Rozdział 7
Od dobrych dwóch godzin próbowałam złapać mojego brata. Niestety wszyscy powtarzali tę wersję co on, czyli że ma ważne spotkanie. Coś nie chciało mi się wierzyć, bo Liam, gdy to mówił, patrzył wszędzie tylko nie na moją twarz.
- Liam. Słońce. Obydwoje wiemy, że nie potrafisz kłamać. - Zaplotłam ręce na piersi i uniosłam delikatnie brwi, tworząc na moim czole maleńkie zmarszczki.
- Mel. Słońce. Zayn załatwia teraz ważne sprawy. Nie mogę powiedzieć Ci jakie. To rozkaz.- Powiedział tym samym tonem co ja, kładąc nacisk na ostatnie zdanie.
- Rozkaz?- Zdziwiłam się.
- Tak. Zero przeszkadzania. Wiesz, jaki jest Zayn. Kiedy coś go trapi, musi pobyć sam. Jestem przekonany, że jak najszybciej z Tobą porozmawia.
- Porozmawia? Liam, mój brat to tchórz. Kiedy coś nie idzie po jego myśli, ucieka od problemu.
- To u was chyba rodzinne, co Mel?- Zastygłam i spojrzałam na jego twarz. Przyglądał mi się z ironią.
Kiedy nie odezwałam się, on kontynuował.
- Rozumiem, że czułaś się przytłoczona przez nadmiar obowiązków i odpowiedzialności, ale Mel, to jak ze zwierzątkiem. Dostajesz je pod opieke, to jesteś za nie odpowiedzialna. Do końca.- Powiedział powoli.
- Czy wy...Czy Zayn ma mi za złe, że wyjechałam?- Zapytałam cicho.
- Zayn kocha cię najbardziej na świecie, słońce. Wiesz, że zrobiłby dla Ciebie wszystko. Dlatego wziął na siebie cały klan, żebyś ty chociaż przez chwilę była szczęśliwa. Mimo że wiesz, że we dwoje najlepiej radzicie sobie w rządzeniu. Nie mówię, że Zayn sobie z tym nie radzi. Widzę, że daje z siebie wszystko, ale chyba go to trochę przerasta. Musi udźwignąć swoje obowiązki, do tego dołożono mu twoje. Nie chcę na Ciebie naciskać Mel, ale przemyśl to, co Ci powiedziałem. Nie bez powodu wam obojgu Starszyzna powierzyła klan. Wiedzieli, że we dwoje dacie sobie radę.- Usłyszeliśmy ciche pikanie i brunet wyjął z tylnej kieszeni jeansów swojego pager'a.
- Dalej ich używacie?- Zmarszczyłam brwi, patrząc na urządzenie.
- Nie wszyscy chcą się przekonać do smartfonów.- Mruknął, patrząc w malutki ekran. No tak, większość z nas żyła jeszcze w czasach gdzie nie było nawet prądu.
- Dlatego Cię tu potrzebujemy. Dodajesz świeżości naszemu klanu. - Posłał mi mały uśmiech i po chwili westchnął.
- Przepraszam, Mel, ale muszę iść poszukać kogoś na zastępstwo do prowadzenia treningu. Odkąd Derek znalazł swoją przeznaczoną trudno go od niej odciągnąć, a tym bardziej że mieszka na Brooklynie. Ciągle tam przebywa i chyba zapomina o swoich obowiązkach.- mruknął rozdrażniony. Przybliżył się do mnie.
- Nie martw się Zayn'em. Osobiście dopilnuję, żeby przed tobą' nie uciekał' - Posłał mi uśmiech i cmoknął w czoło. Po sekundzie widziałam już tylko jego plecy, kiedy oddalał się w obranym przez siebie kierunku.
Ja dalej stałam i patrzyłam się przed siebie, analizując to, co powiedział mi Liam. Jak na złość brunet miał zawsze rację. Zostawiłam brata z taką ilością obowiązków, że jestem pewna, że byłoby mi ciężko na jego miejscu i pewnie nie dałabym sobie z tym wszystkim sama rady. Ale ze mnie idiotka. I w dodatku egoistka. Jęknęłam pod nosem. Liam ma rację, muszę wziąć odpowiedzialność za klan.
Drzwi do wielkiego pomieszczenia skrzypnęły i weszłam do środka pewnym krokiem. Pachniało tu płynem do podłóg, potem i testosteronem. Niezłe połączenie. Rozglądnęłam się dookoła. Byli już chyba wszyscy i chyba nie zauważyli mojego wtargnięcia. Byli zajęci rozmowami między sobą. Szłam przez olbrzymią salę i na oko było ty dwustu mężczyzn i kilkadziesiąt kobiet. Po tej liczbie wywnioskowałam, że podzielili treningi na kilka grup, bo zamieszkujących obszar bazy było kilka tysięcy. Nie jestem do końca pewna i zanotowałam sobie w głowie, żeby sprawdzić później spisy członków.
Stanęłam na środku sali, na wielkiej macie i się wyprostowałam.
- Cisza.- Użyłam władczego tonu, a w sali nagle ucichły rozmowy. Dawno nie używałam tego tonu. Był przeznaczony dla władców. Wszyscy mi się pokłonili, a ja kontynuowałam.
- Na początek dwieście okrążeń.- Poczułam na sobie zdziwione spojrzenia. Nie prowadziłam treningów, odkąd wyjechałam, ale niech nie myślą, że wypadłam z formy.
- A gdzie Derek, księżniczko?- Spojrzałam na bruneta po mojej lewej.
- Dzisiaj go zastępuje. Koniec pytań, ruchy!- Powiedziałam głośniej, a po sali rozległy się jęki zrezygnowania i po chwili uderzenia butów o podłogę. patrzyłam zadowolona, jak ruszają.
- Bez sztuczek, Leo.- Widziałam, jak mężczyzna używa wampirzej szybkości, choć myślał, że nikt tego nie zauważy. Posłał mi łobuzerski uśmiech i ruszył za innymi zwykłym, ludzkim tempem. Pokiwałam rozbawiona głową. Usłyszałam ciche skrzypnięcie pomiędzy stukotami innych i zanim się odwróciłam, wiedziałam, kto wtargnął do pomieszczenia. Nawet taka ilość wampirów nie zagłuszyła tego zapachu. Wciągnęłam lekko powietrze do nosa.
- Dzisiaj ja zastępuje Dereka, Harry.- Odwróciłam się powoli i kiedy na niego spojrzałam, poczułam się trochę onieśmielona. Jego oczy znowu zabłysły, więc byłam przekonana, że moje również. Kilka osób to zauważyło i widziałam, że zwolniło swoje tempo, czując zdziwienie.
Wysoki mężczyzna posłał mi mały uśmiech i widziałam, że on też wciąga delikatnie powietrze. Czyli mój zapach dla niego tez jest tak intensywny?
- Liam wyglądał na trochę zdenerwowanego, kiedy go spotkałem. Kiedy wytłumaczył mi, o co chodzi, zaproponowałem, że mogę poprowadzić trening. U siebie robiłem to dość często. - Skinęłam lekko głową. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę. Nagle do moich uszu dotarł dźwięk już tylko pojedynczych uderzeń o posadzkę. Rozglądnęłam się delikatnie i zobaczyłam, że większość już swoi po naszej lewej. Wróciłam wzrokiem do bruneta. Chrząknęłam cicho i zagryzłam dolną wargę. Zobaczyłam, że zamarł na chwilę i cały czas czułam na swojej twarzy jego palący wzrok.
- To miłe z twojej strony, Harry, ale możesz wrócić do swoich obowiązków i przekazać Liam'owi, że już się wszystkim zajęłam i nie musi martwić się o trening. - Posłałam mu delikatny uśmiech. Boże! Czemu czułam się przy nim tak onieśmielona? Odetchnęłam cicho i odwróciłam się do tłumu z uśmiechem.
- To, kto chce zacząć? - Kilka osób wystąpiło do przodu.
- Świetnie. Travis, podejdź.
- Z kim będę walczył? - Rozejrzeliśmy się. Już chciałam otwierać usta, gdy mi przerwano.
- Ze mną. - Zmarszczyłam delikatnie brwi. Obydwoje odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na Harry'ego.
- Z Królem?- Spytał w szoku, a ja patrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Pokiwał głową i spojrzał na mnie.
- Księżniczko?- Spojrzałam na Travisa, który wzrokiem pytał mnie o pozwolenie. Skinęłam mu głową, a ten posłał mi uśmiech. Obydwoje przeszli na niebieską matę, a wokół nich stanęli inni. Widziałam, że Travis jest trochę podekscytowany. Mężczyźni podali sobie ręce i stanęli naprzeciw siebie.
- Gotowi? Przypominam, żadnych ostrych zagrań.- Nie mam ochoty leczyć później złamań.
Skinęli głową i walka się zaczęła. Wokół rozległy się dopingi i podekscytowane głosy. Patrzyłam na nich w skupieniu.
- Trochę strategii, Travis. Nie samą przemocą żyjemy.- Co chwile z mojej strony leciały pouczenia. Harry radził sobie świetnie. Zachowywał się, jakby był w swoim żywiole. Poruszał się po materacu z gracją i widziałam, że jego ruchy w większości były przemyślane. W większości. W pewnym stopniu dalej zachowywał się jak facet, przyćmiony chęcią wygranej, przez co walka w pewnym stopniu była wyrównana. Travis nie był najgorszy. Widziałam parę razy, jak na ułamki sekund oczy Harry'ego kierowały się w moją stronę. Zmarszczyłam brwi. Powinien być całkowicie skupiony na przeciwniku. W pewnym momencie Travis padł na ziemię z cichym jękiem. Wszyscy wykrzyknęli imię Harry'ego. Spojrzałam na stojącego na środku mężczyznę. Miał przyśpieszony oddech i z uśmiechem podał rękę Travisowi, który po podziękowaniu za ' to wspaniałe doświadczenie, o którym będzie opowiadać dzieciom' ruszył w tłum. Wszyscy klepali go po plecach i słyszałam, jak niektórzy mówili, że był świetny.
- Kto następny?- Spojrzałam na Harry'ego, który wpatrywał się we mnie i po chwili przeniósł zaciekawiony wzrok na innych. Przez chwilę panowała cisza. Chyba nikt nie chciał dostać łomotu od Króla.
- Ja. - Powiedziałam głośniej, a wszyscy na mnie spojrzeli. Mężczyzna również podążył wzrokiem na moją osobę i zmarszczył brwi a z jego twarzy znikł uśmiech. Ruszyłam w jego stronę, rzucając bluzę koło maty. Miałam na sobie przylegającą koszulkę na ramiączka i lekko opinające legginsy. Brunet mierzył mnie ciągle wzrokiem. Wokół roznosiły się podekscytowane głosy.' Księżniczka przeciwko Królowi?' ' Ale odjazd'.
- To chyba nie najlepszy pomysł, Thia. - Powiedział, kiedy stanęłam naprzeciw niego, związując swoje ciemne włosy w kucyka.
- Jesteś moją Przeznaczoną, jestem od zapewniania ci bezpieczeństwa, nie chce zadać ci bólu. Nie wiem, czy dam radę.- Tłumaczył przyciszonym głosem, a ja pokręciłam głową i posłałam mu delikatny uśmiech.
- Poddajesz się? - Zapytałam prowokacyjnie. Usłyszeliśmy wokół zachęcające krzyki.
Mężczyzna chwilę patrzył się na mnie i z westchnieniem pokręcił głową.
- Zaczynajmy.- Posłałam mu uśmiech, a wokół rozległy się pocieszone głosy. Wszyscy wkręcili się w tę walkę.
Ustawiliśmy się i po skinieniach głową walka się zaczęła. Widziałam, jak na początku się trochę powstrzymuje, ale po chwili zaczął walczyć normalnie. Poruszaliśmy się po macie strasznie szybko, co chwilę nacierając na siebie. Czułam lekki ból w ramieniu i boku, ale ja również nie byłam mu dłużna. Byłam pewna, że ślad na przedramieniu zostanie mu na parę dni. Walka była tak zacięta i o dziwo wyrównana, że obydwoje mieliśmy zmarszczone brwi w skupieniu. Krzyki zalewały całą salę, a ja skupiałam się na ruchach bruneta. W pewnym momencie zobaczyłam, że postawił nogi zbyt blisko siebie, więc ruszyłam na niego i z całej siły go podcięłam. Nie spodziewał się tego, bo po chwili leżał jak długi, a ja na nim. Z nogami po jego obu stronach i rękami przytrzymującymi go w przedramionach. Wybuchły wiwaty, a my patrzyliśmy na siebie, ciężko dysząc. Nasze twarze były o centymetry od siebie.
- Wygrałam. - szepnęłam między oddechami, patrząc mu w oczy. Jego zapach zatańczył mi w nozdrzach, a ja poczułam jego palce na policzku. Delikatnie po nim przejechały, a moje ciało przeszły przyjemne prądy. Powstrzymałam się od jęknięcia. Widziałam delikatną mgłę w jego oczach. Zbliżył się powoli do mojej twarzy. W pewnym momencie poczułam lekkie pacnięcie w tył głowy i teraz to ja leżałam na chłodnym materacu, a on w takiej samej pozycji jak ja przedtem siedział na mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona, na co posłał mi szeroki uśmiech. Najpiękniejszy, jaki widziałam.
- Remis. - Powiedział, a ja patrzyłam się na niego, by po chwili wybuchnąć śmiechem. Prawdziwym śmiechem.
Kierowałam się w stronę ławek, by wziąć do ręki swoją wodę. Ze westchnieniem stwierdziłam, że nie jest już tak idealnie zimna. Reszta treningu odbyła się na innych sparingach z akompaniamentem moich i Harry'ego rad. Całkiem dobrze się w tym dogadywaliśmy. Inni brali sobie nasze słowa do serca i widziałam, że patrzą na nas, chcąc pokazać się z jak najlepszej strony. Więc nie zabrakło dziś wielu pochwał, bo naprawdę dobrze sobie poradzili.
- Chcesz moją? - Spojrzałam w bok i zobaczyłam wyciągniętą w moim kierunku plastikową butelkę, a w niej pływały małe kostki lodu. Uśmiechnęłam się i z wdzięcznością przyjęłam napój. Pociągnęłam kilka łyków i oddałam ją mojemu przeznaczonemu.
- Dziękuję. - Skinął głową i wypił resztę, by po chwili wytrzeć się małym ręczniczkiem. Obydwoje byliśmy zmęczeni, ale o dziwo zadowoleni.
- Wiesz... to dziwne. W twoim towarzystwie czuję się inaczej. Jakby lepiej. - Wymamrotał po chwili, kiedy wiązałam bluzę na biodrach. Spojrzałam na niego.
- Mam tak samo, myślisz, że to przez połączenie? - Usiadłam na ławce, a po chwili on zrobił to samo. Obróciłam się do niego przodem, a nasze kolana delikatnie się o siebie stykały.
- Nie mam pojęcia. Być może. To dziwne. Nigdy nie sądziłem, że znajdę swoją bratnią duszę. Nigdy jakoś specjalnie nie przywiązywałem do tego wagi. Najważniejszy był klan.- Słuchałam go i skinęłam delikatnie głową.
- Nie jesteś jedyny. Nawet nigdy się w to nie zagłębiałam. To trochę pocieszające, że nie tylko ja czuję się z tym... jak to ująłeś' dziwnie'.- Posłałam mu delikatny uśmiech.
- Czułam się trochę zagubiona. Znamy się jeden dzień, a musimy spędzić ze sobą resztę życia.- Spojrzałam w dół, na swoje ręce.
- Thia. Pamiętaj, że nie jesteś w tym sama. To dla mnie też nowa sytuacja. Ale w sumie... to wydajesz się całkiem fajna. - Czułam, że chciał coś jeszcze dodać, ale powstrzymał się. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Posłałam mu uśmiech.
- Nie znasz mnie. - Powiedziałam cicho.
- Mamy całą wieczność, żeby się poznać.- Jego uśmiech był tak uroczy, że moje nieżywe serce zabiło kilka razy mocniej. Już chciałam mu odpowiedzieć, ale nagle drzwi do sali się otworzyły i do środka ktoś wpadł. Odwróciliśmy się w kierunku tej osoby, która właśnie pędziła w naszą stronę.
- Josh? Coś się stało?- Zmarszczyłam brwi na jego widok.
- Thia! Zayn Cię szuka. Ponoć wzywa was Starszyzna. - Przeniósł wzrok na Harry'ego. - Króla również.
_____
KTOŚ TU JESZCZE JEST? ;)Na mojej drugiej książce rozdział będzie jakoś na weekend, bo mam straszne zabieganie w szkole, a jutro mam wolne więc dzisiaj się zabrałam za rozdział tutaj. Dobrej nocy ;*
xdosiaa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro