Babcia Bandyta
Jimin już od rana chodził zestresowany.
Od godziny szóstej rano pięć razy już uprasował swoją koszulę, a Kooka co najmniej trzy.
Nie mógł spać, nie mógł znaleźć sobie miejsca.
Kiedy robił śniadanie to na sam zapach jajecznicy miał odruch wymiotny.
Żołądek zaciskał mu się w ciasny węzeł utrudniając jakąkolwiek czynność.
Oddychał głęboko stojąc na balkonie w spodenkach oraz koszulce. Mocno trzymał się barierki starając się odegnać od siebie nieprzyjemne myśli.
Bo co jeżeli upuści małą?! Co jak zrobi coś nie tak? Co jak o czymś zapomni lub co gorsza sam się przewróci robiąc z siebie widowisko?
Dlaczego on w ogóle zgodził się na coś tak szalonego?
-Hyung... Przeziębisz się. - Kook okrył jego ramiona kocem po czym objął go w talii i oparł podbródek na blond główce. - Co ty tu w ogóle robisz? Jest ledwo ósma rano.
-Nie mogłem spać więc wyprasowałem nam koszulę, wypastowałem buty i zrobiłeś śniadanie. - mruknął niewyraźnie.
-Stresujesz się. - bardziej stwierdził niż zapytał. W odpowiedzi dostał lekkie skinienie głową. - Nie ma czym. Poza tym będę obok. Będzie dobrze. Poradzisz sobie. Jesteś dużym chłopcem. Znaczy nie jeżeli chodzi o wzrost. - Zaśmiał się próbując rozładować atmosferę co mu się udało bo i Chim parsknął cichym śmiechem.
-Jesteś okropny. Nie dokuczaj mi. - fuknął niby obrażony.
-Może i jestem. Ale ty nadal mnie chcesz. - cmoknął szyję starszego.
-No. Masz rację. Nadal nie wiem jak do tego doszło.
-Po prostu mnie kochasz hyung. - Jungkook potargał jego włosy by po chwili pociągnąć go do sypialni. - Zaraz przestaniesz się stresować. - pchnął go na łóżko by po chwili podwinąć do góry koszulkę i zacząć całować brzuszek blondyna.
Kilka minut później mógł już słuchać jego pięknych jęków.
Po godzinie jedenastej obaj stali przed lustrem ubrani w garnitury. Chim poprawiał włosy natomiast czarnowłosy zapinał ostatniego kolczyka. Miał ich trochę i nie zamierzał z nich rezygnować. Co prawda darował sobie ten w nosie. Nie wypadało pokazywać się rodzinie Parka w takim wydaniu. Wolał sprawiać pozory w miarę poukładanego chłopaka.
Punkt dwunasta byli pod małym kościółkiem, który już do końca życia będzie kojarzył się Kookowi z ustami hyunga.
Jimin zaś miał pewność że to miejsce stanie się powodem jego klęski.
Przyjmował zakłady sam ze sobą na to w jaki sposób się zbłaźni.
Jak na razie wygrywała spektakularna gleba przy ołtarzu.
Wszystko jednak mogło się zmienić.
Zawsze może jeszcze upuścić dzieciaka do chrzcielnicy przez co mała się utopi.
Generalnie był mistrzem pocieszania siebie samego.
Uznał, że nie spotka go nic gorszego od związku z Kookiem.
Nie żeby narzekał.
Po prostu codziennie od prawie miesiąca nieustannie bolała go dupa, a usta miał tak napuchnięte od robienia mu nimi dobrze, że ludzie pytali czy sobie w nie coś wstrzykuje.
Do tego jego czyja wyglądała jakby przyssał sobie do niej rurę od odkurzacza.
Najlepszy korektor nie pomagał więc zostawały golfy oraz koszula.
Przerwał swój wewnętrzny płacz kiedy mała dziewczynka została wciśnięta mu w ramiona.
Momentalnie uśmiechnął się dając jej całusa w czoło.
Dziecko tak odciągnęło jego uwagę od wszystkiego, że nie zorientował się kiedy msza dobiegła końca.
W końcu mógł wyjść na świeże powietrze.
Po uroczystości wszyscy goście udali się na salę gdzie organizowane było przyjęcie.
Jungkook co i rusz krzywił się na widok małych bestii biegających między stolikami.
Ich wrzaski zagłuszały czasami spokojną muzykę oraz rozmowy.
Starał się skupić całą uwagę na co raz to nowszych osobach, które przedstawiał mu starszy.
Nie spodobało mu się kiedy ten przedstawiał go rodzinie nadal jako przyjaciela.
Co on sobie do cholery myślał?
-Jimin! - obaj podskoczyli zdezorientowani. Czarnowłosy rozejrzał się dookoła po czym zlokalizował starszą panią idącą w ich stronę. Kobieta podpierała się o łaskę.
Nie wyglądała jednak na kogoś kto jej potrzebował. Przedmiot zdawał się być jej boskim artefaktem.
Czarna lakierowana laska, zdobiona złotem stukała o panele zapowiadając nadejście potwora.
-Babciu. - Blondyn momentalnie wstał.
Jungkookowi dało to do myślenia więc poszedł w ślady chłopaka. Przyjrzał się dokładnie staruszce stwierdzając, że usta odziedziczył zdecydowanie po niej.
-Przedstawisz mnie koledze czy będziesz tak stał jak dupa wołowa na zakręcie? - poprawiła okulary ciskając piorunami z oczu.
-A tak. Babciu to jest Jungkook mój przyjaciel.
-Chłopak. - poprawił go czarnowłosy po czym ukłonił się Babci Park z szacunkiem oraz delikatnym uśmiechem. - Bardzo mi miło Panią poznać.
-Tak... - zastukała swoją laską. - Należysz do gangu? Czy jesteś po prostu buntownikiem z natury?
-To drugie proszę Pani. Nie nadaje się na przestępcę. Mam za dobre serce. - po raz kolejny posłał starszej kobiecie uśmiech na co ta odpowiedziała.
Jimin aż się zapowietrzył na ten widok. To niemożliwe, że ta kobieta polubiła kogokolwiek. Poprostu nie.
-Oby... Inaczej poznasz smak mojej laski na swoich piętach młodzieńcze.
-Dlaczego na piętach jeżeli oczywiście mogę zapytać? - Jeon otworzył szeroko oczy.
-Ponieważ tam nie zostają ślady, a boli jak cholera. Spróbuj tylko skrzywdzić mojego wnuka, a się przekonasz. - po raz kolejny zastukała laską o podłogę.
-Babcia utrzymuje, że była harcerką. Ja natomiast myślę, że była gangsterką. - blondyn zaśmiał się po czym przytulił kobietę i ucałował jej policzek.
-Babcia Park bandytą? - Kook zaśmiał się cicho. - W takim razie przysięgam dbać o Jimina najlepiej jak tylko będę potrafił. Proszę mnie tylko nie zabijać.
-Zastanowię się. Na zwłokach rosną dobre orzechy. - puściła wnukowi oczko sprzedając czarnowłosemu swój standardowy żart.
-Cóż. Dorodnych orzechów nigdy za wiele proszę pani.
-Jednak jesteś niegłupi. I całkiem przystojny. - zacmokała. - Umiesz tańczyć chłopcze?
-Naturalnie. - podał kobiecie dłoń i już po chwili prowadził ją w stronę parkietu.
Młody Park parsknął śmiechem po czym ruszył w stronę głównego stołu by poświęcić nieco czasu rodzinie.
Nim się zorientował było już po dziewiętnastej.
Rozmawiał właśnie z kuzynem na temat uczelni kiedy Kook objął go w pasie.
-Mogę z Panem zatańczyć? - wymruczał mu do ucha na co ciało niższego zaatakowała seria dreszczy.
-Naturalnie. - przeprosił rozmówcę po czym podał dłoń Jeonowi. Już po chwili sunął po parkiecie wraz z partnerem.
-Twoja babcia mnie polubiła. Umówiłem się z nią na partyjkę szachów. Jak wygram dostanę przepis na jej bimberek.
-Tajemnicza mikstura zmiatająca ludzi z powierzchni ziemi? - starszy parsknął śmiechem.
-Dokładnie. Babcia bandyta. - wyszczerzył swoje królicze zęby.
-Aż dziwne, że cię polubiła.
-Powiedziała, że wydaje się autentyczny. Wspomniała też coś o mojej osobowości ale nie słuchałem.
-Dlaczego?
-Bo patrzyłem na Twój tyłek. - wzruszył ramionami.
-------------------------------
KTOŚ WCALE NIE PROSIŁ O ROZDZIAŁ.
TO KOLEGA KOLEŻANKI PSA BABCI...
CZY JAKOŚ TAK.
Jak wam minął dzionek?
Te usta powinny być nielegalne
Kocham was ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro