Rozdział 10
Zamrugałam kilkakrotnie i z ciężkim westchnieniem przewróciłam kolejną kartkę ze stosu papierów do przeczytania. Znajdowały się tam różne raporty od szeryfów dzielnic. Cały nasz teren podzielony został na dwadzieścia osiem dzielnic. Każda z nich ma swoich stróży prawa, którzy pilnują tam porządku na miejscu. Zostało to ustalone jakieś trzysta lat temu, kiedy razem z bratem nie mogliśmy dać sobie rady z rozpustnymi młodymi wampirami. Wampir stworzony, czyli taki, który nie urodził się, jako wampir a został przemieniony poprzez podanie krwi wampirzej i zabicie, przez pierwsze kilka lat jest strasznie impulsywny i ciężko ustawić go do pionu.
' Wtargnięcie na zachodnią dzielnicę numer siedemnaście. Około czwartej nad ranem, trzech osobników nienależących do żadnego z klanów wtargnęło do całodobowego marketu, usiłując napaść kasjera numer trzy. Odłączeni schwytani, akcja odbyła się bez komplikacji. Prosimy o pisemną zgodę na podanie dewiantom ampułek z płynna platyną w celu uśpienia ich do czasu przyjazdu Śledczych ... .'
Zmarszczyłam brwi i szybko podpisałam na dole strony zgodę.
Jak Odłączeni dostali się do miasta? Jest ich więcej?
Te słowa brzęczały mi w głowie, kiedy wpatrywałam się w kartkę zamyślonym wzrokiem. Do porządku doprowadził mnie dopiero skrzyp drzwi. Skierowałam swój wzrok w tamtym kierunku.
- Hej maleńka. - Josh wtargnął do mojego pokoju bez pukania i z wielkim uśmiechem na twarzy. Westchnęłam cicho i uniosłam na niego brwi.
- Jestem zajęta.- Powiedziałam krótko i usiadłam, rozprostowując zdrętwiałe kończyny.
- Jesteś zajęta od paru godzin.- rzucił się na fotel stojący koło drzwi i skrzyżował ramiona.
Spojrzałam na zegarek wiszący nad nim i spostrzegłam, że siedzę nad tymi papierami już pół dnia. Ziewnęłam na tę myśl.
- Ktoś musi to zrobić. Staram się odciążyć Zayn'a, wiem, że nie znalazłby teraz na to czasu. - Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja oparłam się o stos miękkich poduszek leżących za mną.
- Thia. Tylko proszę Cię, nie przemęczaj się za bardzo. Co za dużo to nie zdrowo, pamiętasz?- Skinęłam mu głową.
- Już kończę.- Posłałam mu mały uśmiech, na co on poszerzył swój i klasnął w dłonie.
- Świetnie. Masz godzinę. Ubierz się ładnie. Mogłabyś odkryć też trochę ciałka. Odkąd wróciliśmy wszyscy mi zazdroszczą, że spędziłem z tobą tyle czasu. Masz miano 'uroczej ślicznotki'. - Wywróciłam oczami, ale po chwili się wyprostowałam.
- Po co mam się ubrać?- Wygładziłam dłonią narzutę łóżka i patrzyłam się w konsternacji, jak mój przyjaciel wstaje i kieruje się do drzwi.
- Jak to czemu, Thia? Nie było nas parę lat. Trzeba wszystkim przypomnieć, jak się bawi. - Posłał mi czarujący uśmiech, a ja jęknęłam żałośnie.
- Impreza? - Spojrzałam na papiery i ze zdziwieniem stwierdziłam, że właściwie to je skończyłam.
- Kameralne spotkanie grupki dawno niewidzących się przyjaciół.- Przytaknął, a ja ponownie w ciągu kilku minut wywróciłam oczami. Czyli impreza.
_
Po odprężającym prysznicu owinięta w puchowy ręcznik wyszłam z zaparowanej łazienki i zadrżałam, kiedy o moją rozgrzaną skórę odbiło się chłodne powietrze. Uniosłam głowę i pisnęłam głośno, szybko łapiąc ręcznik, który o mały włos mi się nie zsunął. Na moim łóżku leżały i miały lekko podekscytowane miny, dwie dziewczyny. Stanęłam jak wryta i w moich oczach stanęły łzy.
- O Ciemności! - Ruszyłam prędko w ich kierunku i rzuciłam się na nie, na co zareagowały stęknięciami, ale ochoczo wzięły mnie w swoje ramiona. Wszystkie na raz zalałyśmy się łzami i zaczęłyśmy się śmiać.
- Stacey! Lottie!- Wykrzyknęłam, bo dalej nie mogłam uwierzyć. Stacey i Charlotte to moje najlepsze przyjaciółki od czasów aż przejęłam razem z Zaynem władzę nad klanem po rodzicach. Czyli od kilku setek lat. Urocza, rudowłosa Stacey niestety nie należy już do naszego klanu, bo znalazła przeznaczonego w innym, przez co automatycznie należy do niego. Clark sam w sobie jest całkiem w porządku, chociaż widzieliśmy się tylko kilka razy. Jest Obrońcą w innym klanie, czyli pełni rolę takiego jakby żołnierza w ludzkim świecie. Poznali się dwanaście lat temu, czyli kilka lat przed moim wyjazdem. Charlotte natomiast razem z rodzicami prowadzi w mieście całkiem dochodową firmę IT, która z tego, co opowiadała, rozrasta się powoli poza granice naszego klanu. Jest typową pięknością, ma długie czarne włosy, niebieskie oczy i jasną karnacje. Przez mój wyjazd niestety nie widziałyśmy się osobiście przez ten okres czasu, ale nałogowo rozmawiałyśmy grupowo przez telefon.
- Cycki ci urosły!- Wykrzyknęła Lottie i dotknęła lekko mój ręcznik. Zaśmiałam się perliście, bo tylko tak mogła powitać mnie Charlotte.
- Co wy tu robicie, dziewczyny? - Zeszłam z nich, kiedy wycałowałyśmy swoje policzki. Poprawiłam ręcznik i usiadłam w nogach łóżka, twarzą do nich.
- A szczególnie ty.- Wskazałam na Stacey. Dziewczyny uśmiechnęły się.
- Wróciłaś z przygody życia. To chyba wystarczający powód. Musiałyśmy mieć pewność, że Josh nie kłamał i wróciłaś w jednym kawałku. Nie oszukujmy się, Mel, ale ten chłopak zgubił psa swojego brata siedem razy. Ostatnio liczyłam. - Stacey opadła się wygodnie plecami o ramę łóżka, a Charlotte położyła mi głowę na ramieniu.
- Jestem cała i zdrowa. - Posłałam im uśmiech.
- Widzimy. I widzimy też, że coś się stało. A raczej ktoś się stał. Twoja skóra promienieje, a oczy nareszcie są błyszczące. Czy to jakiś przystojny brunet z górzystych rejonów naszego kraju? A może spotkałaś kogoś na słonecznej plaży? To surfer?- Char podniosła głowę i przyglądała mi się z niegrzecznym uśmiechem. Na te pytania wypuściłam powietrze płuc i zaczęłam się bawić palcami.
- Mel.- Powiedziała Stacey.- Wszystko okej?- spojrzałam na nią i skinęłam głową.
- Masz racje, Lottie. To przystojny brunet.- Wyznałam w końcu, a dziewczyny cicho zapiszczały.
- Nareszcie!- Wykrzyknęła rudowłosa. Spojrzałam na nią z ukosa.
- Opowiedz o nim.- zażądała, ale przerwało jej wtargnięcie do mojego pokoju. Wszystkie spojrzałyśmy w kierunku drzwi.
- Gotowa?- Josh, ubrany w czarną marynarkę, a pod nią zwykły biały t-shirt, podniósł głowę i zatrzymał się momentalnie.
- Wiedziałem. - wymruczał. - Co? - Zapytała Char, zdezorientowana. - Twoje oczy nadal wyglądają, jakby odbijała się w nich morska fala.- Powiedział i uśmiechnął się flirciarsko, patrząc na czarnowłosą, na co razem ze Stacey jęknęłyśmy. Char natomiast wywróciła oczami, ale widziałam jak zawsze u niej po dennym tekście Josha lekkie rumieńce na policzkach.
- Jeszcze nie jestem gotowa. - Zmieniłam temat, zanim Josh zacząłby rzucać swoimi dennymi podrywami w naszą biedną Lottie. Josh przeniósł wzrok na moją osobę i zmarszczył brwi.
- No to na co czekasz? Masz dokładnie siedemnaście minut albo pójdziesz tak, jak stoisz.- Spojrzałam na dziewczyny, a one uśmiechnęły się do mnie.
- Opowiesz nam wszystko później. Pójdę jeszcze poprawić makijaż i spotkamy się na dole, co? - Rudowłosa z jękiem wstała z mojego miękkiego łóżka i ruszyła ku wyjściu, przechodząc koło Josha, posłała mu zirytowane spojrzenie. Ta dwójka nigdy za sobą nie przepadała. Już nawet nie pamiętam, dlaczego tak właściwie jest. Wątpię nawet, żeby oni pamiętali. Drzwi zamknęły się za Stacey i w tym samym momencie, Char również podniosła swój tyłek.
- Skoczę po torebkę i widzimy się za chwilę.- Również ruszyła do drzwi.
- Zatrzymałyście się w rezydencji?- Zmarszczyłam brwi, na co Charlotte przytaknęła.
- Wzięłam w pracy kilka dni wolnego, a Stacey specjalnie przywiozła tu swój duży tyłek, żebyśmy spędziły razem trochę czasu. - Posłała mi uśmiech. - A i pamiętaj, Mel. Nie mniej niż dziesięć centymetrów przed kolano.- Puściła mi oczko i wyszła ze śmiechem, widząc moją minę.
Dziewczyna mówiła o długości sukienki. Spojrzałam na Josha, który również się zaśmiał.
- Pośpiesz się, słoneczko. Josh silnie potrzebuje kilku głębszych!- Wyrzucił ręce do góry i ruszył w kierunku, w którym poszły obie dziewczyny.
Pokręciłam głową i chichocząc, wstałam z miękkiego posłania, kierując się do wielkiej szafy. Otworzyłam ją i zrobiłam krok w głąb, zapalając w środku światło. Rozejrzałam się i wzdrygnęłam lekko na widok tylu rzeczy. Zawsze byłam zakupoholiczką. Przesuwałam wieszaki w szybkim tempie i po chwili zatrzymałam się i zdjęłam z wieszaka zwykłą, przylegającą lekko do ciała niebieską sukienkę z prostego materiału. Zrzuciłam z siebie ręcznik i o ubraniu pasującej bielizny, wsunęłam się w sukienkę. Kończyła się w połowie ud, więc powinna zdać test u dziewczyn. Była na ramiączkach, ale zarzucę na nią jakąś kurtkę, bo na dworze robi się coraz chłodniej.
Weszłam do pokoju i ruszyłam do łazienki, by wykonać lekki makijaż. Wytuszowałam rzęsy i nałożyłam ciemną szminkę, która podkreślała ciemny również kolor moich kręconych włosów. Spsikałam się jagodowymi perfumami, nałożyłam ulubioną biżuterię, choć brakowało w niej mojego wisiorka z ciemnym jak noc kamieniem i wyszłam z pomieszczenia. Wzięłam do ręki ciemny płaszcz z ocieplanym wnętrzem i nałożyłam na stopy botki na niskim obcasie. Wzięłam w obie dłonie wielki plik kartek, leżący dalej na łóżku, którymi zajmowałam się przez większość dnia i wyszłam z pokoju, zawieszając na ramieniu pasującą kolorystyczne do sukienki torebkę. Ruszyłam szybkim krokiem w kierunku gabinetu mojego brata. Weszłam bez pukania i zmarszczyłam brwi, nie zastając w środku nikogo, oprócz jednej ze sprzątaczek, która właśnie ścierała kurz z jednej z półek.
- Król jest w sali narad, księżniczko.- Powiedziała, kiedy spostrzegła moją zdziwioną minę. Powoli skinęłam jej głową i ruszyłam przez pokój do drzwi, prowadzących do sąsiedniego pomieszczenia. Nacisnęłam na klamkę i weszłam powolnym krokiem. W wielkim pomieszczeniu, które zapełniał długi stół i multum krzeseł przystawionych do niego, na samym końcu siedziało kilka osób. Mój brat, Liam, Harry, i trzech innych mężczyzn. Ruszyłam przez pomieszczenie, a moje obcasy robiły głuchy stukot. Na ten dźwięk każdy zwrócił twarz w moim kierunku. Kiedy byłam bliżej, uniosłam jedną brew ku górze.
- Coś mnie ominęło?- Stanęłam przy Zaynie i spojrzałam na każdego z mężczyzn z osobna. Trójka nieznanych mi mężczyzn była zapewne z klanu Harry'ego. Skinęłam im głową, a oni z szacunkiem zniżyli swoje. Położyłam dłonie na krześle mojego brata i tym obok, które było przeznaczone w hierarchii dla mnie. Tuż obok siedział Harry, za nim mężczyźni z jego klanu, a z drugiej strony Zayn'a siedział Liam.
- Thia. Coś się stało? - Spytał mój brat, pocierając twarz dłońmi. Widziałam u niego zmęczenie. Jak u każdego z nich.
- Ile już tu siedzicie?- Zmarszczyłam brwi. Zagrałam jak mój brat, pytaniem na pytanie.
- Kilku Odłączonych wtargnęło do miasta. - Powiedział Harry, na co mój brat spojrzał na niego. Po chwili powoli skinął głową.
- Tak, wiem.- Uniosłam trochę w górę wielki plik kartek, które trzymałam w dłoniach i położyłam go przed moim bratem. Zayn spojrzał na nie i otworzył szerzej oczy. Przejrzał kilka z nich i podniósł wzrok na mnie.
- Załatwiłam Ci wolny wieczór, braciszku. - Posłałam mu uśmiech, który powoli odwzajemnił.
- Kocham Cię, mała.- Westchnął z ulgą i oparł się o oparcie swojego siedzenia. Puściłam oczko Liam'owi i rozejrzałam się dookoła.
- Długo będziecie tu jeszcze siedzieć?- Miałam wrażenie, że mężczyźni z klanu Harry'ego patrzą na mnie z wdzięcznością. Wiem, jaki mój brat potrafi być męczący.
- Właściwie to już kończymy. Ostatnie szczegóły możemy omówić rano.- Powiedział Zayn po chwili. Wszyscy zaczęli się podnosić. Cmoknęłam Zayna i Liama w policzki i życzyłam im miłego wieczoru. Powiedzieli, że mam uważać na siebie i nie przesadzić z alkoholem. Czyli wiedzieli o moich dzisiejszych planach. No tak, pewnie Josh musiał prosić o pozwolenie. Wszyscy się pożegnali i ruszyli ku wyjściu. Odwróciłam się i natrafiłam na postać Harry'ego. Uniosłam powoli głowę, by spotkać te piękne oczy.
- Wychodzisz? Miałem zajrzeć do Ciebie po zebraniu. - Był chyba mało zadowolony. Widziałam, jak mierzy moje odkryte ramiona. Moje serce zatrzepotało na myśl, że chciał dziś spędzić ze mną czas.
- Wychodzimy do miasta. Miałbyś ochotę iść z nami?- Posłałam mu uśmiech, kiedy jego grymas zamienił się w zmarszczenie brwi.
- Do miasta?- Skinęłam głową.
- Przyjechały moje przyjaciółki i Josh mówił coś o imprezie powitalnej. Więc poszedłbyś ze mną?- Ścisnęłam lekko trzymany w dłoniach płaszcz. Boże. Stresowałam się jak jakaś młoda nastolatka. A mam do cholery kilka setek lat.
Przez chwilę się nie odzywał, aż posłał mi ten piękny uśmiech. Aż zamarłam.
- Z przyjemnością.- Wypuściłam głęboko wstrzymywane powietrze.
___
NO WITAM:))) STĘSKNIŁAM SIĘ. NIESTETY KLASA MATURALNA DAJE O SOBIE ZNAĆ :(
MAM NADZIEJE, ŻE TERAZ NIE BĘDZIE TAKICH DUŻYCH PRZERW:(( NIE PISAŁAM TYLE CZASU I JAK COŚ NIE PASUJE ALBO JEST DZIWNE, PISZCIE OD RAZU, PROSZĘ XD
MIŁEGO NOWEGO TYGODNIA. BOŻE DAJ MI SIŁY NA NIEGO XD
------ ROZDZIAŁ NA' DOBREGO NIGDY ZA WIELE' ZACZYNA SIĘ PISAĆ I W NAJBLIŻSZYM CZASIE POSTARAM SIĘ GO DODAĆ-----
BUŻKA,
xdosiaa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro