Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 47.

Aiden

Nie sądziłem, że będę w stanie kiedykolwiek się zakochać drugi raz.

I to w jednej osobie.

Kocham, kochałem i kochać będę Julie Black, ale dzisiaj zakochałem się w niej kolejny raz. Jest taka piękna, słodka, kochana i uczuciowa.

Przyglądam się jej jak jakiś psychopata, ale nie przeszkadza mi to. Wydaje się taka piękna i bezbronna, kiedy śpi a kołdra odchyla spory kawałek jej nagiego ciała.

Kocham ją jak szalony!

- Hej, przystojniaku, nie ładnie tak podglądać śpiącą dziewczynę- usłyszałem senny głosik.

Julie miała przymknięte oczy, a mimo to czuła na sobie mój wzrok.

- Moją dziewczynę- poprawił- więc mam prawo oglądać najpiękniejszą istotę, prawda?

Zaśmiała się sennie.

- Możliwe, ale musiałabym się nad tym dłużej zastanowić. To zbyt...- nie dokończyła, bo rzuciłem się na nią.

- Ej, nie ma tak- piszczała, pod nagłym atakiem łaskotek- Proszę...wiesz, że to moja pięta Achillesa. Nie wykorzystuj tego.

Pocałowała mnie.

Sprytnie- pomyślałem- brała się na sposób.

- Kotku, nie na mnie te numery- mruknąłem, lecz oddałem pocałunek.

Ona niestety się odsunęła.

- Nie na ciebie?- spojrzała na mnie- w takim razie nawet dalej nie próbuję już więcej- udawała smutną.

Przyciągnąłem ją siłą do siebie. Zamruczała z chichotem.

- Den, tęskniłam tak bardzo. Przepraszam za wszystko.

- Hej- pogroziłem palcem- miała być tylko teraźniejszość. Tamtego już nie ma, jasne?- przytuliłem ją.

- Wiem, ale nie mogę sobie darować, ile namieszałam. Gdyby nie ja, nie byłoby tych wszystkich rzeczy.

- Mała, nie bierz wszystkiego na siebie. To co nas spotkało jest tylko i wyłącznie winą losu. To on chciał żeby tak było, ale koniec końców, mimo konieczności, i tak jesteśmy razem.

- Chyba...masz rację- przyznała.

Wyszczerzyłem się.

- Co cię tak bawi?- zapytała z udawanyn oburzeniem.

- To jak anielsko wyglądasz w roztrzepanych włosach. Jak mały Dzwoneczek z domieszką bezdomnej.

Próbowała wstać i prawdopodobnie doprowadzić je do ładu.

- Zostań!- zatrzymałem ją, chwytając za dłoń- na marne twoje starania. I tak zaraz na nowo będą tak wyglądały, o ile nie gorzej.

- Tak, a to niby dla...- nie dałem jej dokończyć, gdyż wciągnąłem ją pod kołdrę, dokańczając to co już zaczeliśmy.

- Aiden!- pisnęła i złapała mnie za włosy.

- Cii, mała- zaśmiałem się- cały hotel cię usłyszy, a nam chyba właśnie na dyskrecji zależy najbardziej.

Zarechotała i tym razem tłumiła chichoty i jęki, wtulając głowę w poduszkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro