Rozdział V Starsza siostra
– Dziękuję. – Rozpromienia się. – Właściwie to mieszkam kilka domów dalej... I... Zapraszam cię na obiad! – Mówi wesoło, przez chwile odbijając się od trawy, podeszwą buta.
To dość miłe, nie mogę odmówić, ale jestem mokra i muszę wrócić do domu, rodzice pewnie się martwią!
Chociaż nie słyszałam by dzwonili...
Ale może powinnam pomyśleć o jej rodzicach?
Może nie chcą bym się wpraszała...
Kto wie.
– No nie wiem, a twoi rodzice? – Pytam cicho.
– Moi rodzice na pewno cię polubią i nie będą się czepiać. – Odpowiada – Są fajni, zobaczysz! – Cicho się śmieje.
– Sama nie wiem... - Mrucze pod nosem, niezbyt przekonana.
– Po za tym nie pytałam czy przyjdziesz, tylko cię zaprosiłam, więc z grzeczność zaproszeń się nie odmawia. – Uśmiecha się słodko.
– Uh... W takim razie się zgadzam... – Mamroczę nie mając już żadnej wymówki.
– Juhu! – Śmieje się i chwyta mnie za rękę, ciągnąc mnie do swojego domu.
Jest dość silna jak na swoją drobną budowę, pewnie ma gdzieś ukryte mięśnie.
Szczerze mówiąc, też tak bym chciała.
– To tutaj! – Zatrzymuje się przy bambusowej bramie i wskazuje kremowy dom z brązowymi dodatkami, balkonem pełnym ziół i kwiatów oraz ogrodem z fontanną, drewnianą ławką i mnóstwem różnokolorowych krzewów i wiśniowych drzew.
– Ładnie. - Mówię cicho, a dziewczyna otwiera bramę, podchodzi do drewnianych drzwi i otwiera je, wchodząc do jasnego salonu z dwoma szarymi kanapami, małym stolikiem między nimi, dużą lampą, telewizorem oraz kilkoma obrazami.
– Rozgość się. – Pociąga mnie na kanapę, na którą niepewnie siadam, wcześniej ściągając mokre buty i odkładając je obok drzwi. – Zaraz przyniose ci suche ubrania. – Uśmiecha się i odchodzi, znikając za drzwiami.
*Chwilę później.*
– Dobry wieczór. - Słyszę za mną serdeczny, damski głos.
– Um... Dobry... W-Wieczór... – Odpowiadam zginając palce.
– Nie wiedziałam, że mamy gościa. – Mówi zbliżając się do mnie.
– Em... Przepraszam... – Burcze niewiadomo co, czując na sobie oddech nieznajomej.
– Nie szkodzi. - Mówiąc to, kanapa ugina się, pod wpływem jej ciężaru, który stwarza siadając.
– Uhm... – Mruczę przestraszona, czując bardziej jej wzrok na sobie.
– Rozluźnij się. – Porusza swoją ręką po moich plecach i kręgosłupie, wywołując u mnie gęsią skórkę oraz intensywne rumieńce.
Chce by przestała, ale żadne słowa nie podchodzą mi do gardła.
Czuję tylko wędrujące palce po moich plecach, delikatnie muskające moją skórę, ale ich nie chce.
Nie chce by ktoś dotykał mnie w brew mojej woli, nawet jeśli byłoby przyjemne, to i tak usłane było by tą niechęcią, której nie chce, bo nie potrzebuje być zmuszana do przyjemności.
– Khkm! - Słyszę głośne chrząknięcie. – Siostro. - Odzywa się znajomy głos.
Dziewczyna na kanapie niechętnie z niej schodzi i kieruje się w stronę schodów.
– Wybacz Manami, moja siostra jest nieprzewidywalna. – Odwracam się z ulgą spoglądając na Fumi, która śmieje się nerwowo, kładąc ubrania obok mnie.
Wygląda naprawdę zabawnie i słodko.
– Um...to nie twoja wina. – Biorę ubrania, zakrywając nimi czerwoną twarz. – Dziękuję. – Odpowiadam szczerze.
– Nie ma za co! – Szczerzy się jakby wygrała w lotka.
Nigdy nie widziałam osoby, która szczerze cieszy się, tak bez powodu. – Łazienka jest za tymi drzwiami. – Pokazuje białe drzwi obok.
Kiwam głową, że rozumiem i idę w ich stronę.
Kiedy je otwieram moim oczom ukazuje się przestronna, kremowa łazienka z wanną, zlewem, toaletą niemal jak z kamienia i z różnymi drewnianymi dodatkami, lustrem i szafką.
Szybko się przebieram w zwiewną biało-czarną sukienkę i pończochy tego samego koloru, a mokre ubrania miętole i wkładam do jednej z przegród torby.
Po tym nieśmiało wychodzę z pomieszczenia.
– Ym... Jeszcze raz dziękuję... Nie wiem jak ci się odwdzięczę i w ogóle... – Mówię w stronę dziewczyny, która ilustruje mnie wzrokiem i wydaje się nie przejmować moimi słowami.
– Nie przejmuj się tym, grunt, że wyglądasz ślicznie! – Po tych słowach mój rumieniec intensywnieje, więc zakrywam twarz włosami. – Ale czegoś tu brakuje. – Mówiąc to pokazuje mi parę czarnych butów na obcasie. – Brakuje butów! – Śmieje się, sunąc się na kanapie bym usiadła.
Więc niepewnie siadam obok, a ona kuca i delikatnie chwyta mnie za stope, zakładając mi jednego buta.
– Pasuje. – Mówi i zakłada mi następnego buta, po czym wstaje.
– Tak, ale... – Mruczę. – Nie umiem w nich chodzić. - Mówię cicho, ale słyszalnie.
– To masz szczęście, bo mogę cię tego nauczyć. – Rzecze wesoło. – A teraz chodź na obiad! – Wstaje i ciągnie mnie za rękę na schody, a ja o mało nie upadam. – Więc tak...
Zaczęła mi tłumaczyć jak chodzić na obcasie, oczywiście niezbyt dobrze mi to wychodziło, ale Fumi powiedziała, że jak będę dużo chodzić to się nauczę.
Tak czy inaczej, przy jej pomocy doszłyśmy do jadalni, gdzie było wiele domowników.
– Czeeeść wszystkim! – Wita ciepło swoich rodziców.
– Um...Dobry wieczór. – Rzecze cicho.
- Dobry wieczór i cześć córeczko! – Odpowiadają wesoło.
– Widzę, że mamy gościa. – Dodaje mężczyzna o zielonych oczach i farbowanych, niebieskich włosach, ubrany w szlafrok. Odpowiadam mu jedynie kiwnięciem głowy.
– Zaczęliśmy się o ciebie martwić kochanie, długo nie wracałaś. – Blondwłosa kobieta z ombre zwróciła się do Fumi.
– Mamo, nie jestem dzieckiem. – Śmieje się.
– Uh, no wiem. – Wzdycha. – Siadajcie więc. – Uśmiecha się miło.
Wszyscy siadają, a ja spoglądam wzrokiem na jedyne wolne miejsce między Fumi, a jej siostrą o czerwonych włosach, która wygląda jak żywcem wyjęta z koncertu rockowego lub metalowego.
Niepewnie siadam na tym miejscu, kierując wzrok jedynie na stół i nerwowo bawię się serwetką.
– A my się chyba znamy. – Rzecze w moim kierunku owa dziewczyna z pewnym siebie tonem i lekkim, szelmowskim uśmieszkiem.
– Mitsuko... – Mówi blondynka, do której się obracam i widzę jej nieznane mi spojrzenie, kierowane w stronę siostry.
– Spokojnie. – Dziewczyna śmieje się, prowokując niebieskooką.
Wisząc to kule się z myślą, że siostry zaraz skoczą sobie do gardła, jak pozbawione uczuć, krwiożercze bestie.
– Dziewczynki, zapominacie się. – Odzywa się nagle mężczyzna w stronę swoich córek, by te ochłoneły.
– Przepraszam tato. – Skrusza się Fumi, na co jej siostra wzrusza jedynie ramionami. – ...I Manami. – spogląda na mnie, przez co sztywnieje.
– Uh... Nie szkodzi. – Szepcze, zawijając na palcu kosmyk włosów.
Dziewczyna lekko podnosi końcik ust, po czym delikatnie głaszcze mnie po ramieniu, rozluźnieniając moje mięśnie.
– Smacznego! – Mówi matka Fumi, kładąc ryż, z mięsem i warzywami na osobnych talerzykach oraz jakąś nieznaną mi zupę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro