3.
Leżałem tak sobie próbując choć na chwilę się trochę zdrzemnąć. Bezskutecznie.
Wciąż miałem w głowie sytuację sprzed godziny. Przez ten czas zdążyłem dawno wypalić papierosa, a nawet kilka, i przeglądnąć telefon, głównie media społecznościowe.
Jakiś głosik kazał mi ruszyć swoje cztery litery, i sprawdzić co się z Tobą tam dzieje.
A co jeśli coś sobie zrobiłeś, i zdążyłeś dawno się wykrwawić, lub coś w tym stylu?
Myśląc o tych wizjach, natychmiast zerwałem się z miejsca spoczynku, i ponownie ruszyłem czym prędzej do Twojego pokoju. Dalej było zamknięte.
A co mi tam? Podjąłem ryzyko, myśląc sobie - może mnie nie zabijesz?
Zapukałem delikatnie kilka razy, żeby ewentualnie Cię tym nie wystraszyć. Sam kilkukrotnie dostałem przez to prawie mini zawału.
- Heej, mogę wejść? Chcę tylko sprawdzić, czy wszystko z Tobą jest w porządku.
Głucha cisza.
- Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać prawda? Tak samo jak ja z Tobą. Mieliśmy umowę, i ona działa w obie strony.
Mieliśmy pewny układ, że jeśli mamy z czymś problem, to zawsze mogliśmy przyjść z tym do siebie, nawet w tajemnicy przed rodzicami i wszystkimi z zewnątrz.
- Dobra, jak chcesz, próbowałem, będę w swoim pokoju jeśli jednak zmienisz zdanie - już miałem po raz drugi tego dnia zawrócić, ale gdy tylko puściłem klamkę, usłyszałem kroki, a po chwili przekręcenie klucza.
Gdy tylko zobaczyłem Twoją twarz, oniemiałem. Byłeś bardzo smutny, i przygnębiony, nie trudno było nie zauważyć też śladów łez na policzkach, i czerwonych oczu. Włosy zaś miałeś całe roztrzepane na cztery strony świata, co oznaczać mogło tylko to, że leżałeś pod poduszką, lub uderzałeś o nią głowę.
Raczej ta pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna. Prędzej rzuciłeś telefonem o ścianę, aby rozładować napięcie.
- Mogę wejść?
- Skoro chcesz - powiedziałeś to tak cicho, że prawie tego nie usłyszałem.
Obaj usiedliśmy na łóżku. I wtedy wszystko co chciałem na tamten moment powiedzieć, wyleciało mi z głowy.
Milczałem, Ty zresztą też. Oboje chyba nie wiedzieliśmy, od czego możemy rozpocząć tę rozmowę.
- Cene, czy wszystko u Ciebie jest w porządku? - zacząłem cicho.
- Dlaczego myślisz, że mogłoby być inaczej?
- A jak możesz wyjaśnić to, że się z kimś tutaj niedawno kłóciłeś?
- Domen, to nie jest Twoja sprawa, jesteś na to zdecydowanie za młody - chyba się przesłyszałem.
- Ja jestem za młody na takie tematy? Najwyraźniej nie znasz mnie, aż tak dobrze - zahamowałem, aby nie powiedzieć Ci parę słów za dużo.
- Może i masz rację. Sam do końca nie potrafię zrozumieć siebie, a co dopiero Was.
- Jesteśmy rodzeństwem Cene, wiesz przecież, że zawsze będę obecny w Twoim życiu, to samo dotyczy mojego wparcia.
- Rozumiem i dziękuję. To samo mogę obiecać Tobie - uściskaliśmy się lekko.
- Powiesz mi w końcu co się dzieje, czy zamierzasz tak tu siedzieć cały dzień i dalej się mazać? - spodziewałem się odmowy, bo byłem już do tego przyzwyczajony.
- Pokłóciłem się z Danielą. Mamy mały kryzys.
- Mały? Musi być poważny, skoro tak głośno krzyczałeś do tego telefonu.
- Domen, naprawdę, usłyszałeś ode mnie już wszystko, nawet za dużo jak na Ciebie. Doceniam Twoją troskę, ale dawno jestem już dorosły, i wiem jak się o siebie zatroszczyć.
- Jednak, mimo to, zwierzyłeś mi się z tego co Cię gnębi, a znając Ciebie i Petera, nie łatwo z Was wydobyć niektórych informacji.
- Dorośniesz, to zrozumiesz, dlaczego tak bywa. Teraz możesz sobie gdybać i rozmyślać, ale na wszystko przyjdzie jeszcze czas, w końcu sam to zrozumiesz.
Miałeś rację Cene. Wtedy tego nie rozumiałem. Teraz już wiem jak to jest coś mieć, i nagle to stracić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro