy udało mi się ją przekonać, ale w głębi serca miałam taką nadzieję. Jones w końcu westchnęła i ruszyła w stronę sali lekcyjnej. Z pełną satysfakcją poszłam w jej ślad.
Właśnie tak mijał mi cały poniedziałek. Chodziłam od klasy do klasy u boku przyjaciółki, próbując nie zwracać na siebie uwagę. Jak gdyby nic się nie stało, a Allison wciąż żyła. Mimo wszystko wcale nie było tak źle, jak myślałam, że będzie. Przez cały dzień skutecznie unikałam ludzi i byłam w miarę niezauważalna.
Wszystko zepsuło się jakoś po czwartej lekcji, gdy spotkałam na korytarzu Kelly Brooks, czyli szkolną gwiazdę Malibu High School. Wydaje mi się, że w każdej szkole jest ta jedna uczennica, która wyróżnia się ubiorem i przyciąga uwagę wszystkich chłopców. U nas była to Kelly. Nieznośna blondynka, która myślała, że wszystko jej można tylko dlatego, że miała wpływowych rodziców.
– To ona żyje? – zapytała na tyle głośno, że usłyszeli to ludzie w odległości kilku metrów, w tym oczywiście ja.
Starałam się ignorować jej słowa, idąc dalej, ale przez Alex mi się to nie udało.
– Masz jakiś problem? – rzuciła Jones, podchodząc do dziewczyny.
Modliłam się, żeby któraś z nich odpuściła. Naprawdę nie chciałam problemów i to do tego w mój pierwszy dzień szkoły po nowym roku.
– Ja nie, ale ty zaraz możesz mieć – prychnęła, mierząc ją spojrzeniem z góry.
Kątem oka widziałam, jak ludzie zaczynają wyciągać telefony i nagrywać całe zdarzenie. Przełknęłam ślinę, łapiąc Alex za rękę, by następnie odciągnąć ją od tego wszystkiego. Naprawdę nie chciałam być w centrum uwagi. A przynajmniej nie dzisiaj.
– Chodźmy – powiedziałam, rozglądając się na boki.
– Ty tak poważnie? – Zmarszczyła brwi, wpatrując się we mnie. – Ta pusta blondyna właśnie...
– Jak mnie nazwałaś?! – Przeniosłam wzrok na wkurzoną twarz Kelly, by potem z powrotem spojrzeć na uśmiechniętą Alex.
Widać było, że ta cała sytuacja ją bawiła. Moja przyjaciółka była jedną z tych osób, które uwielbiały zamieszanie i wykorzystywały każdą okazji, by zrobić zamęt wokół ludzi. Na moje nieszczęście ja tego nie znosiłam. O wiele bardziej wolałam ignorować ludzi i po prostu żyć sobie gdzieś tam w tłumie, po cichu.
– Tak jak słyszałaś. – Jones odwróciła się w jej stronę posyłając kpiący uśmiech.
To się źle skończy.
Zacisnęłam usta, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Nie chciałam brać w tym udziału. Skoro Alex mnie nie słuchała to proszę bardzo, niech robi sobie problemy, ja nie zamierzałam wylądować potem u dyrektora. Po krótkim wahaniu w końcu odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia, zostawiając kłócącą się dziewczynę samą.
Jedyne miejsce, gdzie teraz chciałam się znaleźć to mój pokój.
Gdy w końcu po dwudziestu minutach spaceru przekroczyłam próg domu, byłam wręcz wniebowzięta, ale równocześnie zmęczona. Czasami nienawidziłam siebie za to lenistwo, ale ulga, którą poczułam, gdy dotarłam na miejsce była cudowna. Miałam dość Alex, która uwielbiała być w centrum uwagi, uczniów, którzy co chwilę patrzyli się na mnie z myślą, że tego nie widziałam i nauczycieli, którzy zadawali jeszcze więcej pracy domowej, niż zwykle. Czułam się trochę jakby cały świat nagle był przeciwko mnie. Przez cały dzień myślałam tylko o tym, by znaleźć się w domu.
– Vivian, chodź na chwilę! – krzyknął mój ojciec w momencie, gdy zdejmowałam buty.
W pośpiechu pozbyłam się kurtki i ruszyłam w stronę kuchni, skąd dobiegał jego głos. Zastałam go siedzącego przy kuchennym stole. Wzrok miał skupiony na ekranie laptopa.
Charlie Davis, czyli mój ojciec, do tego policjant. Powoli zbliżał się do pięćdziesiątki, jednak mimo swojego wieku wciąż dobrze się trzymał.
– Co chciałeś? – Oparłam się o ścianę, czekając, aż łaskawie podniesie na mnie wzrok.
Nie zrobił tego.
– W najbliższym czasie masz być w domu o dwudziestej, maksymalnie dwudziestej pierwszej – powiedział, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
Mój tata nigdy nie był jakimś cudownym rodzicem. Wydaje mi się, że znaczną część wychowania mnie pozostawił Allison, która tak właściwie nauczyła mnie większości rzeczy, które umiałam. Charlie był po prostu głową rodziny. Utrzymywał nas, pracując tyle, ile było to konieczne. Nie miałam mu tego za złe, ale czasami potrzebowałam jego uwagi o wiele bardziej, niż mogło mu się to wydawać.
– Czemu? – Zmarszczyłam brwi, domagając się odpowiedzi.
Mój ojciec nie należał raczej do osób, które stosują jakieś kary, bądź zasady odnośnie do wychowania. I to właśnie dlatego tak się zdziwiłam. Takie rzeczy nigdy nie miały miejsca.
Bo tak mówię, czy nie jest to wystarczająca odpowiedź? – rzucił szorstko, w końcu podnosząc na mnie wzrok.
W jego oczach widziałam zmęczenie. Ciekawe jak długo dzisiaj pracował?
– Skoro muszę być w domu tak wcześnie to chcę chociaż znać powód – powiedziałam spokojnie, patrząc mu w oczy.
Toczyliśmy pewnego rodzaju walkę na spojrzenia. Właśnie tak odbywały się nasze negocjacje. Kto pierwszy opuści wzrok przegrywa.
– Venom wrócił – westchnął, zrywając kontakt wzrokowy i skupiając się na pracy.
Ja natomiast dalej stałam, nie wiedząc o co chodzi. Pierwszy raz słyszałam takie imię, czy tam pseudonim. Ba! Pierwszy raz słyszałam o kimś takim z Malibu! Charlie wzbudził moją ciekawość, jednak fakt, że zwyczajnie urwał temat, skupiając się na czymś innym, wcale mnie nie satysfakcjonował.
Powinnam wtedy pamiętać, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Dlaczego zapomniałam? Nie powinnam była tego zaczynać. To moja wina.
– Kto to jest?
Po jego minie mogłam dostrzec, że nie ma ochoty odpowiadać na to pytanie. Na jego nieszczęście od zawsze byłam ciekawskim dzieciakiem, a temat Venoma zaczął mnie interesować coraz bardziej.
– To przestępca – odparł tylko, opierając się o ramę krzesła. – Nie mogłaś o nim słyszeć, bo zniknął jakiś czas przed naszą przeprowadzką tutaj.
Do Malibu przeprowadziliśmy się, gdy miałam czternaście lat. Na początku ciężko było mi się dostosować do otoczenia i gdyby nie Alex, pewnie skończyłabym jako samotnik szkolny. Kilka miesięcy wcześniej skończyłam siedemnastkę, a to oznacza, że Venom zniknął na ponad trzy lata. Po takim czasie nieobecności ludzie zwykle nie wracają już do starego miejsca zamieszkania. Dlaczego więc Venom postanowił tu wrócić?
– Ale co to ma wspólnego z godziną, o której mam być w domu? – zapytałam, powoli się denerwując.
Dlaczego obecność jakiegoś człowieka ma być wyznacznikiem godziny mojego powrotu?
Jest niebezpieczny i trzeba na niego uważać.
Po jego zdawkowych odpowiedziach mogłam zauważyć, że ma dość tej rozmowy.
– Skoro jest taki niebezpieczny to czemu go po prostu nie zamknięcie w więzieniu? – prychnęłam. Cała ta sprawa wydawała się wręcz zabawna. Skoro chłopak był groźny to powinni go zamknąć bez przeszkód. Tak powinno działać prawo, a przynajmniej policja.
– Nie tym tonem, Vivian – rzucił poważnie. Zacisnęłam usta, by przez przypadek nie powiedzieć czegoś, czego potem mogłabym żałować. – Venom wie co robi i starannie zaciera ślady swoje i swoich ludzi – odparł spokojnie. Miałam wrażenie, że jest znacznie bardziej opanowany niż ja. – W świetle prawa jest niewinny.
Policja w Malibu była dość specyficzna. Potrafili oni działać na drobne przewinienia typu kradzieże i pobicia, ale gdy w grę wchodziły poważniejsze przewinienia, zwyczajnie sobie nie radzili i zostawiali całą sprawę, czekając, aż ludzie zwyczajnie zapomną. Tak było i tym razem. Nie wierzę, że nijaki Venom zacierał każdy swój ślad. Każdemu zdarzają się wpadki, nawet najlepszym.
– Jestem pewna, że w końcu podwinie mu się noga i skończy za kratkami – powiedziałam, by choć trochę rozluźnić napiętą atmosferę. Chciałam go też choć trochę pocieszyć. Widziałam, ile serca wkładał w swoją pracę i jak bardzo był zapracowany, tylko po to, żeby nas utrzymać. Gdyby udało mu się zamknąć takiego przestępcę z pewnością zarabiałby więcej, a ludzie darzyliby go większym szacunkiem.
– Mam taką nadzieję – wymamrotał, bardziej do siebie niż do mnie.
I wtedy to zobaczyłam. Charlie się zmienił. Nie był już tak wesołą osobą jak kiedyś. Mimo, że od śmierci Allison minęło trochę czasu, to chyba oboje nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Miałam wyrzuty sumienia, przez to jak się nad sobą użalałam. W końcu on też stracił córkę, a mimo to nadal chodził do pracy i starał się normalnie funkcjonować. Powinnam wziąć się w garść.
– Będę wracała wcześniej, jeśli to cię uspokoi – obiecałam, posyłając mu blady uśmiech, który odwzajemnił. – Coś jeszcze?
– Nie, to wszystko. – Odwróciłam się, by pójść do pokoju i w końcu się zdrzemnąć. Ten dzień był wyczerpujący. Nie postawiłam nawet jednego kroku, gdy zatrzymał mnie jego głos. – Viv? – Odwróciłam się, unosząc pytająco brwi. – Jak się trzymasz?
Zamurowało mnie na to pytanie. Rozchyliłam usta, zastanawiając się, co powinnam odpowiedzieć. W tamtym momencie chciałam powiedzieć, że źle, że to dalej boli i z dnia na dzień wcale nie jest lepiej, ale nie umiałam, nie chciałam robić mu więcej zmartwień. Zresztą obiecałam sobie wziąć się w garść. Pora dorosnąć i się ogarnąć. Nie byłam już dzieckiem. Ludzie umierają i nic na to nie poradzę.
Właśnie dlatego z uśmiechem na twarzy skłamałam mu po raz pierwszy. I niestety, ale nie ostatni.
– Dobrze – powiedziałam, urywając temat. – Pójdę się położyć, jestem zmęczona.
Charlie przez chwilę dłużej mi się przyglądał i w momencie, gdy już myślałam, że zacznie drążyć temat, on na moje szczęście odpuścił.
– W takim razie nie będę cię już trzymał. Nie śpij za długo, juro szkoła. – Kiwnęłam głową, by następnie bez słowa odwrócić się i pójść do pokoju.
Wchodząc po schodach przyglądałam się zdjęciom, wiszącym na ścianie.
Na każdym była Allison.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro