Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Leżałem tak sobie próbując choć na chwilę się trochę zdrzemnąć. Bezskutecznie.

Wciąż miałem w głowie sytuację sprzed godziny. Przez ten czas zdążyłem dawno wypalić papierosa, a nawet kilka, i przeglądnąć telefon, głównie media społecznościowe.

Jakiś głosik kazał mi ruszyć swoje cztery litery, i sprawdzić co się z Tobą tam dzieje.

A co jeśli coś sobie zrobiłeś, i zdążyłeś dawno się wykrwawić, lub coś w tym stylu?

Myśląc o tych wizjach, natychmiast zerwałem się z miejsca spoczynku, i ponownie ruszyłem czym prędzej do Twojego pokoju. Dalej było zamknięte.

A co mi tam? Podjąłem ryzyko, myśląc sobie - może mnie nie zabijesz?

Zapukałem delikatnie kilka razy, żeby ewentualnie Cię tym nie wystraszyć. Sam kilkukrotnie dostałem przez to prawie mini zawału. 

- Heej, mogę wejść? Chcę tylko sprawdzić, czy wszystko z Tobą jest w porządku.

Głucha cisza.

- Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać prawda? Tak samo jak ja z Tobą. Mieliśmy umowę, i ona działa w obie strony.

Mieliśmy pewny układ, że jeśli mamy z czymś problem, to zawsze mogliśmy przyjść z tym do siebie, nawet w tajemnicy przed rodzicami i wszystkimi z zewnątrz.

- Dobra, jak chcesz, próbowałem, będę w swoim pokoju jeśli jednak zmienisz zdanie - już miałem po raz drugi tego dnia zawrócić, ale gdy tylko puściłem klamkę, usłyszałem kroki,  a po chwili przekręcenie klucza.

Gdy tylko zobaczyłem Twoją twarz, oniemiałem. Byłeś bardzo smutny, i przygnębiony, nie trudno było nie zauważyć też śladów łez na policzkach, i czerwonych oczu. Włosy zaś miałeś całe roztrzepane na cztery strony świata, co oznaczać mogło tylko to, że leżałeś pod poduszką, lub uderzałeś o nią głowę.

Raczej ta pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna. Prędzej rzuciłeś telefonem o ścianę, aby rozładować napięcie.

- Mogę wejść?

- Skoro chcesz - powiedziałeś to tak cicho, że prawie tego nie usłyszałem.

Obaj usiedliśmy na łóżku. I wtedy wszystko co chciałem na tamten moment powiedzieć, wyleciało mi z głowy.

Milczałem, Ty zresztą też. Oboje chyba nie wiedzieliśmy, od czego możemy rozpocząć tę rozmowę.

- Cene, czy wszystko u Ciebie jest w porządku? - zacząłem cicho.

- Dlaczego myślisz, że mogłoby być inaczej?

- A jak możesz wyjaśnić to, że się z kimś tutaj niedawno kłóciłeś?

- Domen, to nie jest Twoja sprawa, jesteś na to zdecydowanie za młody - chyba się przesłyszałem.

- Ja jestem za młody na takie tematy? Najwyraźniej nie znasz mnie, aż tak dobrze - zahamowałem, aby nie powiedzieć Ci parę słów za dużo.

- Może i masz rację. Sam do końca nie potrafię zrozumieć siebie, a co dopiero Was.

- Jesteśmy rodzeństwem Cene, wiesz przecież, że zawsze będę obecny w Twoim życiu, to samo dotyczy mojego wparcia. 

- Rozumiem i dziękuję. To samo mogę obiecać Tobie - uściskaliśmy się lekko.

- Powiesz mi w końcu co się dzieje, czy zamierzasz tak tu siedzieć cały dzień i dalej się mazać? - spodziewałem się odmowy, bo byłem już do tego  przyzwyczajony.

- Pokłóciłem się z Danielą. Mamy mały kryzys.

- Mały? Musi być poważny, skoro tak głośno krzyczałeś do tego telefonu.

- Domen, naprawdę, usłyszałeś ode mnie już wszystko, nawet za dużo jak na Ciebie. Doceniam Twoją troskę, ale dawno jestem już dorosły, i wiem jak się o siebie zatroszczyć.

- Jednak, mimo to, zwierzyłeś mi się z tego co Cię gnębi, a znając Ciebie i Petera, nie łatwo z Was wydobyć niektórych informacji.

- Dorośniesz, to zrozumiesz, dlaczego tak bywa. Teraz możesz sobie gdybać i rozmyślać, ale na wszystko przyjdzie jeszcze czas, w końcu sam to zrozumiesz.

Miałeś rację Cene. Wtedy tego nie rozumiałem. Teraz już wiem jak to jest coś mieć, i nagle to stracić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro