Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55.

Aiden

Wróciłem do blondynki. Tym razem nie siedziała pod ścianą, a leżała pod oknem. Rzucała się i mruczała. Ciężko oddychała, była cała spocona.

Podbiegłem do niej prędko.

- Hej! Hej, mała...co jest, kurwa?- szeptałem, kiedy nie reagowała.

Julie trzęsła się, była sina, a zarazem bladziutka.

- Walcz, mała...

Do sali wparowała moja siostra ze swoją świtą, a za nimi rodzice Julie.

- Den, co jest?- Kat uklękła obok mnie- Czy ona...

- Tak. Cam, dałabyś radę jej jakoś pomóc?- zapytałem.

- Spróbuję, ale wątpię, żebym coś poradziła z przemianą. Spróbuję, odsuń się proszę- wskazała na moje miejsce.

Ustąpiłem jej miejsca, a ona  przystąpiła do działania. Położyła dłonie nad głową, a następnie brzuchem i nogami blondynki. Coś wymamrotała, jednak Julie nie przestawała markotnieć.

- I jak?- zapytałem niecierpliwie.

Nie otrzymałem odpowiedzi.

- Zaczekaj, daj jej czas- powiedział Will.

Usiadłem obok nich i potarłem dłonią twarz. 

- I jak?- zapytałem ponownie.

- Aiden!- skarciła mnie Kate- Do cholery, ogarnij się!

Odszedłem od nich, nie chcąc patrzeć jak moja Julie walczy o każdy kolejny natchniony życiem, życiodajny wdech.

- Nic z tego, Den. Przykro mi- zakończyła Camille- Ona sama musi z tym wygrać. Ja nie mam na to wpływu  i nie pomogę.

- Kurwa mać!- mój krzyk rozniósł się echem po pomieszczeniu.

Wszyscy popatrzyli na mnie ze współczuciem i troską.

Cholera!

Ukucnąłem obok dziewczyny, odgradzając się od reszty.

- Musisz walczyć! Słyszysz mnie?! Nawet jak nie będziemy razem, nawet jak usuną mi pieprzoną pamięć, nawet jak zamieszkam na drugim końcu świata z Albinosami, Mulatami czy Chińczykami, obiecuję, że cię odnajdę! Nie wiem kiedy, ale to zrobię, dlatego daj mi szansę udowodnić ci to i wytrzymaj z tym cholerstwem. Proszę, Juls, nie umieraj!

Dziewczyna minimalnie przestała dygotać, lecz z jej nosa i buzi uleciało krwi.

- Hej! hej, hej, hej! Nie!, Julie, nawet się nie waż!

Krwawiła coraz mocniej. Drgawki na nowo się nasiliły. Doszło do tego, że zaczęła kasłać. Jej oczy ani drgnęły, pozostając zamknięte.

- Aiden...- załkała Kate, widząc jak bliski jestem płaczu. Nigdy, nigdy, nawet po śmierci rodziców nie uroniłem ani mililitra łez.

Ally pokiwała jej dyskretnie głową, żeby ucichła. Will i Cam stali zboku, nie wiedząc jak zareagować.

Nieoczekiwanie pochrapywania ustąpiły, blondynka przestała się wierzgać, a krew zdążyła zaschnąć, nie lecąc już.

Odetchnąłem z ulgą, widząc jak konwulsje ustały.

Juls otwarła oczy i podniosła się. Złapałem ją w pasie i przetrzymałem.

- Julie- objąłem ją, jak gdybym chciał ją zatrzymać przed ucieczką- Boże...

Spojrzała na mnie nic nie mówiąc, a następnie poczułem jak osuwa się w mych ramionach. Jej oczy wywróciły się, białka grały główną rolę, stał się lekka jak piórko. Jej pierś zaczerpnęła głośny i porządny haust, a następnie zatrzymała się.

Przestała opadać. Przestała prawidłowo funkcjonować.

- Julie?... Julie!- szarpnąłem nią.

Sprawdziłem puls. Sprawdziłem oddech.

Ona przestała oddychać.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro