Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 52.

Julie

Jechaliśmy w milczeniu trzymając się za ręce. Co chwila puszczaliśmy w swoją stronę ukradkowe spojrzenia pełne obaw.

- Kocham cię- szepnęłam w stronę bruneta.

- Przepraszam- spuścił wzrok- Zawiodłem cię, obiecywałem, a jednak to koniec i nas mają.

- To nie twoja wina, Den. Nic i tak byś nie zdołał zrobić. Prędzej czy później by do tego doszło- blado się uśmiechnęłam.

Chłopak wzmocnił uścisk na mojej dłoni, po czym podniósł splecione ręce i ucałował.

---------------

Zajechaliśmy pod ogromny budynek, przypominający Pałac Kultury. Biały z dużą ilością okien i korytarzy.

- Chodźcie, Rada już czeka- zadeklarował nam Kevin Lacey.

O co chodzi?- zapytałam bezgłoście Aidena. Pokręcił głową i zacisnął szczękę.

Nieoczekiwanie złapał mnie za rękę i próbował prawdopodobnie zwiać. Jednak Lacey przewidział jego ruch i w porę złapał mnie za nadgarstek, przystawiając lufę do czoła.

- Mówiłem. I tak nie uda wam się tym razem zwiać. Kręcą się tu dziesiątki uzbrojonych wojowników. Dla nich to pestka w postaci dwójki nastoletnich i niedoświadczonych dzieciaków.

- Dobra- warknął Den- Odłóż tą spluwę, to może pójdziemy.

Mężczyzna powoli i stopniowo odciągał broń od mojej skóry.

Poszliśmy za nim, wymieniając zrezygnowane spojrzenia.

-------------

- Wejdźcie- nakazał mężczyzna.

Weszliśmy do wielkiej auli, z ogromnym stołem na środku, przy którym siedziało już kilkanaście osób.

- Nareszcie, Kevinie. Oczekiwaliśmy was.

- Jesteśmy- wskazał na nas.

- Dobrze, zatem zaczynamy obrady Sądu Wojowników Trybunału. Proszę o ciszę. Najpierw chłopak. Proszę podejść do ławy Aidenie Derisie.

Mój chłopak chwilę się zawachał, jednak to zrobił.

- Dla jasności, nazywam się Slaven Goth i będę dzisiaj przewodniczyć obradom. Pominę formalności, mam przed sobą kartę z twoimi danymi. Odpowiedz mi tylko, tutaj przed świadkami na kilka pytań.

Aiden się spiął.

- Więc...Aidenie powiedz nam ile to trwa?

- Słucham?- brunet się zawahał.

- Jak długo jesteście razem z Altheą Egida?

Aiden zastamawiał się chwilę, po czym spokojnie powiedział:

- Całkiem długo.

- Dokładniej- nakazał przewodniczący.

Aiden spojrzał na mnie. Pokiwałam głową, zeby mówił prawdę. Teraz już nic nie ma sensu.

- Około ponad 1,5 roku.

- To całkiem sporo- uznał- Jest pan wojownikiem. Wojownicy nie dopuszczają się takich błędów, znają swoje prawa i obowiązki. A jednak znalazł się pan i tyle lat spokojnych czasów od Sorensa oraz Cambrille Egida poszedł w niepamięć i nastąpiły nowe. Nie czuje pan na sobie oddechu zdrajcy i przestępcy? To przecież wstyd dla wartościowego dziedzica i wojownika.

- Nie uważam, żeby miłość była przestępstwem, aczkolwiek nie zawahałbym się zrobić tego drugi raz, nawet znając tego skutki.

Mężczyzna coś zapisał, po czym obwieścił:

- Dobrze, tyle chciałem wiedzieć. Możesz usiąść. Poproszę teraz Altheę. Podejdź w miejsce Aidena.

Zrobiłam tak. Podeszłam i stanęłam na środku.

- To samo pytanie, czy czujesz oddech na karku kogoś, kto popełnił najwyszą ze zbrodni mitycznych wojowników? Zdajesz sobie sprawę, że związek wojowników jest najwyżej karalnym czynem?

- Uważam, że to co zrobiliśmy- zaczęłam niepewnie- że nikt nie miał na to wpływu.

- Myśle, że jednak można było temu zapobiec. Twoja babcia wiedziała o wszystkim, mimo to nie zatrzymała tego. Ona również poniesie konsekwencje, ale o tym później. Zmarnowaliście sobie życie. Jeteście młodzi, atrakcyjni, macie szanse na normalny związek, a pomimo to drążycie w tym, co zakazane. Dlaczego?

- To pytanie daje do myślenia. Powiem szczerze, że nie uważam, że to co robimy z Aidenem jest dobre, aczkolwiek to nie nasz wybór. Tak po prostu musiało być.

- Dobrze- zanotował- Ostatnie pytanie. Jaka kara pani zdaniem jest najodpowiedniejsza w waszym wypadku?

Zastanawiałam się. Nie myślalam o niczym innym odkąd tu weszliśmy, a teraz oni pytają mnie o zdanie.

- Nie sądzę, żeby miłość powinna być karalna- bezwiedna łza poleciała po moim policzku- Czy pan nie był nigdy zakochany? Nie cierpiał z miłości, a mimo to kochał bezgranicznie, wiedząc, że to niebezpieczne?

Pokręcił głową.

- W takim razie, nie wie pan, jak bardzo boli utrata ukochanej osoby. Tej zakazanej jeszcze bardziej- spuściłam wzrok, wypuszczając kolejne łzy- Nie zna pan tego uczucia.

- Tyle chciałem wiedzieć, dziękuję- zakończył rozdrażnionym głosem- Możesz wrócić na miejsce.

Wróciłam. Brunet widząc moją twarz przytulił mnie i złapał za dłoń.

---------------------

Czekaliśmy kilka chwil, aż nie wstali wszyscy towarzysze przy stole na czele z samym Gothem.

- Proszę o uwagę, zaczynam wygłaszać mowę kończącą, w której uzasadnię i odczytam wyrok. Zaczynam, więc...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro