11. Nigdy nie mów nigdy
Pov: Wiktoria
Aktualnie byłam z Patrykiem w sklepie, i kupowaliśmy potrzebne rzeczy na imprezę. Może impreza to za dużo powiedziane - domówka. Zaprosiłam Fausti, Hanię, Julitę, Kostka, Świeżego no i oczywiście Patryka tyle, że on jest wtajemniczony w to wszystko, oni nie wiedzą w sumie z jakiej okazji urządzam domówkę.
Naprawdę dobrze spędzało mi się czas w towarzystwie Patryka, tyle że nadal moje myśli wracały do Bartka. Już nawet nie do tej pierdolonej sytuacji, w której zachował się jak ostatni cham. Po prostu do niego ale jako do faceta. To nie zwiastowało niczego dobrego. Za każdym razem zaczynałam się czymś zajmować aby odpędzić te myśli. Ale to mało dawało.
P: Wikuuuuuś - popatrzył na mnie maślanymi oczami, a ja parsknęłam śmiechem, bo wiedziałam, że wymyślił coś głupiego.
W: Hm? Co znów? - wskazał palcem na zabawkowy pisotlet.
P: Możemy to kupić? - boże no, duże dziecko.
W: Patryk... - próbowałam być asertywna ale ten jego wzrok mi na to nie pozwalał - no niech będzie - ucieszył się a ja przewróciłam oczami, na co się zaśmiał.
P: Słodka jesteś jak próbujesz się denerwować - nie mogłam nic poradzić na to, że znów się zarumieniłam, Patryk ewidentnie to zauważył ale nie drążył tematu.
Kupiliśmy jeszcze jakieś ozdoby, przekąski, napoje i alkohol. Po drodze do domu zajechaliśmy jeszcze do rodziców Patryka, bo chciał się z nimi pożegnać, przy okazji ich poznałam. Byli mili, było to zdecydowanie urocze i kochające się małżeństwo, aż miło się patrzyło. Szczerze to też w przyszłości chciałabym z kimś tak skończyć. Może z Patrykiem? A może z Bartkiem? Co jest do cholery? Dlaczego w ogóle brałam go pod uwagę? Przecież my nawet kontaktu już nie mamy. To koniec i muszę się z tym pogodzić. Jednak to nie jest takie proste jakby mogło się wydawać.
Z transu wyrwał mnie huk. Podskoczyłam i szybko pobiegłam do pokoju, z którego dobiegał hałas i był to salon - ja byłam w swojej sypialni. Patryk przy wieszaniu ozdób spadł z drabiny.
W: Boże, nic Ci się nie stało? - podałam mu rękę aby wstał.
P: Nieee, jest okej - skorzystał z pomocy i przez dłuższą chwilę się w siebie wpatrywaliśmy. Oboje zmniejszaliśmy odległość pomiędzy nami, nasze wargi prawie się stykały. Rozchyliłam lekko usta, Patryk też ale dzwonek do drzwi nam przerwał.
Może to mama się wróciła? Zapomniałam wspomnieć, że mam cały dom dla siebie bo ona idzie do swojej przyjaciółki na noc, wcale jej nie wygoniłam... To znaczy, na żarty. Odsunęliśmy się od siebie, ale o dziwo nie było niezręcznie. Otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał się wysoki brunet.
B: Dzień dobry, ma pani... - chyba myślał, że zastanie moją mamę - cześć - poprawił się - macie pożyczyć trochę cukru? Moja mama prosi - skinęłam głową i poszłam do kuchni po to po co przyszedł.
Pov: Bartek
Tak naprawdę bardzo dobrze wiedziałem, że to ją tam zastanę. Nie wiem po co przyszedłem, po prostu chciałem ją zobaczyć, ale nie wiedziałem, że to ostatni raz. Stałem w progu i zacząłem rozglądać się po salonie. Był ozdobiony, na stole było jedzenie i ogólnie były przygotowane jakieś głośniki. W mieszkaniu dostrzegłem coś jeszcze, a raczej kogoś.
Co on tutaj robił? Od razu przypomniałem sobie jak to ja pomagałem urządzać jej przyjęcia. Na przykład te urodzinowe. Robiłem to od 1 klasy. To była już nasza tradycja, w każde urodziny pomagaliśmy sobie udekorować dom i przygotować jedzonko. Ale teraz to on zajmuje moje miejsce.
Może on nie jest taki zły? Napewno będzie ją traktował lepiej niż ja. Ona nawet nigdy nie spojrzała na mnie jak na potencjalnego partnera. Skąd ta pewność? Zawsze byłem dla niej jak brat i muszę się z tym pogodzić. Czego bym nie zrobił to z naszej relacji nigdy nie wyjdzie żaden poważny związek. Nigdy nie mów nigdy.
Wróciła z cukrem, a ja zacząłem przyglądać się jej wyglądowi. Miała na sobie czarne dresy oraz biały top. Nie miała na sobie makijażu, miała włosy w nieładzie, a jakimś cudem wyglądała bosko. Chyba się trochę zagapiłem...
W: Eee, Bartek? Coś ze mną nie tak? Jestem brudna? - pokręciłem przecząco głową - to czemu się tak na mnie patrzysz? - no i co ja mam jej odpowiedzieć? Że tak naprawdę jestem w niej zakochany od kilkunastu lat i nie mogę oderwać od niej wzroku? Wyśmieje mnie.
B: Nie wiem, po prostu się zawiesiłem, i tylko wygląda to tak, że się na Ciebie zapatrzyłem.
W: No spoko - zaczęło się robić niezręcznie więc jak najszybciej powinienem się ewakuować.
B: To ja już może pójdę... - Powiedziałem trochę przygaszony.
W: Jak chcesz - powiedziała bardzo sucho co mnie zakuło w serce.
Odwróciłem się do niej plecami w celu opuszczenia jej domu. Nagle złapała mnie za ramię i wtuliła się we mnie mocno. Jeszcze nie wiedziałem dlaczego. Poczułem jak moja koszulka robi się mokra, płakała. Pogłaskałem ją po głowie, a ona spojrzała mi w oczy, z bólem. Po chwili się już odsunęła i poczułem straszną pustkę, bo gdy miałem ją w ramionach było mi cholernie dobrze, jej zapach i dotyk mnie uspokajał, i sprawiał, że wszystkie problemy znikały. Przy niej problemy nie istniały, po prostu się ulatniały, a zastępowała je jej cudowna osóbka.
W: Ja... Przepraszam - wyszlochała - już Cię nie zatrzymuję, pa - wcale nie chciałem iść. Przeczuwałem, że stanie się coś złego ale nie sądziłem, że aż tak. Nie sądziłem, że stracę ją na dobre.
B: Ta, dzięki - popatrzyła na mnie pytająco. Uniosłem cukier i się uśmiechnąłem. Na jej smutną minkę wkradł się mały uśmiech.
Posłałem jej uśmiech i wyszedłem z domu. Umówiłem się z Przemkiem i Patrykiem, więc tam też się udałem niczego nieświadomy, ale ucieszony bo Wika mnie przytuliła. Zapukałem do drzwi i chłopaki mi otworzyli.
Q: A ten cukier to po co? - zupełnie o tym zapomniałem.
B: Sorry, po prostu... - nie dokończyłem.
Q: Byłeś u Wiki?
B: Ta - mruknąłem, bo przypomniało mi się, że jest u niej Patryk. A Qry zauważył moją skwaszoną minę.
Q: I co? Przegadaliście wszystko? - faktycznie po to tam przyszedłem, ale przecież nie będę z nią o tym gadał, przy Patryku. Nie wiedziałem, że już nie będzie drugiej okazji.
B: Chciałem, ale zobaczyłem tam tego zjeba, i ostatecznie powiedziałem, że moja mama prosi o cukier - popatrzyliśmy na rzecz trzymaną w mojej ręce i parsknęliśmy śmiechem.
Q: Momentami wstyd mi, że to mój imiennik - poprawił mi nastrój - dobra, chodź do Przemka - tak też zrobiliśmy i cały wieczór minął już przyjemnie.
Pov: Wiktoria
Chodziłam niespokojna w kółko po salonie. Strzelałam palcami ze stresu.
W: Patryk nie wiem czy dobrze zrobiłam. To nie za duży krok? Przecież my się ledwo znamy, a tu mam przyjaciół i... - uciszył mnie układając swój palec na moich ustach. Złożył długi pocałunek na moim czole i pogłaskał mnie po ramionach. Szczerze? Średnio mi to pomogło. Tylko Bartek umiał mnie uspokoić, on był moim spokojem, moją ucieczką od codzienności.
Może ja się nie bałam utraty przyjaciół tylko jego? Nie, to niedorzeczne. Już mnie on nie interesuje, Bartek to przeszłość.
P: Hej, Wiktoria popatrz na mnie - niechętnie to zrobiłam - wszystko będzie dobrze, rozumiem w pełni Twoje obawy, ale zrobię wszystko co w mojej mocy abyś czuła się komfortowo - wymusiłam uśmiech. Wcale mnie to nie pocieszyło. Niby to nic takiego a i tak byłam poddenerwowana. Patryk mnie jeszcze nie zrozumiał, nie wiedział jak ze mną postępować. A Bartek? Z nim mogłabym uciec na koniec świata, i nie miałabym żadnych obaw - ochłoń troszkę i idź się ogarnij zanim wszyscy przyjdą okej?
W: Okej.
Wcisnęłam na siebie zielone spodnie cargo, a na górę, również zielony top na jedno ramię. Otworzyłam szufladę bo chciałam założyć jakąś biżuterię. W moje ręce wpadł komplet od Bartka. Szybko go odłożyłam zanim zaczęłabym sobie wszystko analizować. Wybrałam pierwszy lepszy naszyjnik i bransoletki. Wróciłam do chłopaka i czekaliśmy na gości.
20:56
Wszyscy już przyszli. Trochę zabalowaliśmy, a ja dopiero po alkoholu poczułam się na siłach, aby opowiedzieć po co ta domówka. Chwiejnie podniosłam się z kanapy i stanęłam przed wszystkimi gośćmi.
W: Zebrałam was tutaj - Oliwier się zaśmiał, a ja nie do końca wiedziałam z czego bo byłam trochę pijana.
O: Jak oficjalnie - pokazałam mu język a on roześmiał się jeszcze bardziej.
J: Dobra zamknij się Oli, posłuchajmy co Wika ma nam do przekazania.
O: Chciałaś powiedzieć "po co nas tutaj zebrała"? - przedrzeźniał mnie Oliwier, i ode mnie oberwał, oczywiście w żartach. Po chwili już zamilkł - no juuuuż, jestem cicho, słuchamy Pani Prezes - przewróciłam oczami.
W: Więc, chciałabym wam o czymś powiedzieć, jest to dla mnie coś... ważnego.
Każdy patrzył po sobie, bo nie wiedzieli o co chodzi, oprócz Patryka. On siedział z pokerową twarzą aby nic nie zdradzać. Oliwierowi już nie było do śmiechu i być może to przez ton mojego głosu.
F: No mów, szybko - poganiała mnie Fausti. Wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam:
_____________________
Spróbuję wstawić jeszcze jeden rozdział do końca weekendu. Jak myślicie co Wika im przekaże?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro