Powrót
Pozostawiony na skraju opuszczonego lasu rumak bez jeźdźca, przedstawia widok iście niecodzienny. Jest on niezwykły do tego stopnia, że każdy człowiek spoglądający na tę scenę nazwałby takie działanie albo ogromną głupotą, albo jedną z tych rzeczy, które według artystów i filozofów właśnie brakiem sensu nadają ukryte znaczenie – zwykle nikomu nieznane i wprawiające człowieka w stan dziwnej powagi, wobec rzeczy, których nie pojmuje.
Tak przynajmniej widzi to Valerine, gdy przywiązuje karosza do pnia i oddalając się spogląda za siebie... Zasady wbijane jej przez lata do głowy dają o sobie znać. „Nigdy nie chodź do lasu na piechotę" – szepcze głos, który ostatnimi czasy milczał zagłuszony.
I chociaż zdawać by się mogło, że te słowa zostały wypowiedziane tak dawno temu, to ma wrażenie, że mogło wydarzyć się to wczoraj. W tym miejscu czas wydaje się nie istnieć.
Opór ze strony dawnych przyzwyczajeń szybko ustępuje, kiedy przypomina sobie, dlaczego pozostawia rumaka. Ostatni rok spędzony z kapłankami na Graa'shan nauczył ją wielu rzeczy – między innymi tego, że po ziemi świętej nie wolno poruszać się konno.
Ten las jest czymś o wiele więcej – jest jej świątynią.
Kiedy wchodzi pomiędzy drzewa, czuje się jakby wróciła do domu. To jedno z tych miejsc, które odwiedzone tylko parę razy staje się bardziej znajome, niż wiele z tych, w których przebywamy przez wiele lat.
„Czy cokolwiek ze mnie zostało?"
Znajomy kamień, znajomy szelest, znajome uczucie unoszenia się w powietrzu.
„Jeżeli tak, to chyba tylko tutaj."
Przecież stoi przed wejściem do własnego serca!
„Nic się tu nie zmieniło." – szepczą drzewa.
Stawia krok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro