Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42.

Aiden

Przekroczyłem dopuszczalną prędkość w każdy możliwy sposób. Byleby tylko dogonić biały samochód wiozący Julie.

Na moje szczeście, dogoniłem ich po jakiś 10 minutach. Siedziałem im teraz, niemalże na ogonie. Dyskretnie i czujnie, a zarazem dzielił nas jeden pojazd.

Trzymałem się blisko. Miałem nadzieję, że mój plan się powiedzie.

Czekałem tylko, aż zatrzymują auto.
A wtedy ja zrobię swoje.

------------

Niespełna 15 minut później dojechaliśmy do jakiegoś wysokiego budynku, otoczonego żelazną bramą, za miastem.

Dwóch, jak mniemam, ochroniarzy Irwina wysiadło z auta. Podeszli do monitorka przed bramą.

- Glade - powiedział jeden z nich, po czym brama ustąpiła i zaczeła się otwierać.

- Chodź Jackson! Pomożesz mi- obaj mężczyźni oddalili się od auta.

Dobra, teraz został mi tylko staruszek.

Mój samochód ukryłem za drzewem, a sam wyszedłem i obecnie kryłem się za drugim drzewem.

Co tu zrobić, żeby pozbyć się tego idioty, zanim wrócą te dwa buce? Myśl Den, myśl!- nakazałem.

Cholera...Wiem! Muszę tylko znaleźć coś dużego i ciężkiego...

Odszukałem jakiś ostry kamień w trawie. Podniosłem i...z całą siłą rzuciłem w tylnią szybę białego auta.

Tak jak zamierzyłem, rozbiła się,  a sam Glade wyskoczył z auta z... bronią?! Serio?!

Zostawił Julie samą, i podszedł do dwóch mężczyzn szepcząc. Razem zaczęli rozglądać się z bronią w ręku.

Miałem okazję. Teraz albo nigdy.

Dyskretnie przedarłem się do drzwiczek po stronie blondynki, która półprzytomnie siedziała na tyłach. Najciszej jak potrafiłem nacisnąłem klamkę.

- Julie...- szpnąłem. Nie usłyszała, albo uznała, że jej się wydaje- Julie!

- Cc-co ty ty robisz, Aiden?

- Nie czas na wyjaśnienia, zabieram cię stąd, ostrożnie- wyciągnąłem ją z auta.

- Wróciłeś...- szepnęła.

- Zaczekaj minutkę- oparłem ją o bok maszyny, po czym podniosłem ten sam kamień, którym stłukłem szybę i  wbiłem w opony po naszej stronie. Przebiłem je. Kamień był na tyle ostro zakończony, że momentalnie zaczęło uchodzić powietrze. Przynajmniej zaoszczędzimy czasu i damy sobie przewagi.

- Już! Chodźmy- pomogłem jej, objąłem, po czym popędziliśmy do mojego auta.

Nieralne, a jednak, nie zauważyli nas.

Tępaki...- pomyślałem.

Wsiadliśmy do samochodu.

- Aiden, dziękuję- nieśmiało zaczęła blondynka- Ja...

- Będziemy mieli czas, żeby pogadać. Na spokojnie...

- Dokąd jedziemy? Dokąd mnie zabierasz, Den?

- Nie wiem...- potarłem twarz- ale nie możemy wrócić do domu. Tam nas znajdą.

Spojrzała z niedowierzaniem.

- Co masz na myśli?

- Musimy się ukrywać...

- Jak moi rodzice...- mruknęła.

- Tak, przepraszam. To nie tak miało wyglądać... Przykro mi, ale nie pozwolę ci umrzeć.

- Ale..- nie wiedziała, co powiedzieć.

- Później- uciąłem.

Zrywem wyjechałem na drogę. Na koniec zdołałem usłyszeć czyjś ryk.

- Nie ma jej!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro