Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chat... a w sumie to nie.

Ronodin przeczesał nerwowo włosy. Jeszcze nigdy, naprawdę nigdy, nie stresował się tak bardzo jak w teraz. Dlatego że jego misterny plan mógł runąć w każdej chwili. Dlatego że się zakochał. I dlatego, że czuł się z tym cholernie dobrze. Zgniótł w dłoni wysuszony liść. Przyjrzał się temu, co z niego zostało. Jesień zbliżała się wielkimi krokami, a złote drobinki były tego dowodem. Carol pewnie powiedziała by coś o zupie grzybowej i borowikach. Uśmiechnął się na tę myśl. Zmarszczył brwi i strzepnął drobinki gwałtownie. Musi coś wymyślić, nie się rozpraszać. Carol... co z Carol? Zastanawiał się w myślach. Mimowolnie odpłynął do pierwszego spotkania z dziewczyną.

Był ciepły, lipcowy poranek. Jednorożec szedł spokojnym krokiem w kierunku bramy głównej, przez którą wjechały właśnie cztery konie z jeźdźcami. Był przekonany, ba, wręcz pewny, że wszystko pójdzie dokładnie jak zaplanował. Zwierzęta zatrzymały się półtora metra przed nim, a goście zeskoczyli sprawnie z  kasztanowych wierzchowców. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Jedna z nich szła dumnie przodem, widocznie nie odczuwając żadnego zdenerwowania ani skrępowania jego obecnością. Na jej ramieniu siedział czarny kruk, świdrujący Ronodin swoimi obsydianowymi oczami. Zdawało się ze inteligentne oczy ptaka skanowały go, wwiercały się w dusze i wyciągały na wierzch wszystkie tajemnice. Wzdrygnął się na to porównanie i ponownie skupił wzrok na kobiecie. Była ubrana w granatową tunikę i przylegające czarne spodnie, na stopach miała granatowe buty (które można by porównać do ludzkich glanów), na głowie delikatny diadem, a na plecach luk i kołczan. Wręcz białe włosy idealnie grały z elfimi rysami, spiczastymi uszami i ciemno niebieskimi tęczówkami. Malinowe usta były wygięte w wesołym uśmiechu, a oczy błyszczały radośnie. Ona wręcz promieniała szczęściem i chęciom życia, co w ponurej twierdzy było raczej niespotykane. Stanęła na przeciwko jednorożca, a dwójka mężczyzn stanęła po obu jej bokach. Dopiero teraz zauważył że są uzbrojeni po zęby. Strażnicy. Stwierdził w myślach. Czyli król Elfów nie ufał mu na tyle, żeby całkowicie powierzyć mu pod ochronę swoją jedyną córkę. Może staruszek nie był taki głupi na jakiego wyglądał? Ronodin prawie zachichotał. Prawie. Bo on nie chichotał. Nie chichotał, nie uśmiechał się i nie szczerzył. Po prostu nie. Nigdy nie miał powodu do takiego zachowania i jeżeli już to grał. Udawał. - Witaj Ronodinie, strażniku światła. Jestem księżniczka Caroline. - z zamyślenia wyrwał go jej miły głos. Strażniku światła... nadal nie wierze że oni to łyknęli. Księżniczka wyciągnęła w jego kierunku rękę. Ujął ją i szarmancko ucałował. Dziewczyna zarumieniła się lekko. Nagle jednorożec zdał sobie sprawę że się nie ukłoniła. Nie ukłoniła, nie dygnęła, nawet nie skinęła głową. Prostując się, przypomniał sobie dlaczego. Elfy to bardzo dumne istoty. Nie kłaniają się przed nikim, oprócz swojej rodziny królewskiej. Zabrzmiał mu w głowie tekst z książki. No i wszystko jasne.
Zaprowadził Elfy do ich komnat. Później poszło z górki. Ukradkiem wyeliminował strażników i napisał do króla list, że jego córka jest zakładniczką. Jeżeli zacznie pomagać Twierdzy Czarnodół, Caroline zginie. Podziałało. Myślał też nad zmuszeniem tych magicznych istot do pomocy, ale szybko odpędził ten pomysł. Elfy były istotami światła i czystości, więc nawet groźba utraty księżniczki nie zmusił by ich do pomocy złu. Następnie chciał powiedzieć zakładniczce że jest zakładniczką ale... nie mógł. Na początku wmawiał sobie że to dlatego, żeby we wściekłości nie rozwaliła swoją magią zamku, ale prawda była inna. Ronodin nie chciał aby ta piękna istota była smutna. Bo wtedy pękło by mu serce.

No nie wiem co mi tu wyszło. @zawdan , don't worry będziesz w następnym rozdziale 😘

Czekoladowy_Jez

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro