Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24.

Julie

Kolejne dni minęły jak z bata.

Aiden przeniósł się do swojego domu, zabierając za sobą resztę. Wymówką był przyjazd Allana, który musiał wyjechać na kilka dni. Ja z babcią, postanowiłyśmy zostać dłużej z moimi rodzicami. Gareth trzymał się z nami.

Przez te kilka dni, odreagowywałam na siłowni, walcząc, wypacając się. Gareth, w gruncie rzeczy, pomagał mi przetrwać, ten cholernie beznadziejny okres w moim życiu.

Wszystko się skomplikowało do tego stopnia, że nawet moja przyjaciółka, ostatnimi czasy, podchodzi do mnie z rezerwą.

Byłam po treningu, jednym z wielu. Moi rodzice obawiali się, że zależy mi na wykończeniu się, ale prawda jest taka, że tylko dzięki wysiłkowi, zdołałam zapomnieć o wydarzeniach z ostatnich dni.

Siedzieliśmy przy kolacji. Carolyn przygotowała najlepszą zupę dyniową pod słońcem.

- Carly, to danie- przełknęłam z rozkoszą- jest fenomenalne...

- Stary przepis mojej mamy, kochanie. Cieszę się, że ci smakuje. Ostatnio mało jadłaś. Schudłaś...znowu!- uśmiechnęła się zmartwiona.

Nic nie powiedziałam. Nie było sensu wałkować tego tematu, ponownie.

- Altheo- zaczęła w pewnym momencie moja matka, odkładając sztućce- chcielibyśmy....właściwe już to omawialiśmy...i teraz...

- O co chodzi?

Wtrącił się mój ojciec, wybawiając ją.

- Kochanie, chodzi o to, że myśleliśmy o tym, czy może chciałabyś z babcią się tu przeprowadzić? Tu jest nasz dom, wy mieszkałyście dotychczas w innym miejscu, więc może to by ułatwiło sprawę. Po za tym za długo żyliśmy...daleko od siebie.

Zaniemówiłam.

Dobra, mieszkaliśmy tutaj już całkiem dłuższy czas, ale to przez to, że Liam Geran, niebezpieczny dupek, polował na nas.

Ale jeśli chodzi o przeprowadzkę na stale. Zostawić poprzedni dom....

Nie, chyba nie jestem na to gotowa.

- Ja...Nie wiem czy jestem gotowa, na zmianę. Nie potrafię od tak podjąć decyzji. Możecie mi dać kilka dni na przemyślenie tego?

- Oczywiście, malutka- powiedziała Cambrille- ile tylko będziesz chciała.
Podeszła i przytuliła mnie.

Babcia, która siedziała po mojej prawej stronie, pogłaskała mnie pocieszająco po dłoni.

- Nikt cię nie pogania, pamiętaj.

Spojrzałam na nią z wdzięcznością, po czym wstałam od stołu.

- Przepraszam was, ale pójdę się położyć. Opadam z sił. Smacznego, jeszcze raz.

-----------------------------------------

Leżałam w swoim łóżku, pogrążona w toni muzyki. Przeglądałam telefon.

Miałam przed sobą zdjęcie. Moje i Aidena. Staliśmy na dziedzińcu szkoły...

SZKOŁA!

Cholera!

Spojrzałam na kalendarz...

O w mordę, na szczęście zaczęła się przerwa. Całe dwa tygodnie wolnego.

A dokładniej tydzień już minął.

A już myślałam, że opuściłam tyle dni szkolnych.

Wróciłam do fotografii..

Łzy stanęły mi w oczach na wspomnienia.

Nas.

Nie można sobie wyobrazić, co czułam kiedy brunet był przy mnie. Przytulał mnie, całował, troszczył się, rozbawiał, pocieszał.

Kochał.

Teraz...

...czuję nic innego jak pustkę. Bez niego.

Jakby moje serce utraciło 3/4 swojej powierzchni.

Cała wina spoczywa po mojej stronie.

To moja wina, że tak tonsię skończyło.

Jestem beznadziejna.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a już po chwili do pokoju wszedł Gareth.

- Można?

Potaknęłam, otarłam dyskretnie łzy i odłożyłam telefon na bok.

- Jak tam?- zapytał- Nie jesteś ostatnio zbyt rozmowna. Gdzie się podziała ta pyskata blondyna?

- Dobrze- wysiliłam się na uśmiech- Po niej, jak widzisz, ani śladu.

Przyjrzał mi się.

- Nie umiesz kłamać, prawda?

Zaczerwieniłam się.

- Aż tak bardzo widać?

- Dla mnie, jak najbardziej. Powiesz o co chodzi czy mam się domyślać?

Nic nie odpowiedziałam. Chłopak dostrzegł mój telefon. Niezablokowany. Wziął go do ręki. Przyjrzał się dokładnie załadowanej fotografii.

- Tęsknisz za nim?

- Jak cholera...- przyznałam. I łzy na nowo poleciały sznurem.

- To dlaczego z nim nie porozmawiasz?

- A czy ty uważasz, że teraz to będzie takie łatwe?- pociągnęłam nosem.

- Nic nie jest łatwe, ale próbować trzeba.

- Nie sądzę. Popełniłam wiele błędów. Karygodnych błędów.

- On również nie jest święty, ale kochacie się. Nie możecie odwlekać tego w nieskończoność. Rozmowa w waszym wypadku jest nieunikniona.

- Łatwo ci mówić. Ja nie potrafię spojrzeć mu teraz w oczy. Za każdym razem...tak bardzo się myliłam. Co on sobie teraz o mnie myśli?

- Nie potrafisz spojrzeć w oczy, hm? A w zdjęcie patrzysz w jego oczy, perfidnie przewiercając go wzrokiem.- zaśmiał się.

- Gareth- jęknęłam z lekkim uśmiechem.

- No co? Przynajmniej się uśmiechnęłaś.

- Dzięki, ale ten twój pomysł do mnie nie przemawia. Nie jestem gotowa..

- Ty na nic nie jesteś gotowa- upomniał mnie- chowasz się jak mała dziewczynka, a powinnaś podejmować samodzielne decyzje. Nie możesz wiecznie mówić, że nie jesteś gotowa.

- Ale to prawda!

- Ty tak mówisz, ale tak naprawdę, w głębi serca, wiesz, że jesteś odważna i to tylko chora przykrywka. Jeśli to cię pocieszy, jesteśmy w pewnym sensie podobni...

- Wątpię...

- Daj mi skończyć, głupia...Kiedyś też taki byłem. Dopóki moi rodzice nie porzucili mnie i nie zostawili pod opieką ciotki, która jak się okazało jest zwykłą suką. W każdym razie, nigdy o nich nie mówiłem,ale kiedy zdałem sobie sprawy, co możesz czuć i że nie jesteś tylko ładną blondi bez mózgu, ujrzałem w pewnym sensie siebie. Sory, ale blondynki, dla mnie, właśnie takie wyobrażenie wywołują.

- Dzięki- zaśmiałam się z sarkazmem.

- No więc, ciężko było. Przeprowadzka, nowe życie, brak rodziców. Najgorszy okres dla nastolatka.

- Tak- mruknęłam.

- Więc, z mojego przykładu czerp rady na przyszłość. Starszy kolega kłania się na przyszłość- zasalutował.

- Dzięki, dupku- zaśmiałam się.

- Blondyna, nie przeginaj- zaczął mnie łaskotać.

I tak cały wieczór przeleciał mi na rozmowie z chłopakiem.

Kilka razy naszło mnie, żebym wysłała sms'a do Aidena, ale ostatecznie stchórzyłam.

Nie mogłam.

Zraniłam go.

Bardziej niż on mnie.

Sama naważyłam sobie tego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro