Karolina nuciła pod nosem jakąś piosenkę, wystukując jej rytm o kierownicę. Po dojechaniu pod szpital, zaparkowała jak najbliżej wejścia, po czym udała się prosto do budynku. Dziwnie było jej tam wchodzić już któryś raz w ciągu ostatnich tygodni, ale była szczęśliwa, że jej ojciec w końcu miał wrócić do domu. Mieszkanie bez niego było smutnym przeżyciem.
- Już jestem, tato. - powiedziała Karolina, wchodząc do odpowiedniej sali. - Dobry. - przywitała się, uśmiechając przyjaźnie do znajdującej się w pomieszczeniu kobiety.
- Wypis już mam, więc chyba możemy już jechać. - stwierdził Tadeusz, sprawdzając jeszcze raz swoją torbę. Chciał mieć pewność, że wszystko zabrał.
- Stoję tuż pod drzwiami, więc nie będziesz musiał daleko iść. - oznajmiła Karolina, biorąc do rąk torbę ojca. Oboje zaraz skierowali się do wyjścia. - Do widzenia. Dużo zdrowia!
- Do widzenia, kochana.
Karolina poprawiła ułożenie torby swojego ojca na swoim ramieniu, po czym otworzyła mu drzwi, by bez problemu mógł wyjść. Żegnając się po drodze z jeszcze kilkoma pacjentami, oboje skierowali się do znajdującej się nieopodal windy. Była to łatwiejsza opcja znalezienia się na parterze, bo Tadeusz szedł o kulach. Niby miał protezę nogi, ale wolał nie ryzykować upadku ze schodów. Już i tak miał dość przebywania w szpitalu.
- Jak się czujesz? - zagadnęła, chcąc wiedzieć, czy jej ojciec czuł się dobrze. Chciała mieć pewność, że wszystko było w porządku.
- Jest znośnie. - odparł od razu, niezbyt przekonywująco.
- Będę ci pomagać, jeśli będzie trzeba. Obiecuję.
- Karolcia, kochanie. Jestem dorosły, poradzę sobie. Ale dziękuję za twoją pomoc, już i tak dużo dla mnie robisz.
- Od tego jestem. - powiedziała odruchowo, posyłając mu delikatny uśmiech. - Uważaj, bo jest trochę ślisko.
Pomimo odśnieżonej drogi na parking, i tak trzeba było uważać na najmniejszy ruch, który mógł skończyć się upadkiem. Nawet świadomość doskonałej jazdy na łyżwach, nie sprawiała, że Karolinie, czy jej ojcu podobała się tamta wizja. To było coś innego, to było o wiele bardziej niebezpieczne, nawet jeśli wciąż znajdowali się na terenie szpitala.
- Ktoś z tobą jest, czy jesteś sama? - zagadnął Tadeusz, ostrożnie kierując się w odpowiednią stronę.
- Przyjechałam sama, ale Alex obiecał pomóc. Ma nas wypatrywać w oknie. Zaraz do niego napiszę, że już wracamy. - odpowiedziała Karolina zgodnie z prawdą, monitorując, czy żadne z nich się wtedy nie wywróci na lodzie.
- To dobry chłopak.
- Tak, wiem. Tylko jest dość leniwy, jeśli chodzi o niektóre rzeczy. - zaśmiała się, zerkając ukradkiem na mężczyznę przed sobą. - Czasami nie przyjeżdża na treningi.
- Oj, nie przesadzaj. Na pewno nie jest aż tak źle. Każdemu się zdarzy nie przyjść na trening. - stwierdził mężczyzna, nie widząc powodu, dlaczego jego córka tak uważała.
- Oprócz mnie, jestem na każdym, bez żadnych wyjątków. - powiedziała, czemu w żaden sposób nie można było zaprzeczyć. - No poza tym jednym, kiedy pojechałam do ciebie do szpitala, zamiast pojechać na trening. To akurat była ważniejsza sprawa.
- Mówił ci ktoś, że jesteś profesjonalistką? I pracoholiczką? - zaśmiał się mężczyzna, patrząc z rozbawieniem na dziewczynę.
- Zdarzyło się z kilka razy. Nie będę zaprzeczać, że jest inaczej.
Tadeusz zaśmiał się cicho i z małą pomocą córki, wsiadł do samochodu, który do niedawna znajdował się u mechanika. Sama Karolina spakowała torbę mężczyzny na tylne siedzenia, po czym wsiadła do auta na miejsce kierowcy. Zapięła się, odpaliła samochód i ruszyła w drogę do domu. Z radia leciały piosenki, które śpiewała sobie w głowie sama do siebie.
Kiedy Karolina stanęła ostatecznie na światłach, zerknęła na swojego ojca, zamierzając mu coś oznajmić. Wiedziała, że nie wiedział o pewnej sprawie, a trudno było ją ukryć.
- Zapomniałam ci powiedzieć, że Dagmara ma dzisiaj przyjechać. Zostanie na noc, a z rana ma pociąg. To chyba nie problem, co?
- Akurat dzisiaj? Kiedy wychodzę ze szpitala?
- Ja wiem, jak to wygląda, ale nie byłam w stanie nic zrobić ani z jej przyjazdem, ani z twoim wyjściem. - wyjaśniła pokrótce, czując się głupio, że tak to wszystko wyszło. - Obiecuję, że jej przypilnuje, żeby była w miarę cicho, ale znając ją, będzie ciężko.
Mężczyzna westchnął cicho, kręcąc głową sam do siebie. Nie miał nic do powiedzenia, właściwie nawet nie wiedział, co powiedzieć. Nawet jeśli lubił przyjaciółki swojej córki, tak nie był w stanie się wtedy cieszyć z przyjazdu jednej z nich. Znał Dagmarę i zdawał sobie sprawę, że dziewczyna potrafiła być głośna w niektórych momentach. Zastanawiał się tylko, jak jej rodzice i brat z nią wytrzymywali.
Do domu dojechali już w ciszy. Z daleka już jednak można było dostrzec dwie osoby czekające przed budynkiem. Karolina zerknęła na swojego ojca, rozpoznając tamtą dwójkę, znała ich zbyt dobrze. Prędko zaparkowała przed swoim domem i wyszła. Nie zdążyła się jednak dobrze ruszyć, gdy tuż przy niej pojawiła się Dagmara. Jej blond włosy schowane pod czapką opadały na jej piersi ukryte pod grubą kurtką.
- Karo-a! Gdzieś ty była, gdy cię nie było?! - zawołała Dagmara, podpierając ręce na biodrach. Zaraz jednak opuściła je wzdłuż ciała. - O, dzień dobry, proszę pana.
- Dobry. - przywitał się również Aleksander, czując się nieco dziwnie w tamtym towarzystwie. Karolina wynagradzała jednak wszystko.
- Cześć, dzieciaki.
- Tak odpowiadając na twoje pytanie, byłam po tatę, mówiłam ci ostatnio. - oznajmiła Karolina, spoglądając na swoją przyjaciółkę.
- Oj, dobrze wiesz, że ja nie mam pamięci do takich rzeczy. W głowie mam tylko obrazy moich figur, które muszę wykonać. - odpowiedziała Dagmara, machając lekceważąco ręką. - Nie będzie miał pan problemu, jak u was przenocuję dzisiaj? - spytała, odwracając się do mężczyzny przodem.
- Przyjaciele mojej córki, to jak moje dzieci. - odparł, na co cała trójka uśmiechnęła się niespodziewanie. Było to miłe z jego strony. - Nie wyrzucę cię przecież z domu, Dagmara.
- Dziękuję.
- Alex, pomożesz tacie, dobra? Ja wezmę torbę i już do was idę. - zagadnęła Karolina, zerkając na swojego przyjaciela, który prawie przez cały czas stał tam w ciszy.
Chłopak zasalutował, po czym od razu wziął ojca Karoliny pod opiekę. Ona sama wyciągnęła torbę mężczyzny ze samochodu i ruszyła za resztą w stronę domu. Pospiesznie otworzyła drzwi, wpuszczając do środka pozostałą trójkę. W przedpokoju wszyscy ściągnęli z siebie kurtki i buty, by już po chwili ruszyć do salonu, gdzie wszyscy się rozłożyli.
- Dziękuję, synu.
- Myśli pan, że za moją pomoc, Karolina się ze mną umówi? Jest mi winna przysługę.
Karolina spojrzała gwałtownie na Aleksandra z uniesioną brwią. Wiedziała, że żartował. Przyjaźnili się od lat i oboje wiedzieli, że nigdy tak naprawdę nie byli kimś więcej, niż zwykłymi przyjaciółmi. Może i spotykali się często, głównie ze względu na wspólną pasję, ale nigdy nie uważali siebie za potencjalnych partnerów. Byli bardziej jak brat i siostra.
- Za marzenia nie karają, Aleksander.
- Udaje niedostępną, ale tak naprawdę mnie kocha. - powiedział cicho, nachylając się do Tadeusza i poruszając zabawnie brwiami. - Aua! Za co? - spytał z pretensją, łapiąc się za obolałe miejsce.
- Za głupie gadanie. - odparła od razu Karolina, nie przejmując się faktem, że go uderzyła. - Idę zrobić herbatę. Tyle, co zawsze, prawda? Pytanie do wszystkich.
- Dwie dla mnie, kochana. - poprosiła Dagmara, zachowując się wyjątkowo spokojnie, jak na siebie.
- Dla mnie bez. - stwierdził Tadeusz, poprawiając swoje usadowienie.
- Cztery, na osłodę dnia. - dodał Aleksander, jak gdyby nigdy nic. Kiedy zauważył spojrzenia całej trójki na sobie, speszył się wyraźnie. - No co? Lubię słodkie.
- Oszalałeś, ale nie kwestionuję. - zaśmiała się Karolina, kręcąc głową sama do siebie. - Zaraz wracam.
~*~
Po wyjściu Aleksandra i wykąpaniu się, Karolina i Dagmara postanowiły trochę poplotkować. Dawno nie widziały się w realu i musiały trochę nadrobić. Dlatego też rozsiadły się wygodnie na łóżku Karoliny i zaczęły najzwyczajniej w świecie rozmawiać. Głównie o chłopakach.
- Ten cały Alex jest nawet uroczy. - skwitowała Dagmara, bawiąc się rąbkiem swojej koszulki.
- Potrafi być czarujący, jeśli tego chce. Ale to też dość mroczny chłopak. - stwierdziła Karolina, poprawiając swoje, związane w kucyka, włosy.
- Co masz na myśli?
- Często jest... Że tak powiem, tajemniczy. Czasami na treningach tryska energią, rozmawia ze wszystkimi, a nieraz jest jak cień. Odezwie się, kiedy ktoś potrzebuje odpowiedzi, ale poza tym potrafi przemilczeć nawet cały trening. - wyjaśniła pokrótce, zdając sobie sprawę, że coś dziwnego działo się z Alexem. - Od dawna zastanawiam się, czy w jego domu jest wszystko w porządku.
- Martwisz się. - stwierdziła Dagmara, uśmiechając się delikatnie. - A jak sytuacja z innymi chłopakami?
- Moja? Może jeszcze z chłopakami z drużyny, co? - spytała Karolina, unosząc brew ku górze. Prychnęła głośno. - Przyjaźnimy się, nic więcej. Są jak moi bracia, których nie mam. Mogę na nich polegać, ale nic mnie z nimi nie łączy. - dodała w ramach wyjaśnienia. - A jak tam twoja sytuacja miłosna?
- Wciąż pamiętam tego chłopaka z lodowiska. Był beznadziejny na lodzie, ale jaki przystojny... - zachwyciła się blondynka, a jej oczy zaczęły nagle błyszczeć.
- Rozmawiałaś z nim chociaż?
- Chwilę, po tym jak na mnie wpadł. Zaczął mnie przepraszać, był wyjątkowo uroczy i niezdarny.
- Jak ty. - zaśmiała się Karola, na co dziewczyna uderzyła ją w udo.
- Jesteś wredna! - stwierdziła Dagmara, mimo wszystko wiedząc, że jej przyjaciółka miała rację.
- Mówię jak jest. - broniła się Karolina, unosząc ręce ku górze. - I co było dalej? Dałaś mu swój numer? Albo on tobie?
- No właśnie nie. Cholernie żałuję! Nawet nie wiem, jak miał na imię. - jęknęła blondynka, zakrywając twarz rękoma. Była zła sama na siebie.
- Oh, Daga.
- Myślisz, że ktoś mnie kiedyś pokocha? - wypaliła nagle, co mocno zaskoczyło drugą z dziewczyn, która z początku nie wiedziała, jak zareagować.
- Kiedyś ktoś na pewno. - powiedziała w końcu, mówiąc nie tylko o przyjaciółce, ale również o sobie. - Ale jeśli zostaniemy starymi pannami, to lecimy do Stanów i weźmiemy razem ślub, dobra? Razem aż po grób.
- Razem aż po grób.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro