Ty... i ja
Mama mówiła, że zbyt wrażliwa,
Że romantyczna zawsze byłam.
Prawie uwierzyłam w jej podłe słowa,
Kiedy zobaczyłam ciebie - mojego anioła.
Może to przez to, że dorosłam,
Może to przez problemy, którym nie umiałam sprostać.
Ja jednak wolę inną wersję zdarzeń,
Ty i ja, razem - spełnienie marzeń.
Nie wyszeptałam nawet słowa,
Kiedy z cienia wyłoniła się twoja osoba,
Oddech zapierająca w piersiach, ale w wyobraźni,
Kradnąca wspomnienia najskrytsze, tylko nazbyt wyraźnie.
Pojawiła się z burzą, ale chciała pomóc,
Na tym zimnie, na chłodzie, pomoc jak zakazany owoc...
Płomień za płomieniem, ta śmierć pochłania,
Ale z tak wielkim pragnieniem przegranych przegania.
Tutaj i teraz - jesteśmy zwycięzcami,
Będziemy walczyć, choćby jedyni i sami...
Oni mówią, że odeszliśmy od zmysłów,
Że brakuje nam tych dziecięcych pomysłów.
Nie pozwól im zniszczyć twojej harmonii,
Kiedy powiesz "Kocham" bez miłości woni.
Spójrz mi prosto w oczy, uwierz w niemożliwe,
Tylko ich oczy zazdrosne mogą patrzeć podejrzliwie,
Kiedy ty jesteś dziełem, perfekcją w każdym calu,
Nie jesteś jak oni - nie masz serca z metalu,
Zawsze wskazujesz drogę -
- nawet wtedy, kiedy uwierzyć w tę drogę nie mogę.
Płomień za płomieniem...
Bo wszystko fikcją, dziecięcym pragnieniem...
Kiedy walczymy, to o wszystko,
Nie ma naszej dumy wysoko czy nisko,
Ale potem darzymy się miłością,
takiej niby prawdy osobliwością.
Tracimy morale w mieście świateł i róż,
Na zasadach kamiennych osiadł ciężki kurz...
I tak jest płomień za płomieniem,
Dusza za duszą, marzenie za marzeniem,
Ale czy ty i ja... Nie jesteśmy tylko pustym pragnieniem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro