Rozdział 2
- O co chodzi, kochanie? - zapytałam zmartwiona syna, który wraz z siostrą stał obok okna.
- Tam stoi jakiś pan. - powiedziała za brata Roxi wpatrując się swoimi ślicznymi brązowymi oczami w okno, a mi odebrało mowę.
Że słucham?
~ ~ ~
Podeszłam szybko do okna i zatkało mnie po raz kolejny kiedy zobaczyłam iż pod latarnią faktycznie stoi jakiś mężczyzna.
- Roxi, Aiden. Pakujcie się.- powiedziałam do dzieci, które na moje słowa chwyciły swoje plecaki i zaczęły się pakować.
Odeszłam od okna i szybko podbiegłam do swojego pokoju, gdzie chwilę później pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do swojej torby.
Jakim cudem nas znaleźli?
Coś przeoczyłam?
Kiedy wraz z dziećmi byłam już gotowa wyszliśmy z mieszkania. Pobiegłam szybko z dziećmi do samochodu zaparkowanego naprzeciwko okien naszego mieszkania, po czym zaczęłam pakować nasze rzeczy do bagażnika.
Nagle Bella zaczęła głośno szczękać, przez co wraz z dziećmi spojrzałam w stronę miejsca gdzie patrzyła szczekająca suczka.
Niedowierzenie pojawiło się w moich oczach, kiedy ujrzałam idącego w naszą stronę Dymitr'a.
Strażnik z wyglądu nie zmienił się ani trochę. Wciąż miał te swoje długie włosy jak przy naszym pierwszym spotkaniu oraz swój prochowiec.
Serce zabiło mi szybciej na widok ukochanego, który był coraz bliżej nas.
Tak jak kilka lat temu...
- Mamo...kto to jest?- zapytała przerażona Roxana na co ja spojrzałam na przestraszoną córkę.
Zgryzłam wargę walcząc z sobą.
- Wsiadajcie do samochodu.- powiedziałam do dzieci z spokojem, a na moje słowa bliźnięta kiwnęły twierdząco głową i wykonały grzecznie moje polecenie.
Zamknełam bagażnik, po czym powolnym krokiem skierowałam się w stronę ojca Roxany i Aiden'a.
- Witaj, towarzyszu.- powiedziałam głośno będąc co raz bliżej ukochanego.
Kątem oka zauważyłam cień uśmiechu na twarzy Dymitr'a, który roztapiał moje serce.
- Witaj, Roza.- powiedział strażnik, który równo ze mną zatrzymał się kilka kroków robiąc mały odstęp dzielący nas.
- Tęskniłem za tobą.- powiedział strażnik wpatrując mi się w oczy, po chwili dodając.
- Czemu nie powiedziałaś mi o ciąży? Przecież to też moje dzieci.
- Myślałam że nie uwierzysz. Że oskarżysz o zdradę i zostawisz.- powiedziałam unikając kontaktu wzrokowego, ale po chwili dodając z delikatnym zdziwieniem.
- Skąd wiesz o ciąży?
- Sydney mi powiedziała, kiedy znalazłem test ciążowy na umywalce.- powiedział Belikow z ledwo widocznym uśmiechem na twarzy.
Chciało mi się śmiać. Zapomniałam o teście dwanaście lat temu co by wyjaśniało to za tak długo mnie szukali...znaczy chyba.
- Długo uciekałaś strażnikom.- powiedział Belikow mając ręce w kieszeniach swojego prochowca.
- Przyznam że jestem dumny.- dodał strażnik, na co uniosłam zdziwiona brew.
Jest dumny z tego iż uciekłam i dwanaście lat nie mogli mnie złapać?
Co jest?
Kiedy już miałam się odwrócić, aby zobaczyć czy bliźniaki są bezpieczne w samochodzie poczułam jak ktoś wstrzykuje mi coś do szyi, przez co tracę równowagę.
Ostatnie co pamiętam to krzyk Roxi.
- Mamo!
~ · ~ · ~
No i Dymitr wkroczył do akcji!
Kto się cieszy?
Co prawda była zwykła rozmowa zamiast walki, no bo czemu nie skoro i tak oni są szurnięci.
Jak myślicie kto sprawił że Rose straciła przytomność?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro