002
— Po co wujek przyjechał? — Spytała siostra, wchodząc do środka mojego biura, po wyjściu Ryan'a.
— Nieważne — Przybrałam poważna minę, od kiedy matka umarła, chyba tylko taka potrafiłam przywitać na swojej twarzy.
— Mam już dosyć tego! — Wybuchnęła, zmarszczyłam brwi. Przesunęłam się do biurka, położyłam na nim łokcie, a dłonie złączyłam, podparłam na nich brodę. — Tez mam prawo wiedzieć o sprawach rodzinnych, nie jestem już małym dzieckiem! — Chciałam coś powiedzieć, jednak wyszła z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami.
Nie miałam siły, chętnie przebrałabym się w szeroką piżamę, położyła na łóżku i oglądała tandetne seriale. Ale zjebane interesy rodziców same się nie wykonają. Nadal się zastanawiam czemu matka, zarządzała firma, wykonująca bronię służące do zabijania podczas wojny. Czułam się źle z tym, iż przez moje decyzje w ulepszaniu, lub robieniu tego gówna, ginęły garstki ludzi.
Wstałam z krzesła, wyszłam z pokoju. Ruszyłam do kuchni z zamiarem trochę pogrzebania w lodowców, za czymś do jedzenia. Przerzucając produkty, jedyne co nadawało się do jedzenia to parówki. Wzięłam jedną w dłoń, chciałam już usiąść na kanapie, ale rozbrzmiał dzwonek urządzenia zwanego telefonem stacjonarnym. W biegu wracając do biura, musiałam oczywiście na coś depnąć bosą stopą. Łapiąc bolące miejsce, dalej doskoczyłam. Nachyliłam się, następnie przyłożyłam urządzenie do ucha.
— Dzień dobry — Odezwał się męski głos.
— Dzień dobry? z kim mam okazje gadać? — Spytałam, zakłopotana.
— My w sprawie tego zdobycia vibranium, tak jak pani zasugerowała — Totalnie nie wiedziałam o co chodzi temu facetowi, możliwe, że jeszcze konsultował się z moją mamą przed jej śmiercią.
— Ah mógł mi pan przypomnieć co to jest, ponieważ trochę przez obowiązki ciążące mi, zapomniałam — Powiedziałam pierwsze lepsze kłamstwo, jakie przyszło mi na język.
— Bardzo mocny metal, ten co został między innymi wykorzystany do wyrobu tarczy Kapitana Ameryki — Wytłumaczył szybko, całe szczęście nie byłam jeszcze tak bardzo zacofana, aby nie znać tego superbohatera latającego w elastycznym, niebiesko czerwonym stroju.
— Ah tak, postaram się załatwić dostawę— Sama nie wiedziałam jak to zrobić, chociaż, może spytam wujka. On interesuję się takimi rzeczami.
— Dobrze, do widzenia — Również pożegnałam ,jeszcze nieznanego dla mnie pana. Po czym zakończyłam rozmowę, odkładając komórkę.
Podeszłam do półek, zaczęłam szukać najnowszych rzeczy z działalności rodzicielki. Zrezygnowana opadłam na fotel. Wyciągnęłam swojego smartfona, wybrałam numer do Azikiwe (bo takie było nazwisko Ryan'a).
— Musisz wrócić, teraz — Rozłączyłam się nie dając, dojść mu do zdania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro