Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

    — Widzi pan tamtego mężczyznę stojącego pod wieżą? To Ezarel, szef Straży Absyntu — wskazała odpowiedniego mężczyznę.

    — Więc dlaczego to z tobą rozmawiam?

    — Bo to moje zadanie. I szczerze powiedziawszy otrzymaliście naszą pomoc właśnie ze względu na to, że szef chce zobaczyć moje umiejętności w prowadzeniu misji. Chcę awansować w straży, no rozumie pan? Oczywiście dokonam wszelkich starań, aby pomóc wam jak najlepiej.

    — I jak wielu was jest?

    — Tylko nas dwoje. W obecnej sytuacji Straż Eel nie może sobie pozwolić na wysyłanie zbyt dużej ilości osób w jedno miejsce. Ale macie o tyle szczęścia, że jeden z szefów oferuje właśnie wam swoją pomoc. Więc jaka jest pańska decyzja?

    — Oczywiście przyjmiemy waszą pomoc, każda para rąk się teraz liczy. 

    Słuszna decyzja – powiedziała do siebie w myślach. Jednak w odpowiedzi na jego słowa, tylko uśmiechnęła się miło.

    — Mój przyjaciel, Haavar — wskazał mężczyznę siedzącego na kanapie, który jak do tej pory, jedynie przyglądał się czarownicy — Zaprowadzi was do pokoju, w którym będziecie mogli odpocząć po podróży. Czy wezwać do pani pielęgniarkę?

    Naira zamrugała zaskoczona, jednak szybko zrozumiała o co chodzi dowódcy wioski.

    — Nie, nie. Nie trzeba. Potrafię się zająć swoją nogą, ale dziękuję za propozycję.

    — Jeśli można spytać... Czy coś zaniepokoiło was w trakcie podróży? Mieliście jakieś... Utrudnienia?

    Na chwilę zamilkła patrząc w szare oczy mężczyzny. Może była zbyt podejrzliwa, ale miała wrażenie, że on wręcz chce usłyszeć o zmutowanych chowańcach. W każdym razie, ton głosu bruneta jej się nie spodobał, wobec tego pokręciła przecząco głową.

    — Wszystko było w porządku, miałam tylko mały wypadek podczas podróży, jak pan widzi.

    — Wypadek?

    — Tak, spadłam z shau'kobowa i skręciłam sobie kostkę. Ale jest dobrze, nie kuleję już, aż tak bardzo.

    — Rozumiem. Haaver — przeniósł wzrok na drugiego mężczyznę, który wstał i podszedł do Nairy.

    — Proszę za mną — poprowadził ją do wyjścia.

    Kobieta oczywiście poszła za nim, a jakiś czas później znaleźli się przy Ezarelu, który spuścił głowę i szal tak, by zakryć jak najwięcej swojej twarzy. Naira uśmiechnęła się rozbawiona widząc jego próby ukrycia faktu kim jest. Szkoda tylko, że wie o tym każdy, oprócz jego samego. Haavar zaprowadził ich do odpowiedniego pokoju. Bez słowa zostawił im klucze i wyszedł.

    Pomieszczenie było dość skromne, jeśli chodzi o wystrój. Były tu tylko dwa łóżka, szafa i biurko. Czarne meble dość mocno wybijały się na tle pomarańczowych ścian, jednak narzekanie na ów pokój, byłoby co najmniej nietaktowne.

    — Nareszcie chwila odpoczynku — od razu podeszła do łóżka i się na nim położyła.

    — Dlaczego dali nam pokój? Coś ty im powiedziała? — spojrzał na nią podejrzliwie.

    — Nic takiego — machnęła lekceważąco ręką — W ramach czynszu mamy po prostu pomagać wiosce w odbudowie i leczeniu — zamknęła oczy.

    — Odbiło ci? Miałem się ukrywać przed innymi, a nie im pokazywać.

    — Spokojnie, Eziu. Ukrywając się tym bardziej będziesz na siebie zrzucał podejrzenia.

    — Nie nazywaj mnie tak.

    — Mhm... — mruknęła sennie.

    Elf chwilę jej się przyglądał, po czym zajął się rozpakowaniem swoich rzeczy. W tym czasie kobieta zdążyła już zasnąć, a jemu później nie pozostało nic innego, jak skupić się na swoich notatkach sporządzanych w trakcie podróży. Jego wzrok padł na sugestię, którą zapisał ze względu na czarownicę. Z tego co zdążył zauważyć, w rzeczach, które były rzekomo jego, nie miał ani pecteilis, ani lithopsu. Ale nie było w tym nic dziwnego. W eliksirach te składniki łatwo można zastąpić innymi, mniej szkodliwymi roślinami. Przeniósł wzrok na śpiącą kobietę. Naira się chyba nie obrazi jak pożyczy od niej dwie rośliny.

    Wstał z krzesła i podszedł do jej torby, w której trzymała wszystkie swoje zioła. Zaczął ją przeszukiwać w poszukiwaniu dwóch konkretnych składników, lecz zamiast tego, trafił na pudełko, które ruda kobieta zaciekle strzegła i nie pozwoliła mu nigdy zobaczyć jego zawartości. Gdy raz o nie zapytał, to zaśmiała się nerwowo i zbyła go niejasną odpowiedzią. Już miał sprawdzić co się w nim kryje, ale ostatecznie odłożył je na miejsce. W końcu nie powinien nadużywać jej dobroci, a nie mógł sobie pozwolić na utratę sojusznika.

    W końcu odnalazł to czego szukał. Wrócił z roślinami do biurka i zrobił wszystko tak, jak poradziła Naira. Z braku lepszych alternatyw, uzyskaną mazią posmarował kawałek swojej skóry na dłoni. Zamiast poparzenia, poczuł jedynie delikatne ciepło. Po jakimś czasie starł maź i spojrzał na swoją dłoń. Faktycznie znajdowało się na niej przebarwienie o lekko fioletowej barwie. Domyślił się, że kolor by się wzmocnił, gdyby pozwolił dłużej zachodzić w reakcję substancji. I choć przebarwienie zgadzało się z tymi co u zmutowanych chowańców, to istniało przecież wiele innych eliksirów, za których pomocą uzyskałby ten sam efekt. W dodatku użycie ich wydawało mu się dużo bardziej logiczne. Więc w jaki sposób Naira znalazła tak nielogiczne rozwiązanie, które jednak miało odpowiednie działanie? Ponownie spojrzał w kierunku jej torby. Doskonale wiedział, w którym miejscu znajdzie pudełko, które tak go zaintrygowało. Spojrzał kontrolnie na czarownice. Dalej spała. Niespiesznie wstał od biurka i ponownie znalazł się przy torbie. Wyciągnął drewniane pudełeczko i dłuższą chwilę mu się przyglądał. Tym razem ciekawość wzięła w nim górę i w końcu je otworzył.

    W środku znajdowały się małe flakoniki z eliksirem, który oczywiście bez problemu rozpoznał. Zamknął pudełko i odłożył je na miejsce. Teraz doskonale zdawał sobie sprawę z jakim problem borykała się kobieta. Rozumiał też dlaczego tak bardzo próbowała to przed nim ukryć. Chyba będzie musiał z nią porozmawiać, chociaż... Domyślał się, że większością i tak będzie się musiał zająć po cichu, tak, żeby nie zdawała sobie z tego sprawy. Wygląda na to, że będzie miał trochę pracy w nocy, gdy kobieta ponownie pójdzie spać. Teraz istniało zbyt duże ryzyko, że obudziłaby się w trakcie.

    Flakoniki, które przed nim ukrywała, miały w sobie dość mocno uzależniającą substancję, która działała jak narkotyk. Zażywana regularnie sprawiała, że ciężko poznać po osobie, że jej stosuje, gdyż zawsze widzi się ją pod wpływem, co w końcu staje się normą. Mimo wszystko ciekawiło go co sprawiło, że sięgnęła właśnie po taki eliksir. Usiadł na drugim łóżku, a jedyne co mu pozostało, to czekać, aż się obudzi.

****

    — Jakim prawem grzebałeś w moich rzeczach!? Tyle dla ciebie zrobiłam, a ty mi się tak odwdzięczasz!? — domyślał się, że będzie wściekła, ale żeby, aż tak?

    — Tak! Zrozum, że sama też potrzebujesz pomocy. Z każdym dniem będzie już tylko gorzej.

    — Ja się czuje świetnie. Nie potrzebuję niczyjej pomocy!

    — A spróbowałaś choć przez jeden dzień tego nie zażywać?

    — Nie i nic ci do tego!

    — Naira... Ja zaufałem tobie i przyjąłem twoją pomoc. Pora byś ty zrobiła to samo.

    — Nie, Ez... — pokręciła przecząco głową.

    Stanął tuż przed nią i spojrzał jej głęboko w oczy.

    — Rozumiem, że boisz się tego odstawić, ale zaufaj mi. Naprawdę wiem jak ci pomóc.

    Nie. On nic nie rozumiał i nie powinien jej pomagać. W końcu, gdy świadomie zabija się niewinnych feary, potrzeba silnej podpory, by się przed tym nie cofnąć. A jeśli on jej to odbierze, straci wszystko to nad czym do tej pory pracowała. A na to nie mogła sobie pozwolić. Musiała za wszelką cenę znaleźć rozwiązanie. Albo ona, albo oni. Niestety za bardzo się bała wybrać ich.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Tak, obiecałam wam ten rozdział kilka dni wcześniej, ale okazało się, że szkoła mi na to nie pozwala. Wybaczcie.

MysiaSSS Cervena_, jak już mówiłam, będę waszych okładek używać zamiennie.

A teraz mała reklama.

Otóż...

Napisałam shota o Lucio z gry „The Arcana”. Jeśli bylibyście nim zainteresowani, to zapraszam do książki „Samotny Hrabia || Lucio x OC” na moim profilu.

To do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro