1.
Środek nocy. Biorę głęboki oddech. Moje ciało zanurza się, bardzo nisko, i coraz niżej, sięgając niemal dna oceanu.
Stykam się z piaskiem, lub czymś podobnym. Głowa upada jako ostatnia. Brakuje mi powietrza, zaczynam się dusić, ale nic nie mogę z tym zrobić. Umieram w strasznych męczarniach.
***
Budzę się po raz kolejny, i od razu sięgam po szklankę wody, przygotowanej już wcześniej na szafce nocnej. Czuję chwilową ulgę. Jednak nie na długo.
Myślę wtedy sobie - a co mi tam? Nic mnie już nie cieszy. Nawet poranne Słońce nie sprawia mi już tyle radości, jak dawniej. Wtedy byłem kimś. A teraz?
Jestem nikim. Samotnikiem, śmieciem, nic nie wartym przedmiotem.
Nikomu niepotrzebny. Służący jedynie do zabawy, lub nic nie znaczących rozmów, a potem porzucany gdzieś daleko w kąt.
Zakurzony przez czas, pełen pajęczyn, a na niej mnóstwo pająków, gotowych zjeść mnie na śniadanie.
Czy przesadzam? Może trochę. Zabawkę można jeszcze odkurzyć, umyć i naprawić, zaś jeśli chodzi o ludzką psychikę... pozostawię to bez komentarza.
Bo w końcu co mogę powiedzieć? O tym, że co noc śni mi się to samo? O codziennym wyburzaniu się z krzykiem, i cały zlany zimnym potem? Czy też o różnych mrocznych myślach, w tym samobójczych? Ciągłym wyobrażeniu swojej przyszłości w ciemnych barwach?
Czy tak wygląda właśnie depresja?
Owszem tak. A może i nie? Sam już nie wiem. Czy jest na to jakieś lekarstwo? Chyba tak. I nie chodzi mi tu wcale o pigułkach lub proszkach nasennych, czy wizytach u psychologa, albo psychiatry. Nie jestem przecież wariatem lub samobójcą.
Człowiek ma swoją własną wolę, i sam może zdecydować o swoim życiu.
Dlaczego to wszystko piszę, skoro i tak nikt się o tym nigdy nie dowie? Do końca tego nie wiem. Chyba po prostu chcę to z siebie wyrzucić, i choć na moment poczuć się trochę lepiej i spróbować wrócić do przeszłości, która była pełna kolorów i wewnętrznej równowagi.
Dobrze, że istnieją sposoby na spisanie swoich myśli, i problemów.
Parę kartek papieru... To takie banalne. W jednej dłoni książka, w drugiej długopis.
Tak, i do tego kilka godzin siedzenia na krześle, przy zapalonym świetle od małej lampki. Czekając na rozjaśnienie mojego pokoju przez nowy dzień, mam sporo czasu na przemyślenia. Mojego życia, spowiedzi z niego i sposobu na to, jak coś w nim zmienić.
Ta, czegoś. Szkoda, że nie można tego zrobić z kimś. Machnąć czarodziejską różdżką, i wypowiedzieć życzenie. I pyk - spełniło się, stał się cud.
Marzę o tej chwili od kilku lat. Bo właśnie pięć lat temu, moje życie wywróciło się do góry nogami. I to przez jedną konkretną osobę.
Bracie, a może już były bracie? Nie wiem jak mogę się już do Ciebie zwracać. Myślisz, że nie pamiętam? To jesteś w grubym błędzie.
Nie mogę zapomnieć o tym ile razem przeżyliśmy, a już zwłaszcza co mi obiecałeś.
To było Twoje pierwsze kłamstwo. Jedno z wielu. Wciąż mnie bolą. Cały czas, coraz bardziej.
Trudno, nie mam już nic do stracenia. Opiszę wszystko po kolei. Dosłownie. Co mi zrobiłeś, a czego nie. Powody, dla których jestem teraz nieszczęśliwy. I na koniec marzenie, które na zawsze pozostanie niespełnione.
W końcu i tak nigdy tego nie przeczytasz. Zresztą, nic to nie zmieni, nawet jeśli byś to zrobił. Sam wiesz najlepiej dlaczego.
Dzień 0, 5 lat później - godzina 03:00.
Dzień i pora też nie są przypadkowe, o tym również chętnie Ci przypomnę.
_______________
Dobry wieczór kochani 🤗
Macie tu kolejny rozdział ode mnie jako prezent dla Was na Mikołajki! 🎅
Przy okazji bardzo chciałbym Was przeprosić, jeśli rozdziały będą za krótkie, ale mam taki dziwny styl pisania 🤷 Postaram się coś w tym zmienić, ale niczego nie obiecuję 😔
Spokojnej nocy Wam życzę i do następnego ❤️
Wasz Adaś 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro