Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#14

Nadszedł dzień mojej randki z bratem Aarona. Kate od samego rana do mnie wydzwaniała. Za piętnastym razem postanowiłam odebrać.

- Czego chcesz? - zapytałam z wyraźną niechęcią w głosie.

- Moja kochana przyjaciółka. Jak zawsze w świetnym humorze - powiedziała i lekko się zaśmiała.

- Jeśli powiem, że jestem bardzo chora i bliska śmierci to uda mi się wykręcić z randki?

- Nie - powiedziała stanowczo.

Kate przez pół godziny ekscytowała się swoją nową sukienką, którą kupiła specjalnie na dzisiejsze wyjście. Chciałabym choć w połowie podzielać jej entuzjazm.

- Grace, będziemy świetnie się bawić - powiedziała. - A ty zrezygnuj ze swojego chorego planu. Już wystarczy.

Zapomniałam, że moja przyjaciółka nie jest na bierząco. Nie wiedziała o wczorajszym wieczorze i o kilku innych incydentach. Nie poznawałam siebie, ale nie miałam ochoty na to, aby jej opowiadać o mnie i Michaelu. Lubiłam to, że mamy wspólną tajemnice.

- Skończyłam z tym - pierwszy raz w życiu, kłamiąc Kate, nie miałam wyrzutów sumienia.

- I bardzo dobrze. Od początku mówiłam, że to był zły pomysł. Cieszę się, że zrozumiałaś - powiedziała z wyraźną ulgą w głosie. - A właśnie! Będę u ciebie o szesnastej i dopilnuję, żebyś ubrała się jak człowiek.

- Czy moje ukochane spodnie dresowe i koszulka z Avengersów nie wystarczą? - zapytałam poważnie.

- Grace! - krzyknęła.

- Dobrze już, dobrze. Będę na ciebie czekać - odpuściłam.

Chwilę pózniej skończyłyśmy swoją rozmowę, a ja zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak spędzić wolny czas. Mogłabym pobiegać, ale ja przecież tego nie robię. Roweru nie mam. Książkę skończyłam czytać wczoraj. Zabrakło mi pomysłów. Moje życie jest strasznie nudne... Westchnęłam zrezygnowana, a do mojego pokoju wszedł Michael.

- Nadal wzdychasz, przypominając sobie wczorajszy wieczór? - zapytał z rozbawieniem.

- Nie denerwuj mnie. Zemszczę się za tamto - zmrużyłam oczy, słysząc jego komentarz.

- Oj, wyobrażam to sobie - powiedział, łapiąc się teatralnie za serce.

Jak ten facet mnie dzisiaj wkurzał...

- Wychodzimy wieczorem, bądź gotowa na siedemnastą.

- Nie mogę dzisiaj - powiedziałam, podchodząc do szafy.

Michael nagle znalazł się tuż za mną i objął mnie.

- Zastanów się. Jestem pewien, że możesz - powiedział mi do ucha.

Grace, ćwicz swoją silną wolę. Ładnie mu odmówisz i wszystko będzie wspaniale. Pamiętaj, że to ty miałaś rządzić i ustalać warunki. To twoja gra. Powiedz mu o swojej randce... tak, randka to dobra wymówka.

- Mam randkę wieczorem - powiedziałam cicho i poczułam, że jego uścisk się wzmocnił.

- O której? - zapytał.

- O szesnastej ma być tutaj Kate i pomóc mi się przygotować.

- Bądź gotowa za pół godziny. Wrócimy na czas - powiedział i wyszedł.

Co to miało znaczyć? Dokąd mieliśmy pójść? Co z moją mamą? Jak on chce jej wyjaśnić nasze zniknięcie? Miałam tyle pytań w swojej głowie...

Przygotowałam się tak, jak powiedział. Ubrałam zwykłe, czarne spodnie, żółtą koszulkę i białe trampki. Nie nakładałam makijażu, a z włosów zrobiłam warkocz. Zeszłam na dół, a Michael czekał przy drzwiach i bawił się kluczykami od samochodu.

- Gdzie moja mama? - zapytałam.

- Wyjechała z samego rana. Ma jakieś problemy w pracy. Mówiła, że wróci jutro - powiedział, otwierając mi drzwi.

Wyszliśmy na zewnątrz, a tam czekał na nas samochód, który widziałam pierwszy raz w życiu.

Michael wsiadł do środka, a ja poszłam w jego ślady. Kilkanaście minut pózniej byliśmy na drodze, która prowadziła przez las. Ta scena przypominała mi jakiś horror. Czekałam tylko na klauna, który zapuka do mojej szyby.

- Gdzie my jedziemy? - zapytałam.

- Cierpliwości, Grace - odpowiedział, spoglądając na mnie.

Jechaliśmy w ciszy przez jakiś czas, aż zobaczyłam małą wioskę. Po obu stronach ulicy stały domki jednorodzinne. Horror przerodził się w bajkę.

- Jak tu jest pięknie - powiedziałam.

- Widzisz ten niebieski dom na zakręcie? - zapytał, wskazując na budynek. - Tam się zatrzymamy.

Zatrzymaliśmy się przy krawężniku obok wcześniej wspomnianego domu. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Czułam się, jak w raju. Świeże powietrze, spokój, cichy śpiew ptaków. Kompletne przeciwieństwo mojego codziennego życia.

Michael otworzył furtkę, a następnie drzwi i po chwili byliśmy w środku. W domu czuć było zapach wanilii. Weszłam głębiej i zobaczyłam ogromne pomieszczenie. Była to kuchnia połączona z salonem. Przy jednej ścianie był kominek, a na nim kilka zdjęć. Podeszłam do niego i przyjrzałam się im. Na jednym z nich zobaczyłam uśmiechniętego Michaela z dyplomem, świadczącym o tym, że ukończył szkołę. Na drugim był zachód słońca, a na kolejnym plaża. Najbardziej podobało mi się to pierwsze. Po chwili podszedł do mnie Michael.

- Mieszkałem w tym domu całe swoje życie. Dorastałem tu - powiedział, obejmując mnie ramieniem.

Nigdy nie powiedziałabym, że Michael mógłby tutaj przebywać. Nie znałam go zbyt dobrze, ale ten nastrój i umeblowanie nie pasował mi do niego.

- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - zapytałam, odwracając się do niego twarzą.

- Chciałem, żebyś zobaczyła miejsce, w którym spędziłem tyle czasu. Ten dom jest dla mnie wyjątkowy. Moja mama także się w nim wychowała. Czułem potrzebę, aby cię tutaj zabrać - powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

- Dziękuję - powiedziałam, a Michael pochylił się i delikatnie mnie pocałował.

Mężczyzna złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.

- Na co masz ochotę? - zapytał.

Na ciebie...

- Zjem cokolwiek - odpowiedziałam.

Michael otworzył lodówkę i kilka szafek, ale nic w nich nie było. Zaczęłam się śmiać.

- Widzę, że wszystko idealnie przygotowałeś.

- Zapomniałem o jedzeniu. Poczekaj chwilę. Pojadę do sklepu i zaraz wrócę - powiedział, idąc w stronę drzwi.

- Ja pójdę - dogoniłam go i załapałam za przedramię. - Spacer dobrze mi zrobi.

- Jesteś pewna? Nie zgubisz się? - zapytał.

- Widziałam sklep, gdy tu jechaliśmy. Wrócę za kilka minut.

Po krótkim czasie byłam już w sklepie i płaciłam za zakupy. Na szczęście wzięłam ze sobą trochę pieniędzy. Gdy wracałam do domu, zobaczyłam staruszkę z kilkoma reklamówkami. Podeszłam do niej.

- Pomóc pani? - zapytałam.

Kobieta odwróciła się w moją stronę i kiwnęła głową.

- Dziękuję ci, dziecko - powiedziała z uśmiechem. - Gdzie mieszkasz, kochanie?

- Niedaleko stąd, a tutaj przyjechałam z chłopakiem - odpowiedziałam.

Gdy nazwałam Michaela swoim chłopakiem, zrobiło mi się cieplej na sercu.

- A gdzie się zatrzymałaś? - dopytywała.

- Niedaleko stąd jest taki niebieski dom na zakręcie, kojarzy pani? - zapytałam, a staruszka kiwnęła głową. - Właśnie tam dzisiaj zostanę.

- Naprawdę? - zapytała zaskoczona. - Mój wnuczek mieszkał tam z rodzicami, ale wyjechali rok temu. Nie wiedziałam, że sprzedali dom.

- To musi być pomyłka. Mój chłopak wychowywał się tam. Ten dom należy do jego rodziców od wielu lat.

- To niemożliwe. Kupiłam ten dom swojej córce i jej mężowi z okazji ich ślubu. To było trzydzieści lat temu - powiedziała starsza pani.

Chciałam dalej zaprzeczać, ale kobieta zatrzymała się i wskazała na czerwony dom.

- To tutaj mieszkam. Dziękuję ci za pomoc - powiedziała, zabierając swoje zakupy.

Pożegnałam się z nią i wróciłam do domu. Po drodze doszłam do wniosku, że to starsza kobieta i pewnie ma problemy z pamięcią, więc nie mówiłam o tym Michaelowi.

———
Tak dobrze pisało mi się ten rozdział, że nawet nie zauważyłam kiedy przekroczyłam 1600 słów. Uznałam, że byłby za długi, więc postanowiłam podzielić go na dwa osobne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro