Rozdział 4
Weszłam do środka i rozejrzałam się dookoła. Białe ściany ze złotymi zdobieniami przywitały mnie, jakbym nie widziała ich tylko jeden dzień. Wystój holu, zawsze mi się podobał. W odróżnieniu od reszty budynku, to pomieszczenie było zawsze jasne i pogodne. Przez wielkie okna wpadało światło, odbijając się od idealnie wypolerowanej podłogi. Miałam wrażenie, że widzę w niej swoje odbicie. Usłyszałam szybkie kroki i odwróciłam się w kierunku wejścia do kuchni.
- Panienko!- Uśmiechnęłam się szeroko. Do pomieszczenia wpadły cztery kobiety w średnim wieku i siwy mężczyzna w czarnym garniturze.
- Dzień dobry.- Posłałam im uśmiech, a kobiety stanęły przede mną i patrzyły na mnie, jak na ósmy cud świata.
- Jak dobrze, że Panienka wróciła!- Stojąca najbliżej, położyła mi dłoń na ramieniu.
- Tak, tak! Bardzo dobrze, za dużo tu męskich osobników. Normalnie oszaleć można!- Krzyczała jedna przez drugą.
- Ciągle są tu jakieś sprzeczki! Mówię panience, już zbili trzy wazony waszej matki! I w dodatku zero skruchy! Kompletnie.- Kobiety wyglądały, prawie że identycznie w swoich strojach. Czarne sukieneczki, a na nich białe fartuszki. Nieraz sugerowałam im, żeby ubierały się bardziej swobodnie, ale kończyło się to tylko na wykładzie o etycznym stroju.
- Zmizerniała Panienka, czy nie karmili tam niczym?- Wszystkie nagle posłały mi zszokowane spojrzenia i zaczęły energicznie kiwać głową, zgadzając się z kobietą.
- Mam się dobrze, Ethel.- Posłałam jej uspokajający uśmiech. Kobiety od zawsze się mną opiekowały. Były dla mnie jak takie kochane babcie.
- Przygotujemy coś do jedzenia. Po podróży jest Panienka pewnie potwornie głodna, trzeba na bieżąco uzupełniać węglowodany. Energii nigdy za wiele. - Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a kobiety już gnały do wyjścia. Pokręciłam rozbawiona głową. Spojrzałam w bok i uśmiechnęłam się w stronę mężczyzny, cały czas stojącego z boku. Skinęłam mu głową, a on z uśmiechem uczynił to samo.
- Jest może mój brat?- Zapytałam, dalej rozglądając się dookoła. Mężczyzna nie zdążył mi odpowiedzieć, bo do środka wpakowała się grupka mężczyzn. Rozmawiali głośno, co chwile się śmiejąc. Każdy z nich niósł bagaże.
- Księżniczka wróciła!- Krzyknął jeden, a ja rozszerzyłam oczy. Nie zwracając uwagi, na to, jak mnie nazwał, ruszyłam ku niemu. Wpadłam mu w ramiona, uczepiając się na nim jak małpka. Zachwiał się minimalnie. Nie zwracając uwagi, że trzymana przez niego walizka wypadła mu z rąk, nawet jeśli to była moja walizka, wtuliłam się w niego z całych sił.
Poczułam dłonie łapiące mnie za uda, w obawie, przed moim upadkiem.
- Li!- pisnęłam podekscytowana. Liam był najlepszym przyjacielem mojego starszego brata, co oznaczało, że spędziłam z nim większość życia. Zawsze traktowaliśmy się jak rodzeństwo.
- Ej, ze mną nigdy się tak nie witasz!- Usłyszałam oburzony głos Josh'a, więc odwróciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam, że jest rozbawiony.
- Może dlatego, że najdłużej ile się nie widzieliśmy w ciągu ostatnich lat, to na wyjście do toalety-
Spojrzałam na niego rozbawiona, na co posłał mi takie samo spojrzenie, a reszta towarzystwa się zaśmiała. Przywitałam się z nimi skinieniem głowy i poczułam, jak brunet odstawia mnie na ziemie.
Przeniosłam na niego wzrok i kątem oka zobaczyłam, jak reszta zostawia nas i idzie zanieść bagaże moje i Josha na górę.
- Jak zwykle piękna. - Przejechał dłonią po moim policzku, a ja zachichotałam.
- Jak zwykle czarujący.- Posłałam mu oczko, na co parsknął śmiechem.
- Jak było w wielkim świecie, maluchu? Nie sądziłem, że dacie sobie radę.- Spojrzał na mnie zaciekawiony, a ja posłałam mu rozbawioną minę.
- Jak widzisz, obydwoje jesteśmy cali i zdrowi. Tobie też przydałoby się takie doświadczenie, jeszcze trochę i przestaniesz wychodzić w ogóle z domu i znajdziemy cię pewnego dnia z drutami w ręce, robiącego piękny sweter z reniferami. - Zaśmiał się głośno, a ja razem z nim.
- Ej, tylko bez takich żartów! Robię czasem coś rozrywkowego. - Posłałam mu kpiące spojrzenie i pokiwałam głową.
- Jasne, Li. - Śmiałam się dalej. Liam to najbardziej odpowiedzialna osoba, jaką znam. Kiedy byliśmy młodsi, zawsze wybijał mi i mojemu bratu głupie pomysły z głowy. A tak się składa, że jesteśmy rodzeństwem z bardzo głupimi pomysłami.
- Nie zapominaj, dzięki komu udało się przekonać twojego brata, do tego, jak to ujęłaś ' doświadczenia' - Puścił mi oczko, a ja przestałam się śmiać. Właśnie.
- Chcę Ci podziękować jeszcze raz, Li. Tak bardzo Ci dziękuje.- W moich oczach zebrały się łzy. Te ostatnie lata poza granicami klanu były wspaniałe.
- Nie masz za co dziękować, maluchu. Wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko.- Uśmiechnął się i zgarnął mi włosy z policzka. Posłałam mu wdzięczny uśmiech. Gdyby nie Liam, mój brat nigdy nie zgodziłby się na mój wyjazd. A jak już by się zgodził, to wysłałby ze mną całą armię. Jest troszkę nadopiekuńczy. Liam wstawił się za mną, tak, że Zayn nie miał wyboru i musiał się zgodzić. Aż ścisnęło mnie w żołądku na jego myśl.
- Gdzie tak w ogóle jest mój brat?- Zmarszczyłam brwi. Nie przyszedł się przywitać? Rozejrzałam się, ale zobaczyłam tylko kilka osób przechodzących akurat przez hol, pogrążonych w rozmowie. Poczułam dłoń na ramieniu i znów spojrzałam na bruneta.
- Jest na akcji. Odnaleźliśmy małą grupę Odłączonych niedaleko granic. - Poczułam szturchnięcie i odwróciłam się szybko, by napotkać szare spojrzenie Josha.
- Twoje rzeczy są już w pokoju, jakbyś mnie szukała, to idę do budynku treningowego.- Cmoknął mnie w policzek, a ja skinęłam mu głową.
- Błagam, tylko nie złam sobie niczego.- Idzie się pewnie spotkać ze wszystkimi kolegami, a oni namówią go do jakichś pojedynków. Josh przez cały okres, kiedy nie było nas tutaj, nie miał za bardzo okazji do potrenowania z innymi wampirami, nie licząc mnie, ale zawsze kończyło się na tym, że powtarzał, że nie będzie walczyć ze mną, chyba że założę sobie na głowę reklamówkę, tak, żeby nie widział, że to ja, bo nie byłby w stanie mnie skrzywdzić. Mięczak. Jako wampiry nasze urazy leczą się bardzo szybko, ale ze złamaniami jest trochę gorzej. Zazwyczaj kość zrasta nam się boleśnie i znacznie dłużej niż zwykłe skaleczenie. Często trzeba też łamać drugi raz kończynę, by zrosła się prawidłowo. W sumie to nie jest aż taki problem, bo po maksymalnie trzech dniach Josh byłby jak nowo narodzony, tylko nie lubię na niego patrzeć, jak cierpi. Potrzebowałby pewnie wtedy mojej krwi, a nie lubi o nią prosić. Krew mojej rodziny działa uzdrawiająco na wampiry z naszego klanu.
- Ma się rozumieć!- Krzyknął ze śmiechem i już go nie było. Pokręciłam lekko głową, rozbawiona i spojrzałam znów na Liama.
- Wytłumaczysz mi, o co chodzić z tymi Odłączonymi? Nigdy ich tyle nie było. A te komplikacje, o których mówił Niall? To o to chodzi?- Zawalałam go pytaniami, jak z karabinu maszynowego, a on tylko westchnął i potarł twarz dłonią.
- Chodź, odprowadzę Cię do pokoju i wytłumaczę Ci to trochę. Zayn mnie zabije. - Ostatnie zdanie wymamrotał jakby do siebie, chyba zapomniał o wampirzym słuchu. Posłałam mu uśmiech i ruszyliśmy.
- Odłączeni zbudowali armię. Działają bez skrupułów. Zresztą jak zawsze. Lecz nigdy nie robili tego tak owocnie. Zaczęli stanowić prawdziwe zagrożenie, Thia. - Zmarszczyłam brwi, słuchając dalej. Szliśmy powoli w stronę wschodniego skrzydła, gdzie mieścił się mój pokój.
- Chodzi o tę ich broń?- Wróciłam pamięcią do tych dziwnych strzałek. Odłączona, kiedy nią dostała, od razu padła wyschnięta. Nigdy czegoś takiego nie widziałam.
- Tak, nie wynaleźli tego sami. To pewne. Ich umysły nie funkcjonują już jak kiedyś. Ktoś musi nimi dowodzić. Tylko nie wiemy kto.- Skinęłam lekko głową, na znak, że rozumiem.
- Zaczęli wkraczać na tereny niektórych Klanów. Wszyscy panikują, bo Odłączeni nigdy nie byli tak szaleni, jak teraz, a przy okazji tak silni. Udało już im się podbić parę mniejszych klanów.- Na ostatnie zdanie, aż się zatrzymałam i spojrzałam na niego zaskoczona.
- Naprawdę im się udało?- Liam spojrzał na mnie i skinął głową, z ponurą miną. Ruszyliśmy dalej, a ja patrzyłam się cały czas przed siebie. Nigdy nikt nie brał Odłączonych za prawdziwe zagrożenie. Owszem, zdarzało się, że wkraczali na tereny niektórych klanów, z tego, co słyszałam, ale ponoć szybko ich wtedy likwidowano.
- Czyli klan jest w niebezpieczeństwie? - Chyba najgorszy wróg, to taki, który ma nierówno pod sufitem. Jest wtedy zdolny do wszystkiego.
- Zastosowaliśmy pewne środki, mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa.- Wyznał po chwili.
Popatrzyłam na niego, dając znak, żeby kontynuował.
- Łączymy się z innym klanem.- To jest chyba dzień, w którym dostaje zawału spowodowanego szokiem.
- Jesteście tego pewni? Wiecie, że to ryzykowne posunięcie. - Łączenie klanów jest bardzo rzadkie. Zazwyczaj dzieje się to w sytuacjach zagrożenia któremuś z klanów.
- Klan, z którym się połączymy, jest niewiele mniejszy, od naszego. Kiedy będziemy jednym klanem, będziemy w stanie wybić wszystkich Odłączonych i będziemy mieć też pewność, że nie odbiorą nam ziem.
- Kto wpadł na ten pomysł? Mój super brat, czy wy obaj? A może ktoś z waszych super pomocników? To najgłupszy pomysł, jaki słyszałam, Liam. Już kiedyś klany się połączyły. Pamiętasz, jak to się skończyło?- Spojrzałam na niego z wyrzutem. Dawno temu, ludzie dowiedzieli się o wampirach. Zaczęły się masowe polowania na wampiry. Nasz gatunek wpadł w taki strach, że jedne z dwóch większych klanów w Europie stwierdziły, że połączą się w jeden wielki, niepokonany. Kiedy klany się łączą, moce i energia jednego, łączą się z drugim, tak, że członkowie są dwa razy silniejsi niż byli. To całkiem fajna sprawa, ale nikt nie pomyślał, że może stać się taka tragedia. Wybuchła wojna domowa. Po pozbyciu się morderców wampirów, zamiast zapanować spokój, nastał chaos. Wampiry przypomniały sobie o swojej niechęci do siebie i zaczęły wyżynać się wzajemnie jak świnie. Klany zazwyczaj nie pałają do siebie sympatią, choć jeśli nie wchodzą sobie w drogę, nie dzieje się nic złego. Tak jest do teraz.
- Daj spokój, Thia. To całkiem inne czasy. Zmieniły się czasy i zmieniły się podejścia wampirów do innych. To dobry plan. Jeden z najlepszych, jakie mogły być. Już żyjemy z nimi jak ze swoimi. - Jego ton był bardzo przekonujący.
- Ile już łączycie Klany?- Skoro żyją jak ze swoimi, to zapewne nie stało się to w ostatnim czasie.
- Od dwóch lat. - Spojrzałam na niego zdziwiona.
- I nie było żadnych problemów?- Spojrzałam z wątpliwością.
- Żadnych. Kompletnie. Wszyscy czują się, jakbyśmy żyli ze sobą od zawsze. To wspaniali ludzie, musisz wierzyć na słowo. - Może to naprawdę nie taki głupi pomysł. Może tylko w taki sposób uda nam się pozbyć Odłączonych.
- Dobrze, porozmawiam o tym jeszcze z Zayn'em. A tak na marginesie, to co tam u was?- Posłałam mu uśmiech, kiedy zobaczyłam rosnący rumieniec na twarzy bruneta. Wszyscy dookoła od zawsze widzieli, że ciągnie ich do siebie, tylko nie oni. Wiedziałam, że oboje byli w sobie zakochani. Odkąd pamiętam. Jednak są zbyt głupi, żeby to sobie powiedzieć i marnują tyle czasu na jakieś głupie podchody. Zayn przed moim wyjazdem obiecał mi, że porozmawia o tym z Liam'em, bo nareszcie przyznał, że ma dość tej niepewnej relacji. I chwała Bogu. Nie jestem tylko pewna, czy to zrobił, ale po minie Liama, widać, że jest to prawdopodobne. Nawet bardzo.
- My tak jakby...- Uciął i nie wiedział co powiedzieć, a ja objęłam jego ramie i zaczęłam skakać, jak opętana głośno piszcząc.
- Jesteście razem?! Nareszcie! Niall wisi mi dwadzieścia dolców! - Wyszczerzyłam się, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
- Założyliście się o nas?- Aż stanął z szoku, a ja zachichotałam i posłałam mu przepraszający wzrok.
- Hej, ja zawsze wierzyłam, że tak skończycie! To był tylko łatwy sposób na zarobek. To na Niall'a powinieneś być zły! To on powtarzał, że jesteście za wielkimi dupami wołowymi i prędzej pofarbuje się na rudy, niż wy dwaj zdobędziecie się na wyznanie sobie uczuć. Nie patrz tak na mnie! To jego słowa.- Podniosłam ręce do góry w obronnej postawie, cały czas się śmiejąc. Liam tylko pokręcił głową zrezygnowany i ruszył pod drzwi mojego pokoju, mamrocząc pod nosem. Zapewne w tym momencie nas wyklinał. Nie przestając się śmiać, ruszyłam za nim.
- Idź, się rozpakuj, jeżeli tylko Zayn pojawi się w posiadłości, zostaniesz o tym poinformowana. Poznasz przy okazji najważniejsze osoby z drugiego klanu. W tym rodzinę rządzącą. To rodzeństwo, mniej więcej w naszym wieku. Harry, bo tak się nazywa władca klanu to super gość, a jego siostra jest bardzo miła. Niestety ona została u nich, bo ostatnio jacyś Odłączeni próbowali wejść na ich tereny. W najbliższych dniach ma do nas dołączyć. Myślę, że się polubicie. - Posłał mi uśmiech, a ja oparłam się o swoje białe drzwi.
- Muszę już lecieć, za pięć minut mam treningi z młodszymi. Zobaczymy się później, maluchu.- Poczułam jego usta na swoim czole i w sekundę zostałam sama na korytarzu. Rozglądnęłam się dookoła. Dużo mnie ominęło.
____
HEJKA :) DŁUGO ZASTANAWIAŁAM SIĘ, CZY DODAĆ WĄTEK ZIAMA I STWIERDZIŁAM, ŻE RAZ SIĘ ŻYJE xd
ZACZĘŁA MI SIĘ SZKOŁA, WIĘC ROZDZIAŁY BĘDĄ RZADZIEJ ;((
JEŚLI MACIE JAKIEŚ PYTANIA, NIE KRĘPUJCIE SIĘ.
xdosiaa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro