Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

Buszując w kuchennych półkach, sfrustrowana brakiem słodyczy i zaskoczona masą proszkowych suplementów dla siłaczy, wzdycham ciężko. W końcu wybieram jeden o smaku malinowym, przyglądając się opakowaniu i miętoląc je w dłoniach.

– No proszek, może smakuje jak granulowana herbata? – mruczę pod nosem, ostatecznie sięgając również po kilka proteinowych batoników.

Siadam na kanapie, tuż obok Zeusa, który leniwie przeciąga się, układając łapy w przód, by zaraz potem z westchnieniem zwinąć się z powrotem w kłębek. Głaszczę go mimochodem, odpakowując batonika. Wkładam kawałek do ust i... natychmiast tego żałuję. Paskudny smak zawładnął moimi kubkami smakowymi, a twarz mimowolnie wykrzywia się w grymasie. Zeus unosi powiekę, jakby pytając, co wyprawiam.

W tym momencie ekran mojego telefonu, leżącego na stoliku kawowym, rozświetla się. Zdjęcie Alice z FaceTime'u miga radośnie. Odruchowo chwytam urządzenie, klikając zieloną ikonkę. Chwilę później na ekranie pojawiają się dwie znajome twarze – Alice i Lara. Ich identyczne, błękitne oczy i promienne uśmiechy od razu poprawiają mi humor.

– Hej, dziewczyny! – mówię z pełną buzią, próbując przełknąć batonika. Błąd. Wstrętna konsystencja i posmak kredy sprawiają, że krzywię się jak po cytrynie. Dziewczyny wybuchają śmiechem, rechocząc tak głośno, że Zeus unosi głowę, zerkając na telefon.

– Gdzieś ty jest? – pyta Alice, wskazując palcem na przestrzeń za mną.

Odwracam się. Na grafitowej ścianie wiszą obrazy. Delikatne pociągnięcia pędzla, pejzaże z ukrytymi szczegółami, każdy obraz jak mała historia. Jasne drewno mebli, półki z drewnianymi koszyczkami, podwieszana komoda pod telewizorem i czarne detale tworzą wnętrze, które emanuje harmonią i nowoczesną estetyką. Światło nocy wpada przez panoramiczne okno, mieszając pokój ciepłym i zimnym blaskiem świateł.

– Jestem u... – zaczynam, po czym uświadamiam sobie, że dziewczyny nie znają Nicholasa – U policjanta... w mieszkaniu – rzucam bez zastanowienia. Na ekranie zapada cisza. Alice i Lara zamierają, po czym wymieniają zaniepokojone spojrzenia.

– Czy coś ci grozi? – pyta Lara dramatycznym tonem.

– Co zrobiłaś?! – dodaje Alice, podnosząc głos.

Ręce mi opadają. Patrzę na nie z niedowierzaniem. Trajkoczą jednocześnie, zupełnie jakby moje wyjaśnienia były zbędne. Chciałam się już zdenerwować, ale kalejdoskop wspomnień uruchamia się w mojej głowie. Wspólne wieczory z kakao, niekończące się rozmowy i wypady nad jezioro. Kocham je jak siostry.

– Dziewczyny... spokojnie. To nie tak, jak myślicie – próbuję wtrącić.

– To powiedz nam, jak! – naciska Alice, marszcząc brwi.

– On... to po prostu znajomy – rumieniec zdradza więcej, niż bym chciała.

Zeus przeciąga się ponownie, jakby chciał dodać coś od siebie, po czym beztrosko ziewa. Sytuacja jest absurdalna, a ja? Cóż... sama nie wiem, czy bardziej mnie to bawi, czy peszy.

Szkolne dni wydają się być wiecznym schematem. Dzieci biegają beztrosko po korytarzach, a radosne śmiechy mieszają się z echem kroków i karcącymi upomnieniami nauczycielek dyżurujących przy drzwiach klas. Zapach świeżo wypastowanej podłogi łączy się z aromatem kredy i kanapek ukrytych w tornistrach. Świetnie bawimy się z dziewczynami, zupełnie jakby czas stanął w miejscu.

— Berek! — krzyczę w stronę Lary, gwałtownie zmieniając kierunek biegu. Moje buty stukają o posadzkę, a serce przyspiesza w rytmie dziecięcej ekscytacji.

— Ja ci dam zaraz berek! — woła Lara z błyskiem w oczach i rusza za mną. Jej długie nogi suną jak sprężyny. Tuż, zanim mnie dosięgnie, robi zwrotny manewr i łapie Alice, która aż przystaje, patrząc na nas z udawaną oburzoną miną.

— Ej! To niesprawiedliwe! — protestuje, krzyżując ręce na piersi. Przyglądam się jej kątem oka, wciąż uciekając. Bordowa sukienka do kolan z białymi falbankami faluje przy każdym jej ruchu, a duża, śnieżnobiała kokarda lśni w jej blond włosach.

Zanim zdążę odpowiedzieć, wpadam prosto na dyżurującą nauczycielkę. Jej surowy wzrok wbija się we mnie jak ostrze noża. Wiem, co mnie czeka.

— Do końca przerwy przy ścianie — oznajmia stanowczo, wskazując miejsce obok tablicy informacyjnej z regulaminem szkoły. Westchnienie ulatuje z moich ust, gdy opieram się plecami o zimną ścianę. Nie mija chwila, a Lara i Alice są już przy mnie.

— Co za baba... — szepcze Lara z przekąsem, zerkając na nauczycielkę, która zniknęła za rogiem.

Alice tymczasem wyciąga coś ze swojego tornistra. Nokia 3310 błyszczy w jej dłoni, a za nią kartka papieru i długopis.

— Mam pomysł! Tata mi to ostatnio pokazał — mówi konspiracyjnym tonem — Pamiętacie, jak nauczycielki zabierają nam kartki, gdy zauważą, że piszemy liściki?

Kiwamy głowami. No, która z nas tego nie doświadczyła?

— Zobaczcie, jak działa pisanie SMS-ów — Alice zaczyna stukać w klawisze telefonu — Każda literka to kilka kliknięć tej samej cyferki. Możemy to robić na kartce!

Patrzymy z Larą na Alice z lekkim powątpiewaniem. Dziewczynka fuka z irytacją, po czym szybko rysuje kwadrat podzielony na dziewięć okienek, numerując je jak klawiaturę telefonu. Literki skrzętnie przepisuje do odpowiednich pól.



— Chcesz napisać literę "L"? Trzy razy wciskasz piątkę. Patrz — Na kartce pojawia się ciąg liczbowy: 555 — Spróbujmy twoje imię, siostro — Mruczy pod nosem, przygryzając język. Po kilku chwilach na kartce lśnią świeżym tuszem cyfry: 55527772.

Patrzę na to, mrużąc oczy.

— No dobra, Alice, ale co, jeśli w słowie są dwie litery pod tą samą cyfrą? — pytam, pocierając twarz dłonią.

— To proste! — Uśmiecha się, dumna jak kot, który właśnie złapał mysz. Pisze kolejne cyfry: 8 88 825 — Robisz odstęp. Patrzcie, co tu jest?

— Słowo, „Tutaj"? — odgaduję ostrożnie.

— Dokładnie! — Jej twarz promienieje triumfem — Widzicie? To nasze nowe liściki! Nauczycielki nigdy się nie połapią.

Podaje nam czyste kartki.

— Napiszcie sobie ściągę. Z czasem będziecie znać ją na pamięć. A nasze sekrety... — nachyla się bliżej — ...zostaną tylko z nami.

Patrzymy na siebie z Larą i śmiejemy cicho, czując ten znajomy dreszcz ekscytacji. Świat dorosłych mógł być surowy, ale my miałyśmy swoje sposoby. I to był właśnie nasz.

***

Mimowolnie na to wspomnienie reaguję uśmiechem. Ciepło rozlewa się po moim wnętrzu, rozumiejąc siłę naszej przyjaźni.

— A ty co się tak uśmiechasz? Wkręcasz nas? — piszczy Lara, mrużąc podejrzliwie oczy.

— Tak! Na pewno to green screen i nas wkręca — dodaje Alice, przewracając oczami.

Dziewczyny rozkręcają się w swojej dochodzeniowej dyskusji, więc muszę to uciąć.

— Uderzyłam klienta w barze, łamiąc mu nos — rzucam bez ogródek. Po drugiej stronie telefonu zapada cisza — Klepnął mnie w tyłek, więc pokazałam mu, gdzie jego miejsce.

Lara i Alice milkną, a ja niemal słyszę, jak ich myśli ścigają się w poszukiwaniu logiki tej sytuacji.

— Mhm... — mruczy Alice, marszcząc brwi w zabawny sposób — Chcesz mi powiedzieć, że siedzisz teraz w mieszkaniu policjanta, a ten typ z pubu... w areszcie?

Na moją twarz wkrada się złowieszczy uśmiech

— Pamiętacie Nicholasa z mojego dzieciństwa? — pytam, unosząc brew i wpatrując się w ekran.

— PIERDOLISZ! — wrzeszczy Alice, szybko łącząc wszystkie kropki. Lara, z opóźnioną reakcją, wciąż ma na twarzy minę przypominającą maszynę losującą.

— To... ten przystojniak, za którym ganiałyśmy, a ty na nas krzyczałaś? — Lara zakrywa twarz dłońmi, piszcząc — JESTEŚ U NIEGO W MIESZKANIU?!

— Mało tego... — przeciągam, delektując się chwilą — to on, w mundurze, zabrał mnie z mieszkania.

— PIERDOLISZ! — mówią chórem, podekscytowane jakby oglądały właśnie kulminacyjny moment w "365 dniach".

Resztę rozmowy poświęcam na opowieść o wydarzeniach dzisiejszego wieczoru, dziewczyny piszczą, śmieją się i co chwilę rzucają żartami, aż ich śmiech staje się zaraźliwy.

Pozwalam sobie na chwilę ciszy, dając swobodną przestrzeń dziewczynom na układanie niestworzonych historii. Rozpoczynam spacer po mieszkaniu. Estetyka Nicholasa zaskakuje, jest prosta, ale z dbałością o szczegóły, które zdradzają jego charakter. Otwieram kolejne drzwi, zaglądając do pomieszczeń. Wszystko tu ma swoje miejsce, a mimo męskiego minimalizmu czuć w tym przestrzeń do życia.

Widok zza okna przyciąga mnie ponownie jak magnes. Podchodzę do szyby i pokazuję dziewczynom przez kamerkę panoramę miasta. Nareszcie zauważają mnie i to, że w sumie to wciąż jestem uczestnikiem tej rozmowy. Wszystkie trzy zachwycamy się światłami, co jakiś czas wtrącając żartobliwe, nie do końca przyzwoite komentarze.

Przesuwając obiektywem po pokoju, dostrzegam niewielki stolik kawowy przy hokerach wyspy kuchennej. Jest na nim stos dokumentów. Zoomuję kamerę, aż wyraźnie widzę zakładkę z napisem: "Niewyjaśnione zaginięcia". Serce mi przyspiesza.

— Dziewczyny, odezwę się później, dobra? — mówię szybko, rozłączając bez czekania na odpowiedź. Coś mi mówi, że to ważniejsze.

Siadam przy stoliku. Na pierwszej stronie lista nazwisk, kobiety, mężczyźni, młodzież. Ludzie, którzy w przeciągu kilku miesięcy po prostu zniknęli. Brak poszlak, brak świadków. Puste notatki, surowe raporty. Z każdą kolejną kartką mój niepokój rośnie. Większość nazwisk pochodzi z mojego miasteczka i okolic. To nie może być przypadek.

Sięgam po mniejszy plik papierów, obok którego leży złożony w rulon koc. Owijam się nim, podciągam poduszkę i opieram o szybę, by wygodniej czytać. Analizuję każdy zapis, każde słowo, desperacko próbując znaleźć cokolwiek, co mogłoby być poszlaką. Niestety... nic. Puste ślady, ściana bez drzwi.

Miasto za oknem zaczyna mienić się feerią świateł nocnego życia. Próbuję walczyć z ciężkością powiek, ale zmęczenie bierze górę. Ostatnie, co pamiętam, to migoczące refleksy na szybie, pulsujące jak oddech miasta... a potem ciemność. Objęcia Morfeusza okazują się silniejsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro