Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

    Tak jak zaplanował, w nocy zajął się zmniejszaniem działania eliksiru. Różnica nie była jakaś znacząca, ale nie mógł sobie na więcej pozwolić, by nie odbiło się to jakoś bardzo na zdrowiu psychicznym i fizycznym Nairy. Małymi kroczkami do przodu i w końcu dojdą do celu. Odkąd się dowiedział o zażywanym przez nią skysta vaist, to przestała go przed nim ukrywać. Był szczerze zaskoczony widząc, że w ciągu dnia musi wypić co najmniej cztery dawki. Wygląda na to, że jeszcze daleka droga przed nią, aby powróciła do normalnego funkcjonowania bez eliksiru.

    Jeśli zaś chodzi o ich działanie dla tego miasta, to kobieta zajęła się pomocą przy leczeniu, a jego niemal wyrzuciła do pomocy przy odbudowie. Ale to było do przewidzenia, skoro z ich dwoje to on był mężczyzną. Chociaż szczerze nie przepadał za pracą fizyczną i nie był do niej przyzwyczajony, co bez problemu można było wywnioskować po jego sylwetce.

    — Biedactwo, znowu ci żyć nie dali? — zapytała rozbawiona, widząc elfa rozwalonego na łóżku.

    — Żebyś wiedziała — mruknął pod nosem, nie otwierając oczu.

    — Pomasować ci plecki?

    — Tak, poproszę.

    — Naprawdę? — zapytała zaskoczona.

    — Nie.

    Pokręciła rozbawiona głową. Mogła się tego spodziewać. Nim jednak zdążyła się ponownie odezwać, ktoś zapukał do drzwi ich pokoju. Niespiesznie do nich podeszła i je otworzyła, zaś elf w tym czasie podniósł się do siadu.

    — Tak? — zapytała z uśmiechem.

    — Naira i Ezarel? — gdy na swoje pytania otrzymał skinienie głową, kontynuował — Pójdziecie ze mną.

    — Z jakiego powodu jeśli można spytać?

    — Nasz wódz chce z wami porozmawiać.

    Choć na zewnątrz pozostała niewzruszona, to w głowie zaczęły jej się już tworzyć dość nieprzyjemne scenariusze.

    — Rozumiem... Jednak proszę go poinformować, że jesteśmy zmęczeni po całym dniu pracy i że sami się do niego udamy jutro z samego rana — powoli zaczęła zamykać przed nim drzwi, jednak mężczyzna je przytrzymał.

    — Nalega na spotkanie teraz.

    — W takim razie niech osobiście przyjdzie nas odwiedzić. Krzywda mu się u nas nie stanie — delikatnie zabrała jego dłoń z drzwi i w końcu je zamknęła, uśmiechając się przy tym niewinnie.

    Jej wyraz twarzy od razu spoważniał, gdy przeniosła wzrok na Ezarela. Oboje doskonale wiedzieli co to oznacza. Znowu będą musieli uciekać. I choć elf był przekonany, że to przez jego przeszłość, a czarownica, że to z powodu jej badań, to prawda była tak, że po prostu dotarł do nich list z Kwatery Głównej. Więc choć nikt, jak na razie nie miał im nic do zarzucenia, to jednak wzmianka w wiadomości o tym, że Ezarel jest byłym szefem Straży Absyntu, zdawała się być dość niepokojąca.

    Zrozumieli się bez słowa i na szybko zaczęli pakować wszystkie swoje rzeczy. Zanim jednak wyszli, elf podszedł do okna i wyjrzał przez nie na drogę.

    — Chyba mamy problem...

    Rudowłosa od razu do niego podeszła i spojrzała tam, gdzie on. Niedaleko ich schroniska kręciło się kilku tutejszych strażników. Przeklęła cicho pod nosem. Zazwyczaj mogła spędzić w jednym miejscu co najmniej kilka miesięcy, a tutaj byli zaledwie kilka dni. W dodatku po raz pierwszy nie uciekła wystarczająco wcześnie, by otoczyli budynek, w którym mieszka. Może mieszkańcy Khahid wysłali list do Effety o fałszywej zielarce? Zdecydowanie już więcej nie pozwoli Ezarelowi tak odwlekać podróży ze względu na zmutowane chowańce.

    — Jakieś pomysły...?

    — Byłbyś w stanie nam przygotować eliksir na zmianę wyglądu?

    — Nie — dodatkowo pokręcił głową — Jego się robi co najmniej przez trzy dni, ale co zwykła zielarka jak ty mogłaby wiedzieć o takich eliksirach?

    — Ezarel, nie mamy czasu na sprzeczanie się... — zarzuciła sobię torbę na ramię i wzięła czaszkę.

    Elf odsunął się od okna i wziął swoje rzeczy.

    — A ty nie możesz czegoś zrobić? Jesteś czarownicą, nie masz jakiejś magicznej sztuczki w zanadrzu?

    — Nie — skłamała. Użycie takiego zaklęcia wymagałoby od niej zużycia zbyt dużej ilości energii, a to zdecydowanie pogorszyłoby jej stan, ale... Chyba nie mają innego wyjścia — Dobra. Połóż dłoń na czaszce...

    Mężczyzna wykonał jej polecenie. Dopiero teraz uważniej się przyjrzał wzorom, wyrytym na kości. Domyślał się, że muszą coś znaczyć, ale zapyta o to w bardziej korzystnej sytuacji. Naira położyła swoją dłoń na jego i zaczęła cicho wypowiadać słowa zaklęcia. Elf uważnie się jej przyglądał. Jej oczy zalśniły, ale po chwili zorientował się, że zostało to wywołana przez pomarańczowe pasma światła, leniwie wirujące wokół nich. Było to dość... Ciekawe zjawisko. Nigdy wcześniej nie miał większej styczności z czarownicami, więc to wszystko było dla niego nowym przeżyciem. Choć ogólnym przekonaniem na ich temat było to, że często skłaniają się bardziej w stronę czarnej magii, to jak na razie Naira nie wyglądała na osobę, która w ogóle mogłaby stać się zła. Chociaż... Pomaga właśnie jemu, więc w świetle prawa jest już zła. Po jakimś czasie, zostali otoczeni pomarańczową aurą.

    — Co zrobiłaś?

    — Zaklęcie iluzji. Więc dobrze by było stąd jak najszybciej zniknąć, nie wiem jak długo uda mi się je utrzymać — zabrała swoją dłoń z jego, a on z czaszki.

    Pokiwał na zgodę głową. Wyszli z pokoju, ale za drzwiami stał ten sam mężczyzna, z którym Naira wcześniej rozmawiała. A on, widząc przed sobą dwie nieznajome osoby, wychodzące z pokoju elfa i czarownicy, zamrugał zaskoczony.

    — Oj, pan wybaczy... — ponownie położyła dłoń na czaszce, a mężczyzna padł na ziemię zemdlony.

    Szybko ruszyli korytarzem do wyjścia z budynku, a za nim starali się zachowywać jak najbardziej naturalnie. Jak gdyby nigdy nic, szli ze sobą pod rękę, udając, że są zajęci rozmową. Jednak ponownie ktoś ich zaczepił, a był to jeden ze strażników, mówiący, że nie mogą teraz opuszczać schroniska. Naira w akcie desperacji, kopnęła mężczyznę między nogi. Nawet Ezarel w ramach męskiej solidarności, syknął cicho.

    Wiedźma chwyciła go za rękę i biegiem ruszyła do wyjścia z miasta. Poczuła jak coś spływa jej po gardle, więc pochyliła głowę w dół, omal nie tracąc przez to równowagi w biegu. Krople krwi szybko skapywały jej z nosa na ziemię. Za długo. Zbyt wiele wykorzystanej energii w zbyt krótkim czasie. A jej zaczynało się już robić słabo. Iluzja zniknęła, ale było to bez znaczenia, skoro tak czy siak ich ścigali. Ezarel sięgnął do torby po eliksir, który później rzucił za siebie. Gdy fiolka się rozbiła, zaczął się nad nią unosić dym. Kilku strażników wystawionych na jego działanie, zatrzymało się i zaczęło kaszleć, ale dwoje z nich dalej za nimi biegło.

    — Zamknąć bramę! — krzyknął jeden ze strażników, a jego polecenie od razu zostało wysłuchane.

    Ciężkie wrota zaczęły się zamykać.

    — Nie zdążymy... Jak masz jeszcze coś w zanadrzu, to czas to wykorzystać — spojrzał na czarownice, która z trudem dotrzymywała mu kroku. Jedną ręką trzymała się za bok, a drugą przyciskała do siebie czaszkę. Jej ciężki oddech i krew spływająca z nosa, nie sugerowały niczego dobrego — Cholera... Tylko mi tu nie mdlej! — desperacko zaczął się rozglądać za jakimś wyjściem z tej sytuacji.

    Jest! Złapał kobietę w pasie i posadził ją na odpoczywającego shau'kobowa. Sam wskoczył na niego zaraz za nią. Złapał za wodze i zmusił chowańca do biegu. Wierzchowiec ślepo zaczął pędzić w wyznaczonym przez elfa kierunku.

(Moi drodzy, zatrzymajmy się tu na chwilę, bo to wymaga omówienia. Otóż... Postanowiłam zrobić do tej sceny ilustrację. Wiecie, żeby była taka ekspresyjna i w ogóle. No, ale nie byłam pewna jak narysować shau'kobowa. Do tej pory myślałam, że to będzie coś w stylu zmutowanego konia, ale na szczęście mamy internet, więc...

Także macie Ezia i Nairę uciekających na przerośniętym kurczaku, elo)

    Cudem udało im się przemknąć przez bramę. Triumfalny okrzyk mimowolnie uciekł z ust Ezarela. Naira jednak nie podzielała jego zapału i tylko oparła głowę na jego ramieniu.

    — Nie na za dużo sobie pozwalasz? — spojrzał na nią — No nie. Czy ty zawsze musisz mdleć w najlepszych momentach? Jesteś niemożliwa...

    — Jeszcze nie mdleje — powiedziała cicho, zamykając oczy. Zdecydowanie musi ograniczyć zużywanie takiej ilości magii.

    — Co znowu jest nie tak z twoją nogą?

    Otworzyła zaskoczona oczy i instynktownie spojrzała na swoją prawą nogę. Spod jej spodenek zaczęły się rozchodzić małe fioletowe żyłki na jej skórze. Za szybko.

    — To nic takiego... Czasem mi się tak robi. Tak to już jest z czarownicami, nie możemy używać od tak sobie magii bez żadnych konsekwencji. Posmaruje to czymś i zniknie — oczywiście pajączki powstałe na jej nodze były wywołane czymś zupełnie innym, jednak elf nie musiał o tym wiedzieć. Wręcz nie powinien.

    — Mhm... Gdzie jedziemy tym razem?

    — Nie wiem. Jedź po prostu przed siebie. Później coś wymyślimy — ponownie zamknęła oczy.

    — Aż się nie mogę nadziwić jaka ty jesteś czasami wspaniałomyślna. Zdradź mi sekret swojego geniuszu.

    — Z tym się trzeba po prostu urodzić, więc przykro mi, ale nie dasz rady nabyć tej umiejętności.

    — I całe szczęście — uśmiechnął się do niej wrednie, lecz nie mogła tego zobaczyć — Dobranoc — dodał po dłuższej chwili milczenia, lecz nie otrzymał już na to odpowiedzi.

****

    — Nevra — odezwał się Kero, podchodząc do wampira.

    — O co chodzi?

    — Dostaliśmy list z Khahid, wydaje mi się, że jest to coś, co musisz przeczytać — podał brunetowi wiadomość, a ten od razu przeczytał jej treść.

    — Naira, to ta zielarka, z którą jest Ezarel, zgadza się? — upewnił się.

    — Tak, w dodatku to jest już trzeci list z tamtego miasta, w którym jest oskarżana o morderstwo.

    — Rozumiem. Koniec z pokojowym nastawieniem. Przydzielę odpowiednie osoby do schwytania jej. Możesz już odejść.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Ez na kurczaku, elo.

Tak, to całe podsumowanie, na jakie mój intelekt był w stanie się zdobyć.

To do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro