Rozdział 10
- Roxi! Aiden! Złaście na dół! Musimy już iść do cioci Lissy i wujka Christian'a!- krzyknęłam z dołu do dzieciaków kiedy wraz z Dymitr'em zakładałam buty do wyjścia.
- Dobrze mamo!- krzyknął Aiden zbiegając z góry w dżinsach oraz czerwonej koszulce z napisem "Gryffindor".
- A gdzie Roxana?- zapytał Dymitr zakładając swój prochowiec.
-Na górze, tato. - powiedział cicho Aiden.
Na jego słowach uśmiech wkradł się na moją twarz. Aiden od kiedy dowiedział się prawdy o Dymitr'ze zaczął nazywać go swoim ojcem.
Zaś Roxi?
Oh nasza córka praktycznie się nie odwzywa, ale oboje doskonale wiemy że to prawdopodobnie jest spowodowane tym co się ostatnio dzieję w jej życiu.
Pięć minut później zeszła po schodach Roxana ubrana w czarne legginsy i zieloną koszulkę z napisem "Slytherin". Dziewczynka miała związane w warkocz zieloną gumką włosy, przez co wyglądała uroczo zgłasza że nałożyła na usta błyszczyk, który kiedyś kupiłam jej.
Błyszczyk był delikatny i praktycznie ledwo widoczne, a był o zapachu malin, które są ulubionymi owocami mojej córki.
Aiden za nimi nie przepada i woli truskawki, przez co czasem zaczyna mi się mylić które z bliźniąt co lubi.
- Ślicznie wygladasz, kochanie.- powiedział Dymitr do Roxany, która powoli zaczęła zakładać buty.
Dziewczynka delikatnie uśmiechnęła się do swojego ojca i kiedy tylko była gotowa wraz z ukochanym oraz z dziećmi i Bellą wyszłam z mieszkania.
Powolnym krokiem szliśmy w stronę mieszkania przyjaciół ciesząc się ładną pogodą.
Dotarliśmy do celu z dziesięć minut później, gdzie stała przed domem Lissa ubrana w jasno różową sukienke, która miała przyzwoity dekolt rekawy do połowy i sięgała do kolan.
Uśmiechełam się delikatnie widząc iż przyjaciółką założyła prezent ode mnie z okazji rocznicy naszej przyjaźni, która była naszą ostatnią.
Ja sama również byłam ubrana w granatową sukienke z przyzwoitym dekoltem, rekawem na 3/4 sięgający do kolan, które otrzymałam z takiej samej okazji od blondynki.
- Rose! Dymitr!- krzyknęła radosna królowa, kiedy tylko nas zauważyła.
Powoli podeszliśmy do przyjaciółki, która uściskała nas delikatnie, po czym wypuściła do mieszkania.
Blondynka zaprowadziła nas do salonu gdzie był Christian wraz z ich córeczką Rose. Dziewczynka miała włosy koloru ojca, zaś oczy koloru zieleni. Jednak pomimo koloru włosów, moja imienniczka była podobna po rysach twarzy do swojej rodzicielki.
- Siema, Hathaway.- powiedział Ozera.
- Siema, Ozera.- powiedziałam mężowi mojej przyjaciółki, a na moją odpowiedź Dymitr i Lissa przekręcili oczami.
- Macie trzydzieści lat, a zachowujecie się jak trzy letnie dzieci.- powiedziała Lissa rozbawiona na co Belikow kiwnął twierdząco głową.
- To nie moje wina że Ozera nie dojrzał.- powiedziałam krzyżując ręce na piersi na co Christian parsknął śmiechem.
- A ty to niby dojrzała? Wątpie.- prychnął Ozera na co ja już szykowałam kolejny pocisk.
- Dobra przestańcie! Chodźmy do stołu. Upiekłam ciastka.- powiedziała Lissa, która zapewne chciała ratować wszystkich od kłótni mojej z Ozerą.
I przyznaje się to bardzo sprytne...
Jednak mam wrażenie że coś się wydarzy...
Coś niedobrego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro